Read with BonusRead with Bonus

Wielka Podróż

-Jacey-

Ramię Caleba otarło się o moje, przesyłając falę przyciągania prosto do mojego wnętrza. Nasz Suburban wjechał w kolejny głęboki dół na opuszczonej drodze leśnej, którą jechaliśmy do ulubionego jeziora wędkarskiego mojego ojca w dzikich zakątkach Kanady.

Uwielbiałam to miejsce. Nie podobało mi się natomiast, że w tym roku mój przyrodni brat jedzie z nami.

Dwudziestodwuletni Caleb rzucił mi gniewne spojrzenie, zanim wrócił do tego, co robił na swoim telefonie. Ignorował mnie przez całą dwunastogodzinną podróż.

Gdyby nie był tak absurdalnie przystojny, już dawno uznałabym go za dupka. Właściwie od czasu moich piętnastych urodzin, kiedy powiedziałam mu, że się w nim podkochuję, a on upokorzył mnie przed wszystkimi na mojej imprezie.

Od tamtej pory co roku świętowałam swoje urodziny, wędkując i ciesząc się dziewiczą przyrodą Kanady. Caleb był na szczęście nieobecny.

Aż do teraz.

„Osiemnastkę ma się tylko raz!” powiedziała radośnie moja macocha, Jeanie, z przedniego siedzenia. Musiała to mówić już tysiąc razy. Nie byłam pewna, czy próbowała poprawić mój nastrój, czy Caleba.

Caleb podniósł głowę i uśmiechnął się delikatnie do swojej matki. „Masz rację, mamo. Wszystkiego najlepszego, Jocelyn.”

Moje oko drgnęło na dźwięk pełnego imienia. Wiedział, że tego nienawidzę, więc Caleb czerpał ogromną radość z używania go, kiedy tylko mógł.

„Wszystkiego najlepszego za dwa dni, chciałeś powiedzieć,” zaśmiał się mój ojciec.

Caleb mruknął. „Tak, to miałem na myśli.”

Urodziny Caleba były 9 lipca. Wiedziałam to. Zapamiętałam ten fakt w chwili, gdy jego matka mi to powiedziała.

Moje urodziny przypadały na 15 września. Caleb o nich zapominał. Co roku. Nie jestem nawet pewna, czy wiedział, w którym miesiącu są moje urodziny.

Jeanie zmarszczyła brwi na swojego syna, i byłam wdzięczna za solidarność. Mój ojciec miał bardziej pobłażliwe podejście do całej sytuacji.

Caleb wzruszył ramionami i znów skupił się na swoim telefonie. Nienawidziłam, że siedzieliśmy tak blisko siebie. Nienawidziłam, że każdy wyboj groził, że znów wpadnę na Caleba.

Nienawidziłam tego, jak mój żołądek skręcał się z pożądania za każdym razem, gdy choćby musnęłam go.

Mój przyrodni brat był niesamowicie przystojny. Miał piaskowe włosy, które były wygolone z tyłu, ale pozostawione krótkie i luźne na górze. Głębokie szafirowe oczy. Uśmiech, który mógłby roztopić kolana.

I ciało, za które można było umrzeć.

Nie tylko to, był też bystry. Dobry.

Był.

Kiedyś nawet był dla mnie miły.

Gdy tylko zdał sobie sprawę, że wszystkie jego dobre cechy przyciągnęły uwagę pulchnej piętnastolatki z nieposkromionymi czarnymi włosami, stał się zimny. Na szczęście, po moich urodzinach wrócił na studia. Od tamtej pory rzadko musiałam go widywać.

Suburban wjechał w coś, co bardziej przypominało wąwóz niż dziurę w drodze, i wylądowałabym na kolanach Caleba, gdybym nie miała zapiętych pasów. Jak było, rozłożyłam się na jego piersi.

„Ups, przepraszam, kochani. Tego nie dało się ominąć,” zawołał mój ojciec z przedniego siedzenia.

Ostry wyraz twarzy Caleba sprawił, że spojrzałam w dół, tam gdzie on patrzył.

Moja ręka była na jego udzie.

Co gorsza, moja ręka była prawie na przodzie jego spodni.

„Spróbuj być bardziej ostrożna, kochanie,” westchnęła Jeanie, pocierając ramię ojca. „Prawie wyrzuciłeś Jacey przez okno.”

„Przez MOJE okno,” dodał Caleb z grymasem. Spojrzał na mnie bardzo wymownie.

„Co?” zapytałam.

„Czy zamierzasz kiedyś zabrać swoją rękę?” Caleb wysyczał cicho.

Spojrzałam w dół ponownie. Oczywiście, wciąż trzymałam się jego uda, wciąż pół cala od obiecanego miejsca.

„Uh... uh...” zająknęłam się, cofając rękę. „Przepraszam. Samochód. Dziura. Ups.”

Caleb wziął głęboki oddech i znów podniósł telefon, kręcąc głową na mój widok.

„Caleb, odłóż to. Minęło dwanaście godzin. Nawet nie ma tu sygnału,” zganiła go Jeanie. „Co możesz tam robić?”

„Sudoku,” burknął Caleb.

Jeanie zwróciła się do mnie. „Jacey, on naprawdę gra w sudoku?”

O cholera. Dlaczego Jeanie stawia MNIE w tej sytuacji?

„Ja... uh...” Ciekawość wzięła górę i zerknęłam na telefon Caleba.

Nie grał w sudoku. W rzeczywistości nie robił nic. Ku mojemu zaskoczeniu, poza małymi ikonami aplikacji, telefon Caleba był całkowicie pusty.

Caleb uniósł brew, wyzywając mnie, bym na niego doniosła.

Cóż, nie zamierzałam tego robić.

„Tak. Sudoku. Przegrywa,” uśmiechnęłam się.

„Przypuszczam, że mogłabyś zrobić to lepiej,” powiedział Caleb, podając mi swój telefon.

Tym razem nawet zablokował ekran, więc widziałam tylko czerń.

„’Cokolwiek zrobisz, zrobię lepiej...’” zaśpiewał mój ojciec ze śmiechem.

Jeanie zachichotała i dołączyła. „’Prędzej czy później, zrobię to lepiej niż ty.’”

Mój ojciec i Jeanie byli tacy słodcy—

„—Myślę, że dostaję ból zęba,” powiedział Caleb, kończąc moją niewypowiedzianą myśl.

Maskując śmiech kaszlem, przesunęłam kciukiem po ekranie telefonu Caleba, jakbym faktycznie grała.

„Ugh, nie zrobiłabym tego ruchu.”

Kiedy spojrzałam w górę, twarz Caleba była blisko mojej, a jego oddech owiewał mój policzek.

I znowu to uczucie.

„Powiedz, pamiętasz te urodziny, kiedy powiedziałaś Calebowi, że jesteś w nim zakochana?” zapytał mój ojciec, spoglądając w lusterko wsteczne.

Rzuciłam telefon Caleba jak gorącego ziemniaka i oparłam się o własne drzwi, tworząc jak najwięcej przestrzeni między mną a moim przybranym bratem, na ile pozwalał Suburban.

„Hank,” westchnęła Jeanie, wykonując desperackie gesty w powietrzu.

Ale mój ojciec, niech go Bóg błogosławi, miał tyle wrażliwości co płot. „To byłoby takie szalone. Ja żenię się z Jeanie. Ty wychodzisz za Caleba.”

Modliłam się, żeby następna dziura w drodze była na tyle duża, żeby połknąć całego Suburbana.

Jeanie opuściła głowę w dłonie i potrząsnęła nią na boki. „To była tylko głupia dziecięca fascynacja. Nigdy by nie zrobili czegoś tak... niesmacznego. Teraz są jak brat i siostra.”

Tak. Teraz byłam obrzydliwą trędowatą. I pewnie czerwona jak jabłko, sądząc po gorącu na twarzy.

Rzuciłam ukradkowe spojrzenie na Caleba, pewna, że się ze mnie śmieje.

Zamiast tego, ku mojemu zaskoczeniu, zobaczyłam, że jego dłonie są zaciśnięte w pięści, a on patrzy przez okno.

„Tak, brat i siostra. Fuj, prawda Jacey?” drażnił się mój ojciec.

„Er... tak,” powiedziałam cicho.

„O Hank! Spójrz, łoś!” Jeanie krzyknęła, trochę głośniej niż było to konieczne. Ale myślę, że wszyscy, oprócz mojego ojca, byliśmy wdzięczni za odwrócenie uwagi.

„Czy możesz to zobaczyć?” Mój ojciec westchnął, zatrzymując Suburbana i opierając się na kierownicy, gdy duży łoś przeciskał się między drzewami. Kiedy się poruszył, mogliśmy zobaczyć za nim małego łosia, jasnobrązowego z małymi guzkami na głowie.

Jeanie odpięła pas bezpieczeństwa.

Głowa mojego ojca odwróciła się do niej. „Co robisz?”

„Wychodzę, żeby zrobić zdjęcie, głuptasie!” Jeanie zaśmiała się.

Zanim Jeanie zdążyła otworzyć drzwi choćby na cal, mój ojciec szybko złapał za klamkę i zamknął je z powrotem. „Nie ma mowy. To zwierzę jest zabójcze. Może wyglądać słodko, ale są to złośliwe bestie, i albo cię przebiją, albo zadepczą na śmierć, jeśli im przeszkodzisz.”

Jeanie zbladła, a potem zmarszczyła brwi. „Hank, naprawdę uważasz, że to odpowiednie słownictwo przy Jacey?”

„Za dwa dni skończy osiemnaście lat!” protestował mój ojciec.

Uśmiechnęłam się i poklepałam Jeanie po ramieniu. „Nie martw się. Powiedział znacznie gorsze rzeczy, kiedy ryba zerwała sieć do lądowania w zeszłym roku.”

„Hank!” Jeanie powiedziała, zgorszona.

Mój ojciec wzruszył ramionami. „To była nowiutka sieć, a ryba była potworem. Trzeba było powiedzieć coś odpowiedniego.”

Jeanie przewróciła oczami i spojrzała na nas. Położyła rękę na kolanie Caleba, gdy Suburban ruszył z powrotem w dół drogi leśnej. „Wszystko w porządku, synu?” zapytała.

„Świetnie,” mruknął Caleb. „To będzie najlepsza wycieczka w życiu.”

„Caleb,” syknęła Jeanie, „bądź bardziej wdzięczny. Twój ojczym zapłacił za tę wycieczkę, w tym za większość naszego sprzętu i twoją licencję na wędkowanie. Najmniej, co możesz zrobić, to udawać, że się bawisz. To urodziny Jacey.”

Słyszałam, jak Caleb zaciska zęby.

„To będzie najlepsza wycieczka w życiu!” powiedział Caleb bardziej radosnym głosem.

Mój ojciec nie załapał sarkazmu. „No właśnie, prawda? Cieszę się, że mogliście przyjechać w tym roku, Caleb, Jeanie. Jacey i ja bylibyśmy samotni.” Spojrzał na Jeanie oczami szczeniaka.

Jeanie znowu zachichotała i klepnęła go w ramię. „Zachowuj się! Dzieci są z nami.”

Caleb parsknął śmiechem i spojrzał za okno.

Kiedy mój ojciec i macocha byli zajęci, skorzystałam z okazji, żeby przyjrzeć się profilowi Caleba. Oczywiście, nigdy bym go nie dotknęła. Dał mi to wyraźnie do zrozumienia na moje piętnaste urodziny. Ale Boże, jakże miło było na niego patrzeć.

„Czy mam coś na twarzy, Jacey?” zapytał w końcu Caleb niskim głosem.

Przełknęłam ślinę. Zostałam przyłapana. „Uh... yyy...”

„Czemu nie spojrzysz za okno i nie popatrzysz na widoki? Jest tu naprawdę ładnie,” zasugerował Caleb.

„Tak. Racja.” Szybko zaczęłam wpatrywać się w swoje okno, aż poczułam, że moje gałki oczne zaraz zaczną krwawić od nie mrugania.

Mój ojciec i Jeanie robili do siebie miny i cmokali, a ja westchnęłam w duchu. Nigdy nie znajdę takiej miłości.

Wyobrażałam sobie, że jestem za bardzo podobna do mojej matki. Odeszła, gdy miałam pięć lat, tłumacząc to potrzebą „odnalezienia siebie”. Oczywiście, zawsze podejrzewałam, że odeszła, bo miała pulchne dziecko, które wyrosło na pulchne dziecko, które nie radziło sobie na różnych konkursach piękności, na które matka mnie wpychała.

Po klęsce na konkursach i w modelingu, nadal próbowałam odnaleźć siebie. Moja matka była szczupła jak trzcina i piękna. A ja? Nie byłam już tak pulchna jak kiedyś, ale nadal miałam pełniejszą figurę niż większość dziewczyn. Moje piersi były za duże, tak samo jak mój tyłek i uda. Byłam też skłonna potykać się o własne nogi. To była cała gracja, jaką obdarzył mnie Bóg.

Pocieram rękami uda. Zawsze miałam nadzieję, że to zetrze trochę tłuszczu. Bez względu na to, co robiłam, one nie chciały się wyszczuplić.

Mój ojciec złapał moje spojrzenie w lusterku wstecznym, i wydawało się, że miał jeden ze swoich rzadkich momentów empatii. „Kocham cię, kruszynko,” powiedział z uśmiechem. „Taką, jaka jesteś.”

„Dzięki, tato,” mruknęłam. Spojrzałam na papierek po cukierku w kieszeni fotela przed sobą, żałując Snickersa, którego zjadłam godzinę temu. To na pewno nie pomoże.

Jeanie zrobiła smutną minkę i sięgnęła do tyłu, żeby powstrzymać moje ręce od pocierania dżinsów. „Jesteś idealna. Jesteś moją idealną dziewczynką.”

Caleb spojrzał na mnie, potem na Jeanie, na mojego ojca, i z powrotem, z ciekawością malującą się na twarzy. „Czy coś mi umknęło?”

„Och,” powiedział mój ojciec. „Tylko małe zaburzenie odżywiania. Każda dziewczyna ma je w jej wieku.”

„Hank!” Jeanie krzyknęła, oburzona w moim imieniu.

Moje policzki poczerwieniały, i nie spojrzałam na Caleba.

Tak, to zdecydowanie będzie WSPANIAŁE wakacje.

Previous ChapterNext Chapter