




Rozdział 5: Kim ona jest?
Rozdział 5: Kim Ona Jest?
Riccardo
Od lat staraliśmy się znaleźć idealną niewolnicę dla nas, byłem zmęczony i znudzony całymi tymi poszukiwaniami. Można by pomyśleć, że posiadanie lochu pomoże w tej sprawie, ale nikt nie przyciągnął naszej uwagi, przynajmniej nie całej naszej. Zdarzało się, że albo Marshall, albo ja znaleźliśmy kogoś, kogo chcieliśmy wypróbować, ale ta osoba rzadko utrzymywała nasze zainteresowanie dłużej niż na kilka numerków.
Pocierałem szyję z frustracją, patrząc w dół na morze ludzi, nie rejestrując naprawdę niczego ani nikogo.
"Przyjdziesz na wesele w ten weekend?" zapytał Marshall, wyrywając mnie z moich myśli.
"Co?" Odwróciłem się w jego stronę, ignorując ludzi na dole.
Pewnie powinienem zejść na dół i upewnić się, że dzień otwarty przebiegał gładko, ale właśnie po to miałem ludzi pracujących dla mnie, żeby nie musieć tego robić. Marshall był najbardziej czarującym z naszej trójki, z jego brązowymi włosami, ciepłymi piwnymi oczami i łatwym uśmiechem, był hitem wśród kobiet. Ludzie zawsze do niego lgnęli, nie mogli się powstrzymać. Miał czarującą obecność i zawsze wyglądał na zrelaksowanego, ale wiedziałem, że to tylko fasada. Owszem, był bardziej beztroski niż Kingston i ja, ale potrafił zmienić swoje zachowanie w mgnieniu oka. Niewielu widziało tę jego stronę.
"Ślub mojego ojca, przyjdziesz? Proszę, nie zostawiaj mnie, żeby cierpieć samemu, Adanna tam będzie." Zadrżał na wspomnienie Adanny. Starał się jej unikać, ale nie było to łatwe, gdy pracowała w klubie i była najlepszą przyjaciółką jego siostry.
"To już jego piąty ślub?" Kingston's gruff voice was low, I could almost not hear him.
Kingston nie lubił mówić, ale kiedy to robił, zawsze szeptał. Był jak góra człowieka, z tatuażami na prawie każdej powierzchni skóry poza twarzą, jego głos zawsze zaskakiwał tych, którzy mieli szczęście go usłyszeć. Jego głos nie pasował do wyglądu, jego spokój był jak cisza przed burzą, można było wyczuć, że pod spodem kryje się coś gwałtownego.
"Szósty ślub." Poprawił Marshall.
"I tym razem żeni się z dwudziestoletnią dziewczyną." Dodał, wyglądając na obrzydzonego, jakby sama myśl go odpychała. Jego ojciec miał sześćdziesiąt pięć lat.
"Cholera, ten świnia się nieźle kręci. Opłaca się mieć pieniądze." Zażartowałem.
Marshall nie był blisko ze swoim ojcem wartym miliard dolarów, jedynym członkiem rodziny, z którym był blisko, była jego siostra i żaden z jego członków rodziny nie wiedział o jego dewiacyjnym seksualnym życiu i chciał, żeby tak pozostało.
"Tak, powiedz mi o tym…" Urwał, wpatrując się w ludzi na dole, a jego ciało zamarło, gdy jego oddech opuścił płuca w pośpiechu.
"Co się dzieje…" Podążyłem za jego wzrokiem, trafiając na kobietę, której nigdy wcześniej nie widziałem.
Jej kruczoczarne, długie włosy i skóra tak biała, że wyglądała jak porcelana. Wyglądała jak lalka, piękna i delikatna. Nie mogłem jej dobrze zobaczyć z naszej pozycji, ale to, co widziałem, bardzo mi się podobało. Kobieta powoli wstała z krzesła przy barze, ukazując grzesznie kuszące ciało, figurę klepsydry, która miała drażnić każdego mężczyznę na swojej drodze i pozostawiać ich dyszących, gdy przechodziła. Niczego nie ukrywała, nosząc ciasny gorset, a cholera, miała nawet pas do pończoch, co sprawiło, że chciałem zobaczyć, jak wygląda nago, mając na sobie tylko ten pas i szpilki. Tak, szpilki zdecydowanie też by zostały.
"Kim do cholery jest ta kobieta?" zapytał Marshall, nie spuszczając z niej wzroku, śledząc każdy jej ruch. Spojrzałem na drugą stronę i zauważyłem, że Kingston również na nią patrzył, z zaciśniętymi pięściami.
"Nie mam pojęcia, może ktoś chce dołączyć?" zgadywałem, mając nadzieję, że tak właśnie jest.
Ale kiedy dalej na nią patrzyliśmy, moja nadzieja powoli malała. Kobieta powiedziała coś do Jolene, po czym szybko wyszła, jej kroki były pośpieszne, jakby miała ogień pod nogami. Zanim moi przyjaciele zdążyli cokolwiek powiedzieć, już byłem w ruchu, schodząc po schodach w kierunku baru. Nie musiałem się odwracać, by wiedzieć, że obaj mnie śledzą.
"Witajcie, panie Riccardo, Kingston i Marshall." Jolene przywitała nas, była piękną starszą kobietą, ale nie w naszym typie, choć mogłem zrozumieć, dlaczego mogła się podobać. Jej makijaż był nieskazitelny, ukrywając zmarszczki wieku.
"Jolene, kim była ta kobieta, z którą właśnie rozmawiałaś?" Przeszedłem od razu do rzeczy, nie lubiłem owijać w bawełnę, to zajmowało zbyt wiele czasu. Jej brwi uniosły się, na twarzy malowało się zaskoczenie.
"Angelia?" zapytała dla pewności.
"Skąd mam wiedzieć? Czy to była ta kobieta, z którą właśnie rozmawiałaś? Ta, która tak szybko stąd wybiegła, że można by pomyśleć, że zobaczyła diabła." Mój głos był niepotrzebnie ostry, ale musiałem wiedzieć. Nie wiedziałem dlaczego, ale czułem, że muszę ją poznać.
"Tak, to była Angelia." odpowiedziała.
"Angelia co?" zapytał Marshall, wyraźnie niezadowolony z tego, że jest pomijany w tej rozmowie.
"Ja..." zamrugała, zaskoczona naszą uporczywością.
"Nie wiem, nie powiedziała mi swojego nazwiska."
"Cholera," Marshall powtórzył moje myśli, jak do diabła mieliśmy teraz dowiedzieć się, kim ona jest?
"Lista gości!" wykrzyknął, jego oczy rozbłysły, gdy znalazł odpowiedź na moje niewypowiedziane pytanie.
Każdy, kto odwiedzał Pleasure Palace, musiał zapisać swoje imię i dane kontaktowe, głównie ze względów bezpieczeństwa i na wypadek, gdybyśmy musieli ich odnaleźć, jeśli złamali nasze zasady, robiąc zdjęcia lub nagrywając wideo.
Marshall szybko przeszedł do drzwi, a Kingston i ja nie byliśmy daleko za nim. Wyglądało na to, że nie tylko ja musiałem poznać imię tej kobiety. Przeszliśmy korytarzem w pośpiechu, zdjęcia wiszące na ścianach mijały nas jak w mgnieniu oka.
"Adanna, daj nam listę gości!" rozkazał Marshall, gdy tylko dotarliśmy do recepcji.
Mimo że to ja byłem właścicielem klubu, moi przyjaciele czuli się tu jak u siebie. Tak samo jak ja, kiedy odwiedzałem klub nocny Kingstona. Adanna podskoczyła na rozkaz, posłusznie wykonując polecenie bez zastanowienia. Gdy tylko wyciągnęła listę gości, spojrzała na niego tak intensywnie, że poczułem się nieswojo. Miała niezdrowe zainteresowanie Marshallem, a także trochę Kingstona i mną.
Pozwoliłem mu przeszukiwać księgę, ufając, że wie, gdzie szukać. Zamiast tego skupiłem wzrok na Adannie, gdy nie patrzyła. Żaden z nas nie lubił, że tu pracuje, ale to była przysługa dla siostry Marshalla. Przyprawiała mnie o dreszcze, widząc, jak natarczywie wpatruje się w Marshalla, jakby pożerała go wzrokiem.
Skanowała każdą część jego ciała kilkakrotnie, zatrzymując się na konkretnych partiach, które najbardziej jej się podobały. Jego uda, ramiona, ręce i klatkę piersiową, nie mogła zobaczyć zbyt wiele przez jego garnitur, ale było jasne, że jest muskularny. Wszyscy byliśmy, choć Kingston przewyższał nas obu.