Read with BonusRead with Bonus

Partner

POV Arabelli

Pierwszy raz usłyszałam imię Alfa Luciano Romano, gdy miałam osiem lat.

Wtedy jeszcze miałam nadzieję, że mój ojciec w końcu się do mnie przekona. Wślizgnęłam się cicho do jego gabinetu w nocnej koszuli, uciekając przed czujnymi oczami moich opiekunek, licząc na to, że go zaskoczę.

Gabinet był pusty.

Bawiłam się chwilę i natknęłam się na bardzo ciekawy naszyjnik. Kiedy go podniosłam z szuflady, usłyszałam zbliżające się głosy.

Przestraszona, upuściłam naszyjnik, który spadł pod szufladę. Rozejrzałam się szybko za kryjówką i ledwo zdążyłam schować się w alkowie przy zbrojowni, gdy drzwi się otworzyły.

"Ilu straciliśmy?" To był głos ojca.

"Cały oddział, sir."

Nie rozpoznałam tego głosu, ale brzmiał jak ja, kiedy próbowałam tłumaczyć się, że nie zjadłam ciasta czekoladowego, mimo że miałam czekoladę na całej twarzy.

Usłyszałam huk i stłumiony jęk.

"Narkotyki?"

"Zabrali wszystko."

"Skontaktuj się z kartelem Romero. Powiedz ludziom, że dostarczymy jutro."

"Alfa…" Głos brzmiał niepewnie.

"Co jest?"

"Lupo-Mortale zostało już im dostarczone."

Usłyszałam uderzenie ciała o beton, a potem dźwięk duszenia się.

"Chcesz mi powiedzieć, że," głos ojca był tak zimny i surowy, że skuliłam się w alkowie ze strachu.

"Piętnastoletni szczeniak zabił moich ludzi, ukradł moje narkotyki, sprzedał je moim klientom i zgarnął zyski. Co dokładnie robił mój szef ochrony, gdy moi ludzie byli atakowani?"

"Alfa… Alfa… było ich za dużo."

Ojciec zaśmiał się okrutnie i gorzko.

"Myślisz, że nie słyszę szeptów, plotek. Że Alfa Luciano Romano jest jak demon o szalonej sile jak na tak młodego. Pewnie oddałeś mu narkotyki w nadziei, że cię nie zabije." Ojciec wypluł słowo Alfa z taką pogardą.

"Alfa, nigdy bym tego nie zrobił. Alfa, proszę, miej litość." Wilk wycharczał.

"Te narkotyki były warte miliony dolarów. Znacznie więcej niż twoje żałosne życie." Usłyszałam trzask i upadek ciała na ziemię.

Musiałam zobaczyć. Musiałam wiedzieć, co się stało. Wyjrzałam z alkowy i zobaczyłam mężczyznę leżącego na ziemi, z szyją skręconą pod niemożliwym kątem. Zakryłam usta rękami, powstrzymując krzyk.

Ojciec zabił… zabił go.

"Powinienem zabić tego gówniarza, kiedy miałem okazję. Naprawię swój błąd. Luciano Romano, twoja głowa jest moja."

Nigdy więcej nie poszłam do gabinetu bez zaproszenia.

Ojciec nie był w stanie dotrzymać swojej obietnicy. Z każdym rokiem Alfa Luciano Romano stawał się coraz bardziej brutalny, potężny i niekontrolowany. Brał i brał i brał.

Zasadzka tutaj, napad tam, kradzież naszych klientów, wykup naszych dostawców, powoli wykrwawiał nas na śmierć. Handlowaliśmy narkotykami, alkoholem, bronią, amunicją, wszystkim, co było nielegalne i trudne do przemycenia, to było nasze terytorium.

Nasz biznes wspierał naszą watahę i uczynił nas jedną z najsilniejszych watah i organizacji mafijnych, jednak z Alfon Luciano podcinającym większość naszego biznesu i powoli, ale systematycznie wypychającym nas z rynku, traciliśmy grunt, a inne watahy rzuciły się na nas.

Widzicie, społeczeństwo wilkołaków jest uporządkowane.

Silni rządzą, słabi podążają.

Bez tej zasady zapanowałby chaos. Alfa Luciano Romano nie musiał nas atakować na polu bitwy, wystarczyło, że pokazał społeczności wilkołaków, że jesteśmy słabi poprzez swoje liczne sabotaże.

Oni atakowali za niego. Aby przejąć naszą ziemię i nasz biznes, ponieważ teraz byliśmy postrzegani jako słabi.

To był powód, dla którego w ogóle brałam ślub. Aby stado mojego narzeczonego i moje połączyły siły i zniszczyły stado Lupo-Mortale, wchłaniając ich ziemie do naszych i przejmując ich biznes, tak aby nasza wyższość była niezaprzeczalna i niekwestionowana.

Aby wilki nie ginęły bezsensownie w międzystadnych potyczkach.

Teraz siedziałam na ziemi. Moje ciemne włosy były splątane, suknia podarta i podciągnięta, byłam posiniaczona i poturbowana, a moja duma zdeptana, gdy patrzyłam w górę na mężczyznę, który spowodował tyle cierpienia.

Alfa Luciano Romano.

Mój partner.

Bogini, to nie mogło być możliwe. Mój partner nie mógł być tak potworną osobą, która chciała zniszczyć moje stado. Który miał tyle krwi na rękach, że służba szeptała za zamkniętymi drzwiami, że był najzimniejszym, najgroźniejszym Alfą, jaki kiedykolwiek istniał.

Patrzył na mnie, jakbym była najniższym robactwem. Jakikolwiek wyraz pojawił się wcześniej w jego oczach, był tak daleko, że pewnie sobie to wyobraziłam.

Słyszałam, jak moja wilczyca wyje, namawiając mnie, żebym do niego podeszła, dotknęła go, oznaczyła go, żeby wszyscy wiedzieli, że jest nasz. Tylko wilcza trutka w moim organizmie trzymała mnie przy zdrowych zmysłach.

Moja wilczyca myślała, że on jest naszym partnerem i to było wszystko. Ja, z drugiej strony, wiedziałam, że jest bezwzględnym Alfą, który nie zawahałby się mnie zabić, gdybym spojrzała na niego w niewłaściwy sposób, nie mówiąc już o dotknięciu go. Więc powstrzymałam się przed zrobieniem tego, czego chciała moja wilczyca.

Ona szalała i skomliła, ale ja ją ignorowałam, obserwując go. Czy naprawdę był moim partnerem, czy tamten człowiek dał mi za dużo wilczej trutki? Alfa Luciano nawet na mnie nie zareagował. Na pewno jego wilk również pchał go do kontaktu ze mną. Jak mógł stać tam tak bez emocji?

Cross podszedł szybko do Alfy Luciano. Ukłonił się przed nim.

"Zabiłeś eskortę?" Głos Alfy Luciano był zimny i pozbawiony jakichkolwiek emocji.

"Tak, Alfo." Odpowiedział Cross.

"Zawiadomiono Vitalio?"

"Nie, Alfo. Obezwładniliśmy ich szybko, więc nie mieli szansy skontaktować się ze swoim Alfą."

"Dobrze. Podpalcie samochody. Mam kolację z wujkiem Tomasso, na którą muszę zdążyć."

"Alfo…" Cross wydawał się wahać.

"Mamy też wrzucić ją do płonących samochodów?" Cross skinął głową w moim kierunku.

Wrzucić mnie gdzie? Skuliłam się ze strachu, gdy Alfa Luciano spojrzał na mnie, rozważając, czy warto mnie teraz zabić, czy może później.

"Choć byłoby to satysfakcjonujące, nadal jej potrzebuję do czegoś."

"Tak, Alfo." Cross odwrócił się, żeby odejść, ale Alfa Luciano podniósł rękę, zatrzymując go.

"Cross."

"Tak, Alfo."

"Ludzi, którzy ją dotknęli… zabij ich."

"Alfo?" Cross wyglądał na zszokowanego. Nie mogłam mu się dziwić. Ja też byłam.

"Ich rozkazem było obezwładnienie i zabicie. Nic więcej. Plądrujemy i rabujemy, ale nie wykorzystujemy kobiet ani nie zabijamy dzieci. Nie będę tolerował takiej dyscypliny i braku szacunku."

"Tak, Alfo." Mężczyzna, który mnie przytrzymywał, uciekł, a Cross krzyknął na ludzi, żeby go złapali, podczas gdy on ciągnął nieprzytomnego Mattię.

Zostaliśmy sami. Mój partner i ja.

Previous ChapterNext Chapter