Read with BonusRead with Bonus

4

Odrzucona Luna.

Dziewczyna bez wilka

Rozdział 4.

Następnego dnia matka zadzwoniła do swojej siostry Karen, żeby opowiedzieć jej o mnie i mojej sytuacji, a ona zaprosiła mnie, żebym zamieszkała z nią.

Pakowałam swoją torbę, gdy matka weszła do mojego pokoju.

"Cześć, kochanie, skończyłaś już pakować swoje rzeczy?" zapytała, siadając na moim łóżku.

"Prawie, mamo," odpowiedziałam.

"Mam nadzieję, że o niczym nie zapominasz,"

"Nie, mamo. Nie zapominam," skończyłam pakować walizkę i zapięłam ją.

"Gotowa?" Uśmiechnęła się do mnie.

"Tak, mamo. Wszystko jest gotowe. Jestem gotowa opuścić tę watahę. Nie mogę się doczekać, żeby zacząć nowe życie gdzie indziej," powiedziałam jej.

"Dobrze. Twoja ciocia, moja siostra, już czeka na twój przyjazd, więc powinnaś się zbierać. Ale proszę, daj mi znać, kiedy dotrzesz do jej watahy. Jeśli tego nie zrobisz, będę się martwić,"

"Nie martw się, mamo. Dam znać,"

Po naszej krótkiej rozmowie obie wyszłyśmy z pokoju.

Zobaczyłam ojca siedzącego na kanapie i popijającego poranną kawę. Ignorowanie go było trudne, ale to było jedyne, co mogłam zrobić.

"Gdzie się wybierasz?" zapytał, patrząc na torbę, którą trzymałam. "Dokąd myślisz, że idziesz, Jane?"

"Odchodzę," wymamrotałam, czując lekką irytację jego pytaniami. Co go to obchodzi?

"Prosiłaś o moje pozwolenie, zanim opuściłaś ten dom? Odpowiedz mi!"

"Ojcze, nigdy mnie nie chciałeś, więc nie sądzę, że jesteś w odpowiedniej pozycji, żeby pytać, dokąd idę. Nienawidzisz mnie widzieć, prawda? Moja twarz cię odrzuca, prawda? Więc pozwól mi odejść. Nigdy więcej nie będziesz musiał mnie widzieć,"

Ojciec zamilkł. Patrzył na mnie, nie wypowiadając ani słowa. Wstał i skierował się do swojej sypialni.

"Ojcze," zawołałam za nim, a on zatrzymał się w pół kroku, "Przepraszam. Nie chciałam być niegrzeczna. Po prostu bardzo mnie boli. I nie jest za późno na naprawienie tego. Jeśli tylko powiesz mi, że mnie kochasz i chcesz, żebym została, to nie odejdę. Chcę tylko usłyszeć, że mnie kochasz, ojcze," powiedziałam, łzy spływające po moich policzkach.

Czekałam, mając nadzieję, że tym razem okaże mi litość. Ale nie zrobił tego. Odszedł, zostawiając mnie tam stojącą. To złamało mi serce na nowo. Dlaczego było mu tak trudno powiedzieć, że mnie kocha?

"Zostaw go," powiedziała moja matka, poklepując mnie uspokajająco po ramieniu. "Chodźmy. Nie chcesz przegapić swojego autobusu, prawda?"

"Dobrze, mamo," odpowiedziałam, wycierając łzy, idąc za nią na zewnątrz.

Zawiozła mnie tam, skąd miałam wziąć autobus do domu jej siostry. Ponieważ nie mam wilka, nie mam innego wyjścia, jak tylko pojechać autobusem.

"Będę za tobą bardzo tęsknić, mamo," powiedziałam, gdy dzieliłyśmy ostatni uścisk.

"Ja będę tęsknić jeszcze bardziej, kochanie," odpowiedziała matka, uśmiechając się do mnie, gdy zakończyłyśmy uścisk, "Mam nadzieję, że wszystko będzie dobrze. I mam nadzieję, że znajdziesz kogoś, kto pokocha cię i zaakceptuje taką, jaka jesteś."

"Też mam taką nadzieję, mamo. Ale zaczynam się męczyć nadzieją i marzeniami. Nie chcę pokładać nadziei w ludziach, którzy nigdy mnie nie docenią," wyznałam.

"Będzie dobrze. I nie trać nadziei. Jestem pewna, że spotkasz kogoś wyjątkowego pewnego dnia," zapewniła mnie.

Moja mama czekała, aż przyjedzie autobus. Nienawidzę się z nią rozstawać, ale nie mam wyboru. Nigdy nie będę szczęśliwa, dopóki będę żyła w tej okropnej wataże.

Jeśli chodzi o mojego partnera, teraz go nienawidzę i życzę sobie, żebyśmy się już nigdy więcej nie spotkali.

Wiem, że kiedyś tu wrócę. Ale wtedy będę silniejsza, a moje krwawiące serce zostanie uzdrowione. Czas leczy wszystkie rany, prawda?

Pożegnałam się z mamą, kiedy wsiadłam do autobusu. Machając jej na pożegnanie, patrzyłam, aż zniknęła mi z oczu.

Podróż trwała trzy godziny, zanim w końcu dotarłam do watahy mojej ciotki. Wszyscy czekali na moje przybycie.

"Witaj w mojej wataże," powiedział Alfa Tommy. Był mężem ciotki Karen i Alfą tej watahy - Watahy Księżycowego Kamienia.

"Dziękuję, Alfo," odpowiedziałam, ciesząc się z ciepłego przyjęcia. Minęło sporo czasu, odkąd ktoś mnie tak serdecznie przywitał.

"Jesteśmy rodziną. Możesz nazywać mnie wujkiem," powiedział.

"Dobrze, proszę pana," wymsknęło mi się, ale szybko zakryłam usta rękami.

"Mów mi wujku," powtórzył.

"Dobrze, wujku," odpowiedziałam.

"Witamy w domu, kochanie," ciotka przytuliła mnie, dając mi matczyne ciepło.

"Dziękuję, ciociu," powiedziałam, odwzajemniając jej ciepły uścisk.

Poczułam miłość. To było dziwne, ale po raz pierwszy od dawna poczułam się jak w domu. To miejsce wydawało się znajome, mimo że byłam tu po raz pierwszy.

Ciotka Karen pokazała mi mój pokój. Przedstawiła mi również swoje troje dzieci: jednego chłopca i dziewczynkę. Scott był najstarszy, a Amira, najmłodsza z rodziny, miała tyle samo lat co ja. Ona również szukała swojego partnera. Była miłą dziewczyną. Dowiedziałam się, że była zafascynowana znalezieniem swojego partnera i jak słodki miałby być ten moment.

Nie chciałam jej mówić, jak bardzo się myli. Partnerzy to najgorsze, a twoje życie stanie się piekłem, jeśli będziesz związana z potworem, takim jak mój podły partner.

"Cóż, nie sądzę, żeby partnerzy byli tak fajni, jak się wydaje," w końcu powiedziałam jej pewnego popołudnia, kiedy siedziałyśmy przy basenie.

"Jane, znalazłaś już swojego partnera?" zapytała.

"Nie. Nigdy nie spotkałam swojego partnera i nie sądzę, żeby był kimś wyjątkowym," skłamałam. Wciąż cierpiałam i trudno było mi powiedzieć jej, że zostałam odrzucona przez swojego partnera.

"Co jest nie tak? Dlaczego czuję, że coś ukrywasz? Powiedz mi, Jane, czy twój partner cię odrzucił?"

Co? Czy właśnie się zdradziłam?

"Tak, już spotkałam swojego partnera, ale on mnie odrzucił. Nawet posunął się do tego, że mnie upokorzył przed wszystkimi. Wszystko wydarzyło się podczas obchodów w wataże," powiedziałam jej.

"Co?" wykrzyknęła wściekle, "Kim on myśli, że jest? Czy powiedział ci, dlaczego cię odrzucił?" zapytała ponownie.

"Bo uważa, że jestem bezużyteczna. Nie mam wilka."

"Co za dupek! On cię nie zasługuje, obiecuję, że pomogę ci się zemścić, kiedy spotkam tego drania," obiecała.

"Dziękuję," uśmiechnęłam się na jej niewinność.

Amira była dla mnie wspaniałą przyjaciółką. Byłam kochana i doceniana przez wszystkich członków tej watahy. Czułam miłość, mimo że wiedzieli, iż nie mam wilka.

Nigdy mnie źle nie traktowali i nie czułam się tu wyrzutkiem. To miejsce było moim domem i kochałam je całym sercem.

Previous ChapterNext Chapter