




Rozdział 3
Odsunęłam się od drzwi szafy, na których się opierałam, i odwróciłam się do niego. Spojrzałam na niego z uniesionymi brwiami i odpowiedziałam: "Kto pierwszy, ten lepszy."
Jednak nie wyglądał na przekonanego.
Szeroko otworzył drzwi i wszedł do pokoju. Zauważyłam, że jego wysoka sylwetka nie pasowała do tego pomieszczenia. Choć głowa nie dotykała sufitu, wyglądał na przytłoczonego w tym pokoju.
I zrobiłam mentalną notatkę, żeby użyć tego jako argumentu, kiedy będę rościć sobie prawo do tego pokoju.
Jasper spojrzał na mnie. Widział niezadowolenie na mojej twarzy i wydawało się, że cieszy się z możliwości wyprowadzenia mnie z równowagi.
Taki właśnie był mój brat.
Lubił być przeciwko mnie. Cokolwiek robiłam, zawsze był po przeciwnej stronie. Nie wspominając o jego codziennym nawyku drażnienia mnie.
Ale oczywiście, zawsze był tam, kiedy sytuacja stawała się poważna.
I to w tych rzadkich momentach widziałam go w pełnym trybie starszego brata. Był bardzo ochronny. Wymagało to ogromnego wysiłku, zanim zaakceptował Chrisa. I nie obyło się bez groźby, że odwiedzi Chrisa i złamie mu trzecią nogę, jeśli odważy się złamać mi serce.
Chris-
Potrząsnęłam głową, żeby przestać myśleć o zdradzie.
Następnie skupiłam uwagę z powrotem na moim bracie.
W pewnym momencie przeszedł obok mnie i teraz stał na drugim końcu ściany. Wydawało się, że mówił coś, a ja udało mi się uchwycić moment, kiedy powiedział:
"-To byłoby dobre miejsce na powieszenie mojego regału na buty."
Spojrzałam na część ściany, której dotykał. Rzeczywiście, pasowała do regału na buty, który miał Jasper. Był dziwnie długi i wąski, więc idealnie by tam pasował.
Ale nie zamierzałam rezygnować z pięknego widoku.
Nie ma mowy.
Pokręciłam głową i skrzyżowałam ramiona, wykorzystując okazję, żeby oprzeć się na jednej nodze. "Nie odpuszczę. Byłam pierwsza, więc dostaję pokój."
To by sprawiło, że inni normalni ludzie by się wycofali. Ale mój brat nigdy nie był normalny. Przypuszczam.
Jasper uśmiechnął się na moje słowa, jego zielone oczy błyszczały, gdy się zaśmiał: "A co powiesz na zakład? Kto wygra, dostaje pokój."
Zakład?
Brzmiało nieźle. Ale-
Spojrzałam na Jaspera. Wciąż miał ten irytujący uśmiech w kąciku ust. Nie ufałam mu. Zawsze był typem, który mógł oszukiwać nawet podczas gry planszowej. Był pełen sztuczek.
Ale byłam ciekawa, o co chodzi w zakładzie.
Zmrużyłam oczy na niego. "O co chodzi?"
"Kto pierwszy wypije słoik lemoniady, wygrywa."
Nie ma mowy.
Jasper był mistrzem w konkursach picia i mogłabym się założyć, że byłby dobrym kumplem do wspólnego wkurzania ludzi na konkursie picia piwa. Na pewno by wygrał.
Poza tym, celowo wybrał lemoniadę, bo nie byłam jej wielką fanką. Mogłam wypić pół szklanki dziennie. Ale zazwyczaj nie odważałam się przekroczyć tej ilości, ponieważ byłam nadwrażliwa. Kilka więcej szklanek i skończyłabym u dentysty z bólem zęba.
Natychmiast pokręciłam głową. "Nie. Nie zrobię tego. Brzmi tak żałośnie."
Nie przyznałabym się, że boję się bólu zęba. Mój brat potrafił być naprawdę wredny, kiedy naśmiewał się z ludzi. I nie zamierzałam dać mu tej satysfakcji.
Zgodnie z oczekiwaniami, uśmiechnął się szeroko i prychnął, "A może się boisz?"
Nie czekał, aż odpowiem, tylko złożył usta i zaproponował kompromis.
"Dobrze. Wybierz szczegóły zakładu." Powiedział.
Na mojej twarzy natychmiast pojawił się uśmiech. Wygram ten pokój dla siebie.
Machnęłam ręką i powiedziałam, "Nie ma potrzeby zakładać się. Może pomogę ci z naczyniami na jutro?"
Mycie naczyń nie było stałym obowiązkiem dla nikogo w mojej rodzinie. Rzadko kiedy jakieś zadanie było przypisane jednej osobie.
Chociaż moi rodzice byli bogaci, nie byli zbyt skromni, jeśli chodzi o domowe obowiązki. Mieliśmy służbę i pokojówki. Ale oni nie zajmowali się pracami domowymi.
Szczególnie naczyniami.
Oczekiwano, że mój brat i ja będziemy sprzątać po posiłkach. Nie było podziału na płcie i każdy musiał mieć obecność w kuchni w naszym domu. Mama tego pilnowała.
Więc mój brat i ja robiliśmy to, co było wygodne dla nas obu. Dzieliliśmy czas i każdy z nas mył naczynia raz w tygodniu.
To była jego kolej na mycie w tym tygodniu. I widziałam to jako kartę przetargową.
Chociaż Jasperowi nie przeszkadzało to robić, nie był wielkim fanem mycia naczyń, kiedy mógłby być w swoim pokoju i grać w gry wideo. Więc czasami potrzebne były krzyki mamy, żeby go zmusić do wykonania obowiązku.
Ja, nie miałam z tym większego problemu. To było dość łatwe i nie uważałam tego za obowiązek.
Więc mogłam mu pomóc i na tym skorzystać.
Uśmiechnęłam się, patrząc na Jaspera. Jego usta były lekko zaciśnięte, a spojrzenie zwężone. Wydawało się, że rozważa swoje opcje.
Po chwili spojrzał na mnie.
Targował się, "Jeden tydzień."
"Dwa dni." Odpowiedziałam.
"Przynajmniej cztery dni."
Kompromisował. A ja postanowiłam pójść na całość. "Trzy dni. Nie idę wyżej."
Natychmiast skinął głową. "Umowa."
I tak zawarliśmy porozumienie.
Jeszcze raz niechętnie spojrzał na pokój, zanim odwrócił się w stronę drzwi. W momencie, gdy je otworzył, stała tam mała postać.
To był John.
Zajrzał do pokoju, a kiedy jego wzrok spoczął na mnie, spojrzał z powrotem na Jaspera. Potem zapytał półpewnie, "Wygrałeś?"
Jego słowa od razu mnie zaciekawiły i spojrzałam na Jaspera. Ten bezradnie podrapał się po głowie i poklepał Johna.
"Nie, przegraliśmy, stary."
Ale mały chłopiec nie był przekonany.
Spojrzał na niego obojętnie i wskazał. "Zostałeś przekupiony."
Potem odwrócił się i poszedł w stronę drugiego pokoju. Jasper stał w drzwiach z rozdziawionymi ustami. Był zaskoczony.
Natychmiast wybuchnęłam śmiechem na ten widok, gdy Jasper zamknął za sobą drzwi. John był uroczym małym chłopcem. Jednak jego słowa zawsze trafiały w sedno.