




Rozdział 6
Na początku Thalia myślała, że źle usłyszała swojego pana, potem pomyślała, że może to sobie wyobraża. Thalia nie pamiętała, kiedy ostatni raz pozwolono jej wyjść na zewnątrz lub się przemienić. Lars albo tego nie lubił, albo nie obchodziło go, by wypuszczać Thalię. Słyszała, że im mniej wilk się przemienia, tym słabszy się staje, ale Thalia nie była pewna, czy to prawda. Przetrwała lata tortur i nadal szybko się goiła, co niestety oznaczało, że była poddawana kolejnym pobiciom.
"Bieganie?" Thalia powiedziała nieśmiało i z wahaniem, unosząc oczy, by ocenić nastrój Dantego, tylko po to, by zobaczyć, że obserwuje ją spokojnie.
"Tak." Dante skinął głową z uśmiechem. "Doktor McKinley wspominał o tym w swoich notatkach i że minęło sporo czasu, odkąd ostatnio mogłaś wypuścić swojego wilka. Mogę sobie tylko wyobrazić, jak torturujące to musi być dla ciebie, więc chciałbym to naprawić, zaczynając od dzisiejszej nocy."
Thalia zaniemówiła, jej oczy szeroko otwarte ze zdumienia, a usta rozchylone. Napływ emocji był naprawdę przytłaczający, czuła piekące łzy pod powiekami, które groziły, że zaraz popłyną. To wystarczyło, by poruszyć ducha Maeve głęboko w niej i poczuła pragnienie wolności bestii mieszające się z jej własnym podekscytowaniem i pragnieniem. Nie zamierzała kwestionować tego cennego daru drugi raz i zamknęła usta, szybko kiwając głową, pozwalając, by perspektywa rozciągnięcia nóg zakorzeniła się w niej.
Na twarzy Dantego pojawił się szeroki, zębaty uśmiech na akceptację Thalii, niebieskie oczy błyszczały z zadowoleniem w intymnym świetle wokół nich. "Wspaniale. Jeśli już skończyłaś tutaj, pozwól, że pokażę ci zewnątrz."
To był pierwszy przyzwoity posiłek, jaki Thalia spożyła od miesięcy, a mimo to była zbyt podekscytowana, by poczuć świeże powietrze na swojej skórze, by jeść więcej. Było niewątpliwie pyszne, a bogactwo gulaszu wspaniale rozgrzało jej brzuch. Jak długo minęło, odkąd czuła coś więcej niż bóle głodowe w środku?
Dante, swoją wysoką postacią, prowadził drogę od małego stołu jadalnego przez przesuwane drzwi francuskie za miejscem, gdzie siedziała Thalia. Uczucie wczesnowiosennego powietrza wywołało mały dreszcz na kręgosłupie młodej wilczycy i wciągnęła głęboki oddech powietrza, czując zapach mokrej ziemi, nowego wiosennego wzrostu i ledwo wyczuwalnego zapachu palonego drewna w wilgotnym powietrzu. Za drzwiami francuskimi była weranda z kamienia i drewna, skąpana w miękkim żółtym świetle od kinkietów na kamiennej elewacji domu. Większość werandy miała kamienny mur, z wyjątkiem przerwy o szerokości około sześciu stóp, gdzie schody prowadziły na otwarty trawiasty padok otoczony grubym murem drzew. Wokół nich panowała cisza. Nie było żadnych innych oznak życia.
"Bierz tyle czasu, ile potrzebujesz." Dante odezwał się, patrząc w dół na drobną wilczycę z zachęcającym uśmiechem. "Będę tu, kiedy się zmęczysz i będziesz gotowa wrócić."
Thalia skinęła głową, oniemiała od uczucia otwartej przestrzeni wokół niej i dzikiej przyrody w zasięgu ręki. Teren był zdecydowanie inny niż to, do czego była przyzwyczajona. Dorastała pod gorącym słońcem śródziemnomorskim, gdzie piaskowe skały stykały się z lazurowymi wodami. Jej terytorium stada przypominało życie w raju i cieszyła się uczuciem gorącego, morskiego powietrza na swojej skórze i orzeźwiającym chłodem Morza Egejskiego.
Nie mogła jednak być wybredna, a w gruncie rzeczy było coś intrygującego w tej nowej krainie z jej chłodniejszym klimatem i gęstszymi lasami.
Biorąc głęboki oddech, Thalia poczekała, aż przestanie czuć obecność swojego nowego właściciela, zanim zdjęła ubranie, starannie składając sukienkę i kładąc ją na siedzeniu przy drzwiach. Już czuła, jak Maeve się napiera, błagając o uwolnienie, jak szczeniak czekający na spacer. Thalia z pewnością nie zamierzała jej odmówić i po kilku chwilach pozwalania, by chłodne, mokre powietrze owiewało jej nagą formę, zamknęła oczy i otworzyła drzwi w swoim umyśle, by uwolnić swojego wilczego ducha.
Był ostry ból, gdy się przemieniała, a Maeve przejmowała kontrolę. Thalia założyła, że to dlatego, że minęło sporo czasu, a nawet wtedy, uczucie nie było straszne. W ciągu kilku chwil jej ludzka forma ustąpiła miejsca wilczej formie, a Maeve wstrząsnęła swoim czarno-złotym futrem, zanim odrzuciła głowę do tyłu, by wydać radosne wycie. Oczy koloru słoneczników wzięły w siebie dziką przyrodę wokół nich, zanim zwinna wilczyca wbiegła w zarośla.
Podobnie jak w swojej ludzkiej formie, jej wilcza postać była niedożywiona, ale nie miało to większego wpływu na szybkość Maeve, gdy z gracją i prędkością przemierzała las. Zapachy lasu pchały ją naprzód, przeskakując powalone drzewa i z łatwością pokonując wąwozy i pagórki. Słodkie aromaty terenu łaskotały jej nos, gdy Maeve bawiła się i podskakiwała jak młode wilczątko.
Thalia nie była pewna, jak długo Maeve biegała, śledząc różne zapachy. Natknęły się na borsuka, którego zrzędliwość szybko odprawiła Maeve. Maeve nawet znalazła żabę w małym strumieniu, która ją zabawiała, gdy śliska płaza skakała po wodzie. W końcu jednak Maeve zaczęła się męczyć i zawróciła, by znaleźć drogę do domu. Wilk wszedł po schodach na werandę, zatrzymując się na widok Dantego, siedzącego na drewnianej ławce z książką, z jednym kostką opartą na przeciwległym kolanie.
"Cześć Maeve," uśmiechnął się Dante, zamykając książkę i odkładając ją obok siebie. "Podobał ci się bieg?"
Dźwięk, który wydobył się z Maeve, był mieszanką warczenia i mruczenia, jej ogon machał z ekscytacją, wyrażając wdzięczność.
"Dobrze. Na krześle są dla ciebie ciepłe ubrania." Dante wskazał na to samo miejsce, gdzie Thalia wcześniej zostawiła swoją sukienkę.
Maeve milczała, ostrożnie zbierając ubrania w pysk, schodząc z powrotem po schodach, by skorzystać z kamiennego muru jako osłony. Thalia prawie poczuła się źle, namawiając Maeve do powrotu do jej umysłu i pozwalając Thalii przejąć kontrolę, ale Maeve wydawała się zadowolona, a jej radość pulsowała przez duszę Thalii jak wibracje muzyki. Czarne leginsy i gruby wełniany sweter w miękkim szarym kolorze były teraz mile widziane, gdy chłód tańczył na skórze Thalii. Wciągnęła ubrania, zanim wróciła na werandę, rumieniąc się, gdy Dante wstał ze swojego miejsca, by podać jej parę grubych wełnianych skarpet.
"Nie chcemy, żebyś zmarzła, prawda?" Dante uśmiechnął się z rozbawieniem.
"Dziękuję." Thalia powiedziała cicho, biorąc skarpety. "Las jest piękny."
"Cieszę się, że ci się podoba. Możesz go eksplorować, ile tylko chcesz." Dante skinął głową, prowadząc ich z powrotem do środka, gdy Thalia założyła skarpety. "Gdy pogoda się ociepli, będzie jeszcze piękniej. Oczywiście, jeśli nadal tu będziemy."
"Co masz na myśli?" Thalia zapytała, marszcząc brwi zdezorientowana.
Dante nie odpowiedział od razu, zamiast tego poprowadził młodą wilczycę do kanap stojących przed ogromnym marmurowym kominkiem. Nawet kanapa wydawała się niebiańska, gdy Thalia zapadła się w srebrnoszare obicie. Dante z pewnością miał gust i środki, by urządzić swój dom z klasą.
"Podróżuję w związku z pracą i nie lubię zostawiać tych, którymi się opiekuję." wyjaśnił Dante. "Zwykle zabieram wszystkich ze sobą. To naprawdę żaden problem, ale lubię okazywać moim dziewczynom wdzięczność, a czasem zabranie ich na wakacje to miły sposób, by to zrobić."
Thalia wiedziała, że powinna być pod wrażeniem, ale uczucie narastające w jej wnętrzu było zupełnie inne. Dlaczego Dante był tak miły dla dziewczyn, które kupił? Dawał im ładne ubrania i dobre posiłki i dosłownie niczego nie żądał. Zabranie ich na wakacje to było za dużo! Thalia była przyzwyczajona do ciężkiej pracy. Była przyzwyczajona do poniżania lub karania za drobne wykroczenia i traktowania jak własność. Nic z tego nie sprawiało, że czuła się spokojnie, i to było widoczne.
"Thalia," Dante pierwszy przerwał ciszę, jego duża dłoń spoczęła uspokajająco na Thalii. "To nie jest pułapka. Chcę upewnić się, że ty i inne dziewczyny wrócicie do swoich rodzin po tym, przez co przeszłyście. Wiem, że to ma swoją cenę, ale na razie nie chcę, żebyś się tym martwiła. Po wszystkim, przez co przeszłaś, nie sądzisz, że zasługujesz na opiekę?"
Thalia poczuła, jak jej policzki płoną, czując się, jakby została przyłapana na gorącym uczynku w swoich myślach. Myśli i pytania nadal wkradały się jak szepty, ale zmusiła je do milczenia. Nie chciała wydawać się niewdzięczna, zwłaszcza że była tu dopiero jeden dzień.
"Dobrze." Głos Thalii był cichy, jej brązowe oczy spotkały się z niebieskimi oczami Dantego, które błyszczały z zadowoleniem na jej odpowiedź.
"Świetnie. A teraz," wstał, wciąż trzymając Thalię za rękę, delikatnie pomagając jej wstać. "Robi się późno, więc myślę, że czas na sen."