Read with BonusRead with Bonus

ROZDZIAŁ 2| Z płynnego brązu

|Z PŁYNNEGO BRĄZU.

„Kim jesteś?” zapytał głębokim, chrapliwym barytonem.

Isabelle mrugnęła z zaskoczenia na dźwięk jego głosu, który miał w sobie taką autorytatywną moc, że zmuszał do mówienia prawdy w każdej sytuacji. Reakcją, jaką to w niej wywołało, były dreszcze przebiegające po kręgosłupie, podobne do tych, które czuła, gdy jego skóra dotykała jej.

Unikając jego wzroku, który desperacko próbował złapać jej spojrzenie, poprawiła jedwabny welon, którym chroniła włosy przed ostrym wiatrem, i zaczęła przygotowywać coś do jedzenia, ponieważ według niej bardziej potrzebował pożywienia niż odpowiedzi. Z jej obliczeń wynikało, że nie jadł od ponad sześciu dni.

Jego pytanie ponownie zabrzmiało w pokoju, sprawiając, że zesztywniała przy ścianie.

„Widziałem cię zbyt wiele razy w moich snach, kim jesteś?” zapytał suchym tonem, który był całkowitym przeciwieństwem jego spojrzenia.

Isabelle odwróciła się do niego i z uprzejmym uśmiechem wyszeptała na tyle głośno, by mógł ją usłyszeć z drugiego końca pokoju: „Otrzymasz odpowiedź na swoje pytanie, ale najpierw musisz coś zjeść.” Zatrzymała się przy garnku i nalała gorącego bulionu do miski, odcięła kawałek z tego, co zostało z królika, którego ugotowała poprzedniego dnia, i położyła go na osobnym talerzu. Isabelle pokroiła miękkie mięso na cienkie kawałki, które można było łatwo przeżuć, szczególnie dla mężczyzny, którego energia osłabła po spędzeniu zbyt wielu dni w łóżku. Dodatkowo zaparzyła herbatę dla rannego i wyraźnie podenerwowanego mężczyzny, którego oczy były skupione wyłącznie na niej, jakby czekał, aż zniknie. Jego oczy śledziły każdy jej ruch.

Wydał dźwięk, który uznała za wyraz frustracji, gdy usiadła obok niego z miską i kubkiem w ręku, a także z łyżką do zupy i szklanką wody.

„Musisz wstać, nie można cię nakarmić leżąc, a nie będę miała nic przeciwko, jeśli trochę mi pomożesz przenieść cię do pozycji siedzącej, dobrze?” Namawiała go do ruchu delikatnie, jakby mówiła do małego dziecka, sama uśmiechając się niewinnie jak dziecko.

Mruknął na widok wyciągniętej ręki, zanim odpowiedział z męską dumą. „Nie zawracaj sobie głowy, mogę wstać.” Jęknął, gdy dłonie, które przycisnął do podłogi, aby podnieść i podtrzymać swój ciężar, odmówiły współpracy, jakby jego ciało było przyklejone do przeklętej ziemi. Zamiast współpracować, jego ręce drżały, aż opadły bezwładnie na boki jak drżące i niezdarne nogi nowonarodzonego źrebaka. Z wyrazem zaskoczenia wyrytym na jego twardych rysach powtórzył akcję, tylko po to, by spotkać się z tym samym rezultatem – niesprawnymi rękami, które leżały bezwładnie na podłodze.

Upokorzony odwrócił głowę na bok, tylko po to, by uchwycić młodą damę, która ukrywała uśmiech pod palcami i odwracała głowę na bok, aby nie zostać zauważoną lub nie sprawić, by poczuł się poniżony lub zawstydzony.

Gdyby tylko! Pomyślał, zgrzytając zębami z niezadowolenia z bycia widzianym w najgorszym momencie.

„Czy sprawia ci to przyjemność? Znajdujesz w tym coś zabawnego?” zapytał z prostą twarzą, zrezygnowawszy z prób, które były oczywiście bezowocne. Ranny mężczyzna skorzystał z jej zaskoczonego wyrazu twarzy i przyjrzał się jej cechom, pił ją wzrokiem.

Nie była drobna, ale też nie była wysoka, miała krągłości, które były widoczne, ale nie nachalne, jej włosy były przykryte okropnym szarym jedwabnym nakryciem, a jej usta były małe, lecz pełne z odrobiną karminu, jej policzki miały stały rumieniec, który nie znikał od zimna, tylko nabierał koloru, gdy znajdowała jego oczy na sobie, co zdarzało się prawie cały czas. Jej nos był smukły i idealnie pasował do jej sercowatej twarzy, jej oczy były tym, co najbardziej go fascynowało, miał zamiar zobaczyć je w jasnym świetle dziennym, mimo że robiła wszystko, aby unikać jego spojrzenia.

Dokładnie ocenił jej ciało.

Gdy jej oczy były na jego twarzy, zauważył cienki różowy język, który wysunął się, by zwilżyć jej usta, zanim odpowiedziała na jego pytanie.

„Nie,” odgarnęła kosmyk włosów, który wymknął się z jej upięcia, „chętnie pomogę. Właściwie to jestem bardzo wdzięczna, że się obudziłeś, że możesz mówić i nawet próbowałeś wstać, to dobry znak, bo bałam się najgorszego przez te ostatnie dni,” jej usta zadrżały po tym wyznaniu, gdy przypomniała sobie stan, w jakim go znalazła, jak wpadł w najgłębsze objęcia gorączki, jakby był oszołomiony. „Wiem, że nie masz siły, żeby się ruszać tak, jakbyś chciał, to naturalne, że człowiek jest pozbawiony swojej zwykłej siły po tym, co przeszedłeś, ciesz się, że żyjesz i nie wstydź się, że jestem świadkiem tego, co się właśnie stało. Teraz musimy cię nakarmić.” Zakończyła swoje zdanie westchnieniem.

Nieznajomy, z jej pomocą, został ustawiony w pozycji siedzącej, opierając się plecami o twardą powierzchnię ściany dla wsparcia, a jego ręce trzymały się zniszczonej koszuli tuż nad spodniami, które miał na sobie. Pozwolił się karmić tajemniczej nimfie, obserwując, jak stara się zachować spokój, jakby miała swoje emocje mocno w ryzach, ale on to przejrzał, bo czuł każdy dreszcz, nie ze strachu, który przechodził przez nią, gdy ich skóra się stykała, każdą gęsią skórkę, która się pojawiała i każde westchnienie, które nieświadomie wymykało się z jej ust. Czuł je, bo miał te same reakcje przechodzące przez jego własne ciało, jeśli nie więcej niż to, co ona doświadczała w tej chwili. Jego reakcja była głębsza niż krew w jego żyłach.

Próbował uchwycić jej spojrzenie, ale jego wysiłki okazały się daremne, ponieważ ona postawiła sobie za cel unikać jego oczu całkowicie, jej wzrok był skupiony wyłącznie na ustach, które karmiła.

Isabelle po nakarmieniu go wstała, aby pozbyć się brudnych naczyń, tylko po to, by zostać zatrzymaną przez mocny chwyt na jej cienkim nadgarstku.

„Jak masz na imię?” Zapytał, nie puszczając jej nadgarstka.

Z łatwością wysunęła nadgarstek z jego uchwytu i szepnęła głosem, który go zahipnotyzował, „Odpocznij najpierw, zaraz wrócę.”

„Nie.” Warknął z ledwo powstrzymywaną irytacją, ponownie chwytając jej nadgarstek, tym razem mocniej. „Nie chcę, żeby to był sen, chcę, żebyś powiedziała mi, kim jesteś.” Nalegał, pociągając za nadgarstek w swojej dłoni.

Isabelle upuściła naczynia na ziemię obok nich i usiadła obok niego, a wtedy po raz pierwszy od jego przebudzenia spojrzała mu w oczy.

Świadomość iskrzyła się z gorącą namiętnością w ich duszach. Zafascynowani, patrzyli na siebie bez mrugnięcia okiem z szaleńczym pragnieniem poznania tajemnic ukrytych w oczach drugiego. To było jak zderzenie fal z dwóch różnych mórz, jedno słone, drugie słodkie, jedno gorące, drugie zimne, jedno ciemne, drugie czyste. Jego oczy były najciemniejszym odcieniem czerni z wirującym płynnym ciepłem, jak onyks, Isabelle nigdy nie widziała takich oczu. Jej natomiast były koloru stopionego brązu, który lśnił, gdy rozpalony był pasją.

To było jak niekończący się prąd, który ciągnął ich istoty, czuli to aż po czubki palców u nóg. Po długiej chwili, oboje z trudem oderwali od siebie spojrzenia, a gdy to zrobili, on poczuł większy ból niż wtedy, gdy jego ręka dotknęła rany na jego piersi, gdy się pierwszy raz obudził. Utrata wywołała w nim krzyk tęsknoty, który trudno było mu zrozumieć.

Opuszczając wzrok, aż jego rzęsy dotknęły się nawzajem, próbował pojąć, jak mógł czuć tak potężne połączenie z zaledwie nieznajomą. Drwił z użycia słowa „zaledwie”, bo nie było w niej nic „zaledwie”, nie była zaledwie kimkolwiek. Była raczej kimś, kto został z nim w trudnym czasie, w czasie, gdy wydawało się, że był tak beznadziejny i bezradny jak noworodek. Była silną kobietą, która miała w sobie ogromną odwagę, by troszczyć się o mężczyznę, którego nigdy nie znała, by przyjąć nieznajomego i opiekować się nim, jakby był jej własnym.

Previous ChapterNext Chapter