




Rozdział piąty - Inspekcja Alfy
Gabe wybuchnął śmiechem. "To było ostatnie, czego się spodziewałem, że powiesz."
Krążył wokół mnie. "Co ukrywasz? Masz przy sobie jakiś dyktafon?"
"Idź do diabła." Skąd brałam siłę, żeby nadal obrażać Alfę, nie wiem. Żałowałam, bo wiedziałam, że w końcu się wkurzy.
"Jesteśmy teraz tylko my dwoje. Ktoś cię do tego zmusza?"
Zamknęłam oczy. "Nikt mnie do niczego nie zmusza. Obudziłam się w twojej wataże kilka tygodni temu. Nic nie pamiętam. Jordan mnie znalazła i pomogła mi znaleźć miejsce do spania."
Gabe opadł na swoje łóżko. "Jordan? Dlaczego mi nie powiedziała?"
Wzruszyłam ramionami. "Nie jestem szpiegiem."
"Dopóki nie pamiętasz, kim jesteś ani jak trafiłaś do mojej watahy, nie mogę tego wykluczyć."
"Co?"
Tym razem wstał i podszedł do mnie twarzą w twarz. Jego bliskość sprawiła, że zadrżałam.
"Masz interesujący kolor oczu, nie sądzisz?"
Kiwnęłam głową.
"Dlaczego?"
"Nie wiem." Próbowałam się od niego odsunąć, ale złapał mnie za ramię i przyciągnął do swojej piersi.
"Zamierzasz się rozebrać?"
"NIE!"
"Chcesz stracić ubrania, kiedy się przemienisz?"
"Chcesz, żebym się przemieniła? Nie wiem jak."
"Oczywiście, że wiesz. Jesteś wilkiem."
"Nie pamiętam." Uwolniłam się i podeszłam do drzwi.
Gabe dotarł tam przede mną i zablokował wyjście. Musiał być ode mnie starszy o pięć lat.
"Nie martw się, kochanie, to nic seksualnego. Chcę tylko określić, jakim typem wilka jesteś."
Wróciłam do łóżka. Każde miejsce daleko od Gabe'a było wystarczająco dobre.
"Nie pozwolisz mi odejść, dopóki tego nie zrobię, prawda?"
Wzruszył ramionami.
"Wszystko?"
"Możesz zostawić bieliznę, ale nie dostaniesz jej z powrotem."
Mogłam to znieść. Ściągnęłam koszulkę przez głowę. Patrzyłam na Gabe'a. Powiedział, że to nic seksualnego. Obserwowałam jego reakcję. Moja bluzka opadła na podłogę. Rozpięłam spodnie i ściągnęłam je w dół. Jego oddech był spokojny. Nawet nie rozszerzył oczu. Zrzuciłam buty i powstrzymałam się od objęcia się ramionami.
"Dobrze." Gabe wyprostował się. "Zobaczmy, co potrafisz."
"Wciąż nie rozumiem, czego chcesz."
Kąciki jego ust uniosły się. "Przemień się, Layla."
"Nie wiem... co to znaczy."
Westchnął cicho. "Musisz przywołać swojego wilka z wnętrza. Drugą stronę ciebie."
Przywołałam, ale nie było odpowiedzi. Spojrzałam na Gabe'a. Musiałam wyglądać na beznadziejną w jego oczach.
"Ubierz się."
Kilka minut później wyszliśmy z jego pokoju. Czułam się nieswojo, bo widział mnie prawie nagą.
"Moi Beta cię odprowadzą."
"Mogą mnie wprowadzić do środka?"
"Co masz na myśli?" Zatrzymał się, żeby zapytać.
"Mieszkam w schronisku dla bezdomnych dziewczyn. Drzwi zamykają się o siódmej."
"Nie musisz tam mieszkać." Powiedział Gabe.
"Nie mam dokąd pójść." Słowa te ciągnęły za moje serce, przypominając mi, że jestem sama.
"Zostań tutaj." Powiedział Gabe.
„Nie! Ona tu nie zostanie. Zapraszasz wroga do swojego domu? Centrum naszej obrony, oszalałeś?” Starszy Ginger warknął, maszerując w naszą stronę.
„Na razie nie możemy udowodnić, że jest szpiegiem. Ma amnezję. Coś, czego te nadaktywne szczeniaki by się dowiedziały, gdyby przeprowadziły właściwe śledztwo.” Gabe posłał trzy wilki strzałami.
A co, jeśli naprawdę byłam wężem w trawie?
„No, to tutaj.” Lyle powiedział o gnijących drewnianych drzwiach prowadzących do pokoju za domem.
Uniosłam brwi na niego. Lyle był tym z rękawem tatuaży na ramieniu.
„Zazwyczaj niewolnicy używają tego pokoju.”
„Oczywiście.” Westchnęłam.
Lyle wzruszył ramionami, „Możesz się do tego przyzwyczaić. Może skończysz jako jeden z nich.”
„Dlaczego, do cholery, tak mówisz?”
Lyle zaśmiał się. „Wszyscy niewolnicy tutaj nie mają wilków.”
„Mam wilka.” Przynajmniej tak myślałam.
„Zmieniłabyś się, gdybyś miała.” Poklepał mnie po plecach i odszedł.
Zostawiając mnie, bym zmierzyła się z tym, co okropnego kryło się za czerwonymi drewnianymi drzwiami.
Ścisnęłam koc wokół siebie. Pot spływał mi po koszuli. Wielkie czerwone kule ognia leciały w moją stronę, zanim otworzyłam oczy i zerwałam się z łóżka. Sprężyny w materacu groziły wyrzuceniem mnie.
Spojrzałam na zegarek na nadgarstku. Ósma trzydzieści dwie.
„Cholera.”
Nie chciałam wiedzieć, gdzie jest prysznic w tym miejscu. Pewnie i tak nie było to zbyt wiele. Dzięki Ginger i jej rebelianckiej bandzie straciłam grzywkę.
„Chcę stąd po prostu wyjść.”
Wpadłam prosto na Lyle’a, zanim zdążyłam opuścić posesję. Chwycił mnie za ramię i zaprowadził z powrotem do głównego domu.
„Mam szkołę!”
„Już jesteś spóźniona. Poza tym, otrzymaliśmy ostrzegawczy telefon.” Jego zielone oczy wydawały się jaśniejsze w słońcu.
„Co to jest?”
„Robimy to na wypadek inwazji. Aby zapobiec masowym ofiarom.”
„Nie ma szkoły?”
„Nie. Twoi przyjaciele są tutaj.”
Przewróciłam oczami. „To nie są moi przyjaciele.”
„Naprawdę? Przynieśli twoje rzeczy.”
Lyle zostawił mnie w salonie i zniknął. Świetnie. Pojawili się trzej muszkieterowie. Sam miał przed sobą moją torbę. Ginger miała zmarszczony nos i skrzyżowane ramiona na piersi.
„To jest bzdura, powinniśmy być tam na zewnątrz.” Ginger powiedziała.
„Daj spokój, Ginger. Stado Dare nie jest zwykłym stadem. Zniszczyli stada za mniej.” Ash zganił.
Ginger przewróciła oczami. Sam wyciągnął moją torbę, która wyglądała na nieco cięższą niż wczoraj, kiedy ją zgubiłam.
„Zatrzymaliśmy się w schronisku, żeby zabrać twoje rzeczy.” Sam powiedział.
Ginger prychnęła, „Praktycznie nic.”
Ash pokręcił na nią głową.
„Dzięki… Nie mam dużo.”
Krzyki i tupot stóp wchodzących do domu przerwały kolejny żart Ginger. Podniesiony głos Gabe’a, w połączeniu z głosami jego bet, wypełnił dom. Co do cholery?
„GDZIE ONA JEST?”