




Rozdział 4 - Plan Alfy
Punkt widzenia Derricka
W mojej głowie kłębią się myśli, jak pozbyć się Henry'ego bez konieczności jego śmierci, co w tej chwili bardzo podoba się mojemu wilkowi. Hunter mruczy z aprobatą na moje rozważania.
Teraz, kiedy ją znalazłem, nie ma mowy, żebym ją oddał. Salara będzie moja, bez względu na cenę, jaką będę musiał zapłacić. Jeśli przed kolacją nie byłem pewny, że jest moją towarzyszką, to teraz jestem tego pewien. Najlżejszy dotyk moich palców na jej skórze wywołał iskry świadomości w całym moim ciele, sprawiając, że mój członek drgnął w dżinsach. Mając ją tak blisko, jej zapach przenikający każdy zakątek mojego ciała, było prawie nie do zniesienia. Prawie popełniłem ogromny błąd, którego nie mógłbym cofnąć. Nie mogę uwierzyć, że prawie ją pocałowałem tuż przed jej mężem. Co ja sobie myślałem?
„Wszystko w porządku, tato?” Miguel’s delikatny głos przerywa moje myśli.
Patrząc na Miguela na fotelu pasażera, posyłam mu uspokajający uśmiech, który z pewnością nie dosięgnął moich oczu, zanim znów skupiłem się na drodze. „Wszystko będzie dobrze, Miguel, nie martw się o mnie.” Mówię mu, zaciskając ręce na kierownicy, podczas gdy moja głowa odtwarza każdą dzisiejszą interakcję z Salarą.
„Dlaczego nie przywiozłeś mamy z nami?” Pyta nagle, zaskakując mnie użyciem słowa mama. Mama Miguela opuściła nas dawno temu, i wiem, że nadal czuje ból jej straty, zwłaszcza gdy widzi inne dzieci z kochającymi matkami.
Otrząsając się z tych myśli, spoglądam na mojego syna, który jest zajęty graniem na telefonie. „Nie jest jeszcze gotowa, by wrócić z nami.” Mówię mu szczerze, starając się unikać rozmowy o tym, że ma już rodzinę.
Miguel przestaje grać, by spojrzeć na mnie. „Czy będzie gotowa, by zostać jutro?” Pyta, jego niewinność świata przejawia się w jego zdaniu.
„Nie wiem, kolego.” Mówię mu, moje myśli znów wracają do szukania sposobów na porwanie Salary od jej męża.
Po trzydziestu minutach jazdy w końcu skręcamy na polną drogę prowadzącą do stada Nocnych Wyjców ukrytego w najgłębszych częściach lasu. Po kolejnych dziesięciu minutach jazdy po wyboistej ścieżce docieramy w końcu do bram otaczających nasze stado.
Dwóch wartowników macha do nas, gdy zbliżamy się do miejsca, gdzie strzegą wejścia do naszego stada. Otwieram okno, gdy się zbliżamy, przyciągając obu mężczyzn do mojej strony samochodu. „Coś się wydarzyło, gdy mnie nie było?” Pytam dwóch muskularnych wilków.
„Wszystko było spokojnie jak zwykle, Alfa.” Odpowiada jeden z mężczyzn, Trevor, pochylając się, by przywitać się z Miguelem obok mnie. „Czy znalazłeś odpowiednią nieruchomość dla naszego nowego przedsięwzięcia?” Pyta, zwracając się z powrotem do mnie.
„Henry Jones przyjdzie jutro, by omówić dwie nieruchomości, które wybraliśmy z Starszymi.” Mówię mu, pomijając część o jego żonie będącej moją towarzyszką.
„Tata znalazł swoją towarzyszkę!” Miguel mówi Trevorowi podekscytowany, co sprawia, że jęk wydobywa się z moich ust. Tak wiele z utrzymania tego w tajemnicy. Oczy Trevora rozszerzają się ze zdziwienia, zwracając się do mnie z pytaniem. „Jest żoną pana Henry'ego.” Miguel kontynuuje, jego głos staje się poważny.
Trevor rzuca mi współczujące spojrzenie, zanim odsuwa się od okna i macha na pożegnanie. Dzieci mają tendencję do mówienia więcej, niż powinny. Gdy docieram do domu stada w centrum naszej społeczności, moja matka już stoi w drzwiach, czekając na mnie.
Wieści szybko rozchodzą się po stadzie, gdy mogą przekazywać informacje za pomocą łączenia umysłów. Miguel podnosi wzrok znad gry i piszczy z radości, gdy widzi swoją babcię czekającą na nas na werandzie otaczającej duży dom stada.
"Słyszałam, że miałaś burzliwą kolację." mówi moja matka w momencie, gdy wysiadam z samochodu. Miguel biegnie w jej stronę, rzucając się w jej otwarte ramiona, chciwie chłonąc matczyną miłość.
Serce mi się ściska, gdy na nich patrzę. Czy Salara będzie kiedyś stała na schodach domu stada, czekając na nasz powrót? Czy Miguel straci kolejną matkę, zanim jeszcze zdąży dowiedzieć się, jak to jest ją mieć?
Zmuszając się do ruchu, podchodzę do miejsca, gdzie moja matka i Miguel czekają na mnie. "Cześć, mamo." mówię, całując ją w policzek, zanim przechodzę przez drzwi domu stada.
"Witaj z powrotem, Alfa." Rozbrzmiewa wokół mnie, gdy różni członkowie stada witają mnie w drodze przez dom i na czwarte piętro. Kiwnę głową na powitanie, mijając każdego obecnego tu członka.
Moja matka idzie tuż za mną, na tyle uprzejma, by poczekać, aż dotrzemy do kwater Alfy na najwyższym piętrze, zanim poruszy temat mojej partnerki. Gdy tylko drzwi zamykają się za nami, moja matka natychmiast rzuca się na bieżącą sytuację.
"Co zamierzamy zrobić z mężem?" pyta, krzyżując ręce na piersi, z determinacją błyszczącą w jej oczach. Śmiech wyrywa mi się na widok tej zaciekłej determinacji Luny Daphne.
"Miguel." Czekam, aż oderwie wzrok od telefonu, zanim kontynuuję. "Czy mógłbyś pójść do swojego pokoju, podczas gdy ja i twoja babcia porozmawiamy?" Na twarzy Miguela pojawia się grymas, zanim odwraca się i idzie w stronę swojego pokoju na końcu korytarza.
Kwatera Alfy obejmuje całe czwarte piętro domu stada. Jest podzielona na dwie części, jedna z nich to mniejsza przestrzeń mieszkalna dla poprzedniego Alfy i Luny, a większa przestrzeń jest przeznaczona dla obecnego Alfy i jego rodziny. W mojej części domu stada są cztery sypialnie i dwie łazienki oraz duży salon i kuchnia.
Piętro poniżej nas jest podzielone na dwie sekcje, jedna dla Bety i ich rodziny, a druga dla Gammy i ich rodziny. Ich kwatery mieszkalne są mniejsze niż luksus na czwartym piętrze, ale również są dość przestronne.
Moja matka niecierpliwie tupie nogą, czekając, aż odpowiem na jej pytanie. Przeczesuję palcami włosy, próbując znaleźć sposób na poradzenie sobie z mężem w sposób, który nie skończy się jego śmiercią.
„Nadal uważam, że powinniśmy go zabić.” mówi Hunter, ożywiając się na tę myśl. Ignorując mojego wilka, wchodzę do salonu, siadam na dużej kanapie i wypuszczam ciężkie westchnienie.
"Jedyne, co przyszło mi do głowy, to go zabić." mówię szczerze matce, śmiejąc się z jej pełnego dezaprobaty jęku.
Wchodzi do pokoju, siadając na jednym z krzeseł ustawionych obok miejsca, gdzie siedzę. "Wiesz, że nie możemy chodzić i zabijać ludzi." mówi, skupienie maluje się na jej twarzy.
Po kilku chwilach ciszy, moja matka nagle podskakuje na swoim miejscu, wykrzykując, "Mam to!" Moje podekscytowane oczy spotykają się z jej, czekając, aż powie mi, co wymyśliła. "Musimy tylko znaleźć mężowi partnerkę." mówi rzeczowo.
Jęk frustracji wyrywa mi się, gdy opieram głowę o oparcie kanapy, szczypiąc mostek nosa z irytacji. "Czyli mam rzucić na niego każdą niezamężną wilczycę w nadziei, że któraś z nich będzie jego partnerką?" pytam, sarkazm kapiący z moich słów.
Na twarzy mojej matki pojawia się chytry uśmiech, gdy odwracam głowę, by na nią spojrzeć. Co ta kobieta teraz wymyśliła? "Myślałam raczej o paradzie." mówi, a moje oczy szeroko się otwierają z niedowierzania.
Moja matka oficjalnie postradała zmysły.