Read with BonusRead with Bonus

Rozdział 2

Perspektywa Tragedii

Kurczowo trzymałam się szorstkiej kory drzewa, moje piersi unosiły się gwałtownie, gdy łapałam oddech.

Moje ciało bolało, zmęczenie przeszywało moje mięśnie, a moje bose stopy pulsowały bólem, zakrwawione od długiego i desperackiego biegu, na który się zdecydowałam.

Wbrew wszelkim przeciwnościom udało mi się dotrzeć aż tutaj pieszo. Przekroczyłam granicę stada i teraz znajdowałam się w ziemi niczyjej, złapana między bezpieczeństwem mojego dawnego stada a niepewnością tego, co nieznane.

Gdybym tylko miała przy sobie swoją wilczycę, ale jak wiele innych słabeuszy, pozostawała ona nieuchwytna, ukryta przede mną...

Nie było rzadkością, że słabeusze nigdy nie łączyli się ze swoimi wilkami, co zawsze mnie smuciło. Jako młoda nastolatka, podczas gdy inni w moim wieku doświadczali ekscytacji związanej z pierwszą przemianą i radości z połączenia ze swoimi wilkami, ja czytałam książki, które mówiły mi, że mogę nigdy tego nie doświadczyć.

Moje słabe i wątłe ciało oznaczyło mnie jako słabeusza stada, niezdolnego do przejścia przemiany, która definiowała nasz gatunek. Teraz, mając osiemnaście lat i żadnych oznak mojej wilczycy, stawałam w obliczu surowej rzeczywistości - prawdopodobnie nigdy się to nie stanie.

Nawet mój partner mnie nie chciał... dlaczego miałaby mnie chcieć moja wilczyca?

Dzisiejszy dzień był upokarzającym przypomnieniem, że byłam jedynie plamą brudu w świecie wilków.

Był to druzgocący cios, udowadniający, że byłam niczym więcej niż ciężarem dla jakiegokolwiek stada - nawet dla Alfy, z którym miałam nadzieję na połączenie.

Byłam przedmiotem kpin, źródłem drwin wśród innych. Wiedza, że jedynie zhańbiłabym jego reputację jako lidera, w połączeniu z faktem, że najprawdopodobniej nigdy nie byłabym wystarczająco silna, aby urodzić jego dzieci, tylko pogłębiała ból w moim sercu.

Z samego widoku wiedział, że nie spełnię jego potrzeb...

Pociągając nosem, otarłam łzy z twarzy, moje kroki chwiały się, gdy potykałam się naprzód.

Chcę teraz tylko oddalić się jak najdalej od mojego starego stada.

Nocne powietrze chłodziło moją skórę, przypominając mi o surowej rzeczywistości, z którą teraz się zmagałam. W przewrotny sposób powinnam być wdzięczna, że syn Alfy mnie odrzucił. Mógł wybrać, by zakończyć moje życie, jako ostateczną karę za obrazę.

Może, z czasem, mogłabym stać się silniejsza. Może mógł mi pomóc pozbyć się ograniczeń bycia słabeuszem. Ale nie dał mi tej szansy, odrzucając mnie bez zastanowienia - pokazując swoje prawdziwe obrzydzenie dla mojego rodzaju.

Skulona w ciepło mojego dzianinowego kaptura, szorstki materiał zapewniał mi pewną ulgę przed gryzącym zimnem, kontynuowałam wędrówkę przez las, moje kroki były niepewne i bez celu.

Czas zdawał się ciągnąć w nieskończoność, mijające godziny stawały się mglistym cieniem pod przyćmionym blaskiem księżyca, gdy parłam naprzód...

Nagle, odległy róg przebił się przez noc, wyrywając mnie z myśli. To nie był zwykły róg - brzmiał jak pociąg.

Fala paniki ogarnęła mnie, moje instynkty nakazywały mi się ruszyć, znaleźć schronienie. Drżąc, mocniej zacisnęłam zniszczone ubranie, uświadamiając sobie, że nie mam nadziei na przetrwanie całej nocy w tym stanie...

Kierowana czystym instynktem przetrwania, podążałam niewidzialną ścieżką przede mną, iskra nadziei zmieszana z niepokojem prowadziła moje zmęczone kroki.

Gdy róg pociągu stawał się głośniejszy, tak rosła moja nadzieja...

Jeśli udałoby mi się złapać ten pociąg, mógłby mnie zabrać daleko od bolesnych wspomnień i dręczącego odrzucenia, które unosiły się w powietrzu mojego dawnego stada. Może ktoś tam zaoferowałby mi pomoc lub przyjął mnie?

Po tym, co wydawało się wiecznością, natknęłam się na mały punkt odpoczynku przy torach - zauważając nieruchomy pociąg, do którego mężczyźni ładowali masy towarów.

Ukryłem się za pobliskimi drzewami, nie chcąc, żeby mnie zauważyli, gdy obserwowałem ich pracę i śmiech...

Powietrze było ciężkie od zapachu metalu i oleju, a punkt odpoczynku wypełniał zgiełk. Krzątali się, ich głosy mieszały się z brzękiem ładunku i okazjonalnym zgrzytem metalu o metal.

Studiowałem pociąg, oceniając różne przedziały i wagony, szukając potencjalnej kryjówki...

Chyba zwariowałem!

Kiedy robotnicy zdawali się kończyć załadunek, zaczęli się rozchodzić, zostawiając pociąg na chwilę bez opieki...

Wziąłem głęboki oddech, drżąc jeszcze raz w zimnej nocy, zanim zdecydowałem, że to moja jedyna szansa, żeby uciec...

Chwytając okazję, wyskoczyłem z kryjówki i podszedłem do otwartych drzwi jednego z wagonów towarowych. Serce waliło mi z podekscytowania i odrobiny strachu, wiedząc, że muszę działać szybko i cicho, bo ci ludzie mogliby mnie rozszarpać w sekundę...

Mogą pomyśleć, że jestem złodziejem albo niebezpiecznym awanturnikiem, chcącym sprawić im kłopoty... ale ja tylko chciałem bezpieczeństwa na noc.

Z precyzją wspiąłem się na pokład, cicho wślizgując się do wagonu towarowego. Ciemność mnie otoczyła, przerwana jedynie słabymi smugami księżycowego światła, które przesączały się przez małe szczeliny w ścianach. Powietrze wewnątrz miało zapach oleju i stęchłego metalu, ale nie zwracałem na to uwagi. To był mój bilet do wolności, szansa na zostawienie za sobą bólu i odrzucenia, które mnie dziś prześladowały.

Znalazłem zaciszny kąt i usadowiłem się, robiąc sobie jak najwygodniej na twardej podłodze - ciesząc się odrobiną ciepła, które przesączało się z pary na zewnątrz.

Dźwięk mojego własnego bicia serca dudnił mi w uszach, nieustannie przypominając o ryzyku, jakie podjąłem, wspinając się tutaj...

Gdy pociąg ruszył, symfonia stukotu i skrzypienia wypełniła powietrze. Znajomy rytm kół na torach rozbrzmiewał przez skrzynie, melodia odjazdu i możliwości.

Wstrzymałem oddech, czując wibracje pod sobą, zdając sobie sprawę, że nigdy wcześniej nie jechałem pociągiem, aż do teraz, gdy powoli nabierał prędkości.

W tej chwili wiedziałem, że zostawiam za sobą wszystko, co znałem - watahę, która mnie teraz odrzuciła i znajome krajobrazy, które stałyby się tylko duszącymi przypomnieniami mojej przeszłości. Przed sobą miałem nieznane miejsce, a sama myśl o tym napawała mnie lękiem.

Gdy pociąg pędził przez noc, niosąc mnie z dala od mojego starego życia, nie mogłem przestać się zastanawiać, co czeka za horyzontem. Świat rozciągał się przede mną, pełen nieopowiedzianych historii i nieodkrytych możliwości...

Nie miałem pojęcia, jak naprawdę wygląda życie poza granicami mojej watahy. Wiedziałem tylko to, czego nauczyłem się z książek lub z plotek...

Wiedziałem, że trwa niebezpieczna wojna, obejmująca wiele watah w całym kraju, ale poza tym - nie mogłem powiedzieć ci żadnych innych szczegółów na ten temat.

Zawsze mówiono nam, że będziemy dużo bezpieczniejsi w domu... i tak właśnie ufałem... przynajmniej do momentu, gdy zostałem wyrzucony.

Przełykam ślinę i zamykam oczy, poddając się rytmicznemu ruchowi pociągu, pozwalając dźwiękowi i kołysaniu ukołysać mnie do niespokojnego snu.

Powiedziałbym, że dzisiaj był najgorszy dzień w moim życiu... ale to byłoby niesprawiedliwe stwierdzenie. Miałem wiele złych dni... znacznie więcej niż dobrych.

Nie wiedziałem, jaki będzie mój następny ruch w tej grze zwanej życiem, ale miałem nadzieję, że będzie przynajmniej lepszy niż to, co nazywałem 'domem' przez wszystkie te lata.

Chcę tylko czuć się bezpiecznie i pożądany...

Czy to naprawdę za dużo?

Previous ChapterNext Chapter