




Rozdział 2
Około godzinę później w końcu skończyłam się pakować i wyciągnęłam walizkę za drzwi. Inni już byli spakowani i stali przy wynajętym vanie, który miał nas zabrać, z bagażami już załadowanymi do środka.
Pociągnęłam swoją walizkę, a Jasper natychmiast ją ode mnie przejął i podniósł. Następnie umieścił ją na stosie bagaży.
Spojrzałam na rodziców i zobaczyłam, jak patrzą na rezydencję. Ich spojrzenia były przygaszone, a ja mogłam dostrzec rozczarowanie i ból w ich oczach.
Również spojrzałam na rezydencję. Mieszkaliśmy w tym domu przez ponad dwanaście lat. Pamiętałam dobrze, że miałam zaledwie sześć lat, kiedy się tam wprowadziliśmy.
Teraz, gdy patrzyłam na maszt domu rozciągający się na dziedzińcu, nie mogłam powstrzymać łez. Wszyscy byliśmy przywiązani do tego domu i był on naszym azylem. Nic dziwnego, że czuliśmy się dziwnie.
Mój młodszy brat, John, patrzył na nas cicho. Jego oczy były szeroko otwarte i wpatrywał się w dom swoimi jasnymi i niewinnymi oczami. Nie wydawało się, żeby rozumiał, co jest z nami nie tak.
„Kaszel-” Tata nagle lekko zakaszlał, obejmując mamę. Następnie odwrócił się w stronę vana. „Czas ruszać. Chodźmy.”
Wszyscy zrozumieliśmy jego słowa i niechętnie oderwaliśmy wzrok od budynku. Dla mnie to było tak, jakby w momencie, gdy się odwrócę, zostawię tam część swojej duszy.
Mama i tata weszli do vana pierwsi, za nimi Jasper i John. Gdy już miałam wsiąść do vana, nagle zauważyłam dwie postacie stojące w oddali.
Były szczególnie rzucające się w oczy i od razu je zauważyłam. Nie mogłam ich pomylić z nikim innym, w końcu byli to kiedyś najbliżsi mi ludzie. A jednak to oni najbardziej mnie zranili.
Na początku byłam zaskoczona, że ich widzę. Ale, gdy przyjrzałam się bliżej, zobaczyłam, że faktycznie się do mnie uśmiechają.
To nie był zwykły uśmiech... To był drwiący i pogardliwy uśmiech. Szydzili ze mnie.
Zesztywniałam, a moje serce się ścisnęło. Czułam, jakby ktoś ściskał i wyciskał moje serce. To bolało.
Bolało tak bardzo.
Ale wiedziałam, że nie mogę pozwolić im zobaczyć mnie w takim stanie. Nie mogę pozwolić im cieszyć się z tego, co mi zrobili.
Bez kolejnego spojrzenia na nich, weszłam do vana. Drzwi się zamknęły, a kierowca nacisnął pedał gazu.
Spojrzałam za siebie, żeby sprawdzić, czy nadal tam są. I jak się spodziewałam, byli tam, patrząc na mnie.
Usiadłam prosto i wyprostowałam się. Nawet jeśli czułam, że umieram z bólu, nie dam im szansy myśleć, że mnie złamali.
Nawet jeśli faktycznie to zrobili.
Wstrzymałam oddech i skupiłam się na drodze, którą jechaliśmy. Czułam spojrzenie Jaspera na sobie i mogłam zgadnąć, co myślał. Ale nie zwracałam na niego uwagi. Nie odważyłam się spojrzeć w jego stronę, żeby nie zobaczył, jak bardzo upadłam.
Samochód dawno minął nasz dom i nie widziałam już tych cudzołożnych par. Gdy samochód przejeżdżał przez ulice, mijaliśmy restaurację, w której Chris i ja mieliśmy nasze randki, przypomniałam sobie tamte czasy.
To, jak zawsze się do siebie tuliliśmy. To, jak zawsze lubił szeptać mi do ucha podczas lekcji. To, jak zawsze starał się mnie rozśmieszyć, gdy byłam zła.
Łzy napłynęły mi do oczu.
Ale w końcu...
Zdradził mnie. Zdradził mnie. Z moją najlepszą przyjaciółką.
Nie mogłam już tego dłużej powstrzymywać. Łzy zaczęły spływać jak tama. Wpadłam w ramiona Jaspera i zaczęłam szlochać.
Jak dziecko.
Około pięć godzin później van w końcu zatrzymał się przed drzwiami naszego nowego mieszkania. Dotarliśmy do Seattle.
Wszyscy wysiedliśmy z samochodu w uporządkowany sposób i zabraliśmy swoje bagaże z bagażnika. Tata został, żeby zapłacić kierowcy. Pozostali z nas przeszli przez białe bramy, które stały między ogrodzeniem otaczającym mieszkanie.
Na szczęście było ogrodzenie i bramy. To oznaczało, że nie będzie ciekawskich sąsiadów próbujących wścibiać nos w nasze sprawy.
Chociaż to było tylko takie malutkie marzenie. Nigdy nie byłam osobą na tyle odważną, żeby stanąć przed tłumem. I zawstydzam się, gdy ktoś jest dla mnie zbyt miły.
To sprawia, że czuję się nieswojo.
Ale cóż... nie miałam zbyt wielkich nadziei.
Moja mama była jedną z tych osób, które pielęgnują dobre relacje z sąsiadami i zna wszystkich. Już sobie wyobrażałam, jak mnóstwo sąsiadów wpada codziennie, żeby się przywitać.
Mama włożyła klucz do zamka i drzwi otworzyły się z kliknięciem, gdy przekręciła klucz. Wszyscy podążyliśmy za nią z bagażami w rękach. John miał najmniej; torbę sportową, którą mu kupiłam, żeby mógł przechowywać swoje zabawki.
Miał tylko pięć lat.
Wszyscy byliśmy cicho. To nie była dokładnie spokojna cisza. To była cisza pełna napięcia, które narastało pod powierzchnią.
I mogłam powiedzieć, że to z powodu tego, jak płakałam wcześniej w vanie. Było to bardziej widoczne u moich rodziców.
Byli zaskoczeni, gdy nagle wybuchłam płaczem. To był pierwszy raz, kiedy pokazałam tak dużo emocji. Nawet nie płakałam, gdy usłyszałam wiadomość, że zbankrutowaliśmy. Albo, gdy powiedziano mi, że się przeprowadzamy.
Więc nie mogli zrozumieć, dlaczego nagle płakałam.
Ale wtedy mnie nie pytali. Po prostu próbowali mnie uspokoić i sprawić, żebym przestała płakać. Ale mogłam powiedzieć po ich wyrazach twarzy, że czeka mnie wiele sesji pytań z rodzicami.
To było nieuniknione, kiedy miało się rodziców, którzy dobrze rozumieli swoje dzieci. I wiedzieli, kiedy płakały z powodu opuszczenia dawnego domu, a kiedy z powodu zdrady.
Tata szybko skończył rozmawiać z kierowcą, gdy rozstali się z uśmiechami na twarzach. Z pewnością targowali się o cenę, która zadowalała obu.
A mój brat i ja robiliśmy kilka rund w tę i z powrotem, przenosząc torby do mieszkania. Kiedy tata do nas dołączył, mieliśmy już tylko jedną rundę do zrobienia i wszystko wkrótce było w salonie.
Nie odważyłam się długo zostawać w salonie z resztą, bo wiedziałam, że będą mnie pytać. Więc po prostu uciekłam do głównego mieszkania pod pretekstem rozejrzenia się.
Mieszkanie było naprawdę ładne. Nawet lepsze niż sobie wyobrażałam. Miało trzy sypialnie; jedna z nich miała być moja. Dwóch chłopców musiało dzielić jedną.
Nie było to dokładnie duże ani szerokie. Ale struktura była ładna i piękna. Tylko potrzebowało trochę sprzątania. To było nieuniknione po dwóch latach nieużywania.
Otworzyłam drzwi do pokoju. Był ostatni w rzędzie. I od momentu, gdy weszłam, już wiedziałam, że będzie mój. Zamierzałam go sobie przywłaszczyć, zanim ktokolwiek inny to zrobi.
Miał półkę, na której mogłam poukładać swoje książki. Miałam dużo książek, bo lubiłam czytać. Nie byłam dokładnie kujonem ani molem książkowym. Ale całkowicie lubiłam być owinięta w ciepłe ubrania i czytać w salonie jesiennym wieczorem.
Miał też dwustronną szafę. Była ładna i podobała mi się perspektywa podzielenia układu moich ubrań.
Rozejrzałam się jeszcze trochę. I wtedy zauważyłam piękny widok za zamkniętymi okiennicami.
Był tam długi kawałek ziemi, który przypuszczałam, że był podwórkiem. Pośrodku, z każdej strony wisiała huśtawka. Chociaż była owinięta w przerośnięte trawy z powodu porzucenia, mogłam powiedzieć, że była to długa huśtawka.
Natychmiast uśmiechnęłam się i moje serce poczuło się trochę cieplej. Nie było źle czytać jakieś romanse na huśtawce wieczorami. To było miłe i rozgrzewające serce.
Był też widok na horyzont. Mogłam go stąd zobaczyć. Ale obstawiam, że będzie lepszy, gdy usiądę na huśtawce.
Kurde- Babcia naprawdę zostawiła mnóstwo przyjemności w tym domku.
Biorę ten pokój. Nic tego nie zmieni.
Ale właśnie wtedy drzwi otworzyły się z hukiem i głowa Jaspera wsunęła się do środka. Rozejrzał się przez chwilę, zanim szeroko się uśmiechnął.
"To wygląda ładnie. Bierzemy to, Johnny." Skomentował.
Nie. Nie.