Read with BonusRead with Bonus

Księga 1: Rozdział 3

Zatrzymałem swoją ciężarówkę na parkingu przed barem. Był prawie pusty, oprócz dużej ciężarówki dostawczej. Całe miejsce wyglądało, jakby zostało wyjęte z jakiejś powieści fantasy. Nawet nazwa, Błądzący Krany, brzmiała jak nazwa karczmy. Sam siedział cicho na siedzeniu pasażera, bojąc się cokolwiek powiedzieć po tym, jak wczoraj wybuchłem.

Po przespaniu się z tym, próbowałem przeprosić Nate'a, ale powiedział, że nie przyjmie przeprosin, jeśli nie są szczere. To doprowadziło do kolejnej gorącej kłótni. No cóż, doprowadziło do tego, że znowu wybuchłem, a on przyjął to z znudzoną miną. Zastanawiałem się, czy będę musiał poprosić go o ustąpienie. To było ostatnie, czego chciałem, ale sytuacja stawała się absurdalna.

„Um... Alfa...”

Wyłączyłem silnik i wysiadłem. Dwóch facetów rozładowywało ciężarówkę na parkingu. Obaj byli ogromni, ten mniejszy może o parę centymetrów niższy ode mnie. Zastanawiałem się, czy mają w sobie trochę Alfy. Wziąłem głęboki oddech i podszedłem do nich. Mniejszy z nich położył ręce na biodrach i zrobił kilka kroków w moją stronę.

„Czy mogę w czymś pomóc, Alfa?”

Pogardliwy ton, którym wypowiedział słowo „Alfa”, drażnił mnie, ale starałem się zdusić irytację. Na pewno byli to dwaj wyrzutkowie, nawet jeśli nie pachnieli jak wyrzutkowie. Moje oczy przesunęły się po nim, zauważając niebieski kryształowy naszyjnik. Prawdopodobnie to on maskował ich zapach.

„Chcę porozmawiać z właścicielem.”

Uśmiechnął się. „Przykro mi, ale jej teraz nie ma. Wszyscy jesteśmy współwłaścicielami, więc możesz porozmawiać ze mną. Obiecuję, że mam więcej cierpliwości niż Solaris.”

Cmoknąłem językiem. Drugi wyrzutek przestał rozładowywać i stał z założonymi rękami przy drzwiach wejściowych. Obaj mieli brązowe włosy, ale ten, z którym rozmawiałem, miał jaśniejsze, złote włosy. Natomiast drugi miał krótkie ciemne brązowe włosy. Obaj byli muskularni, ale ten z tyłu wyglądał, jakby nigdy nie opuścił dnia na siłowni. Oboje mieli blizny na twarzy, szyi i nawet na odsłoniętych częściach ramion. Szczerze mówiąc, gdybym nie był Alfą, czułbym się zastraszony.

Sam, obok mnie, trząsł się jak liść. Naprawdę nie miał w sobie żadnej krwi Gammy i był bliżej Omegi niż ktokolwiek, kogo znałem. Był zbyt inteligentny na prostą pracę biurową. Jego umysł działał szybciej i precyzyjniej niż większości wilków dziesięć czy piętnaście lat starszych od niego.

„Przyszedłem was poprosić, żebyście się wynieśli.”

Przez chwilę mężczyzna przede mną patrzył na mnie, po czym wybuchnął śmiechem. „O bogini, naprawdę mówisz poważnie, prawda?”

„Oczywiście, że mówię poważnie. Myślisz, że będę tolerował wyrzutków na skraju mojego terytorium? Chcę, żebyście zniknęli.”

Kiwnął głową, biorąc kilka oddechów. „A jak nie, Alfa?”

„Słucham?” Moje oczy rozszerzyły się, gdy patrzyłem, jak ten wyrzutek prostuje się, ocierając łzę z oka.

„Powiedziałem, 'a jak nie, Alfa?'. Czy to nie było wystarczająco jasne?”

Wyrzutek za nim zaśmiał się, a moja szczęka zacisnęła się, moja pięść zacisnęła się. „Myślicie, że możecie tak po prostu siedzieć na skraju terytorium watahy?”

„Właściwie, tak. Nie jesteśmy na waszym terytorium. Nie dotknęliśmy waszej watahy. Nie dotknęlibyśmy waszego terytorium nawet dziesięciometrowym kijem. Nienawidzimy waszego rodzaju. Jednak to jest miejsce, gdzie prowadzimy nasz biznes, i jest to całkowicie legalne.”

Otworzyłem usta, ale słowa zagłuszył Harley Davidson, który podjechał na parking. Zatrzymał się między dwoma mężczyznami. Moje oczy rozszerzyły się, gdy zobaczyłem kobietę zsiadającą z motocykla. Była zbudowana. Choć nie mogła mieć 180 cm wzrostu, ilość mięśni, jakie miała, była procentem, którego każdy facet by zazdrościł. Jej sześciopak był dobrze zdefiniowany i wyrzeźbiony pod crop-topem, który był tylko przykryty rozpiętą skórzaną kurtką motocyklową. Jej włosy, tak czarne jak moje, były związane w kok na głowie.

Podnosząc okulary przeciwsłoneczne, uśmiechnęła się. Zauważyłem jednak, że miała różnokolorowe oczy. Jedno było jasnobrązowe, a drugie świeciło szafirowym niebieskim, i zdałem sobie sprawę, że używała magii, aby widzieć na prawe oko.

„No, no. Zastanawiałam się, kiedy dostaniemy wizytę od naszych sąsiadów. Chociaż, trzy tygodnie to trochę długo, nie sądzisz?”

„Ty musisz być Solaris.” Oderwałem wzrok od jej ciała, warcząc. „Chcę, żebyś zniknęła. Chcę, żebyś spakowała swój mały cyrk i zniknęła.”

Solaris zaśmiała się. „Och, Alfa...” Cmokając trzy razy językiem, podeszła do mnie. „Widzisz to?” Jej palec wskazywał na ziemię pod moimi stopami. „To jest moja własność. Opłacona przez miasto i opłacona gotówką. Widzisz to?” Wskazała na bar. „Zbudowaliśmy go. Wypełniliśmy go. Mamy umowy z browarami, destylarniami i innymi firmami, aby dostarczać ich alkohol. Mamy też wszystkie głupie ludzkie regulacje dotyczące baru.”

Pochylając się do przodu, jej ramię zamachnęło się i wskazało na północ, w stronę lasu. "Wiesz, co jest w tamtą stronę, Alfa?"

Tym razem poczekała. Pokręciłem głową.

"Dziesięć mil w tamtą stronę jest twoje pieprzone terytorium. Nie tutaj. Tam. Nie masz prawa, nie masz jurysdykcji ani zdrowego rozsądku, żeby tu przychodzić i żądać, żebyśmy odeszli. Krótka odpowiedź brzmi: nie, Alfa. Nie odejdziemy. Będziemy obsługiwać każdego członka twojej watahy, który przekroczy ten próg i ma ponad 21 lat, obok każdego człowieka, wampira, fae i wyrzutka."

Wziąłem głęboki oddech i pokręciłem głową. "Nie pozwolę, żeby jakieś wyrzutki siedziały na skraju mojego terytorium. Opuścicie to miejsce, albo będą konsekwencje."

"Groźisz mi, Alfa?" Kobieta podeszła bliżej, a jej oczy zmieniły kolor na złoty.

Poczułem presję, której nie czułem, odkąd zostałem Alfą mojej watahy. To było uczucie silniejszego Alfy.

'Silas, odpuść. Ona jest Alfą.'

'Nie ma mowy, żebym odpuścił! Nie pozwolę, żeby wyrzutki siedziały na skraju mojego terytorium!' Odepchnąłem Erosa.

"Trzy wyrzutki nie mają większego znaczenia w ogólnym rozrachunku. Mam całą watahę, a jestem pewien, że ty nawet nie masz rodziny, która by cię opłakiwała."

Dwa wilki za nią zawarczały, a Solaris podniosła rękę, natychmiast je uspokajając. Ich warczenie zmieniło się w mruczenie.

"Zastanów się nad tym, co robisz, Alfa. Tak jak ja nie tknęłabym twojego terytorium, ty przyjdziesz po moich chłopców, ja przyjdę po całą twoją watahę. Pomyśl, zanim zdecydujesz się mi grozić." Jej głos był niski.

Słysząc groźbę wobec mojej watahy, moja wizja poczerwieniała i zanim się zorientowałem, moja pięść zetknęła się z jej szczęką. Zachwiała się, szeroko otworzyła oczy i przyłożyła rękę do twarzy. Za mną usłyszałem syrenę i wziąłem oddech. Sam odsunął się ode mnie kilka kroków, kiedy policjant wysiadł z radiowozu.

"Silas, co tu się, do diabła, dzieje?"

"Nic, czym musiałbyś się martwić, Charles." Uśmiechnąłem się do niego.

Charles był jednym z moich ludzkich przyjaciół ze szkoły średniej. Kilka lat temu został szefem policji i wiedział o mojej watasze. Nawet przyszedł na moją ceremonię przemiany i ceremonię Alfy.

"Normalnie bym to zignorował, ale Silas... nie jesteśmy na twoim terytorium. Właśnie zaatakowałeś kobietę."

Spojrzałem gniewnie na żeńską wyrzutkę i jej dwóch męskich towarzyszy. "To tylko wyrzutki. Nie mają znaczenia."

"Silas! Człowieku! Co się z tobą dzieje!" Charles położył rękę na mojej piersi i odepchnął mnie. "Jesteś na ludzkim terytorium. Nie wilkołaczym. Właśnie uderzyłeś kobietę! Uspokój się, człowieku. Nigdy cię takiego nie widziałem."

"Tak, cóż, wyrzutki zasługują na to, żeby gnić w piekle. Jeśli mogą mi oddać moją siostrę, może pomyślę o tym, żeby ich nie zniszczyć!"

Solaris zaśmiała się, rozluźniając ramiona. "Nienawidzisz wyrzutków, bo zabrali twoją siostrę? Zdaj sobie sprawę, że wyrzutki to najemnicy, prawda? Ktoś, prawdopodobnie Łowcy, wynajął ich do brudnej roboty. Ty głupi wilku."

"ODDAJ MI MOJĄ SIOSTRĘ, TY PIEPRZONA WYRZUTKU!" Krzyknąłem, pchając się na Charlesa, który mnie powstrzymywał.

"Oddaj mi mojego brata za tę twoją głupią mentalność watahy, a wtedy porozmawiamy!" Odkrzyknęła. "Jesteś tylko gadaniem, ale ta watażkowa bzdura psuje ci mózg, myśląc, że to jedyna opcja! Możesz się pieprzyć, Alfa! Zejdź z mojego pieprzonego terenu."

Zacząłem znów iść w jej stronę, ale Charles odepchnął mnie z powrotem. "Wsiadaj do ciężarówki, Silas. Wracaj do domu. Weź zimny prysznic. Sam, upewnij się, że dotrze do domu."

Sam złapał mnie za ramię i zaczął ciągnąć do ciężarówki. "Chodź, Alfa. Czas wracać."

Odwracając się, wsiadłem na miejsce kierowcy i trzasnąłem drzwiami. Prawie nie czekając, aż Sam zamknie drzwi, wyjechałem z parkingu i wróciłem do watahy.

'Zamierzam ich zabić.'

'Nie zrobisz tego. Mieli rację, a ty jesteś wściekły z tego powodu. Bo Nate powiedział to samo.'

Warknąłem, widząc jak Sam podskakuje na swoim siedzeniu. 'Jesteś moim wilkiem, powinieneś być po mojej stronie.'

Eros prychnął. 'Nie, kiedy zachowujesz się jak idiota. Zrób, co Charles powiedział. Weź zimny prysznic i zajmij się papierkową robotą watahy. Nie musimy zaczynać wojen z wilkołakami, których nawet nie wiemy, czy są naszymi wrogami.'

'Zamierzam zabić każdego wyrzutka, Eros. Bez względu na to, kim są.'

'A co, jeśli Aelia byłaby wyrzutkiem?'

Uderzyłem dłońmi w kierownicę, wyginając metal. 'ZAMKNIJ SIĘ, EROS. Nie chcę cię słuchać!'

Zamykając go, wróciłem wściekły do domu. W jakiś sposób, oni odejdą. Sprawię, że odejdą. Nawet jeśli będę musiał powiedzieć całej mojej watasze, że nie wolno im chodzić do tego baru, zrobię to. Zniszczę każdy aspekt ich życia, jaki tylko mogę. A kiedy w końcu będą mieli dość i postawią stopę na moim terytorium, rozszarpię ich na strzępy.

Previous ChapterNext Chapter