Read with BonusRead with Bonus

DWA | JEŻYNY

Patrzę na plan zajęć rozłożony na czarnym plecaku na moich kolanach. Samochód jest wyłączony, a ja po prostu siedzę tutaj, wpatrując się w białą kartkę. Robiłam to już miliard razy, zaczynając nową szkołę, ale moje nerwy są wciąż napięte, a mój Wilk niespokojny głęboko w środku. I mimo spokojnej nocy snu, czuję się wyczerpana.

Trzymaj głowę nisko i nie pakuj się w kłopoty, Wisty. Słowa mamy przemykają przez moją głowę, słowa, które powtarzała przez lata. Biorę głęboki oddech i patrzę na uczniów kręcących się po parkingu i powoli zmierzających w kierunku wejścia do Liceum Kiwina. To duży, trzypiętrowy budynek z prostego szarego kamienia, co nadaje mu starożytny i nieco onieśmielający wygląd. Składam plan zajęć i otwieram drzwi samochodu, wkładając klucze do lewej kieszeni, a plan zajęć do prawej razem z telefonem.

Przełykam więc mój niepokój i trzymam głowę nisko, gdy przechodzę przez parking i wchodzę po schodach do liceum. Idąc, nie nawiązuję kontaktu wzrokowego z ludźmi, którzy wchodzą razem ze mną, ale zdecydowanie czuję, jak wiele oczu obserwuje mnie z ciekawością, gdy idę korytarzami. Dzwonek jeszcze nie zadzwonił, więc ludzie wciąż kręcą się wokół głównego wejścia, siedząc na schodach prowadzących na drugie piętro lub opierając się o ściany. Niektórzy idą w tym samym kierunku co ja, w stronę szafek, które ciągną się wzdłuż długiego korytarza za wejściem.

Długie rzędy szafek, wszystkie pomalowane na bardzo nieprzyjemny odcień żółto-brązowy, mają na frontach przypadkowo przyklejone ulotki. Coś o nadchodzącej zabawie tanecznej. Przypomina mi to, że jest październik, nie że próbowałam stracić poczucie czasu, ale myśl o tym miesiącu wywołuje we mnie mały dreszcz. Jeden miesiąc bliżej moich urodzin w grudniu. Jeszcze tam nie jesteśmy, ale dzień, w którym skończę siedemnaście lat, zbliża się coraz bardziej.

Zatrzymuję się przed swoją szafką, na samym końcu długiego rzędu szafek, i po cichu ją otwieram. Wszystkie moje podręczniki są w tej małej metalowej skrzynce i w myślach przeglądam plan zajęć, aby pamiętać, jakie książki będą mi potrzebne na pierwszą połowę dnia. Zanim skończę, dzwonek już zadzwonił, wysyłając masę kręcących się uczniów na schody i z korytarzy. Idę za stałym strumieniem nastolatków po schodach kilka kroków od mojej szafki, kiedy już schowałam swoje książki. Moja pierwsza lekcja dnia jest krótka, ale znajduje się na piątym piętrze budynku.

Gdybym nie była otoczona innymi, biegłabym po schodach, używając swojej wilczej siły, aby łatwo wspiąć się bez zadyszki. Ale jestem otoczona praktycznie aż do piątego piętra, więc zachowuję pozory, wypuszczając powietrze gwałtownie, lekko sapiąc na ostatnim odcinku schodów i zwalniając krok, aby dopasować się do innych. Prawie odczuwam ulgę, gdy wchodzę do klasy, udając, że łapię oddech.

Nauczycielka ma bystre, łagodne brązowe oczy, proste czarne włosy opadające na ramiona i skórę koloru mocha. Przypomina mi moją dyrektorkę z Michigan, i po krótkim wprowadzeniu, które miałam wczoraj, jestem prawie pewna, że są w jakiś sposób spokrewnione. A może po prostu za długo krążę po kraju. Kręcę głową, wiedząc, że muszę się skupić, zwłaszcza tutaj. Gdzieś w klasie wyczuwam obecność Wilka. Ale przeklęty ludzki hałas i zapachy mnie dezorientują i nie mogę dokładnie określić ich pozycji. Moje frustracje znikają, gdy nauczycielka zaczyna mówić.

"Dzień dobry." Kobieta daje mi ciepły uśmiech, który staram się odwzajemnić, wchodząc do sali. Zatrzymuję się przy jej biurku i podaję jej mój plan zajęć. Doradca tutaj poinstruował mnie, aby uzyskać podpis na papierze i oddać go pod koniec dnia szkolnego, aby "upewnić się, że dotrę na swoje zajęcia" w pierwszy dzień. To coś, co robi wiele szkół, zdaję sobie sprawę.

"Dzień dobry, pani Lewis." Mówię do niej, kiedy zanotowałam wszystkie możliwe wyjścia i zaplanowałam wszelkie ewentualności, które mogą obejmować problemy z Wilkiem tutaj.

"Jest kilka wolnych miejsc z tyłu, pani Holland. Zajęcia zaczną się za kilka minut." Mówi Lewis, podając mi z powrotem papier. Kiwnę głową i składam go, wsuwając do kieszeni. Odwracam się do moich kolegów z klasy, którzy szeptają między sobą jak plotkarze. Czuję, jak moje włosy opadają po bokach twarzy, jedyny znak, że moje bardziej pierwotne instynkty przejmują kontrolę, gdy opuszczam podbródek. Moje oczy przemykają po sali, biorę głęboki oddech i przypominam sobie, ile razy już to robiłam.

Klaustrofobiczna atmosfera lekko się zmienia, gdy łapię burzliwe szare oczy chłopaka - nie, Wilka, który obserwuje mnie z prawej strony. Słońce z zewnątrz igra z refleksami światła w ciemności jego oczu, i przez sekundę - najkrótszą chwilę - zauważam błysk rozpoznania. To daje mi wystarczająco dużo ciekawości, aby zapanować nad instynktami. Unoszę podbródek i idę do tyłu sali, ignorując spojrzenia i szepty, aż siadam przy oknie w ostatnim rzędzie.

Okno nie byłoby oczywistą drogą ucieczki dla człowieka, zwłaszcza że jesteśmy na piątym piętrze, ale dla każdego Wilka to taktyczna droga ucieczki. Kładę plecak na podłodze i otwieram największy zamek, wyciągając czarno-biały zeszyt i długopis. Kiedy kładę je na biurku, czuję lekkie déja vú.

"Wisty," Identyczne karmazynowe włosy przemykają przed moją twarzą, gdy moja sobowtórka siada naprzeciwko mnie.

"Mm?" Mrugam, mały uśmiech pojawia się na mojej twarzy, gdy odkładam długopis. Choć jest moją kuzynką, mogłabym przysiąc, że jesteśmy bliźniaczkami. Paris.

"Pan Vey już skończył mówić, wiesz?" Uśmiecha się do mnie, wskazując na mój notatnik leżący na biurku przede mną. Bezmyślnie robiłam notatki, pozwalając myślom dryfować, gdy słowa naszego nauczyciela zamieniały się w bazgroły.

"Och." Moje oczy skupiają się na klasie wokół nas. Nasi koledzy z klasy, składający się głównie z ludzi i kilku Wilków z innej watahy, są teraz pogrupowani i swobodnie rozmawiają, ponieważ wykład na dziś się skończył.

"Tak czy inaczej," Paris machinalnie odgarnia włosy za ramię i przysuwa się bliżej mnie, jej błękitne oczy skupione laserowo na moich szafirowych. To jedyna różnica w naszym wyglądzie - nasze oczy. Czasami chciałabym, żeby były takie same, żebyśmy mogły udawać tę samą osobę. "Babcia mówiła, że powinnaś przyjść jutro na śniadanie. Żadna z nas nie lubi, gdy jesteś sama w tym domu. Zwłaszcza w tak ważnym dniu." Czuję lekki ból straty w piersi. Mama odeszła w zeszłym miesiącu, opuściła watahę, opuściła mnie. A teraz będę musiała stawić czoła moim urodzinom sama.

"Tak. Czemu nie?"

"Dzień dobry." Szorstki męski głos przerywa moje myśli i patrzę na chłopaka, który właśnie się do mnie odezwał. Czuję lekki dreszcz zaskoczenia, gdy widzę dwóch chłopaków stojących przed moim biurkiem, jeden zajmuje miejsce przede mną, drugi obok mnie, zamykając mnie w kleszczach. Jeden z nich to ten, którego oczy spotkałam wcześniej, drugiego nie rozpoznaję. Mają podobne kolory, ciemne włosy, szare oczy i jasną skórę - wyglądają też na tyle podobnie, że mogą być spokrewnieni. Wtedy zauważam coś jeszcze, zapach czegoś dzikiego, dzikiego i trochę słodkiego, dochodzący od obydwu. Zdecydowanie są Wilkami. Moja własna wilcza strona zaczyna budzić niepokój w moim żołądku i żałuję, że nie zjadłam nic przed wyjściem z domu tego ranka.

"Cześć." Mruczę do tego, który mówił, tego przede mną. Jest bardziej muskularny niż jego towarzysz, ciemne włosy w stylu buzz cut, szare oczy tak ciemne, że prawie czarne, wszystko w nim krzyczy Alfa. Ale kiedy spogląda na chłopaka obok mnie, zdaję sobie sprawę, że bardziej prawdopodobne jest, że jest Betą. Robię się zardzewiała.

"Jesteś nowa." To nie jest pytanie, więc nie odpowiadam nic chłopakowi. Nadal mnie uważnie obserwuje, czekając może, aż wykonam jakiś ruch, ale tego nie robię. "Jestem Yuri Azure." Nazwisko Azure mnie zaskakuje, wczoraj mama wspomniała o Watasze Azure i staję się ciekawa.

"Scarlett Holland." Mówię, używając nazwiska ojca, chociaż na moim akcie urodzenia moje imię jest złożone z obu nazwisk, Holland-Reinier. Nie wspominając, że tylko ludzie nazywają mnie Scarlett, moje wilcze imię to Wisteria, ale nie zdradzę swojej prawdziwej tożsamości, mówiąc im to.

"Scarlett, pasuje." Yuri uśmiecha się, spoglądając na moje włosy. Czuję, jak ciepło wstępuje na moją twarz, co sprawia, że jego uśmiech staje się jeszcze szerszy. "Przepraszam, pewnie słyszysz to cały czas." Patrzy na chłopaka obok mnie, jakby czekał na sygnał od niego, aby kontynuować. "To mój kuzyn, Zane Azure." Kuzyni, to wszystko wyjaśnia.

"Cześć." Powtarzam do Zane'a, patrząc na niego po chwili ciszy. Jego oczy są niemal srebrzystoszare, przetykane ciemniejszymi plamkami, które sprawiają, że kolor zmienia się w dziwnie hipnotyzujący sposób. Jego czarne włosy opadają na oczy, rzucając lekkie cienie, które sprawiają, że chcę zobaczyć, czy srebro jest bardziej widoczne niż szarość. Chcę dotknąć jego włosów, odgarnąć je z oczu i znaleźć odpowiedź na moje pytanie. Ale tego nie robię. Nie zrobię.

"Cześć." Jego głos jest delikatniejszy niż Yuri'ego, spokojniejszy i cichszy, ale ma w sobie niemal chłodną i oschłą nutę. Jego wyraz twarzy jest beznamiętny i, podobnie jak u Yuri'ego, nie zdradza wiele. Ale zdecydowanie czuję w nim Alfę. Jego obecność promieniuje, jak ciepło z pieca, przenikając w moją skórę, choć, co dziwne, uspokaja mojego wewnętrznego Wilka. Nie przyszedł, żeby mnie skrzywdzić.

"Dobrze, wszyscy. Siadajcie na swoje miejsca." Lewis woła do klasy, w końcu ludzie przestają rozmawiać i powoli siadają na wolnych miejscach. Yuri rzuca mi ostatni, mały uśmieszek, zanim się odwraca i zajmuje miejsce przed moim. Mam wrażenie, że to nie jest normalne, żeby dwóch Wilków siedziało w tych miejscach, jest trochę więcej szeptów i spojrzeń w naszym kierunku, gdy ludzie zajmują swoje miejsca. Nawet pani Lewis rzuca nam pytające spojrzenie, ale po chwili wraca do swojego monitora. Co dziwne, gdy człowiek podchodzi i widzi ogromnego Wilka na swoim miejscu, po prostu blednie i odchodzi. Co jest z tymi facetami? Czy ci ludzie wiedzą o Wilkach w tym mieście? Nigdy nie słyszałam o takim przypadku, i jestem pewna, że to nie jest naturalne, ale wtedy zdaję sobie sprawę, że ci goście muszą otrzymywać specjalne traktowanie, jeśli są częścią dużej watahy.

Azure. To imię jest dziwne dla tych jasnoskórych Wilków, słowo może być francuskie lub hiszpańskie, może mieć głęboko zakorzenione łacińskie korzenie, ale mój umysł natychmiast przechodzi do hiszpańskiego tłumaczenia. Niebieski.

Pani Lewis zaczyna lekcję, jakby nic się nie zmieniło, nie fatygując się, żeby mnie przedstawić klasie, jak bym się spodziewała. Więc po prostu opieram się w krześle i zaczynam robić notatki. Jest wczesny październik, więc jestem pewna, że klasa jest już przyzwyczajona do ustalonego harmonogramu zajęć, ale ona nalega na wspomnienie pewnych części historii miasta, gdy mówi. Robi kilka ogłoszeń dotyczących życia w mieście i niektórych wydarzeń w szkole. Słucham tylko połowicznie, chociaż nadal robię krótkie notatki, gdy mówi.

Moje myśli znów zaczynają błądzić. W tym momencie to niemal druga natura, myślenie o przeszłości i innych różnych rzeczach, gdy nauczyciele wykładają. To zły nawyk, przyznam, ale przydaje się częściej niż nie. Teraz moje myśli dryfują ku teraźniejszości, zamiast zanurzać się w przeszłe wspomnienia.

Zauważam pewne rzeczy dotyczące faceta obok mnie, Zane'a, który patrzy na mnie kątem oka. Czuję ciężar jego spojrzenia, jakby mnie dokładnie studiował. Zupełnie jak wilk oceniający inne zwierzę, próbujący zdecydować, czy to drapieżnik, czy ofiara. Byłam już tak obserwowana wcześniej, wiele razy przez inne Wilki w kilku innych miastach. Jestem do tego przyzwyczajona, staram się rozluźnić napięte mięśnie i wyglądać na potulną i nieświadomą patrzącego Alfy.

Najlepiej, żeby widział we mnie ofiarę, samotną Wilkę, która nie narusza terytorium jego Stada, ale próbuje być normalna. Staram się nie wyglądać na uciekinierkę, robię wszystko, co w mojej mocy, ale po sposobie, w jaki na mnie patrzy, wydaje się, że wyczuwa, iż coś ukrywam. Lepiej będzie, jeśli będę trzymała się od tego faceta z daleka.

Po kilku minutach dzwoni dzwonek, a lekcja wychowawcza, trwająca zaledwie trzydzieści minut, dobiega końca. Cicho zbieram swoje rzeczy. Całą swoją uwagę skupiam na wykonywaniu zadania - przynajmniej tak chcę, żeby myśleli ci dwaj Wilcy. Po chwili obaj wstają, wyraźnie obserwując mnie, jak powoli chowam swoje rzeczy i próbuję ich unikać, ale po kilku sekundach jest jasne, że nie znikną tak po prostu.

"Cóż, miło było cię poznać, Scarlet. Może będziemy mieli razem jakieś inne zajęcia." mówi Yuri, uśmiechając się lekko do swojego kuzyna. Spoglądam na Zane'a - jego twarz nie zdradza nic, ale jego oczy stają się nieco bardziej srebrzyste, gdy na mnie patrzy.

"Hm." To wszystko, na co się zdobywam, gdy zarzucam plecak na ramię i przechodzę obok nich. W duchu modlę się, żeby nie musieć więcej mieć z nimi do czynienia przez resztę dnia. Nie mam nic przeciwko innym Wilkom, ale naprawdę nie mogę pozwolić, żeby zadawali pytania o to, do jakiego Stada mogę należeć lub nie. Są oczywiście bardziej spostrzegawczy, niż się wydają.

Moja następna lekcja to Fizyka z panem Shannerym, dziwnym człowiekiem, który nosi zdecydowanie za dużo kraty i wydaje się, że nie golił się od kilku lat. Jego brązowe włosy są przetykane bielą starości, ale nie jest całkowicie nieprzyjemny. Każę mu podpisać mój plan lekcji, zanim skieruje mnie do pustego miejsca z tyłu klasy. To jeden z wielu powodów, dla których uwielbiam przychodzić do szkoły po pierwszych tygodniach zajęć. Prawie każdy nauczyciel, którego znam, lubi kompresować swoją klasę po pierwszym dniu, pozostawiając ostatni rząd lub boki puste. To idealne miejsca na ucieczkę.

Jedyny problem jest taki, że ta sala nie ma okien. To wewnętrzne pomieszczenie z dwoma drzwiami, z których jedno wydaje się być przybite na stałe. Więc tak naprawdę jest tylko jedno wyjście. Ale jeśli jest jakaś srebrna podszewka w tej sytuacji, to jest nią fakt, że wszyscy moi koledzy z klasy są ludźmi. W sali nie ma ani śladu Wilka, gdy siadam, wyciągając podręcznik do Fizyki z torby.

Pan Shannery zaczyna pisać dzisiejsze zadanie na tablicy, prosto z podręcznika. Nie rusza się, by wyjaśnić tematy, tylko zapisuje numery stron i tłumaczy klasie, że zadanie musi być oddane do końca lekcji. Myślę, że pokocham tę klasę. Najlepiej pracuję sam. W końcu po tych wszystkich latach ucieczki jestem praktycznie samoukiem. Praca jest banalnie prosta, mój długopis śmiga po kartce, gdy odpowiadam na pytania i przeglądam podręcznik.

W końcu jestem znów wolny, z ulgą opuszczam monotonię klasy, gdy dzwoni dzwonek. Ale nie spieszę się, bo moja następna lekcja to taka, którą na pewno będę nienawidzić. Matematyka.

Nie wiem, co jest w matematyce, że zawsze mnie irytuje. Może to te niezliczone algorytmy albo fakt, że liczby nie mogą być wyjaśniane na wiele sposobów, jak inne przedmioty. Ale wiem, że będę nienawidzić tę klasę, jak tylko wejdę. Może to ta gadatliwa atmosfera, która nagle milknie, gdy tylko wchodzę do sali. Albo może to znajome uczucie srebrno-szarych oczu skierowanych na moją twarz, gdy podchodzę do biurka nauczyciela. Pan Harris czeka na mnie cierpliwie, podpisując plan bez problemu i wskazując na ostatnie wolne miejsce.

Zgadłeś, to miejsce obok jedynego Wolvena, którego do tej pory spotkałem w tym mieście. Zane spokojnie obserwuje mnie, gdy siadam obok niego. Niestety, on ma miejsce przy oknie, a ja siedzę w środku - cały rząd ludzi między mną a najłatwiejszą drogą wyjścia. Mój żołądek skręca się nerwowo, małe fale mdłości przejmują kontrolę, gdy próbuję zachować spokój.

"Wygląda na to, że mamy kilka wspólnych lekcji." mówi cicho Zane, gdy już się usadowiłem. Pozwalam sobie rzucić mu lekko zirytowane spojrzenie - tylko po to, by zaskoczył mnie szczerym uśmiechem. Robię podwójne spojrzenie, czując, jak podłoga usuwa się spod moich nóg, a powietrze wokół mnie zdaje się ocieplać.

Ma najpiękniejszy uśmiech, jaki kiedykolwiek widziałem. Wcześniej miał niemal mroczną, milczącą urodę, ale teraz, gdy zobaczyłem jego uśmiech... wow. Cała jego twarz rozświetla się cieplejszym i delikatniejszym wyglądem, i przysięgam, gdzieś tam śpiewa chór aniołów. Jestem oszołomiony.

"W porządku?" pyta mnie, jego uśmiech zamienia się w uśmieszek. Zaciskam usta, czując, jak ciepło wznosi się na moje policzki. Gapię się. Przestań się gapić!

"W porządku." odpowiadam sztywno i odwracam się z powrotem do przodu klasy, gdzie pan Harris zaczyna sprawdzać obecność. Przez resztę lekcji Zane nie mówi do mnie ani słowa, wydaje się zbyt pochłonięty wykładem, by się obijać. No proszę. Ale daje mi to okazję, by wyskoczyć z miejsca, gdy dzwoni dzwonek, i pospieszyć do następnej klasy, zanim skończy zbierać swoje rzeczy.

Może i jest przystojny, ale wciąż nie wiem, czy mogę się przy nim zrelaksować. Za dużo może pójść nie tak, jeśli będzie przebywał ze mną zbyt długo, i zawsze istnieje szansa, że wyczuje zapach Reiniersów na mnie. Nie mogę ryzykować, bez względu na to, jak intrygujący może być, muszę pamiętać o zasadzie numer jeden mamy: żadnych przyjaciół.

Staram się o tym za dużo nie myśleć, o tym, jak złamanie tej zasady wpędziło mnie w kłopoty w poprzednim mieście, i śpieszę na kolejne zajęcia. Właściwie to na te się cieszę, angielski. Nie jestem idealną uczennicą, nawet jeśli chodzi o przedmioty literackie, ale przynajmniej te zajęcia powinny być interesujące. Jeszcze nie spotkałam instruktora, ale po rozmowie i tonie mamy zeszłej nocy, jestem trochę ciekawa.

Gdy docieram do otwartych drzwi klasy, prawie zderzam się z kimś, kto właśnie skręca za róg.

"Po tobie." Głos Zane'a nagle pojawia się przede mną. Odwracam głowę tak szybko, że aż boli mnie szyja. Posyła mi lekki uśmiech, a w moim żołądku pojawia się motylek. Myślałam, że udało mi się go zgubić na korytarzu po matematyce. Czy to jakieś przekleństwo, czy co? Nie mogę mieć chwili spokoju? Nie wygląda na zdyszanego ani nic takiego, jakby ścigał się, żeby tu dotrzeć, jak ja. To po prostu kolejny przypadek.

"Dzięki." Mamroczę, szybko wchodząc do sali i starając się na niego więcej nie patrzeć. Marszuję prosto do biurka z przodu, gdzie czeka wysoki mężczyzna, prawie jakby mnie oczekiwał. Ma mądre, jadeitowe oczy, skórę białą jak porcelana i srebrnoblond włosy. Nie jest tym, czego spodziewałam się po Wilkołaku. Nie pachnie jak my, dziko czy dziko, ale czymś gorzkim i słodkim jednocześnie. Z Zane'em tak blisko za mną, jednak, nie mogę wyczuć niczego innego.

"Witamy w Kiwina, pani Holland." Mówi pan Hale, podpisując mój plan zajęć. "Proszę dać mi znać, jeśli będzie pani potrzebowała pomocy przy aklimatyzacji w tej szkole."

"Jasne." Mówię, nie bardzo wiedząc dlaczego, ale coś w panu Hale'u wydaje się tak znajome. Jego jadeitowe oczy unoszą się z mojego planu zajęć i spotykają z moimi. Zdecydowanie jest w nich coś znajomego, tylko nie mogę tego umiejscowić... "Przepraszam, panie, czy my się wcześniej spotkaliśmy?" Słyszę, jak nagle pytam.

"Nie sądzę, pani Holland." Pan Hale mówi chłodno, bez najmniejszej zmiany w oczach czy wyrazie twarzy, co sugerowałoby, że nie jest szczery w odpowiedzi. "Może w innym życiu." Dodaje nagle po kolejnej sekundzie ciszy. Mały ból pojawia się po prawej stronie mojej głowy i nie mogę powstrzymać się od grymasu z powodu przypadkowego bólu. Kręcę głową, próbując pozbyć się tego uczucia, mrugając szybko po chwili.

"Hale." Zane mruczy tonem, który brzmi jak ostrzeżenie, ale pan Hale tylko posyła mu lekki uśmiech ponad moim ramieniem.

"Dzień dobry również tobie, panie Azure. Proszę, znajdź sobie miejsce, pani Holland." Mówi pan Hale, oddając mi plan zajęć. Kiwnę głową, trochę zdezorientowana tą wymianą.

"Tak, proszę pana." Kiwnę głową, biorąc kartkę i składając ją, by schować. Ale muszę być wolna, bo zanim zdążę wsunąć kartkę do kieszeni, Zane wyrywa ją z moich rąk. "Hej-" Patrzę w górę, by zobaczyć, że przesunął się przede mną, szybko zmierzając na tył klasy.

"Spokojnie, tylko sprawdzam, czy mamy jeszcze jakieś wspólne zajęcia." Zane uśmiecha się do mnie przez ramię, przeglądając kartkę.

"Mógłbyś po prostu zapytać, jak normalny człowiek." Mruczę, nie próbując naprawdę rozpocząć rozmowy, po prostu jestem zbyt zmieszany, żeby powiedzieć coś innego. Jeden uśmiech. Jeden uśmiech od tego gościa i tracę równowagę. Co jest? Czy ja mięknę?

"Myślę, że wkrótce zrozumiesz, że nie jestem 'normalnym człowiekiem'." Zane uśmiecha się do kartki, siadając z tyłu sali i wyciągając krzesło. "Proszę." Oddaje mi kartkę, zdejmując plecak z ramienia i wyciągając z niego małą książeczkę i zeszyt spiralny.

"No i?" Pytam, wahając się, gdy zajmuję miejsce, które mi zaoferował.

"No i co?" Pyta, spoglądając na mnie z niemal psotnym błyskiem w oczach.

"Mamy jeszcze jakieś wspólne zajęcia?" Słowa wypadają z moich ust, zanim zdążę zrozumieć, jak desperacko to brzmi. Co z tego, czy mamy jakieś inne zajęcia razem? Kogo to obchodzi? - ach, racja, mnie to obchodzi.

"Tęsknisz za mną już?" Znowu się uśmiecha, szeroko jak Kot z Cheshire. Moje myśli na chwilę milkną i muszę sobie przypomnieć, że rozmowa nadal trwa.

"Nie! Po prostu myślę, że będzie łatwiej, jeśli będę znać kogoś na niektórych innych zajęciach." Mówię w pośpiechu. Coś w tym facecie poważnie rozbraja moje obrony. Jestem pewien, że moja twarz jest teraz koloru moich włosów.

"Ach." Mówi, ale brzmi to jakoś sarkastycznie.

"No więc? Mamy?" Pytam ponownie, nadal czekając na odpowiedź.

"Jedne zajęcia." Zane kiwa głową, otwierając zeszyt spiralny i wyciągając ołówek z grzbietu.

"Jakie?" Pytam, ale to jak wyciąganie zębów. On rzuca mi mały uśmieszek.

"A dlaczego miałbym psuć niespodziankę?" Bawi się mną, jak kot myszą.

"Zgrywus." Warczę pod nosem, wiedząc doskonale, że mnie słyszy, ale w tym momencie naprawdę nie mogę się powstrzymać. Moje Wilcze jest niespokojne w środku, jak pies za bramą, gdy zbliża się listonosz, próbując wyczuć słabość lub niebezpieczeństwo. Muszę się uspokoić.

Znowu, przez całą lekcję, Zane mi nie przeszkadza. Wygląda na to, że nie przejmuje się za bardzo angielskim, bo nawet nie próbuje robić notatek, gdy pan Hale omawia Droga nie wybrana Roberta Frosta. Szczerze mówiąc, ja też nie, nie dlatego, że nie lubię tego wiersza, ale dlatego, że już przerabiałem ten konkretny wiersz na zajęciach. Niektóre koncepcje z tej szkoły i mojej poprzedniej się pokrywają, więc technicznie nie muszę zwracać uwagi, ale nadal udaję, że robię notatki dla dobra pana Hale'a. Nie chcę być wywołany pierwszego dnia.

Previous ChapterNext Chapter