




Rozdział 2: Planowanie
-Rogan-
Pokój był raczej cichy, gdy siedziałem naprzeciwko mojej narzeczonej. Spokojnie spojrzała mi w oczy, które zdradzały silną krew płynącą w jej żyłach. Innym trudno było patrzeć alfom takim jak ja prosto w oczy. Choć nawet jeśli nosiłeś tytuł alfy, nie oznaczało to, że byłeś wystarczająco silny, by zastraszyć innych. Moja siła pochodziła z wnętrza i ciężkiego treningu. Alfa nie był alfą tylko dlatego, że się takim urodził. Nie, musiał ciężko pracować, by nim zostać, aby mógł chronić swoją watahę i bronić słabszych. Dlatego nienawidziłem tych alfów, którzy czuli się tak cholernie uprzywilejowani z powodu tytułu, który nosili. Lubiłem przypominać im tak często, jak tylko mogłem, że nie zasługują na ten tytuł i nigdy nie będą.
„Więcej kawy?”
To matka mojej narzeczonej zapytała mnie. Obie pochodziły z potężnych rodów i miały więcej pieniędzy, niż kiedykolwiek mogłyby wydać. Jej ojciec też tu był. To było tylko formalne spotkanie między nami. Abyśmy się poznali, a mimo to nie mieliśmy chwili dla siebie. To była stara metoda, ale alfy nie lubiły zbytnio zmian. Lubiliśmy tradycje, bo były bezpieczne. Niestety, nie mogliśmy zapominać, że świat się zmienia, a nasze tradycje często nie nadążały za tymi zmianami. Niemniej jednak przynosiło to pewien spokój i nie miałem nic przeciwko temu. Nie zamierzałem odmówić tego związku i byłem pewien, że Julianna też nie. Nie wyglądała na to, że zamierza uciec stąd. Nie, po prostu nadal patrzyła na mnie z spokojnym uśmiechem na ustach, a jej plecy były zbyt proste. Może trochę ją zdenerwowałem, a może po prostu nie chciała wyglądać niedbale, ale zorganizowana.
„Tak, poproszę,” powiedziałem i obdarzyłem matkę czarującym uśmiechem, który sprawił, że się zarumieniła.
Często miałem taki wpływ na kobiety, chociaż nie wykorzystywałem tego zbyt często. Miałem inne rzeczy do załatwienia niż przelotne romanse. Nie oznaczało to, że nie znajdowałem czasu na rozładowanie napięcia, ale jak niektórzy z ludzi, którymi się otaczałem, nie wykorzystywałem każdej okazji, która mi się nadarzała.
Wyciągnąłem filiżankę, a ona nalała mi więcej kawy, ale naprawdę, po prostu starałem się usunąć tę dziwną ciszę. Wszystko to wydawało się tak... niewygodne. Naprawdę, to spotkanie mogłoby przebiegać znacznie szybciej, gdyby Julianna i ja mieliśmy szansę porozmawiać sam na sam, ale wiedziałem też, że jej ojciec, mimo że byliśmy przyjaciółmi, nie pozwoliłby mi być z nią sam na sam. Miał tylko Juliannę. On i jego partnerka nie mogli począć innych dzieci i rozumiałem, że po prostu starał się ją chronić.
„Czy jesteś pewien, że będziesz w stanie zakończyć tę wojnę raz na zawsze?” zapytał mnie Eric.
Odwróciłem się do Erica, skinąłem raz głową, wiedząc, że kiedy połączymy nasze watahy, w końcu będziemy mogli pozbyć się ostatnich łowców. Byli prawdziwym utrapieniem przez zbyt długi czas.
„Jestem pewien,” powiedziałem.
„Nie rozmawiajmy o interesach,” powiedziała jego partnerka. „Nie po to tu jesteśmy.”
„Wszystko to są interesy, Mamo,” powiedziała Julianna.
Jej matka spojrzała na nią zszokowana, podobnie jak ja, ale nie mogłem powstrzymać uśmiechu. Wydawało się, że nie doceniłem tej małej samicy. Wyglądało na to, że rozumie tę sytuację znacznie lepiej, niż myślałem.
„To prawda,” powiedziałem.
Odwróciła się do mnie i wyglądała jak zwykle spokojnie, a mogłem tylko powiedzieć, że cieszyło mnie to, że będę miał lunę u boku, która rozumie nie tylko nasz związek, ale także powagę naszej sytuacji. Rozumiała, jak ważne było, abyśmy połączyli siły, a najlepszym sposobem na to było, abyśmy się związali.
„Więc kiedy odbędzie się ceremonia?” zapytała.
Mój uśmiech się powiększył na widok pewności, jaką okazywała.
„Mam nadzieję, że za tydzień,” powiedziałem i odwróciłem się do jej ojca. „Musimy jeszcze załatwić ostatnie sprawy.”
Kiwnął głową.
„No cóż,” powiedziała Julianna i wstała, zaskakując nas wszystkich.
Miała długie, bardzo jasne blond włosy i niebieskie oczy, a nosiła czarną sukienkę, która idealnie podkreślała jej szczupłą sylwetkę. Mimo to nie pozwoliłem sobie na wędrowanie wzrokiem. Spokojnie spotkałem jej spojrzenie, zastanawiając się, dlaczego nagle wstała.
„Jeśli musisz załatwić coś z moim ojcem, to sądzę, że nie jestem już potrzebna. Zobaczymy się za tydzień,” powiedziała.
I po prostu odeszła. Patrzyłem za nią zaskoczony, a mój beta Rhys i trzeci w dowodzeniu, Marcus, również patrzyli za nią, równie zszokowani jak ja. Odwróciłem się z powrotem do Erica i jego partnerki, którzy wszyscy patrzyli na mnie trochę przestraszeni, prawdopodobnie myśląc, że zostałem urażony zachowaniem ich córki, ale w rzeczywistości byłem pod wrażeniem.
„Chyba nie ma w tym nic złego,” zaśmiałem się cicho.
„Przepraszam, Alfo Rogan.”
Pokręciłem głową i machnąłem ręką w powietrzu.
„Twoja córka jest mądra. Podoba mi się to.”
„Lubi ... mówić, co myśli.”
„To tylko kolejna rzecz, którą można podziwiać,” powiedziałem.
Wyglądał na trochę uspokojonego moimi słowami, ale sądzę, że obawiał się, że po prostu staram się być miły z powodu więzi, którą wkrótce będziemy dzielić między naszymi watahami, ale naprawdę, Julianna zrobiła na mnie wrażenie. Cieszyłem się, że nie dostaję bezmyślnej luny ani takiej, która po prostu chciała być ze mną ze względu na władzę, którą przynoszę. Julianna zdawała się nie przejmować mną w najmniejszym stopniu.
Bardzo interesujące...
„Nie będzie się więcej tak niegrzecznie zachowywać,” zapewnił mnie Eric.
Tylko się uśmiechnąłem.
„Zaskakująco, naprawdę mi to nie przeszkadza.”
Spojrzał na mnie zaskoczony, ale tylko się uśmiechnąłem.
„Mamy ważniejsze sprawy do załatwienia.”
Skinął głową, zdając się rozumieć, dokąd zmierzam.
„Łowcy ostatnio byli cicho, ale wiem, że to się nie utrzyma,” powiedziałem.
„Nie, nigdy tak nie jest.”
Ciemny wyraz pojawił się na naszych twarzach, gdy pomyśleliśmy o wszystkich śmierciach, które ci cholerni łowcy nam przynieśli.
„Moim celem jest złapanie kilku z tych łowców i zmuszenie ich do zdradzenia swojej lokalizacji.”
„Zawsze mają przy sobie truciznę,” powiedział Eric.
„Wiem, ale potrzebuję więcej informacji. Nie mamy już tych samych szpiegów, co kiedyś,” powiedziałem.
Westchnął i zmęczonym ruchem przetarł oczy.
„Wiem.”
„Musimy wiedzieć, gdzie znajdują się ich bazy. Musimy je zniszczyć raz na zawsze.”
„Jak chcesz ich wywabić?” zapytał.
„Ceremonia.”
„Chcesz ryzykować życie tylu ludzi, w tym mojej córki?” zapytał.
Pokręciłem głową.
„Mała ceremonia. Nie robimy nic dużego. Ukryjemy naszych wojowników i będziemy gotowi do ataku, gdy będzie to konieczne,” powiedziałem.
Eric nie wydawał się zbytnio zadowolony z mojego planu, ale wiedziałem, że widzi, iż może to być nasza najlepsza opcja.
„Ona jest wszystkim, co mam.”
„I upewnię się, że będzie bezpieczna,” powiedziałem.
„Nie wiemy, ilu mogą wysłać.”
„Działają w mniejszych grupach, aby lepiej się ukryć. Wiedzą, że wygrywamy w walce wręcz. Wysyłając dużą grupę, zauważymy ich zbyt szybko i przegrają.”
„A jeśli zmienili taktykę?” zapytał. „Minął rok od ostatniego większego ataku z ich strony.”
„Nie zmienili się. Ludzie tacy jak łowcy są niezdolni do zmiany.”
Eric nie wydawał się do końca przekonany, ale w końcu skinął głową.
„Dobrze, porozmawiajmy jutro. Stwórzmy prawdziwy plan.”
Skinąłem głową.
„Jak sobie życzysz. Wiesz, gdzie mnie znaleźć.”
Skinął głową i obaj wstaliśmy, uścisnęliśmy sobie dłonie, po czym skinąłem głową jego partnerce, nie chcąc nie szanować Erica przez dotknięcie jej, chyba że jasno dałby do zrozumienia, że to akceptuje. Alfy były bardzo terytorialne wobec swoich partnerów, a dotknięcie ich bez pozwolenia to dobry sposób na utratę ręki lub... serca.
Machnąłem ręką w powietrzu, dając znak mojemu becie i trzeciemu dowódcy, aby poszli ze mną, i zaczęliśmy opuszczać dom, ale kiedy wyszliśmy na ganek, jakiś dziwny blask uderzył mnie w oczy. Mrugnąłem, zdezorientowany, zanim zauważyłem czerwony punkt na mojej piersi.
„Alfa!”