Read with BonusRead with Bonus

Rozdział 6- Parada wilków

Punkt widzenia Salary

Trzymam wzrok skierowany w dół na ścieżkę prowadzącą do pięknie zbudowanego dworu, idąc w kierunku mojego męża. Czuję na sobie spojrzenia przez całą drogę do domu, a intensywność tego wzroku sprawia, że serce bije mi szybciej.

Podnoszę wzrok, gdy zauważam schody przed sobą, a moje oczy instynktownie szukają wzroku Derricka, który obserwuje moje podejście do jego domu. Motyle w brzuchu zaczynają fruwać, gdy wpatruję się w głębokie zielone oczy Derricka, a tęsknota, którą w nich widzę, prawie sprawia, że potykam się na schodach.

Derrick wyciąga rękę, aby mnie ustabilizować, zanim upadnę na górny stopień. Dotyk jego dłoni na moim odsłoniętym ramieniu sprawia, że iskry tańczą po mojej skórze, wyciągając z moich ust cichy okrzyk zaskoczenia. Stoimy tak przez nie wiadomo jak długo, oboje wpatrzeni w miejsce, gdzie nasze ciała lekko się stykają.

Dźwięk odchrząknięcia przywraca mnie do rzeczywistości i przypomina, dlaczego tu jestem. "Dziękuję." Mamroczę, wyrywając się z uścisku Derricka i kierując się w stronę Henry'ego, który patrzy na mnie z dezaprobatą.

Jego ramię owija się wokół moich ramion, bardziej w geście posiadania niż rzeczywistego roszczenia mnie jako żony. Wiele razy przypominał mi w trakcie naszego małżeństwa, że mam szczęście, że go mam i że powinien był wybrać lepiej, kogo poślubił.

Odsuwając te myśli na bok, staram się skupić na rozmowie toczącej się wokół mnie, ale poddaję się, gdy uświadamiam sobie, że nie mam pojęcia, o czym mówią. Cały czas, gdy Henry i Derrick rozmawiali, czułam na sobie zagniewane spojrzenie Derricka.

Nieświadomie próbuję uwolnić się spod ramienia Henry'ego, ale on ściska moje ramię mocniej, uniemożliwiając mi ruch. Wydając cichy westchnienie, godzę się z tym, że jestem tu trzymana jak najcenniejsza własność, mimo że wiem, że wcale mnie nie ceni.

Wiedząc to i jak bardzo mnie nie znosi jako swojej żony, nie rozumiem, dlaczego po prostu mnie nie puści i nie pozwoli być z kimś, kto naprawdę mnie pragnie. A wtedy on mógłby znaleźć kogoś, kto naprawdę go zadowoli w sposób, w jaki ja nie potrafiłam.

Dźwięk biegnących stóp dociera do moich uszu, przyciągając mój wzrok z powrotem na front domu Derricka, tak zabawna nazwa dla jego domu. Dziesiątki kobiet wybiegają z boku domu szybciej, niż można to uchwycić okiem.

Wpatruję się w podwórko z zachwytem, w końcu uwalniając się z uścisku Henry'ego, aby móc całkowicie się obrócić i obserwować, jak więcej kobiet pojawia się na podwórku, z uśmiechami na twarzach, śmiejąc się i żartując ze sobą.

Wszystkie oczy zwracają się w naszą stronę, jakby dopiero teraz zauważając, że stoimy i ich obserwujemy. "Dzień dobry, Alfa." Mówią jednocześnie, kłaniając się w naszym kierunku. Obracam się z zaskoczeniem, łapiąc wzrok Derricka. Rumieniec wkrada się na moje policzki i szybko odwracam wzrok, zanim zdąży to zauważyć.

Derrick jest Alfą swojej watahy?

Czytałam wystarczająco dużo romansów, żeby wiedzieć, że Alfa to najsilniejszy wilk w stadzie i jego przywódca. Jak to się stało, że zostałam partnerką Alfy watahy? Nie jestem niczym wyjątkowym. I czego Alfa mógłby chcieć od bezwartościowego człowieka jak ja? To wszystko nie ma sensu.

Kobieta podchodzi do schodów. Wygląda na mniej więcej w wieku Derricka, z podobnymi rysami twarzy. Czy to może być jego krewna? "Matko." Mówi Derrick, przechodząc obok mnie, aby przytulić ją ciepło.

Chyba to odpowiada na to pytanie.

Kobieta wygląda zdecydowanie zbyt młodo, by być matką Derricka. Muszą mieć naprawdę dobre geny w swojej rodzinie. Albo to, albo to dlatego, że oboje są wilkołakami. Może starzeją się wolniej niż ludzie, albo po prostu starzenie się nie dotyczy ich tak jak nas.

„Byliśmy na porannym biegu, a dziewczyny pomyślały, że dobrym pomysłem będzie zorganizowanie wyścigu z powrotem do domu stada.” Wyjaśnia, odrywając się od syna i śmiejąc się. „Zwyciężczyni będzie miała kolację z Alfą.” Powiedziała, mrugając do Derricka.

Zazdrość bulgocze w moim żołądku, paląc gardło, gdy walczę, by ją stłumić. Jakim prawem te kobiety myślą, że mogą mieć kolację z Derrickiem? On jest MÓJ!

Moje oczy się rozszerzają, a ciało sztywnieje tam, gdzie stoję. Te myśli donikąd mnie nie zaprowadzą, gdy jestem tutaj, by powiedzieć mu dokładnie to. On nie jest mój, bym mogła go rościć, bo sama nie jestem wolna, by być roszczoną.

Odwracam wzrok od parady kobiet stojących na podwórku i robiących maślane oczy do mojego partnera, skupiając się z powrotem na Henrym, który z zainteresowaniem przygląda się kobietom. Przewracam oczami na ten widok. Oczywiście Henry sprawdza wszystkie kobiety tutaj, po tym jak powiedział mi, że nie mogę mieć jedynego mężczyzny, który chce mnie rościć.

Decyduję się spojrzeć z powrotem na podwórko, to lepsze niż widok głodu palącego się tuż pod powierzchnią mojego tak zwanego męża. Jestem pewna, że gdyby mnie tu nie było, zabrałby przynajmniej jedną z tych kobiet do łóżka, zanim wróciłby, by uprzykrzyć mi życie.

Kiedy się rozglądam, zauważam skoncentrowane spojrzenia na twarzach Derricka i jego matki, gdy intensywnie na siebie patrzą. Czy próbują porozumiewać się telepatycznie?

Matka Derricka nagle odwraca się od niego i kieruje się z powrotem do kobiet na podwórku. „Sally wróci później, by zjeść kolację z tobą, Alfo.” Mówi, zanim zniknie z grupą kobiet tak szybko, jak się pojawiły.

Perspektywa Derricka

Patrzenie na moją partnerkę w ramionach innego mężczyzny jest torturą dla mnie i mojego wilka. Hunter drapie się, by go wypuścić od momentu, gdy John przekazał myślą, że Salara przyjechała.

Pomimo odległości, słyszałem każde słowo, które Henry syczał do swojej żony przed wysiadaniem z samochodu. To wymagało całej mojej samokontroli, by powstrzymać Huntera przed rozerwaniem gardła Henry'emu za mówienie w ten sposób do naszej partnerki, i jeszcze więcej samokontroli, by w ogóle próbować powstrzymać Huntera.

Szczerze mówiąc, zaczynam coraz bardziej skłaniać się ku zamordowaniu Henry'ego, by usunąć go z mojej drogi, niż byłem wczoraj. Sposób, w jaki traktuje swoją żonę, jest oburzający, tym bardziej, gdy ta kobieta jest moją partnerką.

Wszystkie oprócz jednej z naszych niezamężnych wilczyc przyszły na cotygodniowy bieg Luny dziś rano i żadna z nich nie rozpoznała Henry'ego jako swojego partnera. Moje nadzieje nie są wysokie, że ostatnia wilczyca, Savannah, będzie partnerką Henry'ego.

Savannah jest najleniwszym członkiem stada Evergreen, które obecnie mamy, a jej nienawistne nastawienie wystarcza, by odstraszyć każdego potencjalnego zalotnika. W wieku dwudziestu sześciu lat powinna już znaleźć swojego przeznaczonego partnera, ale każdego roku wraca z corocznego Balu Przeznaczonych Partnerów bez partnera.

Zaczynam myśleć, że na zawsze utknę z tą przeklętą wilczycą. Albo to, albo wyrzucę ją, a ona stanie się wyrzutkiem, czego żaden wilk nie chce. Wilki potrzebują stad, by przetrwać. Bez stada, wilcza część nas ma tendencję do przejmowania kontroli, co prowadzi do szału i morderczej furii.

Z rezygnacją wzdycham, odwracając się do moich gości i wskazując im, by weszli do domu stada przede mną.

Previous ChapterNext Chapter