Read with BonusRead with Bonus

ROZDZIAŁ 5 Masakra

Markiz

"Ścigajcie ten samochód! Upewnijcie się, że ktokolwiek tam jest, zginie!" krzyknąłem do dwóch moich ludzi. Skinęli głowami i pobiegli w stronę swoich motocykli, które były zaparkowane obok drzew przy drodze. Obserwowałem, jak zakładają kaski i odjeżdżają, goniąc czarnego SUV-a.

Szybko podszedłem do pierwszego samochodu konwoju i otworzyłem drzwi po stronie pasażera. Wypadł martwy człowiek, który osunął się z siedzenia na pobocze, krew kapała z licznych ran, a charakterystyczny zapach palonego ciała od kontaktu ze srebrem unosił się w powietrzu. Wsunąłem głowę do środka, żeby sprawdzić resztę, i zobaczyłem kierowcę osuniętego na fotel oraz dwóch innych na tylnym siedzeniu... wszyscy martwi. Wilki. Uśmiechnąłem się triumfalnie i wyprostowałem. Informacje przekazane Najstarszemu były poprawne. Moi ludzie sprawdzili każdego z nich pod kątem identyfikacji i przynieśli mi wszystko, co znaleźli. Rzuciłem okiem na ich dowody osobiste i wyrzuciłem je na ulicę. Żaden z martwych nie miał nazwiska Turner ani Maxwell.

Podszedłem do samochodu za pierwszym i otworzyłem drzwi pasażera. Tym razem nikt nie wypadł z auta, ale znalazłem kierowcę pochylonego nad kierownicą. Kiedy sięgnąłem do środka po portfel kierowcy, zauważyłem, że drzwi za kierowcą są otwarte.

"Wilk uciekł!" krzyknąłem zirytowany. Jak to w ogóle możliwe, żeby przeżyć taki atak?! Spojrzałem na drzwi samochodu i zobaczyłem, że są podziurawione kulami. Odwróciłem się do ludzi przeszukujących ostatni samochód konwoju. "Czy ktoś tam ma nazwisko Turner lub Maxwell?" Jeden z moich ludzi pokręcił głową.

"Nie, Markizie, chociaż wszyscy są wilkami," odpowiedział. Wyciągnąłem portfel kierowcy i wyrzuciłem go na chodnik. Jego nazwisko również nie było Turner ani Maxwell. Zamknąłem oczy i zacisnąłem pięści z frustracji.

"Zabijcie ludzi w domu, a potem przeszukajcie okolicę! Nie mógł daleko uciec z takimi obrażeniami!" Moi ludzie podzielili się na dwie grupy; jedna mała grupa wdarła się do domu, podczas gdy druga grupa przeczesywała ulice i między domami, węsząc za zapachem wilczej krwi.

Spojrzałem w górę na Świątynię, która spoczywała na najwyższym wzgórzu w sercu miasta. Możliwe, że wilk tam się udał. Wyznawcy i kapłani pomagali klanowi Turnerów od pokoleń. Bez wątpienia, Turner byłby tam mile widziany. Zresztą, informator zgodził się spotkać ze mną właśnie tam.

Wbiegłem po schodach z zawrotną prędkością i wyczułem zapach mokrego psa, wilka w owczej skórze.

Znalazłem go na dalekim krańcu Świątyni, obserwującego rzeź poniżej. "Ten, którego szukasz, został zabrany przez kobietę," powiedział. Podszedłem i stanąłem obok niego, patrząc w dół. Miał dobry widok na samochody podziurawione kulami. Prawdopodobnie widział wszystko.

"Kobieta? Wilczyca?" zapytałem.

"Nie wiem, Markizie. Miała na sobie maskę i czarny garnitur. Jedyny powód, dla którego mówię, że to kobieta, to jej smukłe kształty," odpowiedział. "Rozumiem nasze porozumienie. Nie zapłacisz, dopóki nie znajdziesz Turnera." Wskazał w kierunku domu. "Kobieta zabrała go tam. Gdy potwierdzisz, kim jest, będę tu czekał na moją zapłatę."

"Ona mu pomaga?" wykrztusiłem z zaskoczeniem. Niewielu wiedziało o naszym ataku na potomka Turnera. Czy to mogła być sojuszniczka wilków? A może zdrajczyni?

"Wy, krwiopijcy, zawsze niedoceniacie wroga. To nigdy nie była wasza mocna strona," powiedział wilczy zdrajca.

"Powinienem cię zabić, Wilku, za to, że mnie obrażasz," odparłem. Zaśmiał się i pochylił głowę.

"Twoje groźby nie mają dla mnie znaczenia. Jestem już martwy. Kiedy wieść o mojej zdradzie się rozniesie, moi pobratymcy mnie zabiją. Jednak jeśli zabijesz mnie teraz, zapewniam cię, że nie dostaniesz tego, czego chcesz. Teraz, potwierdź tożsamość zaginionego wilka i daj mi to, o co prosiłem, Krwiopijco," warknął, wyciągając drewniany kołek spod swojej szaty.

"Poczekaj na mój powrót," powiedziałem. Uśmiechnął się do mnie złowieszczo i schował kołek z powrotem do swojej szaty.

"Dobrze. Doszliśmy do porozumienia. Będę obserwować stąd. Pośpiesz się," polecił.

Znowu zbiegałem po schodach i skierowałem się do domu, który wskazał wilczy kapłan. Wziąłem głęboki oddech i wyczułem słaby zapach wilczej krwi. Wilczy zdrajca miał rację. Został tu przyprowadzony.

Podążyłem za zapachem i znalazłem krwawiącego wilka siedzącego prosto pod drzewem na tyłach podwórza. Pies na posesji szczekał nieustannie. Warknąłem cicho na psa i natychmiast przestał, pozwalając mi podejść do wilka bez hałasu.

Zakaszlał i wypluł krew. Jego zapach był odrażający. "Czy nadal możesz mówić?" Skinął głową. "Jak się nazywasz?" zapytałem.

"A-alpha J-james Turner, p-potomek Czarodziejki," wychrypiał.

"Potrzebuję dowodu," powiedziałem.

"K-kieszeń," wyszeptał. Nagle jego ręka opadła na bok. W końcu poddał się swoim ranom. Wyciągnąłem jego portfel i paszport z kieszeni. Był Jamesem Turnerem, który używał pseudonimu James Maxwell. Jednak tym razem musiałem być pewny. Musiałem przeprowadzić test potwierdzający.

Wyjąłem dwie fiolki z kieszeni kurtki i zebrałem trochę jego krwi jako próbkę. Nasi naukowcy opracowali eliksir, który w połączeniu z krwią potomka Czarodziejki emituje niebieskie światło, sygnalizując udane trafienie. Wielu ludzi o nazwisku Turner, których zabiliśmy, nie dało pozytywnego wyniku. Miałem nadzieję, że to prawdziwy Turner, którego szukaliśmy od pokoleń. Nałożyłem kroplę eliksiru i czekałem, prawie zniechęcony, aż pojawiło się słabe niebieskie światło. To było potwierdzone. Zabiliśmy potomka Turnera!

Szybko wróciłem do domu, z którego wcześniej widziałem wychodzącego Alfę Jamesa Turnera. Wszedłem do środka, mając nadzieję, że znajdę kogoś, kto z nim mieszkał, już martwego, jednak dom był pusty.

"Markizie, dom jest pusty," przywitał mnie jeden z moich ludzi, gdy wszedłem do środka. "Wybacz mi, Panie, nie słyszałem ani nie widziałem dziecka, odkąd ich obserwuję od rana." Podniosłem rękę, aby uderzyć go w twarz, ale zatrzymałem się, gdy zdałem sobie sprawę, że ani ja nie słyszałem, ani nie widziałem dziecka. Ani też nie widziałem partnerki Alfy. Opuściłem rękę. Dziecko już wykazywało moce. Najprawdopodobniej było w trzecim samochodzie. Kaszel za mną przykuł moją uwagę.

"Prorok miał rację. Niebieska Gwiazda Aludry świeci dla Czarodziejki," powiedział jeden z moich ludzi, podając mi ramkę ze zdjęciem małej dziewczynki o niebieskich oczach i kruczoczarnych włosach. Rozbiłem szkło, wziąłem zdjęcie i schowałem je do jednej z wewnętrznych kieszeni mojej kurtki. "Jej łóżko było puste, Markizie, jednak wszystkie jej rzeczy zostały."

"Panowie, na lotnisko. Jeśli mam rację, partnerka i dziecko Alfy Turnera są w SUV-ie i zakładam, że SUV zmierza tam," rozkazałem swoim ludziom. "Informujcie mnie, gdy dotrzecie. Mam księdza, któremu muszę zapłacić."

Spojrzałem w górę na Świątynię przede mną. Nie mogłem odejść bez dania starcowi tego, na co się umówiliśmy. Krew Turnera została przelana, więc muszę dotrzymać umowy.

Ksiądz wilkołak poprosił o Płonący Miecz, który był w naszym posiadaniu od nocy, kiedy Czarna Wiedźma zabiła Huanga, w zamian za informacje. Kazałem komuś umieścić małe urządzenie śledzące na rękojeści miecza, aby gdziekolwiek miecz się znalazł, wiedziałbym. Rozkazałem jednemu z moich ludzi, aby przyniósł miecz z bagażnika mojego samochodu, który zaparkowałem na dole po drugiej stronie Świątyni.

"Markizie, miecz zniknął," powiedział, gdy wrócił.

"To niemożliwe," powiedziałem, wyciągając telefon, aby sprawdzić lokalizację miecza. "Tutaj jest napisane, że miecz jest... z tobą." Cholera!

"Panie, kiedy otworzyłem bagażnik twojego samochodu, znalazłem to." Podał mi kopertę koloru skorupki jajka, na której było napisane "Markiz Stefan Acheron" oraz małe przewodowe urządzenie śledzące, to samo, które zleciłem komuś umieścić na mieczu. Złamałem pieczęć koperty i wyjąłem kartkę papieru, która była w środku.

Napisano na niej:

"Markizie Stefanie,

Mieliśmy umowę. Ty zabijasz Turnera, a ja dostaję miecz. Wziąłem to, co mi się należało.

Ksiądz"

Zgniótłem kartkę papieru i rzuciłem ją tak daleko, jak mogłem. Wilk nie miał przyzwoitości, by poczekać, ani nie okazał mi żadnego szacunku. Spojrzałem na małe przewodowe urządzenie w mojej dłoni. Nawet wyjął moje urządzenie śledzące! Skąd on to wiedział?!

Po rozkazaniu wampirowi, aby pomógł innym na lotnisku, rzuciłem się tam, gdzie zaparkowałem mój samochód i otworzyłem drzwi od strony kierowcy. Popiół przywitał mnie, unosząc się w chłodnej nocnej bryzie. Popiół... to było to, co zostało z mojego kierowcy i ostry drewniany kołek zrobiony z drewna głogu, który leżał na środku czarnego skórzanego siedzenia.

Spojrzałem w górę na księżyc z ogromną nienawiścią. Z każdym krokiem, jaki wampiry podejmowały, Bogini Księżyca pluła w każdym naszym kierunku, faworyzując wilki, które darzyła skrajną uprzedzeniem wobec wampirów. Oba nazywane były stworzeniami nocy, dziećmi nocy, nawet stworzeniami terroru, a jednak Bogini Księżyca widziała swoje stworzenie jako dobre, podczas gdy my, którzy żywimy się krwią, byliśmy uznawani za zło.

Ku mojemu zaskoczeniu, chmury przesunęły się, ukazując niebieską gwiazdę Aludrę, podczas gdy światło na powierzchni księżyca błyszczało. Oczywiście, Bogini Księżyca i Dziewica Aludra drwiły ze mnie.

Przysiągłem, że znajdę Czarodziejkę i ją zabiję.

I nikt, nawet Bogini Księżyca ani Aludra, mnie nie powstrzyma.


Książę

Podszedłem do wściekłego Markiza od tyłu. Wylądowałem w Cebu tego popołudnia, mając nadzieję doradzić Markizowi, zanim popełni błędy. Jednak mój asystent nie mógł skontaktować się z Markizem, więc powitała mnie epicka rzeź. Cicho przekląłem siebie, przechodząc obok rzezi. Byłem na tyle głupi, by wierzyć, że mogę coś zmienić.

Najwyraźniej Markiz zaplanował masakrę. Konwój samochodów był zaparkowany w pobliżu Świątyni, przeszyty srebrnymi kulami. Policja już była w drodze, a tłum miejscowych gromadził się na miejscu zbrodni, zastanawiając się, co się stało w spokojnej okolicy w pobliżu Świątyni.

„Dokąd się wybierasz, Markizie?” zapytałem delikatnie. Zatrzymał się i powoli odwrócił, aby spojrzeć na mnie. Jeśli był zaskoczony moim niespodziewanym przybyciem, nie dał tego po sobie poznać.

„Książę, jechałem na lotnisko,” odpowiedział.

Kiwnąłem głową, podszedłem do strony pasażera i cicho wsiadłem do samochodu. Po usunięciu drewnianego kołka, Markiz ostrożnie usiadł na popielatym siedzeniu kierowcy i przekręcił kluczyk, który już był w stacyjce.

„Słyszałem, że jeden z twoich ludzi mówił, że miecz zaginął. Czy chodzi mu o Płonący Miecz, który jest w naszym posiadaniu od czasu, gdy Czarna Wiedźma go zabrała?” zapytałem, gdy przyspieszał w stronę lotniska. Kiwnął głową, nie mówiąc ani słowa. „Jestem zaskoczony, że Król Wampirów pozwolił ci go zabrać.”

„To był środek do celu, Książę,” odpowiedział. „Zdrajca wilk, który ukrywał tożsamość potomków Turnera, zażądał Płonącego Miecza w zamian za śmierć potomka Turnera, którego szukaliśmy od ponad stu lat.”

„I co dalej?” zapytałem.

Włożył rękę do płaszcza i wyjął małą fiolkę, która świeciła na niebiesko. Faktycznie zabił potomka Turnera! Gdy wkładał fiolkę z powrotem do płaszcza, coś wypadło i wylądowało na konsoli środkowej samochodu. Podniosłem to i spojrzałem. Uśmiechała się do mnie piękna mała dziewczynka, maluch, z długimi falującymi czarnymi włosami, przytulająca zabawkowego wilka. Westchnąłem, zauważając jej aksamitne niebieskie oczy.

„Czarodziejka się narodziła!” wykrzyknąłem zszokowany. Zamknąłem oczy, przypominając sobie obraz Czarodziejki, który wisiał nad biurkiem Najstarszego. „Bardzo przypomina Czarodziejkę sprzed lat.”

„Dlatego musimy się spieszyć na lotnisko. Negocjowałem także z członkiem stada Turnera. Da mi wszystko, czego potrzebuję, a ja pozwolę mu wrócić do Wielkiej Brytanii... albo tak mu się wydaje, bo nigdy nie pozwoliłbym wilkowi żyć,” powiedział Markiz z groźnym tonem. Przejeżdżał przez ruch uliczny, zdeterminowany, aby dotrzeć do Czarodziejki, zanim będzie za późno.

Jednak ruch uliczny na moście był sparaliżowany. Syrena karetki pogotowia wyła w pobliżu środka mostu.

„Musimy kontynuować pieszo,” powiedział Markiz, parkując samochód na poboczu i wychodząc z niego. Zrobiłem to samo i obaj ruszyliśmy w stronę lotniska.

Dźwięk strzałów przerwał ciszę nocy, gdy się zbliżaliśmy. Zatrzymałem się przy bramie ochrony i zobaczyłem strażników leżących na ziemi, martwych. Spojrzałem na Markiza i pokręciłem głową z dezaprobatą. On odpowiedział groźnym spojrzeniem, nie przejmując się moją opinią.

Nagle strzały ustały. Gdy weszliśmy na płytę lotniska, zauważyłem kobiecą postać w ciasnym czarnym kombinezonie. Szybko weszła do hangaru.

„Chodź za mną,” powiedziałem do Markiza. Rzuciłem się w stronę hangaru, gdzie widziałem, jak kobieta wchodzi, ale jej już tam nie było.

W środku stał SUV z martwą kobietą, a martwy wilk leżał ukryty wśród pudeł na jednym z narożników. Pochyliłem się przed martwym wilkiem i powąchałem jego krew. Był Betą. Wstałem i głęboko wciągnąłem powietrze. Był ślad zapachu... wampira.

„Z kim negocjowałeś, Markizie?” zapytałem, szybko wychodząc z hangaru.

„Z Gammą,” odpowiedział wściekle.

„Cóż, myślę, że on i inny wampir mieli swoje własne plany,” powiedziałem, obserwując start prywatnego samolotu.

Previous ChapterNext Chapter