




Rozdział 5|Skwiercząca chemia.
POV ISABELLE
Zapach drzew i śpiew ptaków w dziczy zawsze działały na mnie w sposób, którego nie potrafiłam wyjaśnić. Nawet jeśli nie miałam pojęcia, czy były dla mnie interesujące w poprzednim życiu, wiedziałam, że były tak samo ważne jak kolejny oddech, który miałam wziąć.
Alexander i ja byliśmy na przyjaznej stopie, staraliśmy się unikać kontaktu fizycznego i zbędnych spojrzeń. Z dnia na dzień chemia między nami rosła, aż stała się niemal nie do zniesienia.
Dziś miał być dzień, w którym miałam zdjąć mu szwy. Z jednej strony obawiałam się tego wydarzenia, z drugiej strony nie mogłam się go doczekać.
Teraz nerwowo wyciskałam ręcznik w dłoni. Poszedł się kąpać, podczas gdy ja sprzątałam kuchnię, czekając na jego powrót.
"Ten ręcznik może się rozerwać od tego, jak go trzymasz." Skomentował, a ja oderwałam wzrok od wody, która spływała mu z szyi na podniszczoną koszulę. "Wydajesz się spięta, coś się stało?" Zmarszczył brwi, a ja starałam się zachować obojętność.
"Nie, wszystko w porządku. Dlaczego pytasz?" zapytałam.
"Wyglądałaś, jakbyś była gotowa zabić coś najbliżej siebie, a niestety ten ręcznik w twojej ręce wydaje się być ofiarą." Uśmiechnął się.
Czułam się grzesznie, ciesząc się jego uwagą, zwłaszcza że wiedziałam, że pewnego dnia jego wspomnienia powrócą, a ja będę tylko elementem z jego przeszłości.
Ta myśl przyniosła piekące uczucie w sercu, które starałam się ochłodzić pozytywnymi myślami.
Pozwalam sobie cieszyć się tym, póki trwa.
"To naprawdę nic. Skończyłam sprzątać, teraz muszę tylko sprawdzić twoje szwy i mam nadzieję, że dzisiaj je zdejmę. Przygotuj się." Uśmiechnęłam się figlarnie, odsuwając się od blatu i wieszając ręcznik na jego miejscu.
"Nie czekam na to z niecierpliwością." Mruknął pod nosem.
"Nie mów mi, że się boisz? Nie boisz się, prawda? Nie możesz się bać, że zdejmę ci szwy, prawda?" Zapytałam, starając się ukryć uśmiech, który groził, że się pojawi.
Westchnął i uniósł brew, "Jestem gotowy na cokolwiek, co planujesz. Właściwie, urodziłem się gotowy na to," przerwał, przesuwając wzrokiem po tym, co trzymałam w dłoni.
Nożyczki.
"Nie wiedziałem, że nożyczki są potrzebne do zdejmowania szwów, czy nie wystarczy po prostu chwycić jeden koniec nici i pociągnąć?" Brzmiał zaniepokojony, więc postanowiłam przerwać mój żart.
"Nie, użyjemy ich do pocięcia nici na kawałki, żeby łatwiej je usunąć, ale musisz być ostrożny i spokojny, bo inaczej może być potrzebny nowy szew." To nie jest całkowite kłamstwo, ale mogłabym łatwo zdjąć szew bez nożyczek.
Wystarczy mały nożyk, jeśli okaże się oporny na mój dotyk.
Spojrzał na mnie uważnie, ale wzruszył szerokimi ramionami i gestem dłoni wskazał na salon.
"Proszę, prowadź." Odpowiedział, robiąc miejsce, bym mogła przejść bez dotykania go.
Dziś zrobimy wystarczająco dużo kontaktu fizycznego, nie potrzeba więcej.
Cicho i precyzyjnie przeszliśmy do salonu. Było zarówno ironiczne, jak i zabawne, jak cicho chodził, biorąc pod uwagę jego rozmiar. Wyobraźcie sobie tego dużego mężczyznę chodzącego bez słyszalnych kroków. Normalnie oczekiwałoby się, że jego kroki będą głośne i pewne, ale było zupełnie inaczej.
Usiadł na jedynej kanapie w salonie i starannie rozpiął swoją koszulę.
Było to zmysłowe, jak to zrobił, patrząc mi prosto w oczy, oboje byliśmy w transie, dopóki nie odchrząknął i nie przerwał małego świata, w którym na chwilę się znaleźliśmy.
"Jestem gotowy." Powiedział.
Zmusiłam moje drżące palce, żeby przestały się trząść, bo inaczej będę pośmiewiskiem między nami. To ja go drażniłam, żeby się nie bał, ale to strach zaczynał we mnie zakorzeniać.
Kroki, które zrobiłam w jego stronę, wydawały się setką, choć w rzeczywistości było ich tylko kilka. Zdjął koszulę w celowo zmysłowy sposób, zanim rzucił ją na bok i umieścił ręce za głową.
"Pozwól, że przyniosę moją torbę." Mruknęłam pod nosem i pospiesznie ruszyłam, by ją przynieść.
Bycie tak blisko niego zawsze wyczerpywało resztki mojej energii.
Wzięłam sakiewkę i wróciłam na swoje poprzednie miejsce przed nim, unosząc się nad jego postacią, ignorując jego niezmienny wzrok. Jedną chwilę unikał przyciągania między nami, a następną je zachęcał. Zawsze tak z nim jest.
Z odwagą, która była znacznie większa niż ta, którą zebrałam, gdy pierwszy raz przyprowadziłam go do tej chaty i zdjęłam mu spodnie, położyłam lewą rękę na jego piersi, podczas gdy moje oczy badały ranę na poziomie zbliżonym do tego, jak robiłby to lekarz, w celu dokładnego przeglądu.
Szukając oznak infekcji lub rozdartych części, nie znalazłam żadnych. Westchnienie ulgi wymknęło się z moich ust i rozniosło delikatny powiew nad jego piersią. To widocznie poruszyło jego skórę, co sprawiło, że przygryzłam dolną wargę, aby ukryć uśmiech, który groził rozkwitem.
Jego reakcje są bezcenne.
Palec nakłuł krawędź jednego z szwów i delikatnie pociągnął. Nie było słychać nawet westchnienia, jakby był manekinem w eksperymencie. Szturchnęłam nitkę i poczułam jej napięcie, zanim przybliżyłam nóż do skóry i mruknęłam pod nosem: "Nie ruszaj się ani trochę." Nakłułam pierwszy szew, a potem wyciągnęłam nitkę, powtarzając tę samą czynność na całej długości rany, aż dotarłam do końca.
Po wyciągnięciu ostatniej nitki przetarłam bliznę wacikiem, wiedząc, że na pewno zostanie po niej ślad, i pozwoliłam jej wyschnąć. Nie było potrzeby stosować maści ani innych mokrych środków, bo mogłoby to być katastrofalne.
Nie pamiętałam, żebym kiedykolwiek zszywała czyjeś rany, ale miałam dobre wyobrażenie, że właśnie tak powinnam to zrobić.
"I gotowe. Podziwiam cię za to, że pozostałeś tak nieruchomy, gdyby to był ktoś inny, w tym ja, byłoby to koszmarem dla mnie, by patrzeć, jak ktoś to robi." Skrzywiłam się na samą myśl.
Nienawidzę widoku krwi, jej zapachu. Wszystko to mnie odrzuca i czasami doprowadza do zawrotów głowy.
Ale widok krwi na nim i teraz widok blizny po ranie tylko sprawia, że moja krew wrze ze złości. Złości, której źródła nie znam.
"Jestem wyjątkowy. Dlatego." Zażartował, biorąc swoją koszulę i próbując ją założyć.
Powstrzymałam go, kładąc rękę na jego, zatrzymał swoje działania i spojrzał na nasze splecione dłonie. "Myślę, że najlepiej będzie, jeśli najpierw naprawię tę koszulę, ma zbyt wiele dziur, a z każdym dniem robi się coraz zimniej. Możesz się ogrzać przy kominku, a ja skończę to w mgnieniu oka. Zaufaj mi."
"Czy nie przeraża cię, że potrafisz zszywać zarówno skórę, jak i ubrania? Jak na osobę twojego wzrostu, nie wydajesz się bać niczego."
Ironia.
"Cóż, to nie chodzi o wzrost. Nie przyjmuję wyzwań z otwartymi ramionami, ale kiedy się pojawiają, pracuję nad nimi, aż zostanę zwycięzcą. Jestem maniakiem zwycięstwa."
Mówiąc to, ruszyłam, aż miałam w ręku mały koszyk z wszystkimi szpilkami, igłami, nićmi, guzikami, wełnami, czym tylko chcesz i innymi drobiazgami. Wzięłam stołek i usiadłam za nim, ale nie przedtem, jak wzięłam duży wdech z koszuli.
Pachniała męsko, dokładnie jak on.
To dlatego, że właśnie ją zdjął. Głos w mojej głowie mówił beznamiętnie, a ja potrząsnęłam głową, by się go pozbyć.
Mam nadzieję, że nie widzi, jak robię z siebie głupka.
"Mogę sobie tylko wyobrazić, więc powiedz mi, jakie są twoje największe wyzwania związane z tym miejscem. Wydaje mi się, że kochasz tu być."
"Cóż, po pierwsze, to spokój i cisza. Czasami, kiedy czuję się tu szczęśliwa, głos w mojej głowie mówi mi, że to tylko dlatego, że nie pamiętam, bym była gdziekolwiek indziej. Ale mimo to czuję silne połączenie z tą chatą i lasem ogólnie. Sprawia, że czuję się chroniona, jakbym nie mogła tu zostać zraniona." Wyjaśniłam.
Odpowiedział tylko skinieniem głowy, bo właśnie odwróciłam się i złapałam go na tym.
"Też uważam, że miło tu być, ale dla mnie to prawdopodobnie dlatego, że nie pamiętam, bym był gdziekolwiek indziej. Lubię jednak towarzystwo." Dodał ostatnią część z uśmiechem.
Ogromny rumieniec pokrył moje policzki aż po skórę poniżej szyi.
"Dziękuję." Szepnęłam i podałam mu nowo naprawioną koszulę.
Alex odebrał koszulę i chwycił rękę, która mu ją podała, zanim spojrzał mi w oczy i zaczął kciukiem zataczać kręgi na mojej dłoni. "Nie, dziękuję."
Jego głos był szorstki z wdzięcznością, gdy nieśmiało odwzajemniłam jego uśmiech.