




05. Zdecydowanie zadzierasz ze mną.
Spełnić jego polecenie?
Wstrzymuję oddech, zaskoczona jego nagłymi słowami. Moje myśli są w chaosie, tak szybkie i zagmatwane, że tańczą w mojej głowie, sprawiając, że rozważam tysiąc i jeden możliwości, o co może mnie poprosić.
I wydaje się, że podoba mu się moja reakcja, bo to pierwszy raz, kiedy widzę, jak naprawdę się uśmiecha... jakby dobrze się bawił moim kosztem.
„Co mogę dla pana zrobić, panie Pollock?” Zmuszam się do rozwikłania pytania, moje usta wysychają z niepokoju.
Czy poprosi mnie, żebym zabrała swoje rzeczy i opuściła firmę?
Czy poprosi, żebym przestała chodzić do klubu?
„Zrób mi kawę.” W końcu mówi, odrywając wzrok ode mnie i kierując go na ekran komputera.
Muszę mrugnąć kilka razy, powtarzając jego słowa i głos w mojej głowie jak echo, żeby zrozumieć, że... „Czekaj, co?”
Pan Pollock zwraca na mnie oczy, nadal z rozbawionym uśmiechem na ustach... To prawie szyderczy uśmiech, zęby ukryte za zaciśniętymi wargami, ale błysk w jego oczach mówi mi, że dobrze się bawi.
„Kawę.” Powtarza spokojnie, jakbym była idiotką czy coś.
„Czy zadzwonił pan po mnie, żeby zrobić kawę?” Prawie wypluwam słowa, jakby były gorzkie. Chwytam mocniej poduszkę na krześle, żałując, że nie usiadłam, bo na pewno teraz spada mi ciśnienie.
„Właściwie cappuccino.” Opiera się wygodnie na krześle, lekko obracając ciało i krzyżując ramiona. Nie mogę nie zauważyć, jak jego ramiona napinają się nawet pod czarnym garniturem, który jest tak obcisły, że zastanawiam się, jak wygląda pod tymi wszystkimi ubraniami... Szczerze mówiąc, nienawidzę siebie za to. Robi ze mnie głupka, a ja tu prawie ślinię się na jego widok tylko dlatego, że dobrze wygląda.
Chyba zbyt długo nie spałam z nikim.
„Wiesz, jak zrobić cappuccino, prawda?” Pyta, jego oczy utkwione w moich... i to naprawdę mnie irytuje. „Po prostu dodaj mleko.”
Jeśli to tylko kwestia dodania mleka, dlaczego sam tego nie zrobisz?
Prychnę, powstrzymując się od przewrócenia oczami. Po prostu daję sarkastyczny uśmiech, wysuwając koniuszek języka, żeby zwilżyć usta, i przeczesuję palcami moje długie czarne włosy.
I w przeciwieństwie do momentu, gdy wyglądałam na zdezorientowaną, kruchą i przestraszoną, teraz nie wydaje się być zadowolony z mojej reakcji. Marszczy brwi, jego opuszczone brwi sprawiają, że jego spojrzenie staje się bardziej surowe.
„Chyba coś pan źle zrozumiał, panie Pollock. Jestem kierowniczką odpowiedzialną za umowy, a nie asystentką.” Kładę ręce na biodrach, wypinając pierś, a moje piersi lekko podskakują w dekolcie — coś, co przyciąga jego wzrok na krótką chwilę.
„Ale ja jeszcze nie mam asystenta, pani Morgan.” Mówi spokojnie, jakby to było coś oczywistego, niemalże uzasadnionego. „Dlatego właśnie do pani zadzwoniłem.”
„Dlaczego ja?” Krzyżuję ramiona, próbując brzmieć równie groźnie jak on, ale oczywiście moja próba jest żałosna, a on widzi przez moją maskę. A widzenie przez maski to coś, co mnie głęboko niepokoi, zwłaszcza że wczoraj miałam na sobie tylko cienką koronkę, która zakrywała jedynie moje oczy.
Nagle, nie wydaje się to być takie trudne zadanie, by zobaczyć, co ukrywam.
„Dlaczego nie ty?” Przechyla głowę, opierając ramiona na podłokietnikach. Jego subtelne ruchy przykuwają moją uwagę, i chociaż są proste, nie ma w nich nic niewinnego, gdy rozkłada ramiona, stukając palcami i trzymając wysoko podbródek.
Próbuję odepchnąć moje zaniepokojenie, jeszcze mocniej ściskając ramiona, które pozostają skrzyżowane pod moimi piersiami.
„Cóż, jak zapewne już pan wie, znając hierarchiczną strukturę PLK Entertainment...” Zaczynam powoli, patrząc mu prosto w oczy, próbując ukryć wyzwanie w moich słowach miękkim tonem. „Jestem menedżerem odpowiedzialnym za wszystkie kontrakty w tej firmie; mój czas jest niezwykle cenny i nie ma nikogo, komu mogłabym delegować swoją pracę, ponieważ nie odpowiadam bezpośrednio nikomu-”
„Z wyjątkiem mnie.” Przerywa mi, sprawiając, że moje oczy lekko się rozszerzają.
„Tak. Z wyjątkiem pana — prezesa.” Wymuszam uśmiech, czując zimno krwi.
Naprawdę patrzy na mnie z góry, prawda?
„Jestem tego świadomy, pani Morgan, ale jak pani widzi, to mój pierwszy dzień tutaj i jeszcze nie znalazłem asystenta ani sekretarki.” Jego głos jest spokojny i opanowany, nawet jeśli uśmiech nadal gości na jego ustach. „Więc pomyślałem, kto mógłby mi uprzejmie podać kawę, i pomyślałem o pani... ponieważ będziemy teraz często współpracować.”
Biorę głęboki oddech, rozluźniając ramiona, gdy ponownie chwytam krzesło przede mną, ściskając poduszkę w ten sam sposób, w jaki on ściska podłokietnik... Kiedy zauważam, że naśladuję jego subtelne gesty, cofam ręce i pozwalam im opaść wokół mojego ciała.
Przymykam oczy, nie wierząc ani trochę w jego słowa, ponieważ wiem, co próbuje zrobić. Jest czarujący; nie będę tego zaprzeczać. Może to jego pewna siebie postawa, która graniczy z arogancją, sprawia, że jest tak atrakcyjny, zwłaszcza że naprawdę cieszy oko... Ale faktem jest, że Abraham Pollock zna swoją moc nad ludźmi wokół niego. To nie tylko jego wygląd, ale pewność siebie, która wstrząsa wszystkimi wokół.
I próbuje wstrząsnąć także mną... próbując sprawić, bym poczuła się w jakiś sposób wyjątkowa.
Ale nie dam się na to nabrać.
„Czy to kara?” mówię sarkastycznie, patrząc mu prosto w oczy, ale natychmiast tego żałuję, bo jego uśmiech się poszerza, złośliwy, wywołując dreszcz na moich plecach.
„Dlaczego miałoby tak być? Zrobiłaś coś złego?” Jego intensywne spojrzenie i głęboki głos dezorientują mnie, sprawiając, że wstrzymuję oddech...
Naprawdę powinnam trzymać język za zębami.
Pan Pollock jest Dominem — Mistrzem. Nie powinnam o tym tak łatwo zapominać. Może tylko bawi się moją głową, ale jego subtelne prowokacje zaczynają mnie wciągać. Wpadam w jego pułapkę, tak czy inaczej.
Lepiej zrobię tę cholerną kawę i jak najszybciej stąd wyjdę. Ten mężczyzna jest zbyt niebezpieczny.
Wzdycham, kiwając głową na zgodę. „Dobrze, w porządku. Cappuccino?”
„Tak. Kwarta mleka.” Mówi po prostu, składając ręce na kolanach. „Poprosiłem panią Verę, żeby przyniosła butelkę espresso i trochę mleka.”
Chwila. Więc ten drań kazał mi iść pięć pięter w górę, ale nie poprosił pracownicy kuchni — która przyniosła mu kawę i już tu była — żeby zrobiła mu cappuccino? Szczerze, zaraz mnie doprowadzi do szaleństwa. Jestem naprawdę na skraju, z przepaścią szaleństwa przed oczami, i to nie w dobrym sensie.
Biorę kolejny głęboki oddech, maksymalnie napełniając płuca, po czym przechodzę przez pokój, stukając obcasami głośniej, niż bym chciała. Zatrzymuję się przed dyskretnym blatem i rozkładam dłonie na powierzchni, patrząc na czarny kubek i butelkę.
Serio, naprawdę wezwał mnie tutaj, żeby mu podać kawę?
Jesteś dosłownie w tym samym pokoju, po prostu rusz tyłek i zrób to sam!
Hah... Zdecydowanie ze mną pogrywa.
Cóż, cokolwiek. Nie chcę przedłużać tej tortury dłużej, niż to konieczne. Więc zaczynam nalewać kawę do połowy kubka, uważając, żeby jej nie rozlać. I z kwartą mleka... w końcu pan Pollock wydaje się wybredny, jeśli chodzi o ilość mleka-
„Nie zapytasz mnie, ile kostek cukru chcę?” Pan Pollock mówi nagle, sprawiając, że podskakuję.
Kubek chwieje się w mojej dłoni i prawie rozlewam gorący napój na skórę; gdyby nie duża dłoń, która trzyma moją mocno, z pewnością bym się poparzyła.
„Spokojnie, przestraszony kotku... Poparzysz się.” Jego chrapliwy głos brzmi zbyt blisko, niebezpiecznie blisko, tak że jestem zdezorientowana i nie zwracam uwagi na jego prowokacyjny ton ani sposób, w jaki mnie nazywa. W rzeczywistości boję się poruszyć choćby mięśniem i oprzeć swoje ciało o jego, bo mała odległość między nami może tylko zapobiec dotykaniu się naszych ubrań; nadal czuję jego ciepło i zapach dyskretnej, męskiej wody kolońskiej.
Mrugam kilka razy, biorąc krótkie oddechy, starając się nie patrzeć na niego, bo moja twarz płonie, a nie chcę dać mu satysfakcji z widoku moich zarumienionych policzków.
"Przepraszam, że cię przestraszyłem." Jego przeprosiny są wyraźnie fałszywe, ponieważ na jego ustach wciąż widnieje zadowolony uśmiech.
Cofa rękę, opierając ją na blacie obok mnie, nie ruszając ani jednego mięśnia, nie robiąc kroku, by zwiększyć dystans między nami.
I próbuję udawać, że mnie to nie obchodzi, że wcale nie jestem zaskoczona nagłym uświadomieniem sobie, że jest ogromny, jego ramiona są tak duże, że mogłyby mnie łatwo złamać. Ale nie tylko to... nawet w wysokich obcasach nie mogę dosięgnąć jego ramienia.
"Pani Morgan." Jego niski głos przyciąga moje oczy, jakby to była najnaturalniejsza rzecz na świecie. Jego pochylona głowa blisko mojej pozwala mu widzieć moją twarz, mimo że próbuję ją ukryć, a jego ciepły oddech łaskocze mój policzek. Moje ramiona prawie dotykają jego klatki piersiowej; jesteśmy tylko o kilka centymetrów od siebie i zastanawiam się, czy to właśnie on określiłby jako karę.
"Tak?" Pytam powoli, nie odrywając wzroku od ciemnych oczu, które przypominają mi niebieskie szafiry tak wypolerowane, że mogłyby mnie przeciąć... Ale pan Pollock przerywa nasz kontakt wzrokowy, by spojrzeć na moje usta, zatrzymując się na nich na kilka sekund, zanim wróci do moich oczu.
"Kostki cukru." Mówi, oszałamiając mnie, zmuszając mnie do szybkiego odwrócenia twarzy i wpatrywania się w kubek kawy, który, choć nie został rozlany, jest przypomnieniem mojej upokorzenia. "Nie zapytasz mnie, ile kostek cukru chcę?"
Oddycham ciężko, zamykając na kilka sekund oczy, kontrolując nagły impuls, by rzucić mu to w twarz i jednocześnie stracić pracę.
"Ile kostek cukru pan chce, panie Pollock?" Pytam, już trzymając łyżeczkę w cukiernicy...
"Żadnej. Nie lubię rzeczy, które są zbyt słodkie."
Rzucam mu ostre spojrzenie, gotowa rzucić się na jego szyję i może zrzucić go z dachu tego budynku. Utrata pracy to najmniejszy z moich problemów — jestem gotowa go zabić.
Ale jego rozbawiony uśmiech całkowicie mnie rozbraja, ponieważ nie jest to tylko pretensjonalny uśmieszek z aroganckim tonem... Jego zęby pokazują się dyskretnie w tym rozbawionym uśmiechu, gdy bierze kubek z mojej ręki, pijąc łyk, nadal utrzymując kontakt wzrokowy.
"To dobrze." Odwraca się do mnie plecami, a ja stoję oszołomiona, patrząc na jego szerokie plecy, gdy idzie z powrotem do stołu. "Może robienie dobrej kawy to jeden z twoich ukrytych talentów?"
Mój żołądek się skręca, a nogi nagle stają się słabe. Opieram się o blat, opierając na nim dolną część pleców, szukając w sobie siły.
"Może pani już iść, pani Morgan." Mówi, nie zwracając na mnie więcej uwagi. "Dziękuję za kawę."