Read with BonusRead with Bonus

Działania Pijanego Kretyna

Minęło tylko kilka sekund od wypowiedzenia tego zdania, gdy mój telefon zaczął dzwonić.

"To on," szepnęłam do Lory, patrząc na ekran telefonu, na którym pojawiło się imię pana Rowe'a. Serce waliło mi jak oszalałe, gdy mój palec zawisł nad przyciskiem odbioru. Wzięłam głęboki oddech, zanim go nacisnęłam. "Halo?" odezwałam się po chwili całkowitej ciszy.

"Willow." Jego oddech był ciężki. Brzmiał na zaniepokojonego i jednocześnie ulga biła z jego głosu, gdy mnie usłyszał. "Czy wszystko w porządku?"

"Um... tak," odpowiedziałam niepewnie. Nie miałam pojęcia, dlaczego dzwonił. Co więcej, nadal nie mogłam ogarnąć, co się wcześniej wydarzyło.

"On cię nie skrzywdził?" wycedził.

Zawahałam się, bo mój umysł całkowicie się zablokował. Nie miałam pojęcia, o co mu chodziło. Zajęło mi chwilę, by zrozumieć, że Virgil już do niego zadzwonił i opowiedział o incydencie. Dlaczego jednak Virgil miałby to zrobić?

"Mówisz o tym, co się stało z Chrisem?"

"To tak się nazywa? Skrzywdził cię? Powiedz mi jego nazwisko. Dlaczego byłaś sama?"

Odruchowo odsunęłam telefon od ucha, zaskoczona jego lawiną pytań. Część mnie była pochlebiona i szczerze podekscytowana jego oczywistą troską o moje dobro. Inna część była zaniepokojona jego wtrącaniem się w moje prywatne sprawy z drugiego końca kraju.

"Nie skrzywdził mnie. Wszystko w porządku," zapewniłam. "Pan Grant jest laureatem pańskiego prestiżowego stypendium. Pan Grant otrzymał stypendium za swoje wzorowe zachowanie i osiągnięcia, prawda?" Byłam dość dumna z tego żartu, który wymyśliłam na poczekaniu.

Mruknął coś, co brzmiało podejrzanie jak "mały skurwiel." Musiałam przygryźć wargę, żeby nie roześmiać się na głos. Lory tylko patrzyła na mnie z uniesioną brwią. W odpowiedzi wzruszyłam ramionami.

"Nie będę cię zatrzymywał. Twój lot jest wcześnie rano. Chciałem tylko upewnić się, że wszystko u ciebie dobrze."

Brzmiał tak szczerze zmartwiony, że aż zrobiło mi się ciepło na sercu.

"Dziękuję, że się o mnie troszczyłeś. Przepraszam, że zakłóciłam ci noc, panie Rowe. Obiecuję, że wszystko jest w porządku, a moja najlepsza przyjaciółka jest tutaj ze mną."

"Nie wahaj się zadzwonić, jeśli będziesz czegoś potrzebowała. Albo zadzwoń do Virgila. Słodkich snów, Willow. Do zobaczenia jutro."

"Dobranoc, panie Rowe," powiedziałam powoli, nie chcąc kończyć rozmowy.

Gdy tylko rozmowa się zakończyła, spojrzałam na Lory. Wybuchłyśmy piskiem radości. Byłam wdzięczna, że Virgil nie był blisko. Co by sobie pomyślał?

Lory i ja obudziłyśmy się o świcie. Lepiej powiedzieć, że żadna z nas nie spała za bardzo. Ale byłam szczęśliwa, że mogłam się raz porządnie wystroić. Byłam kłębkiem nerwów i chciałam wyglądać i czuć się najlepiej, gdy spotkam człowieka, który trzyma mój przyszły los w swoich rękach. Po prysznicu, goleniu i peelingu do wojskowej perfekcji, siedziałam cierpliwie, gdy Lory prowadziła mnie przez kolejne kroki. Moje włosy były rozpuszczone, miękkie i lekko podkręcone na końcach, by wyglądały na gęstsze.

Ubierałam się w białą, zwiewną letnią sukienkę, w której Lory powiedziała, że wyglądam świetnie. Musiałam przyznać, że miała rację, gdy stanęłam przed lustrem. Zdecydowanie podkreślała moje długie nogi i ładny tyłek. Żałowałam tylko, że nie mogłam bardziej wypełnić gorsetu.

"Perfekcyjnie. Perfekcyjnie. Perfekcyjnie," klaskała, krążąc wokół mnie i sprawdzając, czy niczego nie pominęłam. Mogłam przegapić jakieś miejsce podczas golenia. Lepiej być bezpiecznym niż żałować.

Zegar wskazywał dokładnie 8, a moje serce waliło dziko, wiedząc, że wkrótce będę w drodze.

"Jak bardzo chciałabym, żebyś mogła ze mną jechać," powiedziałam do niej.

"Zobaczymy się wkrótce. Czy to bezpośrednio w Quentin za dwa tygodnie, czy wrócisz do Atkins, żebyśmy razem wyjechały... to nie ma znaczenia."

Westchnęłam. "Nie mam teraz miejsca do zatrzymania się w Quentin. Wrócę za kilka dni, najwyżej."

Odpowiedziała tylko mruknięciem, dając mi do zrozumienia, że wie coś, czego ja nie wiem.

"Musisz dzwonić do mnie codziennie. Upewnij się, że informujesz mnie o każdym szczególe."

Kiwnęłam głową. "Oczywiście. Będę potrzebowała twojej analizy," zażartowałam.

Spędziłyśmy większość nocy, dyskutując o tym, co się wydarzyło i co może się wydarzyć. Lory była przekonana, że pan Rowe interesuje się mną bardziej niż tylko opłacaniem mojego czesnego po tym, jak zadzwonił, by zapytać, czy wszystko u mnie w porządku. Chociaż byłam zdenerwowana jego intensywnym zainteresowaniem, głównie byłam zaintrygowana jego troską. Zastanawiałam się, co Virgil powiedział mu o Chrisie i jego zachowaniu, że tak zareagował.

Gdy w końcu zadzwonił dzwonek do drzwi, wciągnęłam głęboko powietrze i rozejrzałam się po pokoju. Wszystko, co posiadałam, było spakowane i gotowe do drogi. W domu nie pozostało nic oprócz pustki. Lory chwyciła mój bagaż, podczas gdy ja robiłam ostateczną kontrolę rzeczy w torbie podręcznej. Śledziłam ją, schodząc po schodach, chichocząc z jej widocznego podekscytowania. Otworzyła drzwi frontowe z rozmachem. Po drugiej stronie stał Virgil z uprzejmym uśmiechem.

"Dzień dobry, panie." Skinął nam krótko głową.

Lory wyciągnęła do niego rękę. Ujął ją na powitanie. "Przepraszam za to, co się stało wczoraj wieczorem. To moja wina, że zabrałam tam Willow."

Pokręcił głową. "Panno Adams, proszę nie obwiniać się za działania pijanego idioty."

Lory wciąż patrzyła na niego. "Willow jest moją najlepszą przyjaciółką. Traktuję ją jak siostrę. Proszę obiecaj mi, że nic niestosownego się nie wydarzy, gdy spotka pana Rowe. Nie obchodzi mnie, jak bogaty i potężny jest. Jeśli choćby ją obrazi, znajdę sposób, by odpłacić mu dziesięciokrotnie. Może jest bogatszy, ale ja z pewnością jestem mądrzejsza."

Opadła mi szczęka na jej słowa. Ostatnią rzeczą, jakiej się spodziewałam, było to, że Lory pokaże pazury i nie pozostawi nic niedopowiedzianego. Jednak Virgila to rozbawiło, zamiast urazić.

"Zapewniam, że pan Rowe ma tylko najlepsze intencje wobec panny Taylor."

"Mam nadzieję, że tak. Rozsądnie jest jednak myśleć, że może mieć złe intencje wobec mojej przyjaciółki."

"Dobrze, wystarczy." Pociągnęłam ją za rękaw, aby odciągnąć ją od Virgila, moje policzki płonęły ze wstydu. "Lory, wszystko będzie w porządku. Zadzwonię do ciebie, jak tylko będę mogła, dobrze?"

Przytuliła mnie mocno, a ja odwzajemniłam uścisk. Przejście od codziennych spotkań z nią do braku kontaktu przez kilka dni... będzie trudne.

"Kochałam cię," powiedziała, a jej głos drżał od szlochu.

"Zobaczymy się wkrótce. Nasze marzenia się spełniają, głuptasie." Powstrzymałam łzy.

Lory skinęła głową i odsunęła się, ocierając łzy. Virgil wziął moje torby i ruszył w stronę swojego samochodu.

"Kochałam cię bardziej niż cokolwiek." Dałam jej ostatni uścisk i poszłam za Virgilem.

"Zamknę drzwi," zawołała.

Pomychałam jej, zanim wsiadłam do samochodu. Virgil zamknął moje drzwi i odwrócił się, by coś powiedzieć Lory. Skinęła mu głową i została na ganku, gdy odjeżdżaliśmy. Spojrzałam po raz ostatni na dom, w którym mieszkałam przez lata, mały głos w mojej głowie był pewien, że to ostatni raz, kiedy go widzę.

Virgil jechał w milczeniu, zostawiając mnie z moimi myślami, gdy pędziliśmy autostradą. W końcu odwróciłam się do niego, ciekawa, jakiej 'ochrony' uważał, że potrzebuję.

"Powiedziałeś panu Rowe, co się stało wczoraj wieczorem, prawda?"

Nie unikał odpowiedzi. Jego oczy pozostały na drodze, gdy odpowiedział, "Tak."

"Dlaczego?" zapytałam.

"Powinnaś zapytać pana Rowe o to."

Westchnęłam, wiedząc, że nie pęknie i nie da mi potrzebnych informacji. Spróbowałam innego podejścia. "Jak długo dla niego pracujesz?"

"Cztery lata."

"Czy kiedykolwiek zajmowałeś się innymi jego projektami charytatywnymi?"

Spojrzał na mnie. "Czy tak siebie widzisz? Jako projekt charytatywny?"

Spojrzałam przez okno. "To nie ma znaczenia. Jestem wdzięczna, że finansuje moje wykształcenie."

Gdy nie odpowiedział, ponownie na niego spojrzałam. Zauważyłam lekkie potrząsanie głową i niewyraźne mamrotanie. Byłam pewna, że nazwał mnie naiwną.

Nie minęło dużo czasu, zanim dotarliśmy na lotnisko. Virgil pokazał kartę na punkcie kontrolnym, zanim zatrzymaliśmy się obok odrzutowca z inicjałami RHI na boku. Virgil bez problemu wprowadził mnie na pokład.

To był mój pierwszy lot i byłam zdenerwowana. Po tym, jak zostałam skierowana na wygodne siedzenie i zabezpieczona, Virgil zaczął iść w stronę tyłu odrzutowca.

"Czekaj!" Próbowałam zwrócić jego uwagę. "Dokąd idziesz?"

"Idę usiąść tam z tyłu." Wydawał się zdezorientowany moim pytaniem.

Moje oczy już zaczynały się łzawić i byłam przytłoczona. "Czy musisz tam siedzieć?" Po dłuższej pauzie pokręcił głową. "Nie."

"Możesz usiąść gdzieś bliżej?" Nie chciałam być całkiem sama i bezbronna. "Nigdy wcześniej nie leciałam."

Musiał to zrozumieć, bo przesiadł się na siedzenie po drugiej stronie przejścia ode mnie. Uśmiechnął się uspokajająco, mówiąc: "Nie bój się. Statystycznie rzecz biorąc, latanie jest bezpieczniejsze niż jazda samochodem."

Racja. Statystycznie rzecz biorąc, nie powinnam się bać. Gdybym tylko mogła uspokoić lęk w moim sercu.

Previous ChapterNext Chapter