Read with BonusRead with Bonus

Rozdział 5

Oto prawdziwa niemoralność: ignorancja i głupota; diabeł to nic innego jak to. Jego imię to Legion.

- Gustave Flaubert

Thalia spodziewała się, że zostanie odesłana do swojego pokoju i tam zamknięta aż do kolacji z Dante Connaughtem. Jeśli nie to, to przynajmniej będzie musiała sprzątać lub wykonywać inne zadania, które były od niej wymagane jako od niewolnicy. Jednak żaden z tych scenariuszy się nie spełnił.

Zamiast tego, Thalia została zaprowadzona do innej części dziwnej rezydencji, gdzie wysoka, młoda kobieta o ostrych rysach i skórze białej jak śnieg pracowała w milczeniu, obcinając i ujarzmiając gęste, ciemne włosy młodej wilczycy. Towarzyszyło temu również kształtowanie brwi Thalii oraz manicure bez lakieru, podczas gdy pani Thorton przyglądała się, upewniając się, że wszystko jest wykonane dokładnie tak, jak sobie życzyła.

Teraz włosy Thalii nie były już splątane i zniszczone, sięgające do bioder. Zamiast tego kolory obsydianu, espresso i melasy opadały w jedwabistych falach na jej ramiona, a końce delikatnie kręciły się tuż poniżej łopatek, które niezdrowo wystawały.

Thalia obserwowała w milczeniu ze swojego miejsca na olbrzymim łóżku, gdzie zaczęła swój dzień, podczas gdy pani Thorton przeszukiwała ogromną garderobę, metalowy haczyk każdego wieszaka zgrzytał ostro o drążek co kilka sekund, gdy blondynka przeglądała każdy strój, zanim go odrzuciła i przechodziła do następnego.

„Ah, tutaj mamy.” Pani Thorton w końcu oznajmiła swoim zwykłym akcentem, którego Thalia wciąż nie mogła rozpoznać. Szybko podeszła, trzymając dopasowaną granatową sukienkę z rękawami sięgającymi do łokci i dekoltem w łódkę. „Wszystko inne jest na ciebie za duże w tej chwili. To będzie wyglądać pięknie i jest odpowiednie na kolację z panem Connaughtem.”

„Wygląda na drogą.” Thalia mruknęła, patrząc na sukienkę, jakby w każdej chwili miała na nią skoczyć i zaatakować.

„Jest, ale pan Connaught chce dla swoich dziewcząt tylko to, co najlepsze.” Pani Thorton oznajmiła, zdejmując sukienkę z wieszaka i rozpinając ją. „Teraz chodź i szybko się przebierz. Jest prawie ósma, a pan Connaught czeka na ciebie.”

Szczerze mówiąc, Thalia chciała tylko zwinąć się w łóżku i zasnąć. Jej ciało wciąż próbowało dojść do siebie po latach zaniedbania i wyczerpania, ale młoda kobieta nie próbowała protestować, posłusznie zdejmując swoje obecne ubranie i zakładając to, które pani Thorton dla niej przygotowała. Mimo że była to dopasowana sukienka, miękki materiał czuł się jak masło na skórze Thalii i choć wydawał się lekki jak powietrze, natychmiast ogrzał jej zimne ciało. Spódnica sukienki opadała do jej kolan, obejmując delikatną krzywiznę zaczynającą się w talii i rozszerzającą się na biodrach i udach, podkreślając subtelną sylwetkę klepsydry, którą wciąż miała.

„Idealnie.” Pani Thorton mruknęła za nią z małym skinieniem aprobaty, zanim wręczyła Thalii parę płaskich butów. „Czas iść.”

Ledwo Thalia założyła buty, pani Thorton pospiesznie wyprowadziła ją przez drzwi i na korytarz. Znowu nikogo nie było w pobliżu, poza dwiema kobietami, jedna podążająca za drugą przez labirynt korytarzy.

„Czy są tutaj inne dziewczyny?” Thalia zapytała, idąc.

Komentarz pani Thorton o tym, jak ich pracodawca dbał o dziewczęta w swojej pracy, i Thalia podejrzewała, że nie dotyczyło to takich jak pani Thorton. Nie oznaczało to, że pani Thorton była źle traktowana, wręcz przeciwnie. Jej czerwone szpilki, dopasowana ołówkowa spódnica i pasująca marynarka były kwintesencją mocy ubioru, nie wspominając o tym, że każdy element garderoby i subtelna biżuteria były niewątpliwie od projektanta. Jednak młoda wilkołaczyca mogła powiedzieć, że w tym miejscu, gdzie siedziała pani Thorton w hierarchii, a gdzie siedziała Thalia, były bardzo różne. Pani Thorton była lojalnym i oddanym pracownikiem, a Thalia była własnością.

Żadne drogie ubrania ani biżuteria tego nie zmienią.

„Tak.” Pani Thorton odpowiedziała krótko, gdy schodziły po gigantycznych, rozłożystych schodach.

„Czy są tacy jak ja?” Thalia zapytała z ciekawością.

„Tak i nie.” Blondynka odpowiedziała. „Pan Connaught zaoferował im ten sam kontrakt, który zaoferował tobie. Twoja wolność pod warunkiem, że mu pomożesz. Jednak jesteś jedynym wilkołakiem. Do tej pory pan Connaught korzystał wyłącznie z usług ludzkich dziewcząt.”

Thalia mrugnęła z zaskoczeniem na to, jej usta otworzyły się na tę rewelację, ale nie wydobyło się z nich żadne słowo, więc szybko je zamknęła.

„Poznasz inne dziewczyny za kilka dni.” Pani Thorton kontynuowała. „Na razie masz okazać panu Connaughtowi uprzejmość swojej niepodzielnej uwagi i obecności, na którą zasługuje.”

Thalia nie mogła powstrzymać się od zmarszczenia brwi na to, ale zanim miała szansę rozebrać to stwierdzenie na części lub zadać więcej pytań, pani Thorton zatrzymała się przed zestawem podwójnych drzwi, które były białe z misternymi złotymi ozdobami przypominającymi liny wzdłuż podniesionych granic, podczas gdy wspinające się róże i liście ozdabiały panele. Blondynka szybko otworzyła gigantyczne drzwi, ukazując przestronny apartament przypominający luksusowe mieszkanie w Monako lub w Górnym Manhattanie. Przechodząc przez salon z nowoczesnymi meblami i wystawnym wystrojem, Thalia nie mogła powstrzymać się od podziwu dla tego, co zobaczyła. Nigdy w życiu nie widziała czegoś tak luksusowego ani stylowego.

Gdy zbliżały się do drugiego końca salonu, Thalia zauważyła dużą otwartą kuchnię z małym stołem jadalnym i dwoma krzesłami ustawionymi przy gigantycznych oknach sięgających od podłogi do sufitu. Dźwięk kogoś poruszającego się w kuchni przyciągnął uwagę Thalii, zanim zdążyła przyjrzeć się widokowi za oknami, tylko po to, by napotkać jeszcze bardziej zaskakujący widok.

Białe rękawy koszuli były podwinięte, odsłaniając głęboko złotą skórę, mięśnie falujące pod spodem, gdy mężczyzna starannie siekał zioła na marmurowej desce do krojenia. Pomimo że była już ósma wieczorem, Dante Connaught wyglądał zaskakująco żywo, wciąż ubrany w spodnie od garnituru i kamizelkę. Dwa górne guziki jego białej koszuli były rozpięte, odsłaniając wzniesienia i doliny jego obojczyków oraz więcej tej niesamowitej skóry. Przenikliwe niebieskie oczy powoli uniosły się znad jego zajęć, aby spocząć na Thalii, a ciepły uśmiech rozprzestrzenił się na jego niesamowicie przystojnych rysach.

„Dobry wieczór, pani Georgiou.” Dante uśmiechnął się, odkładając nóż i wycierając ręce w ręcznik. „Cieszę się, że mogłaś przyjść.”

„Dobry wieczór, panie.” Thalia skłoniła głowę, czując, jak jej puste policzki rozgrzewają się lekkim rumieńcem.

„Kiedy mam wrócić po panią Georgiou?” Pani Thorton odezwała się, przypominając Thalii, że nie były same. „Może o 22:00?”

„Nie ma potrzeby, pani Thorton.” Głęboki, bogaty głos Dantego był ciepły i bogaty jak karmel, jego urzekające niebieskie oczy nigdy nie opuszczały małej wilkołaczycy. „Odprowadzę moją gościnię do jej pokoju, kiedy nasz wieczór się skończy. Weź resztę wieczoru wolnego i upewnij się, że nie będziemy niepokojeni, chyba że to ważne.”

„Oczywiście, panie Connaught.” Pani Thorton skinęła szacunkiem głową, po czym przeprosiła i zniknęła przez te same drzwi, przez które chwilę wcześniej przeszła wraz z Thalią.

Cisza, która zapadła, wcale nie była rzeczywistą ciszą. Delikatne, zabawne tony klasycznego pianina brzmiały cicho, leniwie unosząc się w powietrzu, by drażnić i uwodzić. Miękkie, ciepłe waniliowe światło rozkwitało wokół nich, podkreślając niektóre części przestrzeni, jednocześnie pogrążając inne w głębokich cieniach, dając poczucie intymności i prywatności. Powietrze było ciepłe, a wyostrzony zmysł węchu Thalii wyłapywał drzewny zapach tymianku, głębokie dębowe taniny czerwonego wina i tłustą, ale bogatą woń jagnięciny.

Zapach sprawił, że żołądek Thalii zaczął się skręcać z podekscytowania i zdała sobie sprawę, że minęło już trochę czasu, odkąd ostatnio coś jadła. Dwa dni, może? Dni mijały w zawrotnym tempie, pełne dramatycznych wydarzeń, przez co Thalia ledwo miała czas myśleć o głodzie. Teraz jednak, gdy te pyszne zapachy unosiły się w powietrzu, zdała sobie sprawę, jak bardzo jest wygłodniała. Było coś jeszcze. Zapachy przypominały jej wieczory zimą, kiedy jej matka lub starsi członkowie stada przygotowywali gulasze, które nie tylko napełniały brzuch, ale też rozgrzewały jak termofor. Jej matka lubiła robić gulasz z orzo, ale Thalia dużo bardziej lubiła cytrynowe ziemniaki, które podawano z pieczonym mięsem i rybami.

„Proszę, usiądź, Thalio.” Głos Dantego delikatnie przywrócił Thalię do rzeczywistości, jej kawowe oczy skupiły się na przystojnym mężczyźnie górującym przed nią.

Z niepewnym skinieniem głowy ruszyła, by usiąść przy stole jadalnym, aby móc obserwować swojego tajemniczego gospodarza i zerkać na atramentowo czarną noc za oknem. Gospodarz poruszał się z gładką pewnością w stronę stołu, podnosząc kryształową karafkę z czerwonym winem, które zostało odpowiednio przewietrzone.

„Jak poszła dzisiejsza wizyta u lekarza?” zapytał Dante, nalewając kieliszek wina dla siebie i Thalii, po czym usiadł naprzeciwko młodej kobiety.

„Dobrze.” Thalia odpowiedziała ostrożnie. „Powiedział, że wyśle ci raport.”

„Tak, zrobił to.” Dante skinął głową. „Ale chciałem usłyszeć o twoich wrażeniach. Kiedy ostatnio miałaś kontrolę lekarską?”

„Kiedy miałam dziesięć lat, więc osiem lat temu.” Thalia zmarszczyła lekko brwi, przypominając sobie, jak bardzo różniła się tamta wizyta u uzdrowiciela. Nikt nie interesował się wtedy jej narządami rozrodczymi ani cyklem cieczki. Myśl o dzisiejszej konsultacji nadal sprawiała, że skóra ją swędziała.

„Mogę sobie wyobrazić, że dzisiejsza wizyta mogła być stresująca.” Blondyn zdawał się wiedzieć, o czym myśli Thalia, co sprawiło, że zarumieniła się z zaskoczenia. Uśmiech zagościł na ustach Dantego na ten widok. „Zapewniam cię, chcemy tylko upewnić się, że jesteś w pełni zdrowa i sprawna.”

Thalia skinęła delikatnie głową, wracając myślami do ich początkowej rozmowy. „Czy to dlatego, że potrzebujesz mojej pomocy w czymś?”

„Obawiam się, że tak.” Dante skinął głową. „Wkrótce wszystko nabierze sensu, ale na razie moim głównym priorytetem jest upewnienie się, że dojdziesz do siebie po strasznych przeżyciach z rąk Larsa i jego ludzi. Zadbałem o to, by zostali odpowiednio ukarani, aby żadna młoda kobieta nie cierpiała tak jak ty.”

Oczy Thalii rozszerzyły się ze zdumienia na tę rewelację, coś lodowatego i chorobliwego przepływało przez jej żyły jak trucizna. Czy Dante właśnie zasugerował, że kazał zabić Larsa? Dlaczego? Czy Lars nie dostarczył Dantemu usługi, która była dla niego nieoceniona? A może Lars spełnił swoją rolę i nie był już potrzebny?

"Za nowy rozdział w twoim życiu." Dante uniósł kieliszek wina, jego oczy błyszczały jak klejnoty, a włosy miały kolor dymionego złota w zmysłowym świetle.

Thalia uniosła swój kieliszek, jej puls drżał w gardle, a nerwy buzowały w piersi. "Na zdrowie." Wyszeptała.

Picie na pusty żołądek nie było dobrym pomysłem nawet dla wilkołaków, a jednak Thalia była zbyt przestraszona, by nie wziąć łyka wina. Jego pikantność tańczyła na jej języku, zanim smak ciemnych owoców, czekolady i dębu rozkwitł, sprawiając, że pod językiem poczuła mrowienie. Przesunęło się przez jej gardło i do żołądka jak mała kulka komfortowego ciepła, alkohol powoli rozprzestrzeniając się do kończyn, sprawiając, że stawały się ciężkie.

"Teraz, nie wiem, czy to będzie dobre, ale chciałem zrobić coś specjalnego dla ciebie." Wyjaśnił Dante, wstając z miejsca i podchodząc do piekarnika. "Doktor również zgłosił, że potrzebujesz zwiększenia poziomu żelaza..."

Thalia patrzyła z ciekawością, jej policzki nagle poczuły się ciepłe, gdy wzięła kolejny łyk wina, zachwycając się jego subtelną słodyczą i drzewnością. Czerwone wino produkowane w Grecji było albo bardzo wytrawne, albo półsłodkie. Thalia często wybierała półsłodkie, które można było kupić w plastikowych litrowych butelkach. Miało tę samą słodycz co dobry porto, ale nie dorównywało mu bogactwem. Wytrawne wina zawsze były dla niej zbyt mocne i przypominały jej gałązki z drzew oliwnych oraz suchą ziemię w szczycie gorącego sezonu.

Zapach bogatych pomidorów i ziół uderzył wrażliwy nos Thalii, a zaraz potem znajomy, dziki aromat jagnięciny. Dante poruszał się szybko, ale z wystarczającą pewnością siebie i spokojem, że w kilku krokach posypał posiekane zioła do naczynia Le Creuset i postawił je przed Thalią z płytkim naczyniem dzikich zielenin.

"Stary przyjaciel nauczył mnie tego dania, gdy mieszkałem w Atenach przez jedno lato." Zamyślił się Dante, pozwalając parze unieść się, odsłaniając wykwintne danie z jagnięciny.

"Wygląda i pachnie wyśmienicie." Przyznała Thalia, jej oczy szeroko otwarte z podziwu, gdy zobaczyła ogromne kawałki perfekcyjnie ugotowanej jagnięciny obok szalotek i marchewek, kąpiące się w bogatym sosie.

"Dziękuję." Zaśmiał się Dante i zaczął nakładać posiłek na talerz razem z ciemnymi dzikimi zieleninami, zanim postawił talerz przed młodą Greczynką, a potem obsłużył siebie. "Proszę, zaczynaj. Jestem ciekaw twojej opinii."

Thalia nie potrzebowała powtórzenia. Była niezmiernie głodna, a mała ilość alkoholu, którą spożyła, sprawiła, że czuła się trochę oszołomiona. Goryczka zielenin łączyła się ze słodkim bogactwem mięsa i sosu, gdy Thalia pozwoliła smakowi rozpłynąć się na jej języku. Cichy jęk rozkoszy wydostał się z niej, zanim zorientowała się, jej oczy rozszerzyły się z szoku i zażenowania. Naprzeciwko niej, Dante zaśmiał się z rozbawieniem, jego ton był przyjazny, a nie drwiący.

"Rozumiem, że jest dobre?"

Thalia skinęła głową, delektując się drugim kęsem, przyzwyczajając się do intensywności smaków i pysznego smaku jagnięciny.

"Cieszę się, że ci smakuje." Uśmiechnął się Dante serdecznie. "A po tym, jak się najedziesz, chciałabyś pójść na bieg?"

Previous ChapterNext Chapter