Read with BonusRead with Bonus

5.

"Dokąd chcesz najpierw pójść?"

Shia cieszył się, że jego król podjął ten krok. Obecnie spacerowali bez celu po chodniku, oddalając się od swojego bloku. Towarzyszył im najlepszy przyjaciel Dimitriego, Jakobe.

"Tu mają świetne książki w księgarniach i bibliotece," zaproponował Jakobe, wiedząc o miłości swojego przyjaciela do książek.

"To brzmi idealnie," mruknął Dimitri, rozglądając się wokół. Jego wilk był niepokojąco cichy. Zapachy wilków i ludzi były intensywne, chodzili i rozmawiali razem. Prawdopodobnie nieświadomi swojej prawdziwej natury, ale nadal było to pouczające, obserwować ich codzienne interakcje. "Nasi ludzie. Jak się przystosowują społecznie? Szkolenie młodych zaczyna się za kilka tygodni. Czy są przygotowani?" zapytał, lekko pochylając głowę przed przechodniem. Mężczyzna spojrzał na niego ciekawie, jego oczy błysnęły ciemniejszym kolorem, zanim pochylił głowę w geście poddania.

"Wszystko w porządku, mój przyjacielu. Minęły miesiące, możemy..." Radosny głos Jakobe przerwał iluzję, którą jego umysł tworzył. Nadciągające przypomnienie o ich ataku przywróciło napięcie w jego ramionach.

"Odpocząć? Ci ludzie cierpliwie czekali, aż każdy z królewskich obniży gardę, by zaatakować. Zabijali cztery królewskie rodziny, przebili nasze bariery i byli na tyle wyszkoleni, by ich zabić. Byliśmy przygotowani, dlatego większość z nas przeżyła. Nie mogę odpocząć, dopóki to zagrożenie nie zniknie, moim priorytetem będzie znalezienie tej osoby lub osób, zanim znajdą nas. Rozumiem twoje spokojne podejście, ale proszę, nie zapominaj, dlaczego tu jesteśmy." Gniew w tonie Dimitriego uciszył komentarze, które mieli zamiar wygłosić. Wkładając ręce do kieszeni bluzy, odszedł od nich, prosząc, by zostawili go na razie samego. Był nadal pogrążony w żałobie i czuł się tak samotny, bez względu na to, ilu przyjaciół go otaczało. Jego ludzie to czuli. Wszyscy próbowali do niego dotrzeć, ale on grzecznie się od nich dystansował.

To przystosowanie będzie dla niego trudne. Nie był wychowany w takim stylu życia.

Betonowe budynki i niepotrzebne hałasy sprawiały, że czuł się poddenerwowany i klaustrofobiczny. Spacerował bez celu, obserwując sklepy i ludzi, aż znalazł park z kilkoma drzewami na jego krańcu. Widząc skupisko drzew, ruszył prosto do nich i znalazł największe, pod którym po prostu usiadł w jego cieniu. Szorstka kora pod jego plecami, wilgotna ziemia pod ręką przypominały mu o swobodnym bieganiu w formie wilka na jego ziemiach. Musiał korzystać z odosobnionej plaży nocą i otaczającego ją lasu. Tęsknił za polowaniem na własne jedzenie, zamiast jedzenia przetworzonych posiłków, które Shia mu wprowadził. Dzięki niebiosom, gotowanie było jednym z jego wychowań w Rosji. Tęsknił za starszyzną, która opiekowała się nim po śmierci matki. Dimitri znał ją od wczesnego dzieciństwa, zawsze będąc u jej boku i nigdy nie zapomniał ich wspólnych chwil. Widział, jak okrutny był nowoczesny świat, kiedy myśliwi znaleźli ich w lesie. Wiedzieli, kim byli, i poszli na wielkie wysiłki, aby schwytać wilkołaczkę. W wieku jedenastu lat dopiero uczył się chronić siebie i używać swoich mocy, chciał pomóc, ale matka kazała mu uciekać.

Nie był wystarczająco szybki i wpadł w jedną z ich pułapek. Wiedział, że to srebro, ale urządzenie było mu obce. Dimitri nie wiedział, co się stało potem, stracił kontrolę nad swoim ciałem po tym, jak zawołał matkę. Wszystko stało się czarne. Jej wycie z bólu i słowa zapewnienia i miłości nadal nawiedzały go w nocy. Teraz dołączył do niej jego ojciec.

Dimitri przykrył głowę ramionami i zaczął nucić kołysankę, którą zawsze śpiewała mu matka, wszystko wracało do niego. Nie mogły odejść. Musiały. Musiał być czujny. Był w obcym miejscu, nie wiedział, komu tu ufać. Strach, który go prześladował w nocy, teraz znalazł go w świetle. Nie może. Musiał być silny. Musiał.

'W porządku. Jestem tu. Jesteśmy bezpieczni.' Dante starał się jak najlepiej pocieszyć swojego człowieka.

'Znajdą nas. Musimy ich chronić. Chronić ją.' Dimitri był przerażony. Nie był gotowy, aby być królem, a teraz życie tych wszystkich ludzi zależało od niego. Nawet życie partnerki, której nie chciał szukać. Musiał trzymać się od niej z daleka tak długo, jak mógł. Przyjęcie więzi uczyniłoby ją celem. Nie mógł jej narażać.

„Zadbamy o jej bezpieczeństwo. Zaufaj mi.” Dante powiedział stanowczo, dzieląc się swoim planem w milczeniu. „Teraz wszystko będzie dobrze. Jestem tutaj. Jesteśmy w tym razem. Ty i ja. Drużyna.”

„Tak. Drużyna,” zgodził się Dimitri, całkowicie akceptując swojego wilka.

„Kochanie? Co się stało?”

Zbliżał się wieczór, kiedy Elena i jej ojciec postanowili zakończyć dzień. Wjeżdżali na jej część miasta, kiedy poczuła szarpnięcie w sercu i usłyszała desperacki, smutny głos, który ją wołał. Jej ojciec właśnie przejeżdżał przez zatłoczone ulice, które miasto nazywało labiryntem studenckim, aby wysadzić ją przy domu. Wiele studentów i starszych mieszkańców spędzało czas na zewnątrz, ciesząc się ostatnimi promieniami letniego dnia, uśmiechając się szczęśliwie, a mimo to nagle poczuła się nieszczęśliwa.

„Ktoś…” Jej słowa urwały się, gdy ponownie poczuła szarpnięcie. Nieświadomie pocierała klatkę piersiową, patrząc przez okno, szukając osoby, ale nie miała pojęcia, kogo szukać. Elias uważnie przyglądał się swojej córce. Jej niegdyś radosna twarz teraz miała zmartwione i zmieszane linie na czole. „Jej towarzysz cierpi i jest gdzieś w pobliżu.” Wściekłość wyznała swojemu człowiekowi.

„Ktoś nas potrzebuje,” powiedziała cicho, wciąż patrząc przez okno.

„Dlaczego nie pójdziesz pobiegać później wieczorem,” zasugerował.

„Jasne. Może to ten wilk z zeszłej nocy. Był taki smutny. Czułam jego ból. Nie wiem dlaczego. Chciałam mu odpowiedzieć, ale nie chciałam wtrącać się w jego żałobę,” powiedziała na głos, wciąż pocierając klatkę piersiową.

„Ja też go słyszałem. Wygląda na to, że stracili kogoś ważnego w swojej rodzinie.”

Zbliżając się do swojej ulicy, Elena rozglądała się, mając nadzieję, że może znajdzie tę osobę. „Hej. Idź pobiegać. Gdziekolwiek Tara cię poprowadzi, tam masz być. Możesz się zdziwić,” Elias uśmiechnął się do niej promiennie, zanim pocałował ją w głowę.

„Dzięki za wspaniały dzień, tato.”

„Tylko dla ciebie, Ellie, moja mała wilczyco,” odpowiedział, przyciągając ją do siebie w uścisku. Machając mu na dobranoc, weszła na chodnik, wciąż się rozglądając, zanim podeszła do jednopokojowego domu, który ojciec zapewnił jej od siedemnastego roku życia. Jego prezent na ukończenie szkoły, ktoś nie był zadowolony, gdy to zostało ujawnione.

Świeżo po prysznicu i szybkiej kolacji, Elena wciąż była niespokojna, chodziła po podłodze swojego salonu, patrząc w noc. Tara była niespokojna i ciągle mamrotała niezrozumiałe słowa. Ona też była zmartwiona, ale nie chciała dzielić się swoimi opiniami. Rozmyślając nad tym sama, ciągle wracała do jednej rzeczy. Zatrzymała się nagle, na jej twarzy pojawił się szeroki uśmiech.

„Nasz towarzysz, Tara,” powiedziała na głos.

„Myślałam o tym samym, ale….” Tara brzmiała niepewnie i smutno. Elena wywnioskowała, że wiedziała coś i nie wiedziała, jak jej to powiedzieć, jako wilk była znacznie bardziej zestrojona z duchami.

„Czy coś jest z nim nie tak, Tara?”

„N-nie wiem. Chodźmy. M-mogę go znaleźć,”

Elena spojrzała na zegar, zbliżała się dziesiąta wieczorem, księżyc był na niebie, ale nie dawał zbyt wiele światła. Ciemność powinna ich ukryć. Znała miejsca, gdzie licealiści i studenci spędzają czas na swoje buntownicze chwile. Zbyt wiele razy podążała za Rachel, aby ją chronić podczas Księżyca Żniw i innych ciemnych nocy, kiedy wilki lubią biegać.

Wyłączając światło na tylnym ganku, cicho odblokowała bramę posesji prowadzącą do lasu. Z częstego użytkowania, ścieżka została utworzona od bramy prosto do lasu, który był osiem stóp dalej. Uważając na sąsiadów, choć byli kilka stóp dalej, była ubrana jak na spokojny spacer.

Ukryta w mroku drzew, rozebrała się i schowała ubrania w zamkniętym pojemniku. Nocny wiatr szczypał jej nagie ciało, jej palce u stóp przyjęły trawę między nimi, Elena uwielbiała tę część bycia wilkiem. Wolność i spokój z naturą wokół nich.

„Gotowa?!”

„Tak!” Determinacja była w głosie Tary, Elena dała jej wolną rękę. Płynnie jej kończyny zmieniły się z ludzkich na te dużej wilczycy, którą była. Potrząsając gęstym futrem, ruszyła w kierunku, w którym czuła szarpnięcie.

Proszę, niech to będzie on, Matko.

Previous ChapterNext Chapter