




Rozdział 3
HAYLEY
Wchodzę do domu, a zapach jedzenia uderza mnie w nos. Jest tu tyle różnych woni, że trudno określić, skąd pochodzą i do kogo należą.
Harrison niesie moją walizkę i kieruje się prosto do tylnych drzwi. Wszyscy idziemy do domu gościnnego. Kiedy otwiera drzwi, wszystko wygląda inaczej niż pięć lat temu, kiedy byłam tu ostatnio.
Gdy przyjechałam na pogrzeb ojca, nie wróciłam już do domu. Poszłam tylko na nabożeństwo w kościele, a potem wróciliśmy do domu stada na stypę. Wszyscy tam byli, no, prawie wszyscy.
Patrzę na pokój. Pośrodku stoi ogromne łóżko king-size, a z boku są dwoje drzwi. Podchodzę do jednych i otwieram je; to była garderoba. Zamykam drzwi i idę do drugich. Kiedy je otwieram, jestem zaskoczona widokiem łazienki. Wanna jest ogromna i umieszczona pośrodku pokoju, a po bokach są haczyki na ręczniki. Chodzę po łazience, zachwycona. Okna są matowe, więc nikt nie może zobaczyć wnętrza, a ukryte drzwi prowadzą do toalety. Wszystko w tym domku gościnnym jest zaprojektowane tak, by było ciepło i przytulnie.
Wychodzę z łazienki, ale Harrison już wrócił na imprezę. Moja mama stoi przy drzwiach, gotowa do wyjścia.
Patrzy przez ramię i uśmiecha się. „Mam nadzieję, że ci się tu spodoba,” mówi. „Tata zbudował to wszystko jakieś dwa lata temu, teraz się odśwież i wracaj do domu na zabawę. Pewnie Summer i Alfa Jakub zaraz tu będą.”
Uśmiecham się. „Zaraz cię dogonię, mamo,” mówię, ale czuję się trochę smutna, że pewne imię nie zostało wspomniane, choć nie wiem, jak bym zareagowała, gdybym go znowu zobaczyła.
Ona uśmiecha się do mnie i wychodzi, zamykając za sobą drzwi.
Nie mogę powstrzymać westchnienia.
Ten domek gościnny jest niesamowity i przepiękny. Mogłam wreszcie dostrzec, że mój ojciec włożył w to wszystko dużo pracy.
Chwytam moją walizkę i wkładam to, co miałam, do ogromnej garderoby.
Zabieram swoje kosmetyki i umieszczam je w łazience. Mama zostawiła tu cztery ogromne ręczniki.
Sprawdzam telefon; mam wiadomość od niego. Uśmiecham się do niej i szybko odpisuję.
Wracam do pokoju i decyduję się przebrać na wieczór; kupiłam cztery nowe sukienki na tę imprezę. Pomyślałam, co tam; mogę wyglądać dobrze, będąc tutaj.
Chwytam zieloną sukienkę, którą kupiłam; jest dopasowana i ma jedno ramię. Podkreśla moją opaloną skórę. Patrzę na swoje włosy i spryskuję je suchym szamponem u nasady, pozwalając blond włosom z brązowymi pasemkami swobodnie opadać; mogę umyć włosy jutro. Chwytam parę srebrnych szpilek, by sukienka się wyróżniała.
Nie nakładam makijażu, bo już mam go na sobie; zaplanowałam cały strój na dzisiejszy wieczór, więc nie muszę wiele robić po przyjeździe.
Rzucam szybkie ostatnie spojrzenie w lustro i kieruję się do tylnych drzwi; wpada na mnie ciocia Jackie, która już pije whisky.
Uśmiecha się do mnie. „Nie myślałam, że tu będziesz,” mówi, przytulając mnie.
Ciocia Jackie to siostra mojej mamy; mama mówiła, że mieszkała tu z nią od śmierci taty.
Właściwie, jak tak o tym myślę, to ciocia Jackie może być tą, która chciała zorganizować tę imprezę od samego początku. Mąż cioci Jackie zmarł siedem lat temu i od tamtej pory jest sama.
„Jestem tutaj. Mama poprosiła mnie, żebym przyszła,” mówię, wychodząc z jej uścisku.
Uśmiecha się, patrzy na mnie i gwiżdże. „O rany, Hayley, wyglądasz cudownie. Słońce naprawdę ci służy,” mówi, obracając mnie dookoła.
Śmieję się. „Dzięki, uwielbiam to,” mówię. „To takie miłe mieć słońce na skórze każdego dnia.”
Uśmiecha się. „No cóż, chodźmy po drinka, co ty na to?” mówi.
Zanim zdążę cokolwiek powiedzieć, ciągnie mnie w stronę, gdzie są napoje. Ciocia Jackie rozgląda się po barze, mamrocząc do siebie. „Aha, zrobię ci mój słynny koktajl,” mówi.
O nie!
Nie mogę go pić; sprawia, że mój nos i usta płoną.
„Um, Jackie, może później. Na razie wezmę rum z colą,” mówię do niej.
Patrzy na mnie. „Jesteś pewna? Możemy zacząć wcześniej z koktajlami. Oboje wiemy, że lubisz moje koktajle,” mówi z uśmiechem na twarzy.
Jeśli chodzi jej o ostatni raz, kiedy go piłam, to przez pierwszą noc spędziłam z głową w toalecie i nie mogłam dojść do siebie przez trzy dni po zakończeniu imprezy, a to było już pierwszej nocy. Drugiego dnia i nocy leżałam w łóżku, próbując nie zwymiotować więcej.
„Nie, jestem pewna. Ale później na pewno spróbuję,” mówię, modląc się, żeby nie zorientowała się, że kłamię.
Patrzy na mnie. „Trzymam cię za słowo,” mówi, podając mi rum z colą.
Rozglądam się po pokoju i widzę, że kilku członków stada już tu jest. Niektórzy śpiewają do jakiejś piosenki, inni podjadają jedzenie, które zostało wystawione.
„Zobaczymy się później, Hayley, muszę pogadać z pewnym facetem o delfinie,” mówi ciocia Jackie, kierując się w stronę grupy mężczyzn po drugiej stronie pokoju.
O co jej chodzi? Delfin?
Zakładam, że to jakiś idiom, ale z ciocią Jackie nigdy nie wiadomo.
Rozglądam się po pokoju i znajduję Harrisona. Siedzi na stołku barowym przy schodach.
Podchodzę do niego, a on uśmiecha się, widząc mnie. „Masz już drinka?” pyta. Kiwnęłam głową.
„Ciocia Jackie mnie złapała. Chciała zrobić dla mnie swój słynny koktajl, ale powiedziałam, że wezmę go później,” mówię, na co on się uśmiecha. „Aha, jej słynne koktajle, te, które sprawiły, że byłaś chora przez trzy dni i nie mogłaś wyjść z łóżka.”
„To właśnie te,” mówię, a on się śmieje.
„Zastanawiam się, jaki numer wywinie w tym roku,” mówi.
Miałam mu odpowiedzieć, ale zadzwonił dzwonek do drzwi.
Widzę drzwi; moja mama idzie je otworzyć.
Nagle uderza mnie niesamowity, odurzający zapach sosny. Patrzę w stronę drzwi, gdy moja mama otwiera je szerzej i widzę Summer i Alfę Jacoba, ale to nie oni przyciągnęli moją uwagę; on zdecydowanie się zmienił od liceum. Jest dużo większy, a jego mięśnie są ogromne. Wygląda świetnie. Ale stoi obok kobiety. Jest piękna.
„MATE,” krzyczy Raina w mojej głowie. „MATE TAM, IDŹ DO MATE”
Theo Saunders jest moim mate.
To nie może się dziać. Odwracam się na pięcie i wracam do kuchni. Słyszę, jak Harrison woła mnie, gdy odchodzę.
Muszę wyjść z pokoju. Potrzebuję powietrza.