Read with BonusRead with Bonus

Rozdział 5 - Odrzuć go albo inaczej

Punkt widzenia Salary

Nerwy szarpią moje ciało, gdy robimy długą podróż do miejsca, gdzie żyje wataha Derricka w ukrytych lasach Kansas. Podróż trwa cztery godziny, a każda sekunda spędzona w samochodzie z Henrym była jak tysiąc tortur.

Henry wielokrotnie przypominał mi, że jedynym powodem, dla którego jadę na tę wycieczkę, jest powiedzenie Derrickowi, że nie jestem zainteresowana byciem jego partnerką. Że kocham swojego męża i nie zostawię go dla innego mężczyzny.

Moje serce pęka na myśl o powiedzeniu tego wszystkiego Derrickowi. Chociaż ledwo go znam, czuję, jakbym znała go całe życie. Moja dusza wołała do jego od momentu, gdy przekroczył próg mojej kuchni.

Czy to może być więź partnerska, o której tyle czytałam w książkach?

Cokolwiek to jest, nie chcę z tego rezygnować. Ale nie mam wyboru, muszę zrobić to, czego Henry ode mnie wymaga, bo jeśli tego nie zrobię, powiadomi media o wilkołakach i pokaże im, gdzie żyje wataha Derricka.

Nie mogę do tego dopuścić! Zwłaszcza że jedynym powodem, dla którego Derrick ujawnił się przed Henrym, jestem ja. Nie mogę pozwolić, by jego wataha cierpiała przeze mnie.

Po kolejnych dziesięciu minutach jazdy w końcu docieramy do naszego zjazdu i witają nas dwaj mężczyźni stojący obok jeepa. Henry zatrzymuje się obok nich i opuszcza okno.

„Czy jesteście naszymi eskortami do watahy?” pyta Henry, błyskając olśniewającym uśmiechem do dwóch mężczyzn. Mężczyźni ignorują jego pokaz uroku, kiwając głowami na zgodę. Uśmiech powoli znika z twarzy Henry'ego, gdy przygląda się dwóm muskularnym mężczyznom stojącym w milczeniu za oknem samochodu.

„Podążajcie za nami.” mówi jeden z mężczyzn, po czym obaj odwracają się i wracają do swojego jeepa.

Henry marszczy brwi, ale nic nie mówi. Podążamy za dwoma mężczyznami w milczeniu przez około dziesięć minut, zanim drzewa wokół nas zaczynają się przerzedzać i na końcu ścieżki ukazuje się duże miasto. Moje oczy rozszerzają się w zachwycie, gdy przejeżdżamy obok domów i biznesów, podobnych do tych, które można zobaczyć w małym miasteczku.

„Nie przywiązuj się za bardzo.” syczy Henry do mnie. „Nie zostaniesz, jeśli wiesz, co jest dobre dla wszystkich.”

Skłaniam głowę w dół, aby unikać patrzenia na ludzi i budynki, które mijamy po drodze. Po kilku napiętych chwilach czuję, jak samochód zaczyna zwalniać i ryzykuję spojrzeniem w górę, aby zobaczyć, gdzie się zatrzymaliśmy.

Przed nami stoi rezydencja, piękna w swoim starym kolonialnym stylu. Białe kolumny zdobią front budynku, podtrzymując dach, który przykrywa przedni ganek oraz liczne balkony widoczne z przodu.

Okna pokrywają całą przednią stronę rezydencji, wpuszczając naturalne światło do wszystkich pokoi widocznych z zewnątrz. Budynek zachwyca swoim wyglądem i musiał kosztować fortunę.

Moje serce zaczyna głośno bić w piersi, zastanawiam się, czy Henry słyszy jego bum bum bum z miejsca w fotelu kierowcy. Moje oczy szybko zerkają na niego, aby zobaczyć, czy dostrzegł moje zdenerwowanie.

Na twarzy Henry'ego pojawia się grymas, gdy patrzy, nie na mnie, ale na dużą rezydencję, którą właśnie podziwiałam. Kiedy ponownie kieruję wzrok na piękny budynek, moje oczy napotykają widok przystojnego wilkołaka, który od wczoraj zajmuje wszystkie moje myśli.

Moje serce zaczyna bić szybciej w piersi, głośniej niż wcześniej, i tym razem jestem pewna, że Henry to słyszy, stojąc obok mnie. Derrick wygląda równie oszałamiająco, jak go pamiętałam. Jego ciemne loki ułożone na głowie w sposób, który wydaje się przypadkowy.

Jego dzisiejsze ubranie wygląda, jakby starannie je dobrał, aby zaimponować komuś. Moje serce przyspiesza na tę myśl. Czy mógł się ubrać, żeby zaimponować mi? Jego czarne spodnie idealnie przylegają do ciała, a jasnoniebieska koszula z guzikami doskonale podkreśla opaloną skórę.

Dwa górne guziki jedwabnej koszuli są rozpięte, odsłaniając fragmenty ciemnych włosów na klatce piersiowej. Moje palce świerzbią, by przejechać po tych włosach, a potem po jego ciele, by poczuć siłę, którą wiem, że skrywa pod powierzchnią.

Ciepło gromadzi się między moimi udami, mocząc majtki i sprawiając, że jestem wdzięczna, iż Henry nie jest wilkołakiem, więc nie będzie w stanie tego wyczuć.

Moje oczy szeroko się otwierają.

Ale Derrick JEST wilkołakiem i ON będzie w stanie wyczuć moje podniecenie. To tylko utrudni sprawę dziesięciokrotnie, gdy nie będę miała wyboru, jak tylko go odrzucić, aby chronić jego i jego stado. Coś, czego desperacko nie chcę robić, siedząc tutaj zahipnotyzowana jego widokiem.

„Zamknij usta, Salara. Jesteś taka żenująca.” Henry syczy obok mnie, otwierając drzwi samochodu i trzaskając nimi w złości.

Moje usta zamykają się z głośnym trzaskiem, wysyłając ból promieniujący przez szczękę od uderzenia. Z opuszczonymi oczami powoli odpinam pas bezpieczeństwa i wychodzę za Henrym z samochodu. Przechodząc na tylne siedzenie, otwieram drzwi, aby wyjąć moją córkę Hayden z fotelika.

„Czy potrzebujesz pomocy?” Cichy głos mówi zza mnie. Odwracam się, by spojrzeć na Miguela, uśmiechając się ciepło na jego propozycję.

„Zaraz ją wyjmę, ale dziękuję. Jesteś bardzo miły.” Mówię mu, zanim wracam do odpinania pasów fotelika wokół mojej córki. Hayden natychmiast wyskakuje z fotelika i odpycha mnie, aby mogła wyjść.

Wydaje podekscytowany pisk, zanim się przedstawia. „Cześć. Jestem Hayden.” Mówi, uśmiechając się szeroko do Miguela.

Ogromny uśmiech rozlewa się na twarzy Miguela. „Jestem Miguel.” Mówi, wyciągając rękę, aby Hayden mogła ją chwycić. Bez wahania Hayden kładzie swoją rękę w jego i pozwala mu prowadzić się w stronę pięknej rezydencji.

„Ładnie.” Mówi Hayden, jej oczy szeroko się otwierają, patrząc na ogromny dom. „Mieszkasz tam?” Pyta, zatrzymując się, by spojrzeć, wskazując palcem przed siebie, spoglądając na Miguela.

Miguel wybucha śmiechem. „To nasz dom stada.” Wyjaśnia Miguel. „Wiele osób tu mieszka.” Z tym znowu rusza, prowadząc Hayden w jej tempie.

Byłby wspaniałym starszym bratem. Chciałabym mieć tyle szczęścia, by mieć go jako syna.

Ta myśl zatrzymuje mnie w miejscu. Nie mogę pozwolić sobie na takie myślenie. Jestem tu, aby powiedzieć jego ojcu, że nie mogę zaakceptować bycia jego partnerką i że powinien znaleźć kogoś innego. Nawet jeśli myśl o tym, że będzie z kimś innym, zabija mnie od środka.

Prostując ramiona, idę w stronę werandy, gdzie Henry i Derrick rozmawiają z determinacją.

Czas zakończyć to odrzucenie i wrócić do mojego nieszczęśliwego istnienia.

Previous ChapterNext Chapter