




Zaproszenie
Punkt widzenia Victorii
Z pośpiechem wróciłam do klubu. Doszłam do baru i zobaczyłam Sandrę obsługującą klienta. Sprawdziłam czas i zauważyłam, że mam jeszcze kilka minut przed końcem przerwy.
Sandra spojrzała na mnie dziwnie, co zignorowałam i usiadłam na stołku.
„DOM Tim cię szukał, widziałaś go?” odezwała się, nie patrząc w moją stronę.
„Kto to jest DOM Tim?” zapytałam zdezorientowana.
Przestała robić to, co robiła, i spojrzała prosto na mnie.
„Nie udawaj, że go nie znasz.” stanęła przede mną z marsową miną.
„Nie wiem, o co ci chodzi.”
Zaśmiała się i skrzyżowała ramiona.
„Dzisiaj jest twój pierwszy dzień, a już przyciągasz wielkich DOMów.” powiedziała z szerokim uśmiechem na twarzy.
„Nie interesują mnie takie rzeczy, jestem tu tylko do pracy.” powiedziałam stanowczo.
Przewróciła oczami i zaśmiała się złośliwie, zanim się odezwała:
„Wszyscy tak mówiliśmy.”
„Cóż, jestem Victoria i jestem inna.” powiedziałam te słowa i przygotowałam się do pracy.
Sandra podeszła do mnie z gniewem w oczach.
„Czy nas potępiasz?” zapytała z gniewem. Spojrzałam na Sandrę i wyczułam, że sama jest kłopotem, więc postanowiłam jej unikać.
„Nie o to chodzi, po prostu nie interesuje mnie BDSM.” wyjaśniłam przyjaznym tonem.
Słysząc te słowa, uśmiechnęła się do mnie i położyła ręce na moich ramionach.
„Boisz się liny i łańcuchów?” zapytała drwiącym głosem.
Wiedziałam, że mnie drwi, ale postanowiłam to zignorować.
„Coś w tym stylu.” odpowiedziałam obojętnie.
Zaśmiała się cicho i odezwała się:
„Nie martw się, kochana, nie wszyscy DOMowie używają łańcuchów i lin.” dała mi figlarny uśmiech i odeszła.
Świetnie, co za sposób na rozpoczęcie pierwszego dnia. Zastanawiałam się, czy Sonia też przez to przechodziła.
Usiadłam i myślałam o tym, co wydarzyło się kilka minut temu.
Dotknęłam szyi i poczułam, że ból nadal tam jest, i zastanawiałam się, jakiego rodzaju mężczyzna zareagowałby tak tylko z powodu prostego dotyku.
A co do DOMa Mike'a, myślę, że powinnam zgłosić go menedżerowi. Zastanawiałam się, co by mi zrobił, gdyby nie ten tajemniczy DOM, który mnie uratował.
Byłam pogrążona w myślach, kiedy zobaczyłam, jak wchodzi przez drzwi.
Skrzyżował ze mną spojrzenie i dał mi gniewne spojrzenie, które sprawiło, że zadrżałam, odpowiadając jego spojrzeniu.
„Butelka Don Simon.” głos sprawił, że odwróciłam wzrok od niego.
„Daj mi minutę.” powiedziałam i poszłam po drinka.
Odebrała ode mnie drinka i zapłaciła kartą.
„Czy ten drink jest zbyt mocny?” zapytała nerwowo.
Uniosłam brwi i przyjrzałam się jej lepiej, wiedziałam, że jest uległa.
„Nie, dlaczego pytasz?”
Uśmiechnęła się nieśmiało i powiedziała:
„Chcę zapytać mistrza, czy mogę dołączyć do niego na drinka, ale boję się, że mi nie pozwoli.” mówiła jak dziecko, a biorąc pod uwagę jej wygląd, powinna być w połowie dwudziestki.
„Po prostu go zapytaj, a jeśli odmówi, to myślę, że ma ku temu dobry powód.” uśmiechnęła się na moje słowa i odeszła.
„Świetnie, świetnie, świetnie.” mruknęłam do siebie.
Rozejrzałam się i zobaczyłam, że tajemniczy mężczyzna już zniknął.
Westchnęłam z ulgą i kontynuowałam pracę.
Kilka godzin później, była północ, a moja zmiana dobiegła końca.
Po zamknięciu mojej zmiany poszłam spotkać się z Sonią przy jej barze.
„Skończyłaś?” zapytała z uśmiechem. Wyglądało na to, że miała świetny dzień, w przeciwieństwie do mnie.
„Tak, a ty?” zapytałam, rozglądając się.
„Tak, daj mi minutę.” Sonia zebrała swoje rzeczy i opuściła bar.
Wyszłyśmy z klubu i stanęłyśmy na pustej drodze.
„Wygląda na to, że musimy iść do domu.” zasugerowała Sonia.
„Tak, to tylko kilka kroków.” zgodziłam się.
Szłyśmy przez chwilę, kiedy za nami zatrzymał się samochód.
Odwróciłyśmy się i zobaczyłyśmy zaparkowanego czarnego Mercedesa na rogu.
Z samochodu wyszedł zamaskowany mężczyzna i uśmiechnął się do Soni.
„Wracacie do domu?” zapytał.
„Tak.” odpowiedziała Sonia z uśmiechem.
„Pozwólcie, że was podwiozę.”
„Nie, to niepotrzebne.” wypaliłam.
Zrobił kilka kroków i stanął przede mną.
Czułam jego przenikliwe spojrzenie, mimo że miał na twarzy maskę. Nerwowo odsunęłam się od niego i stanęłam obok Soni.
„Chodźmy.” szepnęłam do niej.
„Nie ma potrzeby, Vicky, to miły człowiek, poznałam go w klubie.” powiedziała głośno.
Rzuciłem jej ostre spojrzenie i mruknąłem do siebie: "Chodźmy." Zanim zdążyłem zaprotestować, chwyciła mnie za rękę i pociągnęła w stronę samochodu. Sonia wciągnęła mnie do auta, otworzyła tylne drzwi, a sama usiadła z przodu. Mężczyzna uśmiechnął się do nas obojga, zanim ruszył.
Podróż była cicha, aż w końcu się odezwał:
"Więc dziś był twój pierwszy dzień." zapytał, nie odrywając wzroku od drogi.
"Tak, i było ekscytująco." odpowiedziała Sonia z entuzjazmem.
"A ty?" zapytał, patrząc na mnie przez lusterko.
"Tak." wymamrotałem niechętnie.
Rzucił mi szybkie spojrzenie i odwrócił wzrok.
"Jak masz na imię?" Złapałem jego spojrzenie i wiedziałem, że mówi do mnie, ale udawałem ignoranta.
"Ma na imię Wiktoria." odpowiedziała Sonia, rzucając mi gniewne spojrzenie, na co przewróciłem oczami i odwróciłem się.
"Ładne imię, Wika."
Zignorowałem ich i modliłem się, żebyśmy dotarli do domu w jednym kawałku.
W końcu dotarliśmy do domu, szybko wyskoczyłem z samochodu i wbiegłem do naszego mieszkania, zostawiając Sonię samą z nim. Kilka minut później Sonia weszła i rzuciła mi dziwne spojrzenie.
"Powiedz, co masz do powiedzenia i przestań tak na mnie patrzeć." powiedziałem, zmieniając ubrania.
"Czemu tak się wobec niego zachowywałeś?" zapytała zirytowana.
"Jak się zachowywałem?" zapytałem.
"Wiesz, o co mi chodzi." mówiła złością.
Zignorowałem ją i położyłem się na łóżku. Miałem bardzo stresujący i dziwny dzień, i nie chciałem kończyć go kłótnią z Sonią.
"Wika." wymamrotała, ale zignorowałem ją i zasnąłem.
"Obudź się, Wika, ktoś chce cię zobaczyć." usłyszałem te słowa we śnie. Powoli otworzyłem oczy i zobaczyłem Sonię stojącą przede mną.
"Nie spodziewam się nikogo." wymamrotałem, leniwie wstając z łóżka.
"Mężczyzna, któremu pomogłaś ostatnio, jest przy drzwiach." Sonia odepchnęła mnie na bok i położyła się na łóżku.
Zaspany podszedłem do drzwi, zmęczony je otworzyłem i zobaczyłem mężczyznę stojącego przede mną z wielkim uśmiechem na twarzy, jakby właśnie znalazł swoją zaginioną córkę.
"Dzień dobry, panie." przywitałem się.
Wyciągnął rękę, próbując pogładzić moje włosy, ale opamiętał się i cofnął rękę.
"Jak się masz, moja droga?" zachowywał się, jakby znał mnie od dawna, co wydało mi się dziwne, ale postanowiłem to zignorować.
"Dobrze, proszę pana, jak pan tu trafił?" zapytałem, bo nie przypominałem sobie, żebym podawał mu swój adres.
"O, to. Dostałem twój adres ze szpitala." odpowiedział.
Słysząc te słowa, przypomniałem sobie, że podałem swój adres, kiedy zabrałem go do szpitala.
"To miło, czy chce pan wejść?" zapytałem, mając nadzieję, że powie nie, bo nasze mieszkanie było małe.
"Nie będzie to konieczne, moja droga." sposób, w jaki podkreślał słowo "droga", wydawał się, jakby naprawdę to miał na myśli.
"Jestem tutaj, aby zaprosić cię na moje urodziny, wiesz, że pomogłaś uratować mi życie i chciałbym, żebyś tam była." powiedział te słowa, wręczając mi kartkę z zaproszeniem.
"Kiedy to będzie?" zapytałem.
"Jutro."
"Na pewno przyjdę, ale nie zostanę długo, bo muszę być w pracy."
"To nie będzie problemem, tylko upewnij się, że tam będziesz." jego słowa brzmiały prawie jak prośba.
"Na pewno tam będę." zapewniłem go.
Patrzył na mnie przez dłuższą chwilę, wiedziałem, że chciał mi coś powiedzieć, ale się powstrzymał.
"Do zobaczenia wtedy." powiedział te słowa i odszedł.
Wszedłem do mieszkania i zobaczyłem ciekawą Sonię, która patrzyła na mnie.
"Co masz w ręku?" wstała i wzięła kartkę ode mnie.
"Zaprasza nas na swoje urodziny." wymamrotała, czytając kartkę.
"Tak, i obiecałem, że przyjdę, ale tylko na chwilę." odpowiedziałem.
Patrzyła na kartkę przez moment, potem spojrzała na mnie z figlarnym uśmiechem.
"Czemu się uśmiechasz?" zapytałem zdezorientowany.
"Nie uważasz, że coś tu pomijasz?" zapytała z figlarnym uśmiechem.
Patrzyłem na nią zdezorientowany, próbując zrozumieć, o co jej chodzi, ale nie mogłem.
"Po prostu to powiedz." wymamrotałem niecierpliwie.
"On tam będzie!" wymamrotała podekscytowana.
"Kto?" zapytałem zdezorientowany.
"Eric." wyszeptała z diabelskim uśmiechem na twarzy.
"Cholera!"