Read with BonusRead with Bonus

3

"Nikita, czy ty oszalałaś?!" warknęłam na nią.

"Jaki masz problem? Nie mogę cię codziennie wozić do pracy. Mam też swoje sprawy do załatwienia. Teraz wysiadaj z mojego auta." Otworzyła zamki drzwi.

"Czemu zatrzymałaś się w połowie drogi? HamIX International jest jeszcze daleko stąd." Mruknęłam.

"To nie mój problem, wiesz?" uśmiechnęła się ironicznie. "Możesz iść na najbliższy przystanek, który jest dwadzieścia minut stąd, a potem wsiąść do autobusu."

"Wiesz, że nie lubię jeździć autobusami." Skrzyżowałam ręce na piersi, ściskając swoje ogromne piersi. "Dokąd w ogóle się wybierasz?"

"Jeśli nie lubisz jeździć autobusami, to kup sobie cholerne auto!" Zaczęła cicho, ale ostatnie pięć słów wykrzyczała. "Idę na randkę."

"Nie mam jeszcze pieniędzy na samochód. Muszę oszczędzać na inne rzeczy." Zmarszczyłam brwi jeszcze bardziej. "Nie możesz mnie tam zawieźć, zanim pójdziesz, gdziekolwiek chcesz?"

Westchnęła, mamrocząc przekleństwa pod nosem. "Mam randkę i nie mogę się spóźnić; Dash jest bardzo zajętym człowiekiem," powiedziała przez zaciśnięte zęby.

"Arghhh..." jęknęłam. "Nienawidzę cię!" wyplułam z siebie.

"No jasne! Ja też cię nienawidzę." Przewróciła oczami. "Wysiadaj z mojego auta."

"Nienawidzę cię bardziej." Agresywnie otworzyłam drzwi i wysiadłam z samochodu. Nawet nie zauważyłam, kiedy wystawiłam jej język. Byłam po prostu zbyt sfrustrowana.

"Pa, kochanie." Pomachała mi palcami, chichocząc. "Zauważyłam zmianę w twoim stylu ubierania się od ostatniego tygodnia, odkąd pracujesz z nim." Uśmiechnęła się i odpaliła silnik.

"Idioto." Prychnęłam. Ona wybuchła śmiechem i odjechała.

Ścisnęłam mocno swoją torbę. Starałam się nie spóźniać do pracy, ale Nikita na pewno mi to utrudniła; teraz na pewno się spóźnię.

Machnęłam ręką w powietrzu, wołając taksówkę, ale głupi kierowca mnie zignorował. Westchnęłam i zaczęłam machać ręką do innych.

Po kilku minutach wołania taksówek, bez skutku, samochód zatrzymał się tuż przede mną. Nie wyglądał na taksówkę, więc pewnie to jakiś dupek próbujący mnie poderwać albo przypadkowa osoba, która się zatrzymała.

Zignorowałam samochód i kontynuowałam poszukiwania jakiejkolwiek taksówki. Następny przystanek był zbyt daleko, bym mogła tam dojść. Moje bardzo wysokie szpilki nie pozwoliłyby mi przejść bez skręcenia kostki.

"Hej, śliczna." Gruby męski głos zawołał mnie przez otwarte okno samochodu.

Rzuciłam przelotne spojrzenie na osobę, ale nie mogłam jej rozpoznać, więc postanowiłam całkowicie ją zignorować.

"Hej, cukiereczku. Mówię do ciebie, gorąca laska. O rany, co za gorąca sztuka nam się tu trafiła." Powiedział uwodzicielsko. Z boku widziałam, jak oblizuje dolną wargę, ale nadal go ignorowałam.

"No dalej, skarbie, nie ignoruj mnie tak. Pozwól, że cię podwiozę. Nie mogę patrzeć, jak taka seksowna dama jak ty stoi tutaj, czekając na taksówkę, która nie przyjedzie w najbliższym czasie. Wyglądasz na spieszącą się. Podwiozę cię." Nadal go ignorowałam.

'Nie jestem Kade, musisz przestrzegać moich zasad. Rozumiesz?' Głos Hamesa zabrzmiał w mojej głowie. Boże, Imogen, jesteś taka głupia! Ktoś oferuje ci darmowy podwóz, a ty go ignorujesz. Hames by cię zabił!

Z fałszywym uśmiechem odwróciłam wzrok na mężczyznę. O mój Boże, co za przystojniak nam się trafił.

"Cześć." Pomachałam do niego z nieśmiałym uśmiechem.

"Świetnie, w końcu mi odpowiedziałaś." Uśmiechnął się do mnie. Jego odważne niebieskie oczy oceniały mnie jak kawałek ciasta, który mógłby zjeść od razu.

"Możesz mnie podwieźć do HamIX International?" Zapytałam z uroczym uśmiechem.

"Jak mógłbym odmówić prośbie królowej jak ty? Wskakuj." Puścił oko.

"Dziękuję." Zachichotałam, a potem obeszłam samochód, żeby wsiąść na miejsce pasażera. Zamknęłam drzwi, a następnie pociągnęłam spódnicę w dół, bo się podciągnęła.

"Jestem Tyler Jones, 26 lat." Przedstawił się i uruchomił silnik.

"Jestem Imogen Mark, 25 lat." Odpowiedziałam.

"Wow! Masz takie ładne imię. Twoje imię jest tak piękne jak ty." Poruszył brwiami.

"Dziękuję." Poczułam, jak ciepło wznosi się z szyi na twarz, tworząc rumieniec.

"HamIX International." Skinął głową i zaczął jechać.


"To mój numer telefonu, zadzwoń do mnie." Tyler puścił oko, podając mi kartę.

"Pewnie, dziękuję." Wsadziłam kartę do torby. "Naprawdę doceniam twoją pomoc."

"Och, cieszę się, że mogłem ci pomóc." Znów puścił oko. To chyba nawyk. "Cześć."

"Cześć." Pomachałam mu i natychmiast obróciłam się na pięcie.

Po raz pierwszy w życiu wbiegałam do budynku, czując ogromny stres związany z możliwością spóźnienia.

"Nic się nie stanie, nic się nie stanie," mówiłam do siebie, próbując się uspokoić. Weszłam do budynku, idąc szybko.

"Imogen, jesteś dziś spóźniona? Cholera, jeszcze nie wiesz, kim jest Hames." Głęboki głos Sarah przywitał mnie.

Nawet bez "Dzień dobry"? Rzuciłam jej gniewne spojrzenie, wpisałam swoje imię do księgi obecności tak szybko, jak mogłam, i biegłam dalej. Sprintem dotarłam do windy, nieustannie naciskając guziki.

Winda nie odpowiadała na czas, co sprawiało, że stawałam się coraz bardziej niecierpliwa. Z frustracji kopnęłam bok windy.

"Imogen, uważaj, żeby nie zepsuć windy," krzyknęła Sarah, śmiejąc się ze mnie szyderczo.

Prychnęłam na nią. Drzwi w końcu się otworzyły i kilka osób wyszło. Szybko wbiegłam do środka, a drzwi natychmiast się zamknęły. Nacisnęłam przycisk z numerem 68. Wydawało się, że minęły wieki, zanim drzwi ponownie się otworzyły na 68. piętrze. Wybiegłam z windy. Moja głupia torba musiała wypaść mi z ręki w pośpiechu, więc schyliłam się, żeby ją jak najszybciej podnieść. Miałam nadzieję, że żaden mężczyzna nie był za mną, bo miałby wtedy nieograniczony widok na mój duży, okrągły tyłek. Biegłam dalej do drzwi naszego biura. Tak jak u Kade'a, moje biuro było w środku biura Hamesa i oddzielone szklanymi ścianami i drzwiami.

Wyciągnęłam kartę z torby, włożyłam ją w odpowiedni otwór i wstukałam kod, żeby drzwi się otworzyły. Zastanawiałam się, dlaczego zmienili zamek w drzwiach. Dla celów bezpieczeństwa, głupia.

Pchnęłam drzwi i weszłam do środka. Drzwi automatycznie się zamknęły, zostawiając mnie przed samym Diabłem. "Dzień dobry, panie."

Podniósł głowę znad biurka z obojętnym wyrazem twarzy. Patrzyłam na niego przez chwilę, oczekując, że mnie skarci. Nie powiedział ani słowa, co wprawiło mnie w stan zdezorientowania.

Zmarszczyłam brwi w zdumieniu. On wciąż patrzył na mnie, skanując mnie od stóp do głów, popijając coś z kubka, nadal nie mówiąc ani słowa.

Ponieważ nic nie mówił, uznałam, że najlepiej będzie odejść, więc zaczęłam iść w stronę mojego biura, czując jego wzrok na sobie.

"Panno Mark, proszę tutaj." Jego głos zawierał tyle autorytetu, że przeszył mnie dreszcz strachu. Przełknęłam ślinę i odwróciłam się do niego z nerwowym uśmiechem. Jak kazał, podeszłam do niego. Moje nogi wydawały się być niepewne, poruszały się w dziwny sposób. Wydawało się, że nagle zapomniałam, jak się chodzi. Jego spojrzenie skierowane na mnie było zarówno przerażające, jak i irytujące. Zastanawiałam się, co mu chodzi po głowie.

Zatrzymałam się tuż przed nim, ściskając uchwyty torby przed sobą. "Tak, panie?"

Przez kilka minut nie mówił ani słowa, zanim w końcu się odezwał: "Usiądź tam." Wskazał na jedno z krzeseł naprzeciwko jego biurka.

Zrobiłam, jak kazał, i usiadłam tam.

Znowu przez kilka minut nic nie mówił, popijając długie łyki czegoś, co teraz zidentyfikowałam jako kawę w jego kubku. "Masz problem."

Jezu, to było tak przypadkowe, ale trochę oczekiwane. Otworzyłam usta, żeby coś powiedzieć, ale nie wiedziałam, co odpowiedzieć.

"Powiedziałem, że masz problem, duży problem." Powtórzył.

"Przepraszam." Spuściłam głowę, żeby nie patrzeć w jego groźne jasno brązowe oczy.

"Nie mów przepraszam!" Krzyknął, uderzając dłonią w biurko. Skuliłam się; przysięgam, że myślałam, że życie ze mnie wyparowało przy głośności jego głosu.

„O… o–okej.” Zająknęłam się.

„Znowu jesteś spóźniona?” Nie krzyczał tym razem, ale jego głos wciąż miał ten przerażający ton.

„Korki,” to wszystko, co mogłam wykrztusić.

„Naprawdę? Nie możesz wstać wcześniej?” Wziął kolejny łyk resztek kawy, odstawiając pusty kubek na stół.

„Wstałam, ale… ko–orki.” Westchnęłam, podnosząc głowę ku niemu. Miał nieprzewidywalny wyraz twarzy.

„Jesteś moją sekretarką; nie wydajesz się potrzebować tej pracy. Jesteś jakąś tajną miliarderką czy co?” Prychnął.

„Nie.” Powiedziałam niemal szeptem.

„Powinnaś zrobić mi kawę, ale ktoś musiał to zrobić za ciebie. Potrzebowałem kilku dokumentów i musiałem uporządkować pewne sprawy, ale ciebie nie było, więc musiałem to zrobić 'sam'.“ Podkreślił 'sam'.

„Obiecuję, że to się już nie powtórzy.” Przeprosiłam.

„Nie może. Inaczej zostaniesz surowo ukarana.” Sposób, w jaki to powiedział, brzmiał jak groźba.

„Tak, proszę pana.” Skinęłam głową.

„Dobrze. Teraz, po pierwsze, powinnaś odwołać wszystkie moje jutrzejsze spotkania.” Zaczął, wyciągając duży plik z szuflady i kładąc go przede mną; powinnaś pracować nad tym, zwróć uwagę na słowa wydrukowane na czerwono. Powinnaś także umówić spotkanie z panem Gravelym dla mnie.” Wyciągnął kolejny plik i położył go na poprzednim. „Również, zwróć uwagę na słowa wydrukowane na żółto.” Wyciągnął kolejny plik i położył go na dwóch poprzednich. Cholera! „Powinnaś to wydrukować, okej?”

„Okej, zrozumiałam.” Skinęłam głową.

„Weź to na razie. Kiedy skończysz, wróć po więcej. Teraz wstań i wynoś się stąd, szybko.” Rozkazał. Wstałam i podniosłam ciężkie pliki. Jezu! Nienawidziłam tego stresu. Nigdy nie pracowałam tak ciężko u Kade'a. Było to trochę dobre, bo sprawiało, że bardziej poważnie podchodziłam do swojej pracy.

„Najpierw oddaj ten kubek.” Wskazał na pusty kubek.

„Och.” Odłożyłam pliki, a następnie podeszłam bliżej, aby podnieść kubek. Trzymałam kubek, gotowa opuścić jego obecność.

„Czekaj!” Zatrzymał mnie nagle i poruszył palcami, żebym podeszła bliżej.

Podeszłam bliżej. Wskazał, żebym podeszła jeszcze bliżej. Zrobiłam to. No cóż… zbyt blisko…

Zamknął oczy, a potem wciągnął mój zapach. „Hmm.” Skinął głową. Nie byłam pewna, ale wydaje mi się, że widziałam uśmiech na jego twarzy, choć nie trwał nawet 2 sekundy. „Perfumy Rishy, prawda?” Zapytał, a ja skinęłam głową z pewnym sceptycyzmem. „Masz dobry gust do perfum, w przeciwieństwie do innych rzeczy.”

Czy to miała być pochwała czy obelga? „Dziękuję?” To zabrzmiało raczej jak pytanie.

„Teraz wyjdź, jesteś zbyt blisko mnie.” Stwierdził.

Odsunęłam się od niego. Czułam jego wzrok na sobie, gdy wychodziłam z biura, aby zwrócić jego kubek. Co za dziwna osoba. Pan Hendrix…

Previous ChapterNext Chapter