




W zasadzkę
Punkt widzenia Arabelli
"To nie podlega dyskusji."
"Ale ojcze, ja–"
Rzucił szklaną wazę przez pokój i rozbiła się na milion kawałków. Skuliłam się ze strachu. Wybuchy gniewu taty tylko się nasiliły po śmierci mamy i niszczycielskich wojnach terytorialnych, które wybuchły po tym, jak stado Lupo-Mortale złamało traktat, przynajmniej tak słyszałam. To był ojciec, którego pamiętałam, ten, którego zawsze znałam.
Podszedł do mnie i delikatnie ujął mnie za ramiona. Jak zwykle. Zamknęłam oczy, przygotowując się na to, co miało nadejść. Wtedy jego uchwyt się wzmocnił i przycisnął mnie do ściany, a ja jęknęłam.
"Masz tylko jeden obowiązek." Wymawiał każde słowo wyraźnie i powoli.
"A ty wszystko komplikujesz." Moje ramiona teraz mocno bolały. "Powiem to tylko raz jeszcze, Arabello. Pojedziesz do stada Srebrnego Księżyca i będziesz miała nadzieję, że twój narzeczony nie uzna cię za tak odpychającą jak ja. Zdobędziemy to przymierze bez względu na wszystko. I szczerze mówiąc, nie obchodzi mnie, czy jest twoim prawdziwym partnerem, czy nie."
Ojciec puścił mnie, rzucając na podłogę, a ja upadłam na ramię. Powstrzymałam jęk bólu, wiedząc, że nie mogę okazać słabości w tym miejscu.
"Zniknij mi z oczu i przygotuj się na ceremonię zaślubin."
"Tak, ojcze."
Wychodząc z jego gabinetu, trzymając się za ramię, walczyłam z łzami.
Arabella Bianchi, dziedziczka Imperium Stonecold, niezdolna do wyboru własnego partnera.
Jakie to śmieszne.
Byłam tak bezsilna jak najsłabsza omega w moim stadzie. Bo chociaż byłam córką Alfy i wierzyłam tylko w prawdziwe pary wybrane przez Boginię Księżyca, moje małżeństwo miało być wszystkim, tylko nie tym. Przynajmniej omegi wybierały swoich partnerów.
Poszłam do swojego pokoju, gdzie czekały na mnie moje pokojówki. Tym razem poddałam się ich zabiegom bez skarg. Zostałam wydepilowana, oczyszczona, wyregulowana, perfumowana i ozdobiona.
To musiało być uczucie, jakie towarzyszy zwierzęciu tuczonemu na rzeź.
Ubrały mnie w koronkową suknię z kryształkami, która rozszerzała się na dole. Była piękna i podkreślała wszystkie krzywizny, o których istnieniu nie wiedziałam. I nienawidziłam jej. Nienawidziłam, że moja jedyna wartość dla stada polegała na byciu klaczą rozpłodową sprzedaną bez namysłu.
Zaczęły układać moje włosy i robić makijaż, ich palce były lekkie i wprawne, wykonując swoją ostatnią powinność wobec mnie. Walczyłam z łzami, one będą w porządku. Moje służące Sofia, Aurora, Greta i Emma. Dzięki mojemu małżeństwu stado w końcu będzie mogło stawić czoła tyranii stada Lupo-Mortale i nie straci nikogo w wojnach.
Przynajmniej one skorzystają na tym przymierzu, nawet jeśli ja nie.
Kiedy skończyły, byłam przemieniona. Moje kasztanowe włosy opadały na plecy w doskonałych falach, z dwoma warkoczami splecionymi, które odciągały fale do tyłu. Lokki były strategicznie rozmieszczone, aby otoczyć moją twarz. Mój makijaż był naturalny i podkreślał moje brązowe oczy, a usta wyglądały na nieco pełniejsze. Moja wykwintna suknia dopełniała wygląd i wyglądałam oszałamiająco.
Byłam gotowa. Gotowa, by poślubić mężczyznę, którego twarzy nawet nie znałam.
Siedziałam sama z tyłu naszej limuzyny, gdy jechaliśmy do stada mojego narzeczonego. Moje ręce drżały ze strachu i niepokoju, próbując wziąć głębokie, uspokajające oddechy. Robiłam to dla stada. Moja wilczyca, Lia, milczała, ale czułam jej gniew i frustrację wobec tej niemożliwej sytuacji.
Moja suknia wydawała się zbyt ciasna, zbyt krępująca, zbyt odkrywająca. Mój oddech przyspieszył i czułam, że nadchodzi atak paniki. Zamknęłam oczy i próbowałam myśleć o spokojnych rzeczach. Samochód nagle się zatrzymał. Czy już tam byliśmy? Myślałam, że podróż będzie dłuższa.
Nacisnęłam przycisk, aby opuścić przegrodę oddzielającą limuzynę, żeby porozmawiać z kierowcą. Ekran opadł i zobaczyłam kierowcę. Jego okno było opuszczone, gdy rozmawiał z kimś. Może z policjantem, choć wiedzieli, żeby nie niepokoić Stonecoldów– Usłyszałam kliknięcie. Ciche. Potem głowa kierowcy odskoczyła do tyłu, a krew poplamiła radio.
Zastrzelił mojego kierowcę. To nie była rutynowa kontrola policyjna, ale skoordynowany atak. Musiałam się stąd wydostać. Pochyliłam się, sięgając po pistolet, który zawsze trzymaliśmy pod siedzeniami wszystkich naszych samochodów jako środek ostrożności. Ale zanim mogłam go dosięgnąć, drzwi boczne limuzyny otworzyły się.
"Znaleźliśmy księżniczkę."
Mężczyzna sięgnął do środka i wyciągnął mnie na zewnątrz. Nie mogłam walczyć z jego żelaznym uchwytem i od razu wiedziałam, że jest wilkołakiem jak ja. Wypadłam z samochodu i zobaczyłam, że cała nasza eskorta została otoczona przez identyczne czarne samochody.
Strzelali i bezlitośnie zabijali moją ochronę. Walczyłam z moim oprawcą, ale pistolet przyciśnięty do mojej głowy sprawił, że zmieniłam zdanie.
"Proszę, tylko ich puśćcie. Nic wam nie zrobili."
"Zamknij się. Wykonaj jakiś nagły ruch, a rozwalę ci mózg. Dziedziczka czy nie."
Patrzyłam bezradnie, jak zabijali moją ochronę. Tata miał się z nami spotkać tutaj. Jak długo zajmie mu zrozumienie, że coś jest nie tak? Jak długo zajmie im znalezienie nas? Czego ci ludzie ode mnie chcieli?
Mężczyzna podszedł do mojego porywacza, gwiżdżąc na mój widok.
"No, no, no. Nie wiedziałem, że te wilczyce Stonecold są takie gorące." Miał czelność poprawić sobie spodnie. Obrzydliwe.
Mój porywacz zaśmiał się.
"Ja też nie, Mattia. Wszystkie wilki są rozliczone?"
"Tak, wszyscy nie żyją. Cross już woła Alfę." Mattia wciąż przyglądał się mojemu ciału, a ja poczułam dreszcz obrzydzenia przebiegający po mojej skórze.
Martwi. Wszyscy martwi. Dwudziestu wilków z rodzinami, przyjaciółmi, małżonkami i bliskimi. Powstrzymałam szloch na myśl o wszystkich niewinnych żywotach zmarnowanych.
"Masz wilczy jad?" zapytał mój porywacz, a ja zaczęłam się na nowo szarpać. Jeśli mnie tym wstrzykną, nie będę mogła się przemienić. Będę mogła komunikować się z moim wilkiem tylko przez naszą więź, co skutecznie odetnie mi jakąkolwiek możliwość ucieczki.
"Tak." Mattia podał załadowaną strzykawkę mojemu porywaczowi.
"Stój spokojnie, Księżniczko, albo zrobimy to na siłę." Ostry ukłucie w szyję i cała walka ze mnie uleciała. Wciąż czułam Lii, ale nie mogłam się przemienić.
"Co do dziedziczki," Mattia uśmiechnął się lubieżnie. "Alfa i tak ją zabije. Może najpierw się nią zabawimy."
Mój porywacz zawahał się. Mattia uśmiechnął się i ruszył naprzód, jego pazury błyszczały, gdy rozrywał ramiączka sukienki. Zatkałam usta, przyciskając rozdarte ubranie do piersi, żeby zakryć skórę. Cofnęłam się przed dwoma wilkami, zakrywając piersi rękami.
"Gdzie się wybierasz, Ślicznotko?" Mattia zachichotał.
"Tak. Dokąd się wybierasz?" Ten głos pochodził tuż za mną. Zanim zdążyłam uciec lub się odwrócić, miał mnie. Jedna ręka trzymała mnie mocno, a druga była na pistolecie.
"Co tu się dzieje?" Dwaj mężczyźni ukłonili się przed nim, ale to Mattia się odezwał.
"Przepraszam Cross. Chcieliśmy tylko szybko się z nią zabawić. Spójrz na to ciało, praktycznie o to błaga."
"To o to chodzi? Zabierzcie ją, ale szybko," Cross rzucił mnie im pod nogi. "Alfa Luciano zaraz tu będzie i może się zirytować, że bawicie się na służbie."
"Nie, proszę, puśćcie mnie!" Szarpałam się w ich uścisku, mój dekolt niebezpiecznie opadł, gdy moje ręce przestały zakrywać piersi.
Pomimo moich protestów, zaciągnęli mnie do odosobnionego kąta, a drugi mężczyzna przytrzymał mnie, podczas gdy Mattia rozpiął pasek swoich spodni, mając na twarzy chory uśmiech. Wyciągnął swojego członka i zaczął się masturbować. Mogłam poczuć, jak trochę wymiotuję w ustach.
Czy w ten sposób miałam stracić dziewictwo i prawdopodobnie życie?
Szarpnął moją suknię, rozdzierając ją, by odsłonić moje nogi. Kopnęłam go i prawie trafiłam. Uderzył mnie tak mocno, że zakręciło mi się w głowie, wzrok się zamglił, a ciało zwiotczało. Podciągnął moją suknię i osiadł między moimi nogami. Chwycił moje piersi na kilka sekund, zanim sięgnął między moje uda, by rozerwać majtki.
Płakałam, bezskutecznie walcząc z jego uchwytem. Zamknęłam oczy, czując jego ciężar na sobie, gdy miał mnie zaraz przeniknąć, a potem nagle zniknął. Ręce, które mnie przytrzymywały, również zniknęły.
Otworzyłam oczy zszokowana. Przede mną stał mężczyzna, górując nade mną, ale dziwnie czułam się bezpieczna. Jego czarne włosy były dłuższe na górze i opadały na oczy. Jego oczy migotały między niebieskim a srebrnym, gdy na mnie patrzył, tak jak ja na niego. Był dobrze zbudowany i wyglądał na niebezpiecznego, był przepiękny. Myślę, że fraza "zabójczo przystojny" została wymyślona po to, by go opisać. Bo tak się czułam, patrząc na niego.
Jakbym miała zaraz paść trupem, patrząc na ten cudowny okaz mężczyzny. Moje tętno przyspieszyło, a ręce zrobiły się wilgotne. Uświadomiłam sobie, że chcę dotknąć jego twarzy. Dotknąć jego ust, wsunąć język między jego wargi i zobaczyć, czy mnie ugryzie, czy pocałuje. Oblizałam wargi, nagle spragniona. Jego drapieżne spojrzenie śledziło ten ruch i zbliżył się do mnie. Moje nogi mimowolnie trochę się rozsunęły, a nagłe ciepło w jego spojrzeniu dało mi znać, że to zauważył.
"Alfa Luciano." Mężczyzna, który mnie trzymał, ukłonił się, wyraźnie przestraszony. Zamarłam, jakby ktoś wylał na mnie kubeł lodowatej wody. Alfa Luciano? Moja wilczyca praktycznie skomlała o moją uwagę, teraz gdy już nie byłam zahipnotyzowana moim wybawcą.
"Kto to jest?" Jego głos. Bogini. Jego głos przeszył mnie dreszczami wbrew mojej woli.
"Arabella Bianchi, Alfa."
To było jakby przeszedł przemianę. Jego niebieskie oczy były zimne jak kawałki lodu, a jego postawa stała się przerażająca, jego ręce zacisnęły się w pięści i przez moment czułam, że podejdzie i odetnie mi głowę czy coś.
W końcu usłyszałam, co moja wilczyca krzyczała pod wpływem wilczomlecza.
"Towarzysz!" Krzyknęła z radością.
Nie. To było niemożliwe. Moja szczęka opadła z szoku.