




Rozdział Dziesiąty
"Nie mogę uwierzyć, że oni naprawdę są parą! To jakieś bzdury! To ja byłem przy niej od początku! To ja starałem się ją chronić! A nie ten bezwartościowy pieprzony wysysacz dusz!" Max tracił rozum od tamtej sceny w szkole. To on powinien był przyjść jej na ratunek, to on powinien był ją pocieszać! A nie ten przeklęty bestia!
"Musisz się uspokoić. Nie będziesz w stanie myśleć jasno, jeśli się nie uspokoisz." Ashley próbowała uspokoić tego szaleńca. Na początku chciała Maxa. Miał zostać ich przyszłym alfą, a ona chciała być jego luną. Jeszcze nie znalazła swojego partnera i nigdy nie chciała go znaleźć. Od razu by go odrzuciła, jeśli nie miałby władzy. Przyszła do Maxa, aby go uwieść i zmusić do związania się z nią, ale nie udało jej się to, gdy znalazła Maxa niszczącego swój pokój. Nie spodziewała się, że tak łatwo wyzna swoje uczucia do Trixie, a jeszcze bardziej była w szoku, gdy dowiedziała się, że Trixie jest związana z Wiecznym Królem. Wtedy powiedziała Maxowi, że pomoże mu zdobyć Trixie, a sama zajmie się Kanem. "Wiem, że myślisz, że to niemożliwa misja, i tak będzie, jeśli się nie uspokoisz!" Traciła cierpliwość do tego głupca.
"Nie mogę znieść myśli, że ten facet dotyka mojej Trixie! Wiem, że mieszka u niej i pewnie śpi z nią w łóżku! To obrzydliwe. Wiem, że ona jest zbyt czysta dla niego i nigdy nie oddałaby się mu tak łatwo. Co jeśli zmusi ją do czegoś, czego nie chce? Jak mam jej wtedy pomóc???" Max bredził teraz bez sensu. Ashley mogła tylko przewrócić oczami. Ten człowiek był kompletnie oderwany od rzeczywistości.
"Podczas gdy ty urządzasz sobie żałosną imprezę, ja idę zrobić sobie paznokcie. Nie mogę teraz z tobą wytrzymać. Pa!" Ashley była zbyt podekscytowana, żeby wyjść.
Max tylko wpatrywał się w drzwi. Nie mogę uwierzyć, że naprawdę chcesz jej pomocy. Jest bezwartościowa. Wewnętrzny wilk Maxa nienawidził tej kobiety. Ona nie pomoże nam zdobyć naszej Trixie. Chce tylko być królową Kane'a, a to nigdy się nie stanie. Czuję to, ona spróbuje pozbyć się Trixie. Jego wilk był niespokojny. Bardzo troszczył się o Trixie i pragnął jej tak samo mocno jak jego ludzka część.
Spokojnie. Nie pozwolę jej zbliżyć się do Trixie. Pozwolę jej myśleć, że nam pomaga. Jest tylko pionkiem w tej grze. Niczym więcej i niczym mniej. Max próbował uspokoić swojego wilka. Nie potrzebował dwóch szalonych umysłów próbujących wcielić plan w życie. To ona poniesie konsekwencje. Kiedy zabierzemy Trixie i wywieziemy ją stąd, sprawię, że będzie wyglądało, jakby to ona porwała Trixie. W końcu wszyscy wiedzą, jak bardzo pragnie władzy, więc nikt nie będzie miał wątpliwości. A kiedy Kane nie wydobędzie od niej żadnych informacji, zabije ją. W tym czasie my będziemy już daleko stąd z Trixie. Max potrzebował tylko idealnego momentu, aby jego plan zadziałał.
~ ~ ~
"Co myślisz o tym miejscu?" zapytał Theodore, gdy wraz z Williamem ruszyli w stronę domu Kane'a i Trixie. Postanowili odłożyć na później picie i dręczenie Gabriela. Kane musiał wiedzieć, że sytuacja z Jacksonem była wielkim nieporozumieniem. Obaj obawiali się, że Goliath zaatakuje go, gdy tylko Trixie zaśnie tej nocy, a nie chcieli rozpętać zupełnie niepotrzebnej wojny.
"Jest okej, ale to nie jest dom. Nie zrozum mnie źle, las jest piękny. Uwielbiam te małe stawy i strumyki. Jest tam spokojnie, dobre miejsce na oczyszczenie umysłu, ale to po prostu nie jest dom. Tęsknię za naszym królestwem, ale wiem, że musimy teraz zrobić z tego nasz dom. Jestem na to gotowy, dopóki mam was i mogę znaleźć swoją drugą połówkę." William uśmiechnął się lekko, mając nadzieję, że Theodore nie zacznie go drażnić za tę sentymentalność.
"Dom jest tam, gdzie są moi bracia." To wszystko, co powiedział Theodore, kładąc rękę na ramieniu Williama i lekko ściskając. Theodore może być czasem irytujący, ale wie, kiedy jego rodzina go potrzebuje. "Cóż, to jest dom naszej królowej, William." Theodore spojrzał na niego i zauważył, jak na jego twarzy pojawia się grymas. Sam też tego nie pochwalał, ale co mogli z tym zrobić? Jeśli Trixie chciała tam zostać, niech tak będzie.
"Stój!" William szepnął do Theodore'a. "A co, jeśli robią tam dzieci? Goliath by nas zabił, gdybyśmy weszli, gdy jest w swojej partnerce, a szczerze mówiąc, Theo, chcę żyć." William mówił szybko, wiedząc, że Kane nigdy by ich nie skrzywdził, ale Goliath jest nieprzewidywalny. Dlatego wszyscy się go tak boją.
"O mój Boże, hahahah, jesteś śmieszny!" Theodore nie mógł powstrzymać śmiechu. "Nie sądzę, żeby ten garaż był dźwiękoszczelny aaaannnd nie słyszę żadnych odgłosów miłości, więc wyluzuj, wariacie." Theodore zapukał i czekał na odpowiedź.
"Kto to znowu!" Theodore usłyszał Goliatha po drugiej stronie, już zirytowanego. Świetnie. Pomyślał. Drzwi otworzyły się gwałtownie, ukazując wkurzonego misia. "Theo! William! Wejdźcie i dołączcie do zabawy." Goliath powiedział sarkastycznym tonem.
Theodore i William wymienili spojrzenia i ostrożnie weszli do pokoju. William tylko uśmiechnął się do Trixie i usiadł na kanapie, podczas gdy Theodore zastygł w miejscu. Nie mógł uwierzyć własnym oczom! "Co ty tu, do cholery, robisz?!" wykrzyknął Theodore do Jake'a. Jak on śmie myśleć, że może pojawiać się, kiedy tylko mu się podoba!
"Theo... Ja..." Zanim Jake zdążył cokolwiek wyjaśnić, Theodore rzucił się na niego, wymierzając cios za ciosem.
"Zamknij się!" cios "Nie masz prawa nazywać mnie Theo!" cios "Jesteś śmieciem!" cios "Nienawidzę cię" cios "Opuściłeś nas i myślisz, że możesz po prostu wrócić do naszego życia, jakby nic się nie stało?!?" dwa kolejne ciosy "Cholera z tobą!" Theodore nie przestawał. Miał w sobie tyle nagromadzonej złości wobec tego człowieka. Nadszedł czas, by w końcu ją wyładować!
Goliath natychmiast chwycił Trixie, gdy tylko Theodore rzucił się na Jake'a. Wiedział, że to nie skończy się dobrze i nie chciał, by Trixie znalazła się w centrum wydarzeń. Trixie schowała twarz w jego brzuchu, nie chcąc patrzeć. William był całkowicie zszokowany, próbował odciągnąć Theodore'a od biednego człowieka, ale bezskutecznie.
Jake ani razu nie próbował powstrzymać Theodore'a, wiedział, że na to wszystko zasłużył. Porzucił swoich dwóch najlepszych przyjaciół z egoistycznych powodów. Kane zaoferował mu pozycję kapitana swojej Elitarnej drużyny. Tak, wiązało się to z wielką odpowiedzialnością, ale była to również wysoka honorowa funkcja, być obok króla. A co zrobił Jake? Uciekł. Opuścił ich w środku nocy i nigdy nie wrócił. Na początku Kane i Theodore myśleli, że może Jake czuł, że musi przyjąć tę ofertę, nigdy by go do tego nie zmuszali. Jake był najlepszym wojownikiem w królestwie. Wydawało się słuszne zaoferować mu tę pracę, ale co otrzymali w zamian? Zostali porzuceni przez własnego najlepszego przyjaciela. Jake nie zniknął na kilka dni, nie, był nieobecny przez ponad osiem tysięcy lat. Po długim czasie Kane w końcu znalazł kogoś innego godnego prowadzenia swojej Elitarnej drużyny i poddał go najcięższemu treningowi, jaki kiedykolwiek przeżył którykolwiek z jego wojowników. William nigdy się nie poddał, zdał wszystkie testy, przeszedł cały trening i co najważniejsze, nigdy nie opuścił Kane'a ani Theodore'a. Po objęciu stanowiska kapitana Kane'a, trzej mężczyźni stali się bliskimi przyjaciółmi. Theodore i Kane nie wiedzieliby, co zrobić bez Williama. Był z nimi przez ostatnie pięć tysięcy lat i nigdzie się nie wybierał.
Po tym, jak Theodore skatował Jake'a, Goliath zdecydował, że musi go odciągnąć, a właściwie Kane zdecydował za niego. Goliath pozwoliłby Theodore'owi bić Jake'a, aż ten się wyładuje, ale Kane zawsze był bardziej rozsądny z tej dwójki.
"Jesteś teraz zadowolony?" zapytał Goliath.
"Nawet kurwa nie blisko." wysyczał Theodore.
„Cokolwiek.” Goliath nie przejmował się. Odwrócił się do Trixie i mocno ją przytulił. „Kochanie, muszę teraz iść. Kane i Theo mają dużo do omówienia z Jake'iem, a wszyscy wiemy, że nie jestem najlepszy w rozmowach. Ale zawsze jestem tutaj, gdybyś mnie potrzebowała, do czegokolwiek, albo nawet tylko do rozmowy, po prostu zawołaj mnie, dobrze, skarbie?” Goliath przesunął nosem wzdłuż jej szyi, wdychając jak najwięcej jej słodkiego zapachu. Pachniała tak cholernie słodko. Z niskim pomrukiem w piersi, „Kocham cię, do zobaczenia, mała.” Goliath spojrzał na swoją uroczą małą partnerkę. „Ja też cię kocham.” Trixie uśmiechnęła się i złożyła delikatny pocałunek na jego policzku. Kiedy się odsunęła, zobaczyła, jak oczy Goliatha zmieniają się z powrotem w ciemne oczy Kane'a i tylko uśmiechnęła się do niego.
„Cześć.” Kane uśmiechnął się do niej.
„Hej, ty.” Odpowiedziała Trixie. Sposób, w jaki na nią patrzył, jakby była jedyną osobą na świecie, najcenniejszą osobą, sprawiał, że zawsze się rumieniła.
„Więc mnie zastąpiłeś, co?” Jake powoli podniósł się z ziemi.
„To nie takie proste, Jake.” Theodore wytłumaczył wszystko Jake'owi. Wyjaśnił, co się z nimi działo, gdy odszedł, jak długo trwało znalezienie Williama, jak wiele William dla nich znaczy i jak nigdy nie pogodzili się z jego odejściem. Spędzili kilka godzin, rozmawiając o wszystkim i o tym, co dalej. Kane jasno dał do zrozumienia, że William jest i pozostanie kapitanem bez względu na wszystko, i że jeśli Jake naprawdę chce wrócić do domu, będzie musiał udowodnić swoją wartość. Theodore próbował poruszyć sprawę Jacksona, ale Kane natychmiast to odrzucił. Zajmie się tym jutro.
Trixie była tam cały czas, chłonąc wszystkie informacje. Zaczynała być bardzo zmęczona. Małe ziewnięcie wydostało się z jej ust, przestawiła się na kanapie i położyła głowę na kolanach Kane'a. Kane napiął się, jego partnerka leżała na jego kolanach z twarzą tuż przy jego kroczu. Patrzył na nią i nie mógł powstrzymać swoich myśli.
Spójrz na te pełne, kuszące usta, ciekawe jak smakują i jak by się czuły na naszych i wokół naszego.. Drażnienie Goliatha przerwało nagłe wstanie Kane'a i lekkie krzyknięcie, „Wszyscy teraz wychodźcie!” William i Jake spojrzeli na niego zdezorientowani, ale Theodore zauważył wybrzuszenie w jego dżinsach i złapał tych dwóch idiotów, wyciągając ich na zewnątrz.
Trixie, która była lekko oszołomiona z powodu nagłego ruchu, „Co się stało? Co się dzieje? Wszystko w porządku?” Zapytała z troską.
„Trixie, kochanie, spójrz, co mi robisz...” Kane odwrócił się do Trixie i patrzył, jak jej zdezorientowana twarz zmienia kolor na czerwony jak pomidor.