




Księga 1: Rozdział 4
*** Punkt widzenia Solarisa ***
Ciężarówka wyjechała z naszego parkingu z piskiem opon, a ja wybuchnąłem śmiechem. Noah przewrócił oczami i podszedł do ciężarówki, wskakując do środka z Finnem, aby dokończyć rozładunek. Charles Pierce, szef policji, miał sprawdzić systemy bezpieczeństwa i awaryjne. Po prostu pojawił się w idealnym momencie.
„Co to, do diabła, było?” Charles zwrócił się do mnie, gdy ocierałem łzę z oka.
„Nie mam pojęcia, ale nie sądziłem, że tak łatwo będzie go wyprowadzić z równowagi. Bogini, to było przezabawne.”
Charles pokręcił głową. „Będę musiał to opisać w raporcie. Czy chce pani wnieść oskarżenie, pani Ulrich?”
Pokręciłem głową. „Nie, nie. Chociaż byłoby zabawnie oglądać Alfę przechodzącego przez proces w ludzkim sądzie, nie chciałbym narażać ludzi na takie widowisko.”
Zaśmiał się. „Pewnie masz rację. Nigdy wcześniej nie widziałem, żeby stracił panowanie nad sobą w ten sposób. Znam go od lat.”
Mój uśmiech na chwilę zniknął. „Kiedyś był zupełnie inny. Teraz jest taki jak jego ojciec.” Głęboko odetchnąłem i skinąłem na Charlesa. „Dlaczego by nie zrobić tej inspekcji i pozwolić ci wrócić do obowiązków? Jestem pewna, że jesteśmy ostatnim miejscem, które chcesz dzisiaj odwiedzić.”
Nad drzwiami wisiał szyld z napisem "Zbłąkany Kran". Po długich debatach moi Betowie, Noah i Finn, uznali, że to bardziej zabawne niż powinno być. Trzech wyrzutków prowadzących bar na skraju terytorium Alfy, który nienawidzi wyrzutków bardziej niż jakakolwiek inna wataha w okolicy. Moja Gamma nie chciała mieć nic wspólnego z tymi wybrykami i została za granicą, wykonując inne zadania, które jej zleciłem. Chociaż nigdy nie będzie to dom, nie dla wyrzutków. Było to miejsce odpoczynku dla nas trzech.
Zaprowadziłem go do baru i pokazałem nowy system bezpieczeństwa, a także zamki i środki ostrożności, które mieliśmy na miejscu, gdzie przechowywaliśmy alkohol. Podobno w mieście był ogromny problem z kradzieżami butelek lub skrzynek i trudno mi było uwierzyć, że to ludzie kradną.
Nasza pozycja wyrzutków już odstraszała niektórych bardziej gniewnych i piekielnych wilkołaków z watahy, aby zachowywali się jak najlepiej. Pomagało też to, że wyglądaliśmy jak napakowani złoczyńcy z filmu o Jamesie Bondzie. Jak idiotycznie by to nie brzmiało, było to potrzebne. Walczyliśmy w bitwach, w wojnach, nawet przekraczanie terytoriów było ryzykiem. Żyliśmy wystarczająco długo, by wiedzieć, że jeśli nie będziemy w szczytowej formie, zginiemy.
„Alf... szefie, chcesz te dodatkowe beczki pod barem? Czy w magazynie?”
Spojrzałam na Finna i uśmiechnęłam się. "Schowajmy to do magazynu. Nie wydaje się to być zbyt popularne. Chciałabym jednak mieć kilka hawajskich beczek pod barem. Myślę, że te będą większym hitem."
"Brzmi dobrze."
Odwracając się do Charlesa, skinął głową w moją stronę. "Wygląda na to, że masz tu dobrze zorganizowane. Trochę martwiłbym się o tylne drzwi, które są otwarte i każdy mógłby przejść obok magazynu, ale masz kamery zarówno na zewnątrz, jak i wewnątrz. Przynajmniej będziemy wiedzieć, kto to był."
"Jakby ktoś próbował nas okraść. Nie wiedzieliby, co ich uderzyło." Finn zaśmiał się, wkładając dwie beczki do magazynu.
"To może być prawda. Szczerze mówiąc, gdybym mógł prosić was, żebyście dołączyli do sił porządkowych, moglibyście nauczyć moich ludzi kilku rzeczy."
Pokręciłam głową i poklepałam go po plecach. "Nie miałbyś żadnych sił, gdybyś pozwolił nam się nimi zająć."
Charles zaśmiał się i skinął głową. "Pewnie masz rację. Uważajcie na siebie. Masz mój numer. Jeśli Silas spróbuje czegoś, dzwoń. To nie jest jego teren, ale też nie jest blisko głównego centrum miasta. Martwię się o..."
"Nie martw się. Doceniam troskę, ale poradzę sobie z Alfą Silasem. Nie byłby pierwszym Alfą, którego sprowadziłam na ziemię, i pewnie nie ostatnim."
Uśmiechnął się do mnie jeszcze raz i wyszedł z baru. Oparłam się o framugę drzwi i pomachałam, gdy wyjeżdżał z parkingu. Finn położył rękę na moim ramieniu.
"Wiesz, myślę, że nasz dobry szeryf ma małą sympatię do naszej Sol."
"Wygląda na to." Odpowiedział Noah z tyłu.
Pokręciłam głową. "Szczeka pod niewłaściwe drzewo. Jestem bardziej robotem niż wilkiem i bardziej wilkiem niż człowiekiem."
Finn zaśmiał się i pocałował mnie w głowę. "Jesteś idealna, Alfa."
Uśmiechając się do niego, pokręciłam głową. Wchodząc po schodach, skręciłam na małym półpiętrze do pokoju, który przerobiliśmy na biuro. Na biurku leżały papiery, głównie rachunki oraz inne formularze zamówień. Siadając, powoli przeszłam przez każdą kartkę. Pisałam notatki, przyczepiałam je, odkładałam lub niszczyłam inne. W stercie znalazło się kilka dokumentów niezwiązanych z barem i westchnęłam, czytając je. Odkładając je, pokręciłam głową. Mogły poczekać do jutra. Mój stary mógł poczekać kilka dni, jeśli nie tygodni, po kolejnej absurdalnej misji, na którą mnie wysłał.
Biurko było na tyle czyste, że nie czułem przytłaczającego OCD, więc uznałem, że na dziś wystarczy. Wychodząc, skierowałem się po schodach do przestrzeni mieszkalnej nad barem. Nazwanie tego otwartą przestrzenią byłoby hojne. Wszystko, czego potrzebowaliśmy, mieściło się w jednym pokoju. Jedynymi drzwiami były te do dużej łazienki, którą zbudowaliśmy. Zawsze miała pomieścić nas troje, ale nigdy nie było między nami miejsca. Żyliśmy razem, pieprzyliśmy się razem, pracowaliśmy razem, a mimo że Noah i Finn byli prawdziwymi partnerami, ja byłem tylko dodatkowym bonusem. Moja moc pozwalała mi łączyć się z obojgiem, tworząc niemal fałszywego drugiego partnera dla każdego z nich.
Ściągając koszulkę i dżinsy do jazdy, przeszukiwałem szafę w poszukiwaniu czegoś do ubrania na dzisiejszy wieczór. Złapałem podróbkę koszulki Ramones, która prawdopodobnie należała do Noaha, i dżinsowe szorty. Rzuciłem je na łóżko i spojrzałem na siebie w lustrze pełnej długości.
Cała moja prawa strona była praktycznie nieobecna. Moje prawe oko, prawa ręka i prawa noga zostały zastąpione mieszanką magii i robotyki. W moich wcześniejszych latach natknąłem się na czarownicę, która była bardziej niż dziwaczna. Lor studiowała robotykę na studiach i kontynuowała swoją pracę, mieszając ją z magią. Stawy i przewody zastąpiła swoją niebieską magią. Problem polegał na tym, że większość nadprzyrodzonych istot goiła się szybko i rzadko potrzebowała takich rzeczy. Większość ludzi nie wiedziała o nas, więc największa populacja, która mogłaby skorzystać z jej pracy, była poza jej zasięgiem.
Ja jednak stałem się jej największym obiektem badań, a z czasem najlepszym przyjacielem. Zrobiła mi oko, rękę i nogę, które mogły się zmieniać razem ze mną w mojej wilczej formie. Metal i magia dostosowywały się, gdy się zmieniałem, tworząc dwie nogi, łatwo wracając do poprzedniej formy. Co jakiś czas wymagały konserwacji lub doładowania magii, ale mogłem wytrzymać kilka lat bez problemów, jeśli nie przesadzałem. Moje oko również pozwalało mi widzieć trochę więcej niż tylko w ciemności. Mogłem ocenić poziom magii kogoś, co pomagało w rozróżnianiu różnych ras. Czasami pomagało to, gdy trzeba było wyrzucić klienta z pokoju.
Obracając rękę, wyciągnąłem ją, widząc niebieski blask przez metalowe części. Obracając ją w przód i w tył, powoli sprawdzałem palce, nadgarstek, łokieć i połączenie z ramieniem. Zrobiłem to samo z nogą, wyciągając ją i obracając. Zadowolony z ruchu, założyłem ubrania i zacząłem przygotowywać kolację.
W nasze bardziej pracowite dni, robiłem kolację i jedliśmy na zmiany. Dziś wieczorem było łatwe stir fry i pochłonąłem jedzenie. Związując włosy i sprawdzając ostatni raz strój, użyłem drugiej gumki do włosów, związałem koszulkę i wsunąłem ogon pod spód, pokazując brzuch pokryty tatuażami. Od szyi w dół byłem pokryty tatuażami. Nawet moje palce u nóg miały małe tatuaże na każdym z nich. Nie zrobiłem nowego tatuażu od ponad roku, głównie dlatego, że zabrakło mi miejsca na ciele.
Zeskakując po schodach, wślizgnąłem się za bar, a już mieliśmy całkiem pełny lokal, mimo że była dopiero siódma. Dotknąłem Noaha w ramię.
„Jedzenie gotowe. Idź na górę i jedz, ja się tym zajmę.”
Kiwnął głową i pocałował mnie w głowę. „FYI, Beta jest tutaj.”
Kiwnąłem głową i uśmiechnąłem się do niego. Był słodki, że coś powiedział, ale już wiedziałem, gdy tylko opuściłem nasze mieszkanie, wiedziałem, że jest tutaj. Lor dała nam kryształy, które pomagały neutralizować nasze zapachy. Żaden wilk nie rozpoznałby nas jako wyrzutków, chyba że by z nami porozmawiał lub nas zobaczył, nasza mała zbieranina, ale nie pachnieliśmy jak wyrzutki. Wiedziałem, że to było nieprzyjemne dla wielu wilków. Ale nadal mogliśmy czuć każdego wilka, który wszedł.
Szczerze mówiąc, byłem zaskoczony, że Silas nie wziął swojego Bety, ale zamiast tego swojego Gammy, żeby tutaj przyjść. Zgaduję, biorąc pod uwagę, że był tutaj prawie każdy weekend, odkąd otworzyliśmy, nie chciał zostać wyrzucony z powodu swojego Alfy. Gamma był jednak zabawny. Szczerze mówiąc, nie sądziłem, że Omega będzie Gamma w tej paczce, ale tam był, chowając się za swoim Alfą. Zaśmiałem się na to wspomnienie, a Finn spojrzał na mnie, unosząc brew. Kręcąc głową, odwróciłem cztery kieliszki do shotów i napełniłem każdy tequilą, przesuwając je do czterech dziewczyn stojących przede mną.
„Nie bawcie się za dobrze, panie. Może będę musiał się do was przyłączyć.” Puściłem im oczko, a one zachichotały, złapały shoty i zamówione drinki.
Moje oczy śledziły je do pobliskiego stolika i zrobiłem mentalną notatkę, by mieć na nie oko. Wszystkie cztery były niezamężne, a był piątkowy wieczór. Rzeczy mogły się tu zrobić burzliwe. Zwłaszcza, że obsługiwaliśmy wszystkie rasy. Jakaś zła krew między wampirem a wilkiem mogła łatwo przekształcić się w pełnoprawną bójkę. Szybkie dotknięcie mojego magicznie napędzanego kija pod ladą, uśmiechnąłem się. Nie było bójki, która zaczęła się w moim barze, której nie mógłbym zakończyć.