Read with BonusRead with Bonus

Ona nie jest tą jedyną

MAX

"Alfo, czas. Wszyscy już są tutaj. Wszyscy czekają na ciebie!" mówi Starszy Cyrus, wpatrując się we mnie swoimi małymi oczkami.

"Nie idę. Niech Jared poprowadzi ceremonię." Nie wiem, jak będę się czuł, jeśli będę musiał patrzeć, jak kobieta traci głowę. Nawet taka bez zmiany. Gdyby była zła lub psychopatyczna, może bym mógł patrzeć, ale ona była cicha i szanowana i...

"Maxwell, lepiej mnie posłuchaj i dobrze posłuchaj," mówi Cyrus, zapominając na chwilę o swoim miejscu, gdy mówi do mnie tak, jak wtedy, gdy byłem upartym nastolatkiem. "Niemożesz pozwolić, abyś wyglądał na słabego. Stado musi wiedzieć, że jesteś tak samo niezłomnym i silnym przywódcą jak twój ojciec."

"Mój ojciec nigdy nie musiał siedzieć i patrzeć na ścięcie cholernej kobiety! Nieważne, że planował to zrobić, nie zrobił! Zmarł i zostawił to mnie do zniesienia," wybucham, chowając twarz w dłoniach, gdy krzyki z zewnątrz zaczynają przenikać przez ściany mojego biura.

Cyrus rzuca spojrzenie przez ramię, jego twarz jest powściągliwa, gdy na chwilę nasłuchuje. "Ona przybyła. Dziewczyna jest tutaj."

To przykuwa moją uwagę. Słyszę, jak moi ludzie wołają do Blanki. Krzyczą i przeklinają ją w taki sposób, że aż mi się robi niedobrze. Rzut oka na telefon mówi mi, że zostały dwie minuty do północy. Ale nawet tak, wiem, że nie zaczną, dopóki nie wydam rozkazu.

Ale co, jeśli zaczną? Co, jeśli zdecydują się wziąć sprawy we własne ręce i pociąć ją na kawałki?

Nagle wybija północ i ryk tak głośny, że trzęsie ścianami mojego biura, wybucha na dziedzińcu. Jared wpada przez drzwi, ciężko dysząc.

"Wyrywają się spod kontroli!" krzyczy Jared. "Rzucają kamieniami!"

Wyskakuję, przeklinając, biegnąc obok Cyrusa i za Jaredem. Tłum jest w furii, skandując i krzycząc, rzucając kamieniami w skuloną postać za gilotyną. Natychmiast rozpoznaję poszarpaną szarą sukienkę, a także czarne kapcie, które wysłałem do więzienia dla Blanki.

Wchodzę na podest i krzyczę, wkładając w głos całą swoją moc, "Cisza!"

Większość tłumu cichnie, ale kilka kamieni wciąż jest rzucanych, zanim uda mi się ich powstrzymać. Patrzę, jak każdy z nich trafia w cel, uderzając w plecy małej dziewczyny skurczonej na ziemi. Cholera.

"Alfo Max," mówi Starszy Douglas z drugiej strony sceny. "Czas wydać rozkaz."

Kiwnę głową, czując się chory, gdy podchodzę na przód sceny i wszyscy Starsi siadają. "Podnieście ją," mówię cicho do Talbota.

Podchodzi do Blanki i on oraz Frank podnoszą ją na nogi. Najpierw jest do mnie odwrócona plecami, więc nie widzę spuchniętego guza na jej twarzy, dopóki się nie odwraca. Bogini... wygląda, jakby była nawiedzona. Moje oczy na chwilę zatrzymują się na błyszczącym srebrnym ostrzu gilotyny, a potem z powrotem na Blance, która nagle patrzy na mnie, jakby nigdy wcześniej mnie nie widziała. W jej oczach pojawia się dziwna radość i nie mogę oderwać od niej wzroku. Jej klatka piersiowa unosi się, jej spękana warga drży, a w oczach błyszczą łzy. Gdy posyła mi mały uśmiech, powietrze wokół mnie zamiera i świat upada u moich stóp.

Prawie padam na kolana, gdy uczucie, o którym tylko słyszałem, zalewa mnie. Nagle Blanca jest wszystkim, co widzę. Jej twarz przesuwa się przed moimi oczami w migawkach. Różne obrazy jej uśmiechającej się i śmiejącej... w ciąży. Wszystkie rzeczy, których nigdy nie widziałem, a mimo to z jakiegoś powodu wiem, że zobaczę. Rozpalają ogień, który płonie w mojej piersi, grożąc, że mnie zniszczy, gdy stoję tam zamrożony, sparaliżowany ze szoku. Gdy pyszny zapach waniliowych ciastek z karmelem dociera do mnie, przeklinam. Nie. Nie, do cholery.

Patrzę, jak klęka przed gilotyną, jej ciało w zwolnionym tempie, jej oczy skupione gdzieś poza tłumem. Jedna strona jej twarzy jest spuchnięta, a jej warga krwawi z drugiej strony, ale pozostaje dumna.

Dlaczego Bogini miałaby zrobić coś takiego? Dlaczego obdarzyłaby mnie martwą kobietą? Bezdomną kobietą? Dlaczego?

Starszy Cyrus przemawia do tłumu: "Egzekucja Bezdomnej Blanci Ceuran, córki rodu Ceuran, wreszcie przyniesie sprawiedliwość."

To niemożliwe. To nie może być ona. To nie ona.

Ale jednak jest. Wiem, że to ona. I nie mogę jej mieć. Ona musi umrzeć.

Więc patrzę w jej kierunku i przygotowuję się na ból.

BLANCA

W momencie, gdy zostaję wciągnięta na nogi, czuję go. Mojego partnera. Bogini obdarzyła mnie partnerem... ale nie rozumiem dlaczego. A jednak, on gdzieś tu jest, czuję jego kojący zapach, który przysłania cały ból w mojej głowie i piersi. Zamykam na chwilę oczy, a kiedy je otwieram, on tam jest. Prawie nie mogę w to uwierzyć, bo to Max. Alfa Max. Dokładnie jak chciałam... dokładnie jak miałam nadzieję, że będę miała w następnym życiu. Z jakiegoś powodu ta wiedza daje mi siłę, a kiedy nasze spojrzenia się spotykają, widzę, że on wie. Więc uśmiecham się do niego, a potem odwracam, wiedząc, że to oznacza, że Bogini jest tu obok mnie. Że mnie widzi, nawet w moim Bezdomnym stanie. To wystarcza, aby przywrócić mi odwagę, którą straciłam, gdy ostatni kawałek mojego serca pękł chwilę temu.

Klękam przed gilotyną i skupiam się na tym, co wiem, że jest cztery mile przede mną. Granica. Tam, gdzie powstały moje najpiękniejsze wspomnienia, gdy moja siostra jeszcze żyła.

"Egzekucja Bezdomnej Blanci Ceuran, córki rodu Ceuran, wreszcie przyniesie sprawiedliwość," mówi jeden ze Starszych, chociaż nie wiem który, bo rzadko odwiedzali Granicę.

Dźwięk butów Maxa odbija się w mojej głowie, gdy podchodzi bliżej. "Bezdomna Blanka Ceuran, jesteś skazana na śmierć przez ostrze w swoim osiemnastym roku życia, za morderstwo mojego brata Drake'a Ombry."

Kat, strażnik, którego nigdy wcześniej nie spotkałam, podchodzi do gilotyny i kładzie rękę na dźwigni.

To już. Powinno być szybko i bezboleśnie. Wkrótce będę z moją siostrą.

A Max będzie...

Nagła smutek, który mnie ogarnia, zagraża mojej determinacji na tyle, że kilka łez wypływa z moich oczu. Tłum wydaje się cieszyć z tego widoku, a chociaż chciałabym odmówić im tej satysfakcji, nie mogę powstrzymać łez.

Czuję wzrok Maxa na sobie, gdy podchodzi jeszcze bliżej do miejsca, gdzie klęczę.

"Połóż głowę..." Max zaczyna, przerywając przekleństwem, co wywołuje szmer zamieszania w tłumie i przy stole starszych.

Wiem, co próbował powiedzieć, więc pochylam się do przodu, odsłaniając szyję do ostrza i zbierając każdą uncję siły, którą kiedykolwiek wyssałam z tego świata, aby utrzymać się w stabilności.

"Nie," słyszę jego szept tak ostro, że prawie patrzę w jego kierunku. "Nie rozkazałem ci jeszcze, Bezdomna," Max krzyczy głośno, a tłum się śmieje. "Czekaj na mój rozkaz," warczy, a ja natychmiast się prostuję, z rumieńcem na policzkach. "Prawie jakbyś chciała umrzeć," zauważa.

Tym razem patrzę na niego, a złoto jego oczu błyszczy gorącem.

Zwraca się do tłumu i starszych. "Jestem Alfą Stada Cieni i moje słowo jest teraz prawem. Ktokolwiek chce mi się sprzeciwić, niech wystąpi teraz."

Ponownie wybucha hałas na placu, szmery niepokoju, a potem w końcu, poddanie. Nikt nie występuje, a chociaż starsi wydają się nieufni, nic nie mówią.

Max się uśmiecha. "Dobrze," mówi, zanim zwraca swoją uwagę z powrotem na mnie. "Bezdomna Blanka Ceuran, jesteś oskarżona o morderstwo mojego brata Drake'a Ombry, dziedzica Stada Cieni. Niniejszym odmawiam ci przywileju wiecznego odpoczynku i skazuję cię na dożywotnią niewolę. Abyś cierpiała każdego dnia swojego życia, służąc u moich stóp."

Wybucha chaos.

Previous ChapterNext Chapter