




Rozdział 1
Zanim zapadł zmierzch, Elizabeth Spencer wyszła przez bramy więzienia.
Została tymczasowo zwolniona za kaucją, mając tylko jeden dzień przepustki.
Elizabeth ściskała w ręku adres i wzięła samochód spod bramy więzienia. Kiedy dotarła do starej willi w połowie wzgórza, prawie zrobiło się ciemno.
Odźwierny zaprowadził Elizabeth do wewnętrznego pokoju.
Pokój był pogrążony w ciemnościach. Gdy tylko weszła, poczuła silny zapach krwi. Zanim zdążyła przyzwyczaić się do ciemności, para silnych ramion przyciągnęła ją do mocnego uścisku.
Potem poczuła gorący oddech. Tajemniczy głos zapytał: "Czy jesteś tą prostytutką, którą znaleźli dla mnie, żebym mógł uprawiać seks przed śmiercią?"
Prostytutką?
Elizabeth ze strachu napełniły się łzami.
Nagle przemówiła drżącym głosem: "Czy ty umierasz?"
"Tak! Mogę umrzeć podczas seksu z tobą! Czy żałujesz, że podjęłaś się tej pracy?" mężczyzna powiedział i zaśmiał się zimno.
"Nie," Elizabeth odpowiedziała smutno.
Nie miała miejsca na żal.
Bo jej matka wciąż czekała, aż uratuje jej życie.
Pokój był pogrążony w ciemnościach, co uniemożliwiało jej zobaczenie twarzy mężczyzny. Czuła jedynie jego dominującą obecność i surową siłę, cechy, które wydawały się sprzeczne z kimś na skraju śmierci. Po dwóch lub trzech godzinach mężczyzna w końcu zasnął.
"Czy on umarł?" pomyślała Elizabeth.
Nie martwiąc się o strach, Elizabeth wybiegła z willi.
Gęsty, zimny deszcz padał z nocnego nieba, gdy pędziła przez ulewę w kierunku Rezydencji Guise.
Była jedenasta w nocy, a bramy Rezydencji Guise były szczelnie zamknięte. Jednak Elizabeth słyszała dźwięki świętowania w środku, jakby działo się coś ważnego.
Bita wiatrem i deszczem, Elizabeth czuła się oszołomiona i chwiejna, ale musiała zebrać siły, by głośno zapukać do drzwi. Elizabeth rozpaczliwie krzyczała: "Otwórzcie drzwi! Otwórzcie drzwi! Dajcie mi pieniądze, muszę uratować moją mamę."
W tym momencie drzwi się otworzyły, a w oczach Elizabeth pojawiła się iskierka nadziei.
Osoba w środku spojrzała na Elizabeth z pogardą i obrzydzeniem.
Elizabeth wiedziała, że wygląda gorzej niż żebraczka.
Nie przejmowała się swoim wyglądem i rzuciła się przed osobą, która otworzyła drzwi, jej oczy pełne błagania. "Zrobiłam, co kazaliście, dajcie mi pieniądze. Moja mama jest w stanie krytycznym i nie może czekać, proszę..." Elizabeth błagała.
"Twoja mama już nie żyje, więc nie potrzebujesz pieniędzy," osoba powiedziała surowo, a potem rzuciła czarną ramkę na zdjęcie w deszcz i bezlitośnie zamknęła drzwi.
"Co?" Elizabeth wykrzyknęła, pozostawiona oszołomiona w deszczu.
Po długim czasie wydała z siebie przeszywający krzyk, "Mamo!!!"
"Mamo, czy jestem za późno? Czy przegapiłam czas, żeby cię uratować? Moja mama nie żyje, moja mama nie żyje..." Elizabeth przytuliła portret matki, zwinięta w deszczu, mamrocząc do siebie.
Później wstała i zaczęła gorączkowo walić w drzwi. Elizabeth przeklinała: "Kłamcy! Zrobiłam, co kazaliście, ale nie uratowaliście mojej mamy. Oddajcie mi moją mamę! Kłamcy! Cała wasza rodzina będzie przeklęta, kłamcy, kłamcy! Przeklinam waszą całą rodzinę na marną śmierć!"
Elizabeth płakała z bólu, a potem zemdlała przed bramą Rezydencji Guise.
Kiedy się obudziła, minęły trzy dni, a Elizabeth została odesłana z powrotem do więzienia.
Zabrano ją do ambulatorium, gdy była nieprzytomna z powodu uporczywej gorączki. Trzy dni później, po ustąpieniu gorączki, wróciła do swojej celi.
Kilka więźniarek zebrało się wokół niej i plotkowało między sobą.
Ktoś zauważył: "Myślałam, że została wypuszczona na dobre, a tu wraca po trzech dniach?"
Inna dodała: "Słyszałam, że została wypożyczona i bawił się nią jakiś facet przez całą noc?"
Postawna więźniarka złapała Elizabeth za włosy i złośliwie się zaśmiała. Powiedziała: "Masz szczęście! Zobaczymy, czy dzisiaj cię nie zabiję!"
Elizabeth nawet nie podniosła powiek.
Niech ją zabiją, żeby mogła połączyć się z matką.
Gdy grupa kobiet miała już zamiar zedrzeć z Elizabeth ubranie, od drzwi dobiegł surowy głos: "Co robicie!"
Więźniarki natychmiast uśmiechnęły się służalczo. Twierdziły: "Elizabeth jest chora, tylko się o nią martwimy."
Strażnik nie odpowiedział, tylko wywołał numer Elizabeth: "036, wyjdź!"
Elizabeth wyszła i zapytała beznamiętnie: "Czy znowu coś zrobiłam źle?"
"Zostałaś uniewinniona i zwolniona," powiedział strażnik bez wyrazu.
"Co?" Elizabeth wykrzyknęła, myśląc, że ma omamy. Dopiero gdy wyszła za bramy więzienia, zrozumiała, że to prawda.
Płakała z radości i szeptała: "Mamo! Nie mogłam uratować twojego życia, czy możesz mi wybaczyć? Idę teraz do ciebie, gdzie jesteś pochowana?"
"Czy pani to panna Spencer?" zapytał zimny męski głos.
Przed Elizabeth stał mężczyzna w garniturze, za nim zaparkowany był czarny samochód. W środku auta, dostrzegła mężczyznę w czarnych okularach przeciwsłonecznych, który na nią patrzył.
Skinęła głową na potwierdzenie. Elizabeth odpowiedziała: "Tak, to ja. Kim pan jest?"
Mężczyzna nie odpowiedział, tylko odwrócił się i z szacunkiem powiedział do mężczyzny w samochodzie: "Panie Windsor. To ona."
"Przyprowadź ją!" rozkazał mężczyzna w okularach przeciwsłonecznych.
Elizabeth, wciąż oszołomiona, została wepchnięta do samochodu i usiadła obok mężczyzny w okularach. Natychmiast poczuła od niego zimną, morderczą aurę.
Elizabeth poczuła, że jej życie jest w jego rękach.
"Nazywam się Alexander Windsor," przedstawił się chłodno Alexander.
Elizabeth nie mogła powstrzymać się od drżenia i zapytała cichym głosem: "Czy nie jestem naprawdę zwolniona, ale zabrana na egzekucję?"
"Zabieram cię, żeby zarejestrować małżeństwo!" powiedział Alexander z pogardą, nawet na nią nie patrząc.
Elizabeth nagle poczuła, że jego głos jest znajomy, bardzo przypominał głos mężczyzny, który zmarł tamtej nocy.
Ale mężczyzna, który miał z nią seks tamtej nocy, już nie żył.
"Co powiedziałeś?" zapytała Elizabeth, myśląc, że się przesłyszała.