Read with BonusRead with Bonus

ROZDZIAŁ 3| Gotujące ciepło.

Reakcja Isabelle nie różniła się zbytnio od jego. Czuła, jakby jej serce ledwo trzymało się na miejscu, ledwo powstrzymywane od wyrwania się z klatki, przebiwszy żebra przez utratę jego spojrzenia w jej oczach. Przyciąganie było szaleńcze i ironiczne, że czuła je w stosunku do nieznajomego. Z bijącym sercem, które galopowało, oddaliła się od niego i w transie zaczęła zmywać naczynia.

Aby odwrócić uwagę od mężczyzny, który zdawał się rozbijać jej myśli na kawałki bez najmniejszego wysiłku, skierowała się do drzwi.

„Dokąd?” zapytał, jakby miał prawo znać każdy jej ruch, jakby miał do tego prawo.

Isabelle schyliła się na podłogę i zawiązała sznurówki w butach przy drzwiach, zanim odpowiedziała jednym słowem „Na polowanie” i zamknęła drzwi z głośnym trzaskiem.

Nieznajomy w jej chatce zamknął oczy, gdy ogarnęło go silniejsze uczucie straty. „Panie, zmiłuj się” wyszeptał, zanim zapadł w sen.

Przez kolejne dwa dni żyli obok siebie, nie zdradzając szczegółów o swoim pochodzeniu i nie wyjaśniając, co, kto i dlaczego.

Isabelle uznała za swoje zadanie unikanie jakiegokolwiek kontaktu z nim, chyba że chodziło o karmienie lub sprawdzanie jego ran.

O zmierzchu drugiej nocy Isabelle wróciła do chatki po codziennej wizycie nad strumieniem, tylko po to, by zobaczyć go na nogach przy oknie, z widokiem na drzewa i krzewy, które celowo ukrywały chatkę przed światem zewnętrznym.

Widok jego pełnej postawy zaalarmował jej zmysły. Isabelle poczuła się mała w porównaniu do jego rozmiarów, a zioła, które zebrała w drodze powrotnej, wypadły jej z rąk z szoku, jaki przeżyła, widząc go zdrowego i zupełnie niepodobnego do nieznajomego, którego znalazła na skraju śmierci.

Po opanowaniu się i zebraniu ziół Isabelle zwróciła się do niego z karcącym spojrzeniem i z podniesionym podbródkiem, powiesiła kurtkę na wieszaku przy oknie i ruszyła ostrożnymi, ale żwawymi krokami w jego stronę, zatrzymując się tuż przed nim.

Nie pozwalając sobie na uczucie zastraszenia, podniosła głowę, by spojrzeć mu w oczy, a jej ręce powędrowały na biodra w karcącym geście.

„Co robisz na nogach? Jeszcze nie jesteś wyleczony, muszę być pewna, że jesteś całkowicie zdrowy, zanim przejdziemy do tego etapu” powiedziała, chwytając jego rękę i próbując przesunąć go na posłanie, które przygotowała dla niego, gdy odzyskał przytomność.

On jednak stał niewzruszony, a jej działania sprawiły tylko, że poczuła się, jakby próbowała przesunąć ścianę, która nie miała zamiaru ustąpić. Siła, z jaką próbowała go pociągnąć, tylko po to, by spotkać się z oporem, sprawiła, że potknęła się. Odruchowo nieznajomy złapał ją w ramiona, przyciągnął bliżej, aż znalazła się w jego objęciach.

„Co robisz?” zapytała, ukrywając strach, który rozdzierał jej duszę. Czuła w kościach, że nie zamierza jej skrzywdzić ani zrobić niczego, co mogłoby ją przestraszyć. Strach, który czuła, wynikał z tego, że wiedziała, iż jest tak samo bezradna wobec tego przyciągania jak on.

Jego spojrzenie uwięziło jej oczy, a ona obawiała się poddać potrzebie poczucia jego bicepsów pod swoimi dłońmi, poczucia, jak się napinają, gdy je dotyka, poczucia jego nagiej skóry pod opuszkami palców.

Potrzeba ta wywołała głębokie rumieńce na jej skórze na myśl o tym i pod ciężarem jego niewzruszonego spojrzenia. Czuła, jakby szukał odpowiedzi w jej płynnych, brązowych oczach.

„Mam dość czekania, aż zdecydujesz, kiedy lub czy w ogóle porozmawiamy o naszej sytuacji, mam dość leżenia jak zależny i beznadziejny słabeusz.” Jego szczęka pracowała, gdy mówił, a na końcu zdania zacisnął zęby, aż stało się to widoczne na jego twarzy.

Isabelle rozumiała jego punkt widzenia, ale stała na twardszym gruncie. Jego zdrowie było ważniejsze niż jego duma. Do diabła, jego zdrowie było teraz ważniejsze niż cokolwiek innego. Martwiła się o to bardziej niż o jego zapał do stania na nogach, oczywiście nadejdzie dzień, kiedy wróci do swojego życia, ale zanim to nastąpi, musi go całkowicie wyleczyć, zanim zgodzi się go puścić.

Cierpliwość to było to, czego potrzebował.

„Zrozum mnie, cieszę się, że stoisz na nogach, jestem wręcz zachwycona, ale musimy mieć pewność, że jesteś całkowicie zdrowy, zanim cokolwiek zrobimy. Będzie strasznie, jeśli naruszymy twoje rany, bo mogą się zarazić, albo co gorsza, zakażą szwy lub je rozerwą, gdy są jeszcze świeże i w trakcie gojenia.” Jej oczy zamknęły się same, gdy przyciągnął ją bliżej do siebie.

Miał na sobie tylko znoszoną koszulę, którą znalazła w chatce, a ciepło, które od niego emanowało, rozbijało jej spokój. Wziął jej twarz w dłonie i desperacko wpatrując się w jej oczy, wyszeptał: „Nic mi się nie stanie ani moim szwom, już się zagoiłem.”

Na jego słowa powoli otworzyła oczy, by odpowiedzieć, ale zatrzymała ją pasja, która iskrzyła. Napięcie, które można było przeciąć nożem, unosiło się w powietrzu między nimi.

„Przepraszam,” wyszeptał, zanim pochylił głowę i poddał się pragnieniu poczucia jej ust na swoich. Przycisnął swoje usta do jej na kilka sekund, po czym się odsunął. „Przepraszam, musiałem to zrobić, było to zbyt silne, by się oprzeć.”

Otworzyła usta, by odpowiedzieć, ale zatrzymały ją jego słowa. „Powiedz mi, kim jesteś, bo zwariuję, obiecuję ci.” Zmniejszył siłę uścisku na jej ramieniu i pozwolił jej poprowadzić się do kominka, przed którym stała samotna kanapa.

Isabelle pozwoliła mu posadzić ją na fotelu, bo jej kolana były zbyt słabe, by współpracować, a jego powtarzające się pytanie wyrwało ją z pocałunkowego transu. Otworzyła dłonie i rozłożyła je na sukni, po czym zaczęła delikatnie wygładzać materiał. To była czynność, którą wykonywała, gdy była zdenerwowana.

Mężczyzna jednak chodził tam i z powrotem przed nią. Jakby coś w jego głowie zaskoczyło, zatrzymał się w całej swojej wysokości przed nią. Jego wzrost był imponujący, tak samo jak szok jego ust na jej, chociaż to był pocałunek z zamkniętymi ustami, Isabelle nie robiła nic, tylko czuła, jak to uczucie przenika aż do jej palców u stóp, do podeszew stóp i do płynów w jej kościach.

Westchnęła i poklepała miejsce obok siebie, oferując mu, by usiadł. Gdy spełnił jej prośbę, odwróciła się do niego, całkowicie unikając jego twarzy i tylko pozwalając swoim oczom spocząć na obwodzie jego szyi, jego grubej, umięśnionej szyi, która pasowałaby do nieśmiertelnego.

„Mam na imię Isabelle.” Dała mu pierwszą odpowiedź na jego strumień pytań.

Jego brwi uniosły się w zdziwieniu, „Bez nazwiska? Bez nazwy klanu? Bez nazwiska rodzinnego? Tylko Isabelle?”

Uśmiechnęła się smutno na jego słowa i pokręciła głową, „To wszystko, co wiem.” Wzruszyła ramionami.

Pokręcił głową z niedowierzaniem, po czym opuścił ją w swoje dłonie.

„Kim jesteś?” Powtórzyła jego pytanie do niego samego.

Zmarszczył brwi, stuknął stopą o ziemię i zmrużył oczy, wyraźnie pogrążony w myślach. Isabelle zmarszczyła brwi na jego reakcję, bo jak dla niej to było najłatwiejsze pytanie, jakie mogła zadać, a niekończące się strumienie pytań, które miała na końcu języka, mogłyby spowodować konwulsje, gdyby tak łatwe pytanie sprawiło, że zastanawiał się nad swoimi myślami.

Dźwięk jego dłoni uderzających w uda impulsywnie sprawił, że odwróciła się do niego. Wyglądał jak człowiek rozdrażniony i sfrustrowany.

„Nie wiem,” wymamrotał. „Cholera, nie znam własnego imienia.” Warknął, zaciskając włosy w dłoniach.

Isabelle poczuła jego ból w najgłębszej części swojej duszy i próbowała sięgnąć do niego, ale zatrzymała ją jego ręka na jej twarzy, zamykając ją w taki sam sposób, jak wtedy, gdy poczuł smak jej ust wcześniej.

„Co wiesz o mnie? Jak tu trafiłem? Co tu robię? Kto mnie tu przywiózł? Co ty tu robisz?” Desperacja była wyczuwalna w drżeniu jego głosu.

Isabelle westchnęła na serię pytań, które zostały jej zadane, po czym wyszeptała: „To krótka historia, która zaraz się wydłuży.”

Previous ChapterNext Chapter