Read with BonusRead with Bonus

Przewrócenie się

-Jacey-

Starałam się nie śmiać, kiedy Caleb wszedł do wody aż po uda. Naprawdę się starałam.

Ale kiedy potknął się o duży kamień i wylądował na tyłku, nie mogłam powstrzymać głośnego śmiechu. To nie było ani trochę damskie. Ale było szczere.

Na szczęście Jeanie i mój ojciec też się śmiali.

„To będzie zimna podróż do obozu dla ciebie,” zachichotał mój ojciec, wyciągając rękę do Caleba, aby pomóc mu wstać.

„Idę się przebrać,” burknął Caleb i wbił swoje tenisówki w luźny piasek pod sobą, wychodząc z wody z mlaskającym dźwiękiem.

„Nie zapomnij tym razem o swoich butach!” zawołał mój ojciec.

Był wrzesień w Ontario, a my byliśmy kilka godzin na północ od Thunder Bay. Dziś było około dwudziestu stopni, ale to nie miało znaczenia, gdy byliśmy na otwartej wodzie. Caleb zmarzłby w przemoczonych ubraniach smaganych wiatrem.

Caleb powiedział kilka wybranych słów pod nosem, mijając mnie, ale na pewno nie zamierzałam ich powtórzyć ojcu. Był tak zły, że chwycił plecak mojego ojca zamiast swojego, maszerując w stronę lasu.

Trudno mu się dziwić. Oba były niebieskie.

Jeanie tego nie zauważyła, ale mój ojciec miał na twarzy wyraz wiedzy i chichotał pod nosem.

Westchnęłam i, podczas gdy Jeanie i mój ojciec zaczęli ładować nasz sprzęt na łódź i kajak, chwyciłam plecak Caleba i poszłam go szukać.

„Caleb!” zawołałam, ostrożnie przechodząc przez cienkie, powalone brzozy i przez wysokie na kolana zielone chwasty. „Caleb, wziąłeś nie ten—”

Cokolwiek jeszcze miałam powiedzieć, utknęło mi w gardle. Caleb Killeen, niechciany łobuz z każdego mojego mokrego snu, stał nagi między dwoma cienkimi sosnami.

Zobaczyłam go z profilu, co oznaczało, że miałam pełny widok nie tylko na twardy, umięśniony tyłek, ale także na wyrzeźbione mięśnie brzucha, silne plecy, szerokie ramiona i muskularne ramiona i nogi. Mogłam nawet zobaczyć jego... no... TO. Wydawał się dość dobrze wyposażony w tym departamencie, ale nigdy wcześniej nie widziałam czegoś takiego z bliska. Wszystko, co miałam do porównania, to tajna wizyta z przyjaciółkami w Sex World.

Zajęło mi dobre dwie minuty, zanim zdałam sobie sprawę, że Caleb mnie zauważył. Skrzyżował ramiona na piersi i odwrócił się do mnie, wciąż w niczym innym jak w stroju Adama.

„Potrzebujesz czegoś, Jocelyn?” zapytał Caleb.

Och, tak. Gorąco zebrało się między moimi nogami, gdy usiłowałam bardzo, bardzo mocno podnieść wzrok powyżej jego pasa. „Ja...”

„Wiesz, że nasi rodzice są nie więcej niż dziesięć metrów stąd. Naprawdę chcesz to zrobić tutaj i teraz?” kontynuował Caleb, jego głos był zmysłowy w sposób, jakiego nigdy wcześniej nie słyszałam.

„Zrobić... co?” zapytałam, w końcu udając się oderwać wzrok od jego klatki piersiowej i spojrzeć mu w oczy.

Caleb uśmiechnął się powoli. „Nie bawmy się w gry, Jocelyn. Przyszłaś tutaj z nadzieją na coś. Czy dostałaś to, czego chciałaś, czy liczyłaś na... więcej?”

Nie wiedziałam, że moja szczęka opadła, dopóki nie musiałam jej użyć, by wymówić kolejne słowa. „Tata... plecak... nie... twój...” wyjąkałam.

Najwyraźniej Caleb tego się nie spodziewał. „Słucham?”

Zrzuciłam plecak Caleba z ramienia i trzymałam go na wyciągnięcie ręki, chociaż moja ręka drżała. Powtarzałam sobie, że to dlatego, że plecak był ciężki.

„Ty... masz... plecak... taty,” spróbowałam ponownie, zamykając oczy.

Caleb był przez chwilę cicho. Potem usłyszałam odgłos grzebania. „Cholera!”

Nie ruszyłam się. Nie odważyłam się otworzyć oczu. To i tak nie miało znaczenia. Nagie ciało Caleba na zawsze wryło się w moją pamięć.

Po chwili szperania i kilku przekleństw, usłyszałam mokre, klapiące kroki zbliżające się do mnie.

Ciepło promieniowało od ciała Caleba, a jego oddech muskał kosmyki włosów, które wymknęły się z mojego warkocza. Jego silna dłoń przykryła moją i wyrwała plecak z moich palców.

„Możesz otworzyć oczy, Jocelyn. Nie jestem nagi,” powiedział cicho Caleb.

Zerknęłam jednym okiem, a potem drugim. „P-Przepraszam. Naprawdę chciałam tylko pomóc.”

„Wiem,” odpowiedział Caleb. „I przepraszam. Myślałem, że jesteś tu... z innego powodu.”

Jego niebieskie oczy wpatrywały się w moje zielone, a ja poczułam, jak mój żołądek robi fikołka. „Z jakiego?” wyszeptałam.

Oczy Caleba zsunęły się na moje usta, jego ręka sięgnęła, by bawić się końcówką mojego warkocza. „Wracaj na polanę.”

Jego głos był chrapliwy. Nazwałabym go udręczonym, gdybym miała zgadywać, ale żaden mężczyzna nigdy wcześniej nie mówił do mnie takim tonem. „Ale—”

„Wracaj na polanę, Jocelyn!” warknął Caleb, puszczając mój warkocz, jakby się poparzył.

Potknęłam się o własne buty, cofając się od niego. „Przepraszam!” powiedziałam. „Przepraszam, przepraszam!”

Nawet gdy uciekałam w pośpiechu, odwróciłam się i zobaczyłam, jak Caleb wraca do plecaka mojego ojca z własnym przewieszonym przez ramię. Miał na sobie mokre bokserki po upadku do jeziora, a szary materiał nie pozostawiał wiele wyobraźni.

Kiedy wróciłam na polanę, byłam zdezorientowana i sfrustrowana. Co dokładnie próbował zrobić Caleb? Dlaczego myślał, że tam jestem? Co, do diabła, się działo?

„Już się spaliłaś na słońcu?” zagadnęła Jeanie, gdy zobaczyła, jak wychodzę z zarośli. Sięgnęła do torby, którą miała w samochodzie, i wyciągnęła krem przeciwsłoneczny. „Zawsze trzeba być ostrożnym.” Jeanie otworzyła tubkę i zaczęła nakładać trochę na moją twarz.

„W porządku. Chciałam tylko dać Calebowi jego plecak, żeby mógł się przebrać,” powiedziałam szybko. Choć pozwoliłam jej trochę się mną opiekować, bo sprawiało jej to radość.

„Przyniosłaś mu plecak?” zapytał mój ojciec, jakby odwołałam Boże Narodzenie.

Zmarszczyłam brwi zza ramienia Jeanie. „Oczywiście, że tak! Chciałeś, żeby wracał tutaj nagi?”

„Nie wracałby tutaj nagi. Tylko trochę mniej elegancki,” burknął mój ojciec.

Jeanie skończyła wcierać krem przeciwsłoneczny w moją skórę. „Hank Collins, czy wysłałeś mojego syna do lasu w swoich ubraniach? Nie będzie mógł się w nie zmieścić!” Poklepała mnie po ramieniu. „Jesteś taka kochana, Jacey, że tak dbasz o swojego brata.”

„Dbasz o swojego brata w jaki sposób?” zapytał Caleb, podchodząc do nas, jakby nie widziałam go nagiego i jakby on... jakby on...

Jakby co? Rzucił się na mnie? Wątpiłam w to.

„Cóż, wydaje się, że Hank tutaj miał nadzieję, że wrócisz w jakichś starych spodniach moro i koszulce 'Na ryby',” wyjaśniła Jeanie, nadal karcąc wzrokiem swojego męża. „Zapominając oczywiście, że jego spodnie spadną z ciebie, a koszulka będzie jak folia spożywcza.”

„Tak,” zgodził się Caleb. „Gdyby nie Jocelyn, mogłem się obnażyć przed niewinnymi oczami.”

Wzięłam kilka głębokich oddechów, żeby się nie zaczerwienić jeszcze bardziej. Byłam pewna, że Jeanie miała w tej torbie również eukaliptus.

„Przypuszczam,” burknął mój ojciec. „Ale to byłoby cholernie zabawne.”

„Myślę, że mamy różne definicje—” zaczął Caleb.

„Może skończymy pakowanie łodzi, co?” wtrąciła szybko Jeanie, zanim mężczyźni zdążyli się pokłócić.

Z jakiegoś powodu mój ojciec zawsze działał na nerwy Calebowi. Pomogłam Jeanie utrzymać spokój, podbiegając po zapakowane latarnie naftowe i szybko zanosząc je do łodzi. Jeanie chwyciła swoją torbę z wszystkimi lekarstwami i pudełko z linami.

Caleb i mój ojciec przez chwilę mierzyli się wzrokiem, a potem poszli załadować lodówki turystyczne i kanistry z benzyną, zanim zaczęliśmy układać namioty, plecaki i inne wyposażenie na wierzchu. Mój ojciec przygotował silniki na łódź i kanu, podczas gdy Caleb zaparkował Suburbana na polanie tuż przy drodze leśnej.

„Chłopak potrzebuje poczucia humoru,” narzekał mój ojciec do Jeanie.

„On po prostu jest pod dużą presją, misiu,” odpowiedziała Jeanie. „Jestem pewna, że się rozkręci. To będą fantastyczne wakacje.”

Gdy łodzie były zapakowane, wskoczyłam na tył kanu, zakładając, że będę obsługiwać silnik.

„Nie, Jacey, będę cię potrzebował z przodu, żebyś kierowała Calebem,” powiedział mój ojciec. „Niech mężczyźni zajmą się łodziami.”

„Ale... Tato, są tam bystrza. Czy Caleb kiedykolwiek obsługiwał silnik?” zapytałam.

Ojciec zmarszczył brwi. „Nie przypominam sobie, żebym kiedykolwiek pozwolił ci płynąć przez bystrza. Caleb to dorosły mężczyzna. Poradzi sobie.”

Spojrzałam bezradnie na Jeanie, ale ona tylko wzruszyła ramionami. Wyglądało na to, że jestem w mniejszości.

A może nie. „Nie widzę powodu, dla którego Jocelyn nie mogłaby obsługiwać silnika,” powiedział Caleb.

„Chcesz mi teraz powiedzieć, że nigdy nie obsługiwałeś silnika?” zakpił mój ojciec.

Nozdrza Caleba rozszerzyły się. „Obsługiwałem. Na motorówce.”

„To będzie łatwe w porównaniu. No dalej, wsiadaj. Jacey cię odepchnie,” rozkazał mój ojciec.

„W porządku,” powiedziałam szybko do Caleba. „Zrób, jak mówi.” Nie chciałam, żeby doszło do kłótni. Nie na początku naszej wyprawy.

„To naprawdę nie w porządku.” Caleb zrobił krok w stronę łodzi mojego ojca.

Położyłam rękę na jego umięśnionym ramieniu. „Proszę.”

Caleb długo patrzył na mnie. Potem odwrócił się i wszedł do kanu, kierując się do zamontowanego na płaskim końcu silnika.

Odwiązałam kanu i odepchnęłam nas od brzegu. „Możesz teraz pociągnąć za sznurek,” powiedziałam, kiedy uznałam, że jesteśmy wystarczająco daleko od brzegu. „Łopata silnika nie powinna niczego uderzyć na tej odległości.”

Caleb skinął głową i zaczął ciągnąć za sznurek.

Mój ojciec sam odepchnął swoją łódź, z Jeanie siedzącą jak księżniczka i chichoczącą pośrodku. Pocałował swoją żonę, praktycznie wspinając się po niej, żeby dostać się do silnika. Uruchomił ich silnik jednym sprawnym pociągnięciem, a potem usiadł, żeby triumfować, podczas gdy Caleb musiał ciągnąć kilka razy i nadal nie mógł uruchomić naszego.

„On się tym cieszy,” mruknął Caleb, tak żeby tylko ja mogłam usłyszeć.

Westchnęłam. „Pewnie. Dobrze, Caleb, to może być jedna z trzech rzeczy. Po pierwsze, możesz nie ciągnąć za sznurek wystarczająco mocno. Po drugie, silnik może być zalany. Albo, po trzecie, może nie być wystarczająco dużo benzyny, żeby go uruchomić. Spróbuj ścisnąć tę bańkę dwa lub trzy razy.”

Caleb wściekle przeczesał włosy ręką i zrobił, co powiedziałam, ściskając bańkę. Pociągnął za sznurek ponownie. Tym razem silnik zaskoczył, a motor wesoło zabuczał.

„Powinien był pozwolić ci prowadzić łódź,” wycedził Caleb.

„W porządku,” powiedziałam ponownie. „Świetna okazja do nauki dla ciebie.”

Mój ojciec zaśmiał się i zaklaskał w dłonie. „Świetna robota, Kamil! Widzisz, Jacek, mówiłem ci, że załapie. Teraz, chodźcie za mną! Kiedy skręcam w lewo lub w prawo, wy też skręcacie w lewo lub w prawo. Kiedy zwalniam, wy zwalniacie. Zrozumiano? Na tym jeziorze są skały jak zęby olbrzymów, ale bywam tu wystarczająco często, żeby wiedzieć, gdzie są.”

„Dobra,” odpowiedział Kamil.

Mój ojciec pokręcił głową i mruknął coś do Janiny, która rzuciła nam błagalne spojrzenie, gdy ojciec nie patrzył.

„Spróbujmy to zrobić dla mamy, dobrze?” krzyknęłam ponad hałasem silnika, gdy Kamil włączył przepustnicę i ruszyliśmy przez jezioro za ojcem.

Kamil pokręcił głową. „Boże, Jacek, można by pomyśleć, że to miesiąc miodowy naszych rodziców, a nie twoje osiemnaste urodziny. Nie wiem, dlaczego znosisz jego gówno.”

Skrzywiłam się i spuściłam głowę, naciągając daszek czapki baseballowej niżej na oczy.

„Cholera,” powiedział Kamil, wystarczająco głośno, by było słychać ponad silnikiem. „Cholera, Jacek, przepraszam. Robię wszystko źle. To nie twoja wina, że twój ojciec może być wielkim dupkiem.”

„Może po prostu skoncentruj się na tym, żeby nie uderzyć w tę dużą skałę tam, a będziemy rozmawiać, jeśli będzie trzeba,” odpowiedziałam, zapadając w milczenie i trzymając głowę nisko, żeby Kamil mógł widzieć przed sobą.

Na jego korzyść, Kamil zostawił mnie w spokoju po tym. Mój ojciec, popisując się swoim mocniejszym silnikiem, zostawał daleko przed nami, zatrzymując się tu i ówdzie, czekając, aż go dogonimy.

Mogłam niemal widzieć parę wychodzącą z uszu Kamila.

„Chciałem się upewnić, że się tam nie zgubiliście,” zaśmiał się mój ojciec, kołysząc się jakieś dziesięć metrów od bystrzy.

„Jacek jest świetnym nawigatorem,” powiedział Kamil. „Nie mieliśmy żadnych problemów. Mimo że utrudniłeś nam śledzenie ciebie, dając nam słabszy silnik.”

Usiadłam i wbiłam paznokcie w kolano Kamila.

Wyraz twarzy mojego ojca się zmienił. „Chłopcze, odbierasz całą radość.”

Kamil zignorował moje paznokcie. „No cóż, to ty ciągle mówiłeś, jak niebezpieczne jest to jezioro, a potem odjechałeś dwa kilometry przed nami—”

„Tato, może wyjaśnisz Kamilowi, jak pokonać bystrza?” przerwałam.

Janina rzuciła mi wdzięczne spojrzenie.

Mój ojciec trochę pomruczał, potem wyprostował ramiona i zaczął tłumaczyć bystrza. „Widzisz tę skałę tam? Z wodą przepływającą nad nią? Celuj prosto w nią. I odblokuj silnik, żeby się unosił. Jeśli silnik jest zablokowany, możesz stracić śrubę i wtedy masz przechlapane.”

„Dobra,” odpowiedział Kamil przez zaciśnięte zęby.

„Mamy szczęście. Woda jest wystarczająco wysoka, że nie musimy przeciągać łodzi; możemy po prostu przepłynąć na silniku,” kontynuował mój ojciec. „Jacek, weź wiosło i odpychaj się od skał, jeśli będzie trzeba.”

Już trzymałam wiosło w ręce.

„Teraz, chodźcie za mną!” Mój ojciec ostrożnie nawigował swoją łódź przez bystrza.

Dobrze, że przeszli bez incydentu, bo nie wyglądało na to, żeby Janina wiedziała, co zrobić z wiosłem.

Spojrzałam na Kamila. „Nasza kolej.”

„Super.” Kamil wziął głęboki oddech i popłynął drogą, którą poszedł mój ojciec—tylko trochę za bardzo na prawo.

„O kurczę!” krzyknęłam, gdy woda nas złapała i zaczęła obracać bokiem.

Previous ChapterNext Chapter