




Rozdział 1
Ciemny las rozbrzmiewał licznymi krokami, pościg był długi, ale musieli ich schwytać. „Rozproszcie się i znajdźcie ich,” rozkazał jeden z wampirów.
„Nie słuchamy twoich rozkazów,” warknął jeden z wilkołaków w odpowiedzi.
Małe stworzenia na drodze wpełzły do swoich domów i zamknęły drzwi.
„Nie ma czasu na narzekania, musimy ich znaleźć!” warknął kolejny.
Podzielili się na grupy i ruszyli w różnych kierunkach.
Jeden z wampirów pobiegł przed wilkołakami, inny szedł obok nich, drwiąc z ich powolnego tempa, a potem przyspieszył.
„Jak oni śmią?” Jeden z wilkołaków warknął i już miał ruszyć, by ich dopaść za tę zuchwałość.
„Stop,” jeden z nich przekształcił się w ludzką formę, „ignorujcie ich i skupcie się na znalezieniu tej suki. To wszystko przez nią, przyniosła nam wstyd. Znajdźcie ją i zabijcie razem z jej dzieckiem.”
„Haah... haah...” Gabriella biegła z całych sił, ale nie mogła zgubić wampirów i wilkołaków za sobą, była osłabiona po porodzie, poród był ciężki, a zaraz potem byli ścigani. Gdyby tylko mogła przemienić się w swoją wilczą formę, pomyślała, chowając się za dużym kamieniem.
Usłyszała setki kroków zbliżających się do niej, „To nie jest dobrze. Muszę ich odciągnąć,” Położyła swoje nowo narodzone dziecko na ziemi. „Bądź grzeczna i czekaj tutaj. Mama wróci po ciebie,” wyszeptała do swojego dziecka, wyciągając naszyjnik z małą buteleczką. Skropiła dziecko wodą z buteleczki, „to zamaskuje twój zapach,” wyszeptała.
Przemieniła się w swoją wilczą formę i pobiegła w stronę wrogów. Gryzła ich, rozrywając na kawałki. Kilku wampirów otoczyło ją, usłyszała wycie wilków z daleka, „cholera, są blisko! Jest ich za dużo,” zaklęła, ale zanim zdała sobie sprawę z otoczenia, jeden wampir rzucił się na nią, a tuż przed ugryzieniem potężna siła odrzuciła wszystkich wampirów.
„Adrian!” Krzyknęła imię swojego ukochanego, jedynego, który miał moc odrzucić ich bez dotykania.
„Przepraszam, że się spóźniłem,” usłyszała go w swojej głowie.
„Gdzie jesteś?”
„Ukryj się gdzieś bezpiecznie, przyjdę po załatwieniu ich.”
„Wróć do nas bezpiecznie,” wyszeptała, biegnąc z powrotem do swojego dziecka.
„Cicho, teraz wszystko będzie dobrze. Tata jest tutaj, wkrótce do nas przyjdzie,” pocałowała swoje dziecko i przytuliła je mocno, „Zabiorę cię w bezpieczne miejsce.”
Gdy już miała ruszyć, usłyszała, jak ktoś szybko się do nich zbliża, jeden... dwa... pięciu z nich, trzech wampirów i dwóch wilkołaków, podpowiadały jej zmysły.
„To ślepy zaułek, Gabe.” Jeden z wilków szydził z niej, idąc w ich stronę.
„Trzymaj się z daleka, Bran!” Krzyknęła.
„Zgadnij co? Już nie słuchamy twoich rozkazów, Luna,” pojawił się kolejny wilk tuż obok niej.
„Puśćcie nas.”
„Oddaj to dziecko, a przysięgam, że cię oszczędzimy,” powiedział, powoli się do niej zbliżając.
„Po moim trupie!”
„Jak sobie życzysz,” rzucił się na nią. Przetoczyła się po ziemi, unikając ataku, położyła swoje dziecko pod drzewem i przekształciła się w swoją wilczą formę.
Dwóch wilkołaków otoczyło ją, ale natychmiast skoczyła na nich, rzuciła ich na ziemię i stanęła na ich piersiach łapami, „Jesteście milion lat za wcześnie, by myśleć, że możecie mnie pokonać,” warknęła, „To wy opuściliście klan i sprzymierzyliście się z wampirami. Lepiej, żebyście wyciągnęli z tego naukę. Nie ważcie się nas ścigać!” Zeszła z nich i odwróciła się, by odejść, ale jeden z nich zaatakował ją, natychmiast go zrzuciła i rozdarła na kawałki. Spojrzała gniewnie na drugiego wilka leżącego na ziemi, „Uciekaj!” warknęła. Natychmiast uciekł.
Opadła na ziemię, sycząc z bólu, była ranna. Jej uszy wyłapały kolejne kroki zbliżające się do nich.
„Musimy stąd uciekać,” przytuliła swoje dziecko do piersi i pobiegła stamtąd.
„Gabriella!” Usłyszała swojego partnera.
„Jesteśmy tutaj, Adrian.” Zawołała go.
„Cieszę się, że jesteście cali.” Uśmiechnął się słabo.
„Co się stało?” Zmarszczyła brwi.
„Nic. Musimy stąd uciekać,” próbował się ruszyć, ale upadł na ziemię, jego twarz była blada, a rany głębokie.
„Adrian?!” Krzyknęła, nigdy go takim nie widziała, jego rany zawsze goiły się same, jej partner był niepokonany.
„Wstrzyknęli mi coś,” syknął z bólu, czując niebezpieczeństwo czające się wokół, wyszeptał, „słuchaj, musisz stąd uciekać.”
„Musimy stąd uciekać.” Objęła jego policzki dłońmi.
W tym momencie pojawił się wampir, „Wasza Wysokość,” Uklęknął przed swoim Królem.
„Słuchaj, Gabrielle, on zabierze cię w bezpieczne miejsce, gdzie wampiry i wilkołaki nie będą mogły was dosięgnąć.” Adrian zapewnił swoją partnerkę.
„Nie zostawię cię!” Krzyknęła, łzy napłynęły jej do oczu, „Nie zostawię!”
„To nie czas na upór, nie jesteście tu bezpieczni.” Zganił ją.
„Ty też nie jesteś.” Sprzeciwiła się.
„Jestem Królem Wampirów, pamiętasz?” Ujął jej policzki i oparł swoje czoło o jej, „Proszę, posłuchaj mnie chociaż raz.”
„Dobrze, wyślemy nasze dziecko z nim, ale ja zostaję z tobą.” Powiedziała mu.
„Wiesz, że to niemożliwe, ona nie przetrwa sama, ma ogromne moce, będzie potrzebowała twojego przewodnictwa.” Adrian argumentował.
Wziął ich córkę w ramiona, w końcu mógł spojrzeć na jej twarz, „Moja księżniczko!” Złożył delikatny pocałunek na jej czole. Wziął jej małe rączki w swoje i pocałował je. „Ona zrobi to, czego my nie mogliśmy,” Szepnął, patrząc na swoją partnerkę. Była dzieckiem przepowiedni, przeznaczonym do zjednoczenia dwóch klanów, przeznaczonym do rządzenia nimi, jego wzrok przesunął się z powrotem na córkę, „Przepraszam, że tata nie może iść z tobą, ale obiecuję, że szybko do was wrócę.”
Przekazując ją swojej matce, powstrzymał łzy, „Teraz idźcie,” Wstał, odwracając się do nich plecami.
„Nie, proszę, nie rób mi tego.” Błagała.
Odwrócił się do niej i przyciągnął ją do siebie, „Po tym wszystkim przysięgam, że wrócę do ciebie,” Pocałował jej łzy.
„Obiecaj mi.”
„Obiecuję,” Zatwierdził to pocałunkiem na jej ustach, „Teraz idź.”
Nie chciała go puścić.
„Kocham cię,” szepnął, zanim teleportował ich na skraj lasu.
21 lat później
„Mamo! Spóźnię się!” Dziewczyna krzyknęła, wiążąc swoje długie, czarne włosy w kucyk, „Gdzie jest moja szczęśliwa kurtka?” Krzyknęła, wyrzucając ubrania z szafy.
„Na łóżku!” Usłyszała, jak jej mama krzyczy z dołu.
„A moje szczęśliwe buty?” Krzyknęła ponownie, zakładając kurtkę.
„Tuż przy drzwiach.” Odpowiedziała jej matka.
Otworzyła drzwi i znalazła je, zakładając je, znowu krzyknęła, „A moje klucze?” Zapytała, patrząc w dół z pierwszego piętra.
„Tutaj,” Jej matka rzuciła jej klucze.
„Mam je,” Złapała klucz i podbiegła do okna, „Odpalcie samochód,” Krzyknęła, rzucając klucz swoim przyjaciołom, którzy czekali na nią na zewnątrz.
Pobiegła po schodach, chwytając torbę, „Dobra, pa mamo, kocham cię,” przesłała jej całusa i ruszyła do drzwi, zanim mogła je otworzyć, poczuła szarpnięcie za ramię. „Poczekaj chwilę!” Jej matka pociągnęła ją od tyłu.
„Co?” Uniosła brwi.
„Zjedz śniadanie, zanim pójdziesz.” Jej matka wciągnęła ją do kuchni.
„Nie ma mowy! Już jestem spóźniona,” Próbowała uciec, ale na próżno.
„Zawsze cię słucham, teraz twoja kolej. Nie puszczę cię z pustym żołądkiem,” jej matka chwyciła ją za ramię i posadziła na krześle.
„Dobrze, proszę,” Włożyła jedną kanapkę do ust i chwyciła drugą w rękę. Wstała z krzesła i ruszyła do drzwi, „Teraz pa” Odwróciła się, by spojrzeć na matkę.
„Czy naprawdę musisz iść?” Jej matka westchnęła głęboko.
„Moja droga nadopiekuńcza mamo! Nie jestem pięcioletnim dzieckiem, które się zgubi, jutro kończę 21 lat i nie lecę na Marsa, to tylko dwie godziny samochodem, jadę tylko na wycieczkę z przyjaciółmi, obiecuję, że będę o siebie dbać i wrócę przed ósmą, zadowolona?”
„Tch,” Kliknęła językiem, widząc, jak twarz jej mamy zasnuwa troska.
„Mam też twoich ulubionych ochroniarzy ze sobą, pamiętasz?” Próbowała ją uspokoić, wspominając o trzech niezawodnych kolegach. Wtedy usłyszały klakson samochodu, „Teraz mogę iść, zanim obudzą całe sąsiedztwo tym hałasem?” Ujęła twarz matki.
„Alexa!” Usłyszała, jak jej przyjaciele wołają jej imię.
„Dobrze,” Jej mama westchnęła z rezygnacją, na jej ustach pojawił się mały uśmiech, „Ale proszę, bądź ostrożna,” Dodała.
„Oczywiście,” Alexa skinęła głową, „Pa, kocham cię,” Pocałowała matkę w policzek.
Po wyjściu córki, spojrzała na ramkę ze zdjęciem, „Nie możesz mnie winić za nadopiekuńczość, prawda? Dotrzymuję swojej obietnicy, Adrian. Kiedy ty dotrzymasz swojej?” Jej oczy zaszkliły się łzami. „Nie mogę się z tobą skontaktować. Czy wszystko w porządku? Czy nadal walczysz tam, aby nas chronić?” Szlochała, ściskając ramkę do piersi.