




Rozdział 2: „Ona tu jest? Już?”
Rozdział 2
„Gdybym miał wybór, urodziłabyś się gdziekolwiek, byle nie tutaj” – powiedział Dominic, a w jego głosie słychać było smutek.
Rain wiedziała, że ojciec nigdy nie żałował jej samej, lecz okoliczności jej narodzin i cierpień, które przeszła z powodu tego, kim była jej matka.
„Wiem, ale gdybym miała wybierać ojca, zawsze wybrałabym ciebie” – Rain nie mówiła tego tylko po to, by pocieszyć ojca, naprawdę tak czuła.
„Jak idą plany ucieczki?” – zapytał ją Dominic.
„Musimy działać szybko, może za dwa tygodnie, jeśli to możliwe, ale na pewno przed następnym wielkim zaklęciem” – odpowiedziała Rain.
Powód, dla którego ucieczka musiała nastąpić przed następnym wielkim zaklęciem, był taki, że Rain czuła, iż niektórzy z niewolników nie przeżyją. Koven musiał naładować barierę, która ukrywała ich istnienie przed resztą świata. Musieli to robić co dwieście lat.
Kilka rzeczy zaczynało się układać, co było niezbędne do udanej ucieczki. Jednym z bardzo ważnych czynników było zdrowie i siła tych, którzy mieli uciekać. Tutaj wchodziła w grę odżywcza mikstura i zaklęcie Rain, kolejne kilka dni powinno przynieść bardzo dobre rezultaty. Już ich stan znacznie się poprawił.
Zanim Rain zdążyła powiedzieć ojcu więcej szczegółów, usłyszeli trzaśnięcie drzwiami w rezydencji nad ich piwnicznymi celami. Rezydencja należała do matki Rain i znajdowała się na obrzeżach głównej siedziby Kovenu. Nad celami były kwatery niższych służących.
Wszyscy niewolnicy i niżsi służący Kovenu, gdy nie wykonywali przydzielonych im prac, mieszkali w tej rezydencji. Rezydencja należała do aktualnej Głównej Czarownicy lub Czarownika Kovenu Czarnej Magii. Matka Rain była obecnie Główną Czarownicą Kovenu. Nie było Głównego Czarownika, ponieważ matka Rain nigdy nie związała się z żadnym Czarownikiem.
Rain i jej ojciec zamilkli, próbując usłyszeć, co dzieje się na górze. Wtedy znajomy głos zaczął krzyczeć i wybuchać gniewem, co napełniło Rain niepokojem. Rain dobrze znała ten wrzaskliwy głos, słyszała go nie raz podczas tortur.
Głos należał do córki kochanki Rebeki, Bettiny. Kobieta, która krzyczała na górze, była cenną dla swojej matki, mimo że Sarah była wilkołakiem. Coś, co Koven zwykle zniewalał, a nie traktował jak ukochaną córkę. Sarah była zła, zła jak jej matka Bettina i matka Rain, Rebekah. Rebekah i Bettina związały się ze sobą krwią.
„Jest tu? Już?” – zapytał Dominic, a w jego głosie słychać było zaniepokojenie.
Dominic wiedział, że torturowanie Rain było jednym z ulubionych zajęć Sarah, i oboje wiedzieli, że nadchodzi. To sprawiło, że Dominic bał się o swoją córkę. Zaledwie dzień temu słyszeli, jak Rebekah krzyczała z bólu i wściekłości.
„Ona nie żyje! Ktoś zabił moją ukochaną Bettinę! Kiedy dowiem się, kto odważył się to zrobić, sprowadzę na niego wieczne cierpienie i mękę!” – wściekłe słowa Rebeki były przerażające.
Po tym, jak Sarah wpadła przez drzwi rezydencji swojej ciotki, trzaskając nimi o ściany, szybko przeszła korytarzem prowadzącym do głównego pokoju rezydencji, krzycząc na swoją ciotkę Rebekę. Sarah była w bólu i furii, niemal bezmyślna.
Rebekah, słysząc Sarah, wbiegła do głównego pokoju, aby ją pocieszyć. Szlochając i płacząc, Sarah krzyczała swoje żale, podczas gdy Rebekah trzymała ją przy swojej obfitej piersi.
Sarah była smukłą, zgrabną wilkołaczką o platynowych blond włosach i idealnie bladej skórze. Wewnętrzny pierścień jej dwukolorowych oczu był blady, lodowaty niebieski, zewnętrzny pierścień był tylko nieco ciemniejszy. Rebekah była wysoka, o figurze klepsydry. Jej włosy sięgały bioder, paznokcie były jak szpony, a duże oczy były czarne, a skóra mlecznobiała.
Podczas całej sceny między Rebeką a Sarah, Sarah była na tyle głośna, że Rain i Dominic mogli ją słyszeć. Rain słyszała, jak bardzo Sarah była zdenerwowana, i dobrze wiedziała, co lubiła robić, gdy była tutaj i zdenerwowana. Rain czuła, jak wypełnia ją strach, lodowaty chłód rozprzestrzeniał się w jej żyłach, zaczynając ją lekko trząść.
„To ta kundla dziwka Alora, ciociu Rebekah. Ta suka zabiła mamę!” – krzyczała Sarah, jej głos był przenikliwy.
„Co masz na myśli, Sarah, co zrobiła Alora?” – zapytała ją Rebekah. Słowa Rebeki były tylko stłumionymi mamrotaniami dla Rain i Dominica.
„Najpierw zmieniła nazwisko, stając się Heartsong! Potem wygrała nasz szkolny turniej walk, przynosząc wstyd moim rodzicom! Jakby tego było mało, została Alfą Klanu Heartsongów i rzuciła jakiś ognisty czar na mamę! A potem ta dziwka związała się z najstarszym synem Alfy Stada! A kiedy wszystko to było ogłaszane przed Radami, zabiła matkę tym zaklęciem!” Sarah wrzasnęła i szlochała, jej gniew i nienawiść do Alory były wyraźnie słyszalne w jej głosie i słowach.
„Wszystko będzie dobrze, jesteś teraz tutaj i zostaniesz ze mną. Każę służącym przygotować twój pokój i coś do jedzenia” – powiedziała Rebecca łagodnym głosem, uspokajając Sarah.
„Och, dziękuję ci, ciociu Rebecco, jesteś niesamowita. Nie miałam gdzie iść przez tę kundlową dziwkę Alorę. A tata jest taki bezużyteczny bez mamy, która by nim kierowała. Więc po prostu go zostawiłam. Nie mogę już tam wrócić” – Sarah szlochała przeraźliwie.
„Oczywiście, że musiałaś go zostawić, tylko by cię zawstydził swoją słabością” – powiedziała Rebecca współczującym tonem, odgarniając kosmyk włosów za ucho Sarah.
„Chcę zemsty, ciociu! Nienawidzę jej tak bardzo! Chcę ją zabić!” – Sarah wrzasnęła, płacząc.
„Wiesz co, ta hybrydowa suka jest zamknięta w swojej celi w piwnicy. Dlaczego nie zejdziesz na dół i nie spędzisz trochę czasu, bawiąc się z nią” – zaproponowała Rebecca. Brzmiało to niewinnie, ale rodzaj zabawy, o którym mówili, wiązał się z krwią, bólem i krzykami.
Sarah skinęła głową i pozwoliła swojej ciotce poprowadzić się do drzwi piwnicy, gdzie trzymano niewolników. Deszcz słyszała kroki zbliżające się coraz bliżej, z każdym krokiem jej strach i pewność co do tego, co miało się wydarzyć, rosły.
Rebecca otworzyła drzwi i z uśmiechem oraz radośnie złowieszczym powietrzem machnęła Sarah na dół schodów, mówiąc: „Baw się dobrze, kochanie.” A potem dodała, jakby prawie zapomniała: „Och, i utrzymaj ją przy życiu, wciąż ma swoje zastosowania.” Po czym zamknęła drzwi.
Deszcz, drżąca w swojej celi tak mocno, że łańcuchy, w które była zakuta, brzęczały cicho. Deszcz wiedziała, co się zbliża, w końcu nie był to jej pierwszy raz na łasce Sarah. Tylko że Sarah nie miała litości, im bardziej błagałaś ją, żeby przestała, tym bardziej się tym ekscytowała.
Sarah była sadystką, czerpała przyjemność z zadawania bólu innym, z bycia skąpaną w ich krwi po długiej sesji tortur. Po tym, jak skończyła z ofiarą, znajdowała sobie mężczyznę. Czasami więcej niż jednego mężczyznę, i uprawiała z nimi seks, będąc wciąż pokryta krwią. Mężczyźni z Kowenu byli równie chorzy i sadystyczni jak Sarah, uwielbiali, kiedy Sarah przychodziła do nich pokryta krwią i wnętrznościami swoich ofiar.
Kroki Sarah odbijały się echem w piwnicznej celi, gdy powoli podchodziła do drzwi celi Deszcz. Deszcz czuła każde echo kroku w swojej piersi, nawet w swojej głowie jej słowa były bez tchu i pełne przerażenia. „Znowu mnie pokroi.” Niemal wydała z siebie szloch.
Wkrótce Sarah stała przed drzwiami celi Deszcz, cieszyła się, jak każdy jej krok w tym kierunku sprawiał, że strach w sercu mongrelki jej ciotki stawał się coraz bardziej wyczuwalny. Deszcz wstała z pryczy na drżących nogach, opierając się o kamienną ścianę na końcu swojej celi. Terror, który Sarah mogła zobaczyć w oczach Deszcz, sprawił, że się uśmiechnęła.
Sarah wzięła głęboki wdech, wciągając zapach strachu Deszcz i myśląc, że jej ciocia miała rację, wysyłając ją tutaj. To sprawi, że będzie bardzo szczęśliwa. Uśmiech Sarah stał się większy, a dla Deszcz był to przerażający sadystyczny uśmiech, który pochodził tylko od czystego zła.
Deszcz wiedziała, że nie będzie w stanie uciec przed torturami, które Sarah dla niej zaplanowała. Była zakuta w łańcuchy, a żadne błagania nie sprawią, że to się skończy, tylko pogorszą sytuację. Sarah otworzyła drzwi celi Deszcz, i wyciągnęła swój ulubiony nóż z pochwy w jednym z jej butów.
Sarah uwielbiała swoje buty, pasowały do niemal każdej stylizacji. Wysokie, czarne zamszowe buty do połowy łydki z zamkami po bokach, były absolutnie idealne do ukrywania pochew jej ulubionych srebrnych sztyletów o podwójnym ostrzu.
Z owijanymi rękojeściami, aby chronić jej skórę podczas ich używania, oczywiście. Jej buty miały sześciocalowy szpilkowy obcas, który uwielbiała wbijać w kończyny swoich zabawek, słysząc krzyki bólu, które wydawali.