




Korzeń Żółtej Rzeżuchy
Punkt widzenia Creeda
Moja mała Sarenka powiedziała mi swoje imię, Odessa.
Brzmiało słodko jak syreny z błękitnych wód Wschodu. Jej śmiech był zapraszający. Wszystko w niej było idealne. Gdybym mógł mieć partnerkę, byłaby nią ona. Uosobienie doskonałości. Mój smok tak myślał, gdy głaskała nasze blizny. Jej palce drżały na początku, ale gdy się zrelaksowałem, promieniowały ciepłem. Mój smok mruczał cicho, by jej nie przestraszyć. Nie wiedziała, kim jestem; gdyby się dowiedziała, czy by odeszła?
Komentowała swoje blizny, podczas gdy oboje śledziliśmy nawzajem swoje trudności. Odessa pozostawała lekka i beztroska, odpychając wspomnienia. Mój smok był tylko wściekły na myśl, że ktoś ją skrzywdził.
Warczenie Razaka było dobrą dystrakcją; bałem się, że mój bestia pokaże swoje brzydkie oblicze.
Razak jest cichym stworzeniem, gdy jest w jaskini. To jego dom i samotnia. Nauczyłem go, gdy był jeszcze małym kociakiem, że powinien szanować dom albo spędzać noce poza jaskinią. Zdarzyło się to raz i nigdy więcej. Jedna samotna noc wystarczyła, by zmienić jego zachowanie.
Jego warczenie mogło oznaczać tylko jedno - ktoś był przy wejściu do jaskini. Nawet przy moim doskonałym słuchu byłem rozproszony. Słuchałem oddechu Odessy, sprawdzając, czy nie ma żadnych świstów w płucach. Spędziła wiele dni w biegu; teraz to wiem. Patrząc uważnie na jej ramię, mogłem z pewnością stwierdzić, że nie była tylko workiem krwi dla jednego wampira, ale dla wielu. Ramiona były pokryte bliznami.
Miałem nadzieję, że była karmiona tylko przez jedną zbłąkaną rodzinę, ale te blizny były rozległe. Nie tylko to, byli wobec niej brutalni, gwałtowni. Rozdarcia na jej skórze, na bicepsach i nogach były pełne ran. Ani razu nie użyli swojego jadu, by pomóc jej się zagoić. Mogła krwawić przez wiele godzin, ponieważ nie zamknęli ran.
Mój uchwyt na włóczni się zacieśnił, biegnąc korytarzem, aż dotarłem do bramy. Razak ciągnął, próbując uwolnić się sam. Ciągnąc do przodu, by wyjść, moje myśli wracały do Odessy. Jeśli miałem walczyć z jakimkolwiek intruzem, musiałem ją wyłączyć z myśli, ale mój smok na to nie pozwalał. Zmuszał jej twarz do mojego pola widzenia, nie pozwalając zapomnieć o każdym zakręcie jej policzka, zapłakanego policzka sprzed dwóch dni.
Odessa powinna się mnie bać, ale jej palce bez strachu śledziły moje blizny. Ponad wszystko, powinna się mnie bać. Byłem odrażający. Nie bała się potwora, wygnanego. Odessa przyjęła mnie takim, jakim byłem, jakby byłem zwykłym człowiekiem, co sprawiało, że mój smok mruczał. Chciał czuć się włączony, znaleźć partnerkę, ale to było prawie niemożliwe. Trzeba mu było to codziennie przypominać; żadna kobieta nigdy nie pokocha potwora, nie takiego, który powstał z więzi. Byliśmy przeklęci i skazani, ponieważ nasza matka nie mogła odebrać nam życia po narodzinach. Matka myślała, że zrobiła nam przysługę, być może nie.
Kły mojego smoka wyciekały jad. Miał pociąg do Odessy, to było pewne. Poruszał się za każdym razem, gdy mnie dotykała. Ręka, którą pozwoliła mi wtulić w moją pokrytą bliznami twarz, była dowodem na ciepło, którego pragnął. Odessa była wszystkim, czym my nie byliśmy. Miękka, mała, ciepła jak dwa źródła światła na niebie, a jednak była silna. Walczyła z wieloma, by móc uciec w góry, a była tylko człowiekiem. Nieustraszona, była nieustraszona.
Moje kroki przyspieszyły, gdy światło dotknęło moich stóp. Razak natychmiast zawarczał, biegnąc wokół zakrętu jaskini. Stały tam dwie ciemne wróżki. Były rzadkim widokiem, wychodziły tylko z Południowego Ciemnego Lasu, by szukać swoich partnerów lub wykonywać zlecenia dla wampirów, które nie miały wstępu do północnych gór.
Te wróżki były w powiększonej formie. Zazwyczaj wróżki mają około stopy wzrostu, ale dzięki odrobinie magii mogą pozostać wyższe przez kilka godzin dziennie. „Witajcie,” odezwał się jeden z nich. Podniósł ręce, pokazując, że nie ma broni. „Szukamy kogoś; myśleliśmy, że wyczuliśmy jej zapach.” Moje kroki zwolniły, docierając do światła, trzymając włócznię w gotowości. Światło uderzyło w moją twarz, a wróżki westchnęły z przerażenia. Jeśli to byłyby mroczne wróżki i znałyby potwory nocy, to potwory w pobliżu ich domu nie powinny być tak szokujące jak ja.
Wszyscy się boją. Nigdy nie poznają prawdziwego mnie ani z reputacji, ani przez moje blizny. Są zbyt przerażeni, by zobaczyć smoka, który sam pokonał dziesięciu ogniomiotów. „To Creed,” szepnął jeden z nich do drugiego. Mroczne skrzydła drżały ze strachu.
„Musimy zapytać; musimy ją znaleźć. Książę jest wściekły.” Moja głowa przechyliła się, moje warkocze poruszyły się na lewą stronę głowy, gdy podchodziłem. Obaj uklękli, a moje usta zacisnęły się w cienką linię.
„Proszę, nie krzywdź nas,” jeden zadrżał. „Szukamy dziewczyny w fioletowej sukni. To przyszła partnerka Księcia.” Mój smok tego nie lubił; warknął z moich ust. Wiatr zawirował liśćmi wokół nich, przewracając ich na tyłki, gdy mój smok znowu warknął. Dym wdarł się do ich płuc. „Odejdźcie,” powiedział. „Wracajcie, a będziecie mielonym mięsem.” Zapach moczu unosił się w powietrzu, obaj trzymali się nawzajem jak pisklęta w burzy. Dym wydobywał się z moich nozdrzy; wróżki nie mogły latać z powodu drżenia; leżały siedząc w swoim moczu.
„Proszę!” krzyknął ten po lewej. Pociągając mówiącego jedną ręką, zakrztusił się, wracając do swojej pierwotnej formy małej wróżki. „P-proszę. Odejście. Myśleliśmy, że wyczuliśmy jej zapach.” Jad kapał z moich kłów, ocierając się o bliznę na mojej wardze.
„Pomyliłeś się.” Mój smok mówił, druga ręka chwyciła jego skrzydło, zginając je pionowo na pół. Przenikliwy krzyk przeszył powietrze. Mój smok zamknął nasze bębenki, by nie słyszeć żałosnych krzyków. Gdy moja ręka puściła, uciekli, kierując się z dala od jaskini i wracając w dół góry. Moje serce biło w piersi.
Odessa musiała być chroniona. Nie miała pojęcia, co ją czeka, uciekając przed Księciem, który chciał ją za partnerkę? Język mojego smoka wysunął się z moich ust, wąchając powietrze. Pachniało jak ona. Gdy trzęsła się na drzewie, nie miała zapachu. Było to pozbawione jakiegokolwiek uroku z powodu zaschniętego błota i szlamu. Miała swój własny zapach, delikatną nutę cytrusów po kąpieli.
Razak zrozumiał, dlaczego wąchałem powietrze i zaczął podążać za mną. Gdyby bestia taka jak on mogła się uśmiechnąć, zrobiłaby to. Pobiegł z powrotem do jaskini, czekając, aż go dogonię, ale miałem inne ważne rzeczy do załatwienia. Ukrycie zapachu Odessy, aby żadna inna wróżka ani wampir nie mogli jej znaleźć. Ukryje się w murach mojej jaskini, dopóki nie przestaną jej szukać.
A przestaną szukać, bo plan, który miałem, sprawi, że pomyślą, że jest martwa.
Żółtawiec leśny to roślina, która żyje głęboko w lesie pod mokrymi i wilgotnymi obszarami. Zazwyczaj spotykana latem z powodu ich miłości do wilgotnych klimatów, trudno będzie ją znaleźć. Zbliżaliśmy się do zimy; żadna nie będzie w tej okolicy gór.
Gdy Żółtawiec leśny zostanie wysuszony i zmielony na drobny proszek, można go rozprowadzić wokół głównego źródła zapachu. Będzie bezpieczna w promieniu dziesięciu skrzydeł. Wiele jeleni i niedźwiedzi wciera żywą roślinę w swoje futra, aby się ukryć, jeśli mają szczęście wiedzieć, że ktoś ich ściga.
Smoki i dobrze wyszkolony wilkołak będą w stanie wyczuć zapach Odessy, ale wampiry nie. Ich zdolności węchowe nie są tak silne.
Opuszczenie Odessy teraz byłoby głupotą. Jest jeszcze słaba, ale w dłuższej perspektywie to okaże się mądrym wyborem. Nie mogłem pozwolić, żeby ciemne wróżki wróciły z większą liczbą wampirów. Byłem tylko jednym smokiem; mogłem ich wszystkich pokonać, ale co, jeśli jeden zdołałby mnie ominąć i wejść do jaskini? Odessa byłaby bezbronna. Umiejętności Razaka w starciu z wampirem nie były wystarczające.
Najszybszym sposobem na zdobycie Żółtokwiatu byłoby polecieć na targ w Królestwie Księżyca. Nawet tam nie byłem mile widziany. Na dodatek, lot tam i z powrotem zająłby mi cztery godziny. Nie byłem gotów na to w stanie Odessy. Warcząc, Razak odsunął się, skomląc. Jego uszy się położyły, a on wszedł do jaskini. Jego bezpieczne miejsce. Bezpieczne miejsce Odessy.
Było jedno miejsce, do którego mogłem się udać, ale myśl o tym bolała. Chodziłem tam tylko, gdy byłem wezwany do walki i ochrony plemienia. Pójście tam bez odpowiedniego powodu, Adam, mój brat, uznałby za zagrożenie. Trzaskając kostkami, rzuciłem broń na ziemię, zdejmując skórzane torby z pasa. Moje futrzane buty poleciały na bok. Wezwałem swojego smoka, który wydał potężny ryk, a ciemny dym uniósł się w powietrzu. Razak wycofał się do jaskini, chroniąc najcenniejszy skarb.
Nie była moją towarzyszką, ale była najbliższą, jaką mogłem sobie wyobrazić. Jeśli mogłaby zobaczyć poza moje blizny, tę twarz, i chciałaby mnie poznać, to byłaby cała miłość i towarzystwo, jakiego bym pragnął.
Moje czarne skrzydła rozciągnęły się, tylne nogi wyrwały się do przodu w niebo; dotarłbym tam w kilka minut zamiast godziny marszu przez las. Mam nadzieję, że Adam będzie pijany albo odwiedza Królestwo Księżyca, żeby nie zauważył mojej cichej obecności wokół plemienia.
Chaty stały w kręgu, dym unosił się w górę z dużego ogniska z poprzedniej nocy. Małe chłopcy biegali z kamieniami i patykami, udając, że zieją ogniem lub lodem. Cicho lądując dziesięć skrzydeł od plemienia, zmieniłem się z powrotem w ludzką postać, zabezpieczając przepaskę biodrową. Wilkołaki mają ciężko; mogą szybko się zmieniać, ale zawsze są nagie. Prymitywne stworzenia pod tym względem.
Amora, moja przyjaciółka z dzieciństwa, lubi przebywać głównie w swoim namiocie. Jest kochana przez wszystkich, ale nawet starsi mówią, że nie jest smokiem. Gdy Amora i Adam będą mieli dzieci, będą one albo wróżkami, albo smokami, bez mieszania się tych dwóch ras. Tak bogini pozwoliła na łączenie się mieszanych ras. Jak dotąd, wszystkie związki mieszanych ras przynosiły to, czego rasa smoków nie potrzebowała. Samice smoków.
Od wielu księżyców nie urodziła się żadna samica smoka. Rasa samic smoków wymierała. Teraz pozostali tylko samce.
Wiele księżyców temu doszło do plemiennego sporu o towarzyszki. Smoczy zmiennokształtni mieli wtedy niewielką liczbę niezamężnych samic smoków. Każde wyklute młode było samcem przez wiele cykli księżyca. Wielu smoków chciało mieć wybrane towarzyszki, aby zwiększyć szanse na więcej samic smoków. Zawarto umowę z sąsiednim plemieniem, gdy ostatnia 18-letnia samica osiągnęła odpowiedni wiek. Miała zostać dostarczona o zachodzie słońca, ponieważ jej potomstwo miało zapewnić tylko smocze wyklucia. Niestety dla samca, który miał ją otrzymać, znalazła swojego prawdziwego towarzysza w drodze do naszego plemienia. Niesmoka.
Samolubny smok trzymał się umowy w swoim sercu. Żądał, aby samica była jego, a prawdziwa więź towarzysza nie miała znaczenia. Chciał swojej kobiety i chciał, aby urodziła mu dzieci. Nie było gwarancji, że urodzi więcej samic smoków; jego ignorancja okazała się daremna.
Wybuchła wojna, wielu zginęło, w tym moi rodzice. Starsi ogłosili, że nie było tak zaciekłej bitwy od wielu wieków, ale polowanie na kobiety stawało się brutalne. Kobiety smoczy zmiennokształtni są teraz uważane za gatunek na skraju wyginięcia.
W innych rasach nie byłoby to niepokojące, mężczyźni przyjęliby tytuł zmiennokształtnego i kontynuowaliby łączenie się z prawdziwymi partnerkami. Z smokami było inaczej. Smoki były innym gatunkiem niż większość zmiennokształtnych. Bez smoczej samicy magia zniknie po kilku pokoleniach. Nie będzie już ognia, lodu ani kwasu, nie będzie ubrań do okrycia naszych ciał po przemianie. Nasze ciała rozpadną się na kawałki, jak u każdego innego zmiennokształtnego.
Tylko jaszczurka ze skrzydłami.
Ostatnio na tych ziemiach pojawiło się wiele mieszanych gatunków. Syreny z faunami, Elfy z wilkołakami, lista jest długa. Prawdziwy partner nie zna gatunków; bogini Selene nie dyskryminuje. Mój przyrodni brat był pierwszym smokiem, który zaakceptował partnerkę innego gatunku. Amora była miłą faunką; jej rodzina mieszkała u podnóża góry Zmiennokształtnych Smoków i często odwiedzała nas, by się bawić. Adam przysiągł mi, że powinna była urodzić się smokiem, jego miłość do niej w dzieciństwie sprawiła, że zrozumiałem, iż mógłby być partnerem, którego zawsze pragnął.
Ale Adam był zazdrosnym smokiem. Zazdrościł relacji, jaką miałem z Amorą. Była dla mnie jak siostra, jedyną osobą, która w ogóle rozmawiała z dzieckiem z gwałtu. Byłem wyrzutkiem, niekochanym w plemieniu. Amora nie przejmowała się tym; troszczyła się o mnie jak siostra o brata.
Dzień, w którym zginęli moja matka i ojczym, zmienił dynamikę między nami. Rozeszły się plotki, że powinienem być następnym Alfą plemienia, ale szybko to odrzucono, ponieważ mój ojciec, Alfa plemienia, nie był moim biologicznym ojcem, nawet jeśli jego partnerka urodziła dziecko przed ich połączeniem. Nie interesowałem się tym; chciałem spokojnego życia, trzymać się z dala od światła reflektorów i znaleźć swojego partnera, bo czekałbym na nią.
Nawet to mi odebrano.
Ciche brzęczenie dochodziło z chaty Amory. Chaty były małe, zbudowane z solidnej gliny i słomy. Ich brzydki i słaby wygląd był tylko iluzją dla zwykłych nadprzyrodzonych. W środku były duże i luksusowe. Każdy smok zbierał swoje własne skarby. Złoto, srebro, diamenty, rubiny, wielu nawet handlowało, aby dać swoim partnerkom coś pięknego. Amora nie była inna. Adam obsypywał ją naszyjnikami, pierścionkami, bransoletkami i najlepszymi meblami w całym królestwie.
Zapukałem dwa razy środkowym palcem do drzwi. Amora podniosła głowę ze zdziwieniem; szeroki uśmiech pojawił się po drugiej stronie pokoju. Odłożyła igłę i skórę, biegnąc do mnie.
"Creed, jak dobrze cię widzieć!" Z pocałunkiem w policzek wciągnęła mnie do środka. "Przyszedłeś w dobrym momencie; Adama nie ma. Nie możesz jednak zostać długo, twój zapach będzie wszędzie." Amora chwyciła kieliszek wina ze swojego stołu. "Napij się."
Wziąłem go z wdzięcznością; rozmowa z ciemnymi wróżkami tylko podrażniła mi gardło. "Co cię tu sprowadza?" Zabrała kieliszek z mojej ręki, wskazując, żebym usiadł. Musiałbym znów użyć swojego smoczego głosu. Zawsze ją to przerażało, mimo wielu prób rozmowy, gdy byliśmy młodsi.
"Żółtocień," powiedziałem. Mój głos dudnił w gardle jak żwir, gdy próbowałem szeptać. Jej brwi zmarszczyły się, nie rozumiejąc.
"Potrzebujesz Żółtocia?" Skinąłem głową. "Do czego?" Nie mogłem dobrze komunikować się z Amorą, ale mieliśmy kilka sygnałów ręcznych. Mogłem też rysować obrazki, ale to zajmowało czas. Sięgnęła po pergamin i pióro, zachęcając mnie do rysowania.
Czy powinienem powiedzieć jej o mojej Odessie? Czy byłaby w niebezpieczeństwie? Nie chcę, żeby Amora ukrywała coś przed swoim partnerem; to nie byłoby uczciwe. Jeśli Adam wróci i zapyta konkretnie, czy byłem, ona też nie skłamałaby mu.
Pokręciłem głową, odpychając pergamin w jej ręce.