Read with BonusRead with Bonus

CZTERY | DZWONKI

Piąta lekcja zmusza mnie do biegu po schodach do klasy zaledwie trzy drzwi dalej od sali pana Hale'a. Dębowe drzwi są jeszcze otwarte, gdy tam docieram, ale jest tak blisko końca korytarza, że ta część piętra wydaje się niemal upiornie cicha. Pół spodziewam się, że sala będzie pusta, gdy do niej dotrę. Normalnie jarzeniowe oświetlenie jest przyciemnione, a brak okien tylko potęguje ten efekt, gdy wchodzę do klasy. To miała być kolejna łatwa lekcja. Łatwe A, bo wiem, że łacina to martwy język i żaden nauczyciel nigdy nie traktował tego kursu poważnie, z tego co słyszałem w innych szkołach.

Moje stopy zatrzymują się, gdy widzę, że na tablicy z przodu klasy napisane jest Salvē! a pod tym ciąg dalszy, co zakładam, że są instrukcjami po łacinie, napisanymi jasną kredą. Czy jestem w odpowiedniej klasie? To powinien być kurs dla początkujących, nie dla średniozaawansowanych uczniów. Rozglądam się dookoła na ludzi już siedzących lub osiadających wokół mnie. To dziwne. Nikt nie rozmawia ze sobą, jak zazwyczaj widzę w klasach językowych dla początkujących. Nikt się nie wygłupia. Wyciągam swój plan lekcji z kieszeni i jeszcze raz sprawdzam numer pokoju wydrukowany i ten na małej tabliczce na zewnątrz drzwi. Tak, ten sam numer. Czy doradca popełnił błąd?

"Nie ociągaj się, panno Holland." Słodki głos dobiega z biurka wciśniętego w róg pokoju. Mała kobieta siedzi na szczycie biurka, jej brązowe, migdałowe oczy są skupione na gazecie, którą czyta. Jej włosy są spięte w ciasny kok z tyłu głowy, małe kolorowe wstążki z dzwoneczkami na końcach dzwonią cicho, gdy podnosi na mnie wzrok. Wygląda jakby mogła być gwiazdą filmową, nie więcej niż dwadzieścia lat według ludzkich standardów. Ale kiedy wciągam zaskoczony oddech na widok jej oczu, czuję coś słodkiego i gorzkiego. Ona nie jest człowiekiem. Ale też nie jest Wilkołakiem. Jakim cudem jest w Azure Pack? Jak to w ogóle możliwe? "Jest wolne miejsce z tyłu, jeśli chcesz." Dodaje, jej głos jest spokojny i ciepły, jakbyśmy były starymi przyjaciółkami. Patrzę na nią przez chwilę, zanim ruszam w jej stronę, plan lekcji w ręku do podpisania.

"Um, pani Jin?" Pytam nieśmiało, nadal trochę zdezorientowana jej dziwnym wyglądem. Ona na pewno nie jest człowiekiem. Gdy stoję tuż przed nią, odważam się ponownie powąchać, wychwytując nieomylny zapach przejrzałych mandarynek i krwi. Mój żołądek nerwowo się skręca na ten intensywny i dziwnie znajomy zapach, mały, staccato tap-tap-tap zaczyna tętnić w mojej głowie, więc decyduję się oddychać przez usta. Co to do cholery jest? I skąd zna moje imię?

"Tak, kochanie." Nie mówi tego jak pytanie...ale jakby odpowiadała na moje mentalne pytanie. Teraz jestem całkowicie przerażona. "Spokojnie, Scarlett. Jesteś w odpowiedniej klasie." Podpisuje plan lekcji i podaje go z powrotem. "I wszyscy twoi nauczyciele zostali poinformowani, że będziesz dzisiaj na zajęciach. W każdym razie, zaczęliśmy uczyć się łacińskich zwrotów w tym tygodniu. Niestety dla ciebie, dziś jest dzień niezapowiedzianego quizu." Wskazuje na tablicę.

"Jeszcze nie zacząłem czytać materiału," przyznaję wolno, ponownie składając harmonogram i wsuwając go z powrotem do kieszeni.

"W porządku, kartkówka to tylko rozgrzewka i przykład tego, jakie kartkówki mogą się pojawić w semestrze." Sięga za siebie, aby wyciągnąć mały stos papierów z rogu biurka. "To jest twój pakiet orientacyjny na kurs. Dołączyłam sylabus, kilka arkuszy do ćwiczeń, małą ściągę z najczęściej używanymi zwrotami, którą dałam klasie pierwszego dnia, oraz twój harmonogram korepetycji." Wpycha stos w moje ręce, a ja gapię się na nią.

"K-korepetycje?" jąkam się. Ona jest szalona. To jedyne logiczne wyjaśnienie. A może to ja zwariowałem? Może oddzielenie od Stada Reinierów w końcu doprowadziło mnie do szaleństwa.

"Tak, korepetycje. Traktuję swoją rolę bardzo poważnie, kochanie. Jeśli czuję, że ktoś się obija lub ma zaległości, przydzielam obowiązkowe korepetycje. Albo jeśli myślą, że tylko dlatego, że to przedmiot fakultatywny, mogą się obijać." Praktycznie powtarza moje wcześniejsze myśli, a ja czuję, jak moja twarz zastyga w bezruchu. Mój umysł staje się pusty, a ja wpatruję się w nią oceniająco. Ona nie jest człowiekiem. Nie jest Wilkiem... Nigdy nie spotkałem niczego poza tymi dwoma gatunkami, ale stare opowieści Babci, które słyszałem jako dziecko, wracają do mnie. W ustach czuję gorzki smak, a ten mały ból głowy z wcześniejszego nasila się, im bardziej próbuję przebić się przez zamglone wspomnienia.

"Hm." To wszystko, co mogę powiedzieć, kiedy ona nadal patrzy na mnie beznamiętnie. Jej oczy są mądre jak na jej wiek, i nie sądzę, że moja pierwsza ocena jej wieku jest trafna. Ale co ona jest, do diabła?

"Usiądź, kochanie. Porozmawiamy więcej podczas twojej sesji korepetycji jutro wieczorem." Pani Jin wyciąga rękę, zanim zdążę się cofnąć, i delikatnie klepie mnie po policzku lodowatymi palcami. Walczę z chęcią wydania okrzyku zaskoczenia i zaciskam zęby przeciwko nagłemu chłodowi, drżąc lekko na jej dotyk. To tak, jakby była martwa czy coś. "Po prostu postaraj się na kartkówce." Dodaje na odchodne, a ja kiwam głową na jej słowa. Jestem zbyt zszokowany, aby myśleć jasno, gdy zajmuję wskazane przez nią miejsce na końcu klasy.

Jest jeszcze jedno miejsce wewnątrz sali, ale wolę to, które zajmuję - daleko od dziwnej nauczycielki i jej biurka. To w najdalszym kącie, ale wzdłuż tej samej ściany co drzwi. Kiedy siadam przy biurku i wyciągam luźną kartkę papieru, aby napisać, co przypuszczam, że są to tłumaczenia łaciny na tablicy, mój ból głowy zaczyna ustępować. Zaczynam pisać frazy, zostawiając miejsce na moje najlepsze przypuszczenia co do ich tłumaczeń pod każdą linią. Moje inne lekcje językowe z poprzednich szkół to francuski i hiszpański. Nie jestem biegły w żadnym z nich, ale zwracałem wystarczającą uwagę na obu, aby wiedzieć, że łacina ma gdzieś tam swoje korzenie.

"Dobrze, czas minął." Pani Jin woła przez całą salę i słyszę dźwięk upadających przyborów do pisania, gdy ludzie wokół mnie wydają zbiorowe westchnienie. Odkładam swój długopis i bezgłośnie poruszam palcami nad kartką, nerwowo. Większość fraz to, jak przypuszczam, powitania lub powszechnie używane zwroty jak carpe diem, resztę po prostu zgadywałem. "Wszyscy przekażcie swoje kartki do przodu, a pierwsza osoba w każdym rzędzie niech włoży testy do koszyka." Wyciąga druciany koszyk i stawia go na biurku, po czym schodzi z drewnianego blatu. "Teraz przejrzyjmy, czego nauczyliśmy się w tym tygodniu." Następnie każe nam powtarzać za nią frazy po angielsku i ich łacińskie tłumaczenia. Reszta lekcji to powtórka dla ludzi, ale ja cicho robię notatki w pustym zeszycie, zapisując wszystko fonetycznie, aby uzyskać właściwą wymowę.

Wszyscy są zafascynowani, gdy pani Jin uczy - ja też. Jak na lekcję, którą uważałem za nudną, materiał jest naprawdę ciekawy. Zanim się obejrzę, dzwonek przerywa zaklęcie.

"Dobrze, to wszystko. Miłego wieczoru i pamiętajcie o nauce!" Pani Jin woła, gdy klasa widocznie się rozluźnia, a ludzie wokół mnie wstają, by zebrać swoje rzeczy. Zbieram swoje rzeczy i wychodzę razem z innymi, zanim pani Jin zdąży mnie zatrzymać. Dopiero w połowie korytarza zdaję sobie sprawę, że ani razu nie usłyszałem dzwoneczków w jej włosach po tym, jak usiadłem.

Ból głowy ustępuje, gdy docieram na kolejną lekcję. Historia Ameryki naprawdę jest nudna. Pan Banaby ma taki monotonny głos, że natychmiast przełączam się na tryb marzeń. Znowu jestem sam w morzu ludzi i mam trochę czasu na własne myśli, podczas gdy nauczyciel opowiada o początkach historii naszego kraju. Ale siedząc tam, w klasie z rzędem okien na poziomie gruntu szkoły, nie mogę się skupić na niczym szczególnym. Moje myśli błądzą po ostatnich latach szkoły, zanim dzwonek ponownie zadzwoni, zwalniając klasę.

"Pani Holland, zaśpiewaj skalę F-dur dla nas." Pani Jones woła do mnie, gdy uda mi się znaleźć miejsce na podestach w centrum sali chóralnej. Kiwnę głową i chrząkam, gdy rzędy oczu zwracają się w moją stronę. Ignoruję nieprzyjemne uczucie ich spojrzeń, gdy zaczynam śpiewać na ta w górę i w dół skali, a potem fortepian towarzyszy mi w pełnym poszukiwaniu oktawy. Mój głos jest miękki i znam swój zakres, ale ta instruktorka wydaje się zdeterminowana, by złamać mój głos, zmuszając mnie do zaśpiewania nie tylko pięciu kolejnych skal, ale także całego solo, zanim mnie zatrzyma. "Dobrze. Możesz zostać - potrafisz czytać nuty, prawda?" Jej nadęty, przesadnie dramatyczny głos działa mi na nerwy.

"Tak, proszę pani." Kiwnę beznamiętnie głową, ale wewnętrznie jestem na skraju wybuchu z irytacji, podczas gdy moja wilcza część chce wyrwać jej gardło. Chodzę na chór jako przedmiot do wyboru, odkąd miałem taką możliwość w gimnazjum. Oczywiście, że potrafię czytać nuty.

"Darine," pani Jones wskazuje na dziewczynę obok mnie, po czym zwraca się do reszty klasy, rozkazując wszystkim rozpocząć śpiewanie rozgrzewających skal. Darine to cicha dziewczyna o miękkich niebiesko-zielonych oczach i wyblakłych blond włosach.

„Proszę,” – podaje mi połowę czarnego segregatora z nutami i natychmiast czerwienieje, gdy uśmiecham się do niej z wdzięcznością.

Pani Jones może być najbardziej irytującą osobą, jaką spotkałam w tym miasteczku, ale muszę przyznać, że jest niesamowicie utalentowaną dyrygentką chóru. Pięć minut w najpiękniejszej piosence, jaką kiedykolwiek słyszałam, a ona już dokonała ponad sześciu poprawek w tonacji innych członków chóru, sprawiając, że brzmienie z pięknego stało się nieziemskie. Wzloty i upadki utworu są fenomenalne – niemalże łzawiące – wystarczająco, aby mój wilk był całkowicie zahipnotyzowany przez resztę lekcji.

„Zrobię ci kopie nut na wieczór.” – mówi cicho Darine po dzwonku, który kończy lekcję. Pani Jones rozmawia z jednym z chłopaków przy swoim biurku o nadchodzącym występie na balu halloweenowym i prawie przegapiam słowa Darine.

„Hm? Och, dzięki.” – wymuszam kolejny mały uśmiech, a ona kiwa głową, odwracając wzrok. „Wszystko w porządku?” – pytam po chwili, zdezorientowana jej niepewnością, gdy jesteśmy już prawie ostatnimi uczniami na podwyższeniu.

„Mhm,” – mamrocze, ale wciąż rzuca ukradkowe spojrzenia na chłopaka rozmawiającego z panią Jones. Uśmiecham się, wyczuwając najmniejszą zmianę w jej ludzkim zapachu, gdy zerkam na chłopaka.

„Powinnaś z nim porozmawiać.” – mówię, czując lekki cień zazdrości o zwyczajność posiadania zauroczenia. Coś, na co nigdy nie mogłam sobie pozwolić, gdy byłam w ciągłej ucieczce przez te wszystkie lata. Głowa Darine gwałtownie się odwraca, aby spojrzeć mi w oczy.

„O Boże, nie mogłabym!” – blednie, a jej niebiesko-zielone oczy szeroko się otwierają na samą myśl. To jakby przełącznik się przestawił i nagle jesteśmy przyjaciółkami od zawsze. Dwie przyjaciółki rozmawiające o chłopaku. To bliskość, której nie czułam od siedmiu lat.

„Dlaczego nie?” – pytam, lekko ją szturchając, gdy schodzimy z podwyższenia.

„On jest po prostu taki…” – przygryza wargę, trzymając segregator blisko ciała, gdy wychodzimy przez drzwi. „Nigdy bym nie mogła!” – kręci głową z przekonaniem.

„Posłuchaj rady dziewczyny, która wie” – mówię cicho, gdy wtapiamy się w tłum uczniów, opuszczając teren działu muzycznego. „Jeśli ten chłopak jest dla ciebie ważny i nawet nie spróbujesz z nim porozmawiać, będziesz tego żałować do końca życia, kiedy – i mam na myśli kiedy – pojawi się inna dziewczyna.” To rada, którą na pewno dałabym Parisowi. Małe ziarno mądrości, które znam z lat trzymania ludzi i innych wilków na dystans.

„To Scarlett, prawda?” – zatrzymuje się przy głównych schodach, a ja staję obok niej, kiwając głową. „Jestem Darine Blithe,” – wyciąga do mnie rękę, a ja nie mogę powstrzymać uśmiechu, gdy chwytam ją i mocno ściskam. „Będziemy świetnymi przyjaciółkami.” – mówi rzeczowo. Wybucham zaskoczonym śmiechem na jej szczerość i kiwam głową, ignorując czerwone światło w mojej głowie, przypominające mi o zasadzie numer jeden mojej mamy.

„Tak, myślę, że tak będzie.” – puszczam jej rękę, a ona daje mi mały, krzywy uśmiech, zanim machnie lekko.

„Mam teraz historię Ameryki, ale zobaczymy się jutro, Scarlett.” – mówi, a ja kiwam głową.

„Do zobaczenia, Darine.” – odwracam się w stronę korytarza prowadzącego do sali gimnastycznej, gdy Darine zaczyna wspinać się po schodach. Hm, pierwszy dzień i już złamałam zasadę numer jeden mamy. To musi być rekord.

Previous ChapterNext Chapter