




Rozdział 1: Mossman Street 10 rano
Clank! Clink! Clank!
Rower do wynajęcia, z koszykiem przymocowanym z przodu, pędził ulicą Mossman. Młoda rowerzystka się spieszyła.
"Rakiza, proszę, pobij czas," mruknęła.
W swoich brązowych spodniach cargo, białej koszuli, czarnej kamizelce i czarnej czapce, która ukrywała jej długie brązowe włosy, mogła zostać wzięta za młodego chłopca. Musiała coś dokończyć i kończył jej się czas.
Clink! Clink!
"Ulica Diamentowa, Ulica Osmond," szeptała, gdy mijała kolejne ulice, z ulgą, gdy w końcu skręciła w prawo na Grace Mall. "Jesteśmy prawie na miejscu. Jeden zakręt i potem... "mruknęła.
Bang! Zap!
Coś ją uderzyło i jej rower, który przewrócił ją do góry nogami. Leciała jak piłka i minęła obręcz. Zamknęła oczy, przygotowując się na twarde lądowanie.
Ale silne ręce złapały ją, przytrzymały, gdy przewracała się z ludzkim ciałem na ziemi. I zatrzymali się przed znakiem Grace Mall. A ona leżała na mężczyźnie.
Mężczyzna miał jasne, zielononiebieskie oczy, które patrzyły na nią z bliska, i powiedział: "Czy chcesz dalej na mnie leżeć?"
"Czyś ty zwariował?" Krzyknęła, zeskoczyła z niego i próbowała wstać, ale nie mogła utrzymać równowagi i znów wylądowała w jego ramionach.
"Puść mnie," narzekała Rakiza.
"Nic nie zrobiłem. To ty wróciłaś w moje ramiona." Uśmiechnął się drwiąco.
Rakiza odsunęła się od mężczyzny, doczołgała się do krawężnika i głęboko odetchnęła.
Potem mężczyzna szybko stanął na nogi i natychmiast złapał rower Rakizy, który był poważnie uszkodzony. "O nie. Trzeba to oddać do naprawy."
Rakiza wstała i powiedziała: "Nie przejmuj się. Mam przyjaciela, który może to naprawić."
"Jesteś szalona?" Mężczyzna był zirytowany. "Spójrz na swój rower."
Rakiza była zdumiona, widząc, że jej rower prawie stał się składanym rowerem.
"Nie mów do mnie w ten sposób; to, co stało się z moim rowerem, to twoja wina." Była wściekła.
"To częściowo twoja wina, nie tylko moja; jesteś nieostrożnym kierowcą i powinnaś być wdzięczna, że cię złapałem na czas, inaczej miałabyś teraz złamane kości po uderzeniu o beton," zauważył ostro.
"Gdybyś nie skręcił bezmyślnie zza ślepego zakrętu, to by się nie stało." Była wściekła.
"Co wywołało twoją złość?" zapytał mężczyzna, jego spojrzenie było obojętne.
Krzyknęła: "To ty! Nazwałeś mnie 'szaloną' i 'nieostrożnym kierowcą!'"
"Po prostu pomagam tutaj, wiesz, skoro nikogo nie ma, kto mógłby ci pomóc," podniósł rower po raz drugi i nie przeprosił.
Furia Rakizy znów wybuchła.
"Wracam za 30 minut," dodał mężczyzna. "Może to da ci wystarczająco czasu, żeby zebrać jakieś zapasy i spotkać się ze mną tutaj." Szybko odszedł z lekko zniekształconym rowerem.
"Co za..." mruknęła, zszokowana jego dominującym zachowaniem wobec niej. Kim do diabła jest ten facet?
Spojrzała na swój zegarek na ręku i zdała sobie sprawę, że jest naprawdę spóźniona. Więc pobiegła do centrum handlowego, aby dokończyć zadanie. "Nienawidzę tego faceta."
Kilka przecznic dalej, w warsztacie rowerowym, mężczyzna przekazał zepsuty rower mechanikowi, a potem zadzwonił jego telefon.
"Znalazłem ją." Przystojny, wysportowany mężczyzna odpowiedział.
"Pilnuj jej," powiedział głęboki, ostry głos po drugiej stronie telefonu. "Nie możesz jej znowu zgubić, Theodulf."
"Nie zgubię jej znowu."
"Musi być pod kontrolą, Theo," powiedział głos stanowczo.
"Tak, jak ustaliliśmy, wszystko jest w porządku."
"Musisz być ostrożny." Głos dodał: "Były raporty od rady, że wróg wysłał kogoś, żeby ją śledził. Wampiry desperacko jej szukają."
Theo milczał przez kilka chwil, myśląc, "Masz jakieś imię?"
"Byli tak dyskretni, że nikt nie wiedział, kim on lub ona jest." Głos dodał: "Dlatego musisz być szczególnie ostrożny, zwłaszcza w nocy. Wampiry są potężne w ciemności."
"Będę," odchrząknął, "po prostu zrób raport dla rady w moim imieniu. I przekaż moje pozdrowienia twojej wataże."
"Tak przy okazji, jak ma na imię?" Głos w telefonie zapytał.
Theodulf powiedział wyraźnie: "Jej imię to Rakiza Zanier." Studentka sztuki."
Rakiza była nadal zdenerwowana, pchając wózek przez dział spożywczy. O tej porze było niewielu klientów.
"Nienawidzę go." Mruknęła, chodząc z wózkiem. Patrzyła na listę w swojej prawej ręce, mając wózek w połowie pełen produktów. Zajęło jej około półtorej godziny, aby skończyć zakupy. I wybiegła na zewnątrz po zapłaceniu, trzymając papierowe torby z zakupionymi towarami, gdy zatrzymała się, widząc znowu tego mężczyznę, trzymającego jej już naprawiony rower.
Rakisa wzięła głęboki oddech i pewnie podeszła do roweru i mężczyzny.
On się uśmiechał, a ona marszczyła brwi.
"Ile jestem ci winna za naprawę?" Zapytała sucho.
Theo stał nieruchomo przy ścianie, patrząc na nią.
"Powiedz mi, żebym mogła już wracać do domu," powiedziała, czując się naga pod jego spojrzeniem. "Ile jestem ci winna? Jesteś głuchy?"
"Oczywiście, że nie jestem głuchy. Słyszałem cię wyraźnie, ale nie możesz mi zapłacić." Uśmiechnął się.
Parsknęła, "Skąd wiesz, że nie mogę ci zapłacić?"
"Po prostu wiem," uśmiechnął się, "a może pozwolisz mi odprowadzić cię do domu i dać mi szklankę wody?"
"Nie mam tu domu," burknęła Rakiza, pakując zakupy do koszyka na rowerze i zostawiając Theo jak snoba.
Kilka minut później Rakiza wchodziła do holu internatu, niosąc swoje zakupy. Internat Assissi dla Dziewcząt znajdował się w sercu lasu, łącząc się z Szkołą Sztuk Assissi po zachodniej stronie lasu, gdzie Rakiza studiowała sztukę.
Rakiza weszła do kuchni z pokerową twarzą. Nie mogła przestać myśleć o tym, co wydarzyło się w centrum handlowym. "Nienawidzę go," burknęła, wrzucając kapustę do lodówki.
"Co się stało, Rakiza?" zapytała Muriel. Miała na sobie mikro szorty i ogromną białą bluzkę, z filiżanką kawy w prawej ręce. Zauważyła, jak Rakiza gwałtownie wkłada zakupy do lodówki.
"Miałam do czynienia z najbardziej niegrzecznym mężczyzną, jakiego kiedykolwiek widziałam, i jak mam się czuć, gdy nazywa mnie 'głupią dziewczyną'?!" Nie zdawała sobie sprawy, że krzyczy, dodając, "Nazwiska, jakbym była szalona, lekkomyślna kierowca i głupia!"
"Spokojnie, Raki, nie pozwól, żeby ten obcy zepsuł ci dzień."
"Tyle ostatnio bólu głowy," burknęła Raki, nalewając szklankę wody i natychmiast ją wypijając. Wszystkie inne dziewczyny patrzyły na nią zdziwione.
"Susan, kupiłaś mi tampon?" zapytała Susan.
"Jest w papierowej torbie, Susan," odpowiedziała Rakiza.
"Chcę moje pao cai, dziewczyno," Chin grzebała w papierowej torbie, która wciąż była pełna zakupów.
"Twoje kimchi jest w lodówce, Chin."
Muriel, która delektowała się kawą, zapytała: "Nie przejmuj się mężczyzną, Rakiza."
Rakiza warknęła. "W jego zachowaniu nie jest mężczyzną, jest bestią."
"Czy jest przystojny, Raki?" zapytała Susan. "Lubię mężczyzn wyglądających jak bestie." Zaśmiała się, dodając, "Są gorący."
"Ilu mężczyzn chcesz zdobyć, Susan?" zapytała Muriel.
Susan odpowiedziała, "Nie jestem kolekcjonerką; po prostu jestem wybredna, jeśli chodzi o chłopców."
"Chłopcy zawsze cię źle rozumieją, Susie," powiedział Chin, otwierając słoik z kimchi, a wszyscy zasłonili nosy.
"Co to za zapach?" zapytała Susan, zasłaniając nos. Wybiegła z kuchni.
"Chin, zjesz to sama i z dala od nas?" krzyknęła Muriel.
"OK, OK," powiedziała Chin, zabierając swoje kimchi z kuchni.
"A ty, Raki?" Muriel wskazała na Rakizę, "Weź prysznic, żeby odświeżyć swoje zagotowane myśli."
"To dobry pomysł." Zgodziła się, "Muszę dzisiaj skończyć pierwszy rozdział."
Później tej nocy, Rakiza nie przestała pisać aż do dziesiątej wieczorem. Kiedy zaczęły ją boleć plecy i oczy stawały się cięższe, wyłączyła laptopa i wstała, żeby się rozciągnąć. Do tego momentu nadal pamiętała szyderczą twarz mężczyzny. "Co za niegrzeczny człowiek. Bardzo niegrzeczny." Poszła do kuchni po szklankę wody, kiedy zauważyła worek na śmieci, który zapomniała wyrzucić. Wyniosła go na zewnątrz do większego kosza.
"Co za mały świat." Głos mężczyzny dobiegł zza jej pleców.
Kiedy Rakiza się odwróciła, zmarszczyła brwi, "Ty znowu?"
"Więc mieszkasz w internacie dla dziewcząt," powiedział, uśmiechając się do niej.
"Co robisz tutaj w środku nocy?" Warknęła, "Mężczyźni nie mają prawa wstępu do tego miejsca!" krzyknęła.
"Wiem, ale to najkrótsza droga do miejsca, do którego zmierzam." Powiedział spokojnie.
"Co?"
"Co robisz na zewnątrz tak późno w nocy?" zapytał.
"A kim ty jesteś, żeby zadawać mi takie pytania?" burknęła.
Uśmiechnął się i powiedział, "Wyglądasz głupio, kiedy jesteś wściekła, więc posłuchaj mojej rady i uśmiechaj się zawsze, gdy spotykasz nieznajomych."
"Nie jesteś nieznajomym; jesteś intruzem i nienawidzę cię!"
"Wejdź do domu, zanim coś złego ci się stanie," syknął i rozkazał.
Rakiza zamarła w ciemności, patrząc w jego morskie zielone, błyszczące ostre oczy. I poczuła niebezpieczeństwo w jego spojrzeniu.