Read with BonusRead with Bonus

Bezpieczny

Isabelle

Moje oczy były ciężkie, gdy próbowałam je otworzyć. Miękkość powierzchni pod sobą była zaskakująco nowa, jakbym leżała na łóżku. Poczułam, jak serce bije mi szybciej, gdy zdałam sobie sprawę z obecności kogoś obok mnie. Próbowałam się ruszyć, ale moje ciało wydawało się uwięzione pod ciężarem, który zmiażdżyłby mnie, gdybym się ruszyła.

Co jeśli mnie złapali? Nie! Nie! Nie! Nie mogę na to pozwolić, muszę uciekać, zanim mnie zabiją. Muszę...

Zanim dokończyłam myśli, strach, który mnie pochłonął, uniósł ciężar z mojego ciała. Otworzyłam oczy i gwałtownie usiadłam. Panika przepłynęła przez moje żyły, zanim zdążyłam rozejrzeć się wokół.

Moje ręce drżały, a oczy zaczęły łzawić. Myśl o tym, co mogą mi zrobić, sprawiła, że serce zatonęło mi w strachu. Mocno ścisnęłam jedwabne pościele, nie mogłam zebrać myśli, by ocenić otoczenie. Strach - to było jedyne, co czułam.

"Kaden, ona się obudziła," głos z boku pokoju wyrwał mnie z odrętwienia. Spojrzałam w stronę, skąd dochodził dźwięk.

Zobaczyłam chłopaka stojącego w rogu pokoju.

Kim jest Kaden? Co jeśli jest jednym z nich?

Więcej łez spłynęło po moich policzkach, serce waliło mi w piersi. Cofnęłam się, aż plecy dotknęły zagłówka. Nie mogłam opanować przytłaczającego strachu.

Pierwszy szloch wyrwał się z moich ust, "Proszę, nie zabijajcie mnie, proszę," zasłoniłam się rękami.

Nagle poczułam delikatny dotyk na dłoni, kontakt sprawił, że drgnęłam, ale osoba nie cofnęła ręki. Kimkolwiek był, jego dotyk był bardzo delikatny. Zbyt delikatny, by uznać go za jednego z moich porywaczy, ale mimo to nie mogłam się zrelaksować.

Małe szlochy nieustannie opuszczały moje usta, a ciało drżało pod ich wpływem.

Poczułam, jak łóżko ugina się z boku i oddech uwiązł mi w gardle, ale wtedy usłyszałam kojący głos mówiący, "Ciii... Jesteś bezpieczna, nikt cię nie skrzywdzi."

Moje ciało zareagowało samoistnie, podniosłam głowę, by spojrzeć na osobę. Zajęło mi chwilę, by go rozpoznać, wyglądał bardzo znajomo, a wspomnienie tego, co wydarzyło się w lesie, przeszło mi przez myśl.

To on uratował mnie przed tymi nieznanymi zwierzętami.

"Nie skrzywdzisz mnie?" zapytałam, choć było to nawet cichsze niż szept, on zdawał się to usłyszeć, a jego odpowiedź przyszła niemal natychmiast.

"Tak, nie skrzywdzę cię, Isabelle," Z jakiegoś powodu moje imię wypowiedziane przez jego usta sprawiło, że lód w moim wnętrzu stopniał. Nie mogłam oderwać od niego wzroku.

Czy może mnie okłamywać? Uratował mnie raz, ale co jeśli okaże się zły, jak oni?

"Nie kłamiesz mnie? Prawda?" pociągnęłam nosem, wycierając łzy wierzchem dłoni, wciąż nie ruszyłam się z miejsca. Mimo że nie wskazywał na niebezpieczeństwo, nadal nie mogłam mu w pełni zaufać.

"Nie kłamię cię, Aniołku," zaśpiewał, jego ręka przesunęła się, by pogłaskać mój policzek, delikatnie wytarł łzy opuszkiem kciuka. Jego dotyk wywołał iskrę, która rozeszła się po całym ciele, i znalazłam się, pochylając się ku niemu, podczas gdy oczy same się zamknęły.

"Znasz mnie?" Jego pytanie sprawiło, że otworzyłam oczy, w jego głosie było coś pełnego nadziei, ale nie mogłam zrozumieć dlaczego. Czy powinnam go znać? Jak mogłabym, skoro całe życie byłam zamknięta w tej celi?

Powoli pokręciłam głową, patrząc na jego twarz, by lepiej zrozumieć, dlaczego zadał to pytanie.

Jego wyraz twarzy opadł, a w oczach pojawiło się coś. Wyglądał... smutno?

"Ale on jest twoim..." Chłopak stojący w rogu pokoju zaczął coś mówić, ale on gestem ręki kazał mu przestać.

"Jason, nie!" Jego ton był stanowczy, ale nie był ostry ani przerażający.

Bezmyślnie zerkałam między dwoma mężczyznami, którzy wymienili spojrzenia, próbowałam to zrozumieć, ale nic nie mogłam pojąć.

"Jestem Kaden," odwrócił się do mnie i wyciągnął rękę w moją stronę.

Kaden...

Niepewnie położyłam swoją dłoń na jego i lekko nią potrząsnął. Delikatny uśmiech rozlał się na mojej twarzy, gdy szybkie wspomnienie mnie i mojego taty robiących to samo przemknęło przed moimi oczami.

Kaden zdawał się to zauważyć i dostrzegłam, jak jego usta drgnęły w lekkim uśmiechu, choć na tyle widocznym, bym mogła to zauważyć.

"Dzięki za uratowanie mi życia, Kaden," posłałam mu lekki uśmiech.

"Nie musisz mi dziękować za coś, co zrobiłem dla siebie," odpowiedział z uśmiechem. Jego słowa mnie zdezorientowały, ale nie myślałam o tym zbyt długo.

Przez kilka minut panowała między nami cisza, ale potem znów się odezwał.

"Isabelle?" Jego ton był delikatny, najdelikatniejszy, jakiego kiedykolwiek użyto wobec mnie.

"Tak?" odpowiedziałam.

"Co robiłaś w tym lesie?"

Jego pytanie sparaliżowało moje ciało, a krew w moich żyłach zdawała się przestać płynąć. Wszystkie przerażające wspomnienia wróciły jak szalona fala uderzająca o brzeg, zanim zniszczyła wszystko do najdrobniejszych cząsteczek.

Łzy znów napłynęły mi do oczu, a oddech stał się cięższy. Zagryzłam wnętrze policzka, żeby nie wybuchnąć płaczem. Chciałam się gdzieś schować, gdy uczucie ich obecności wróciło.

"J-ja... byłam... j-ja..."

"Nie musisz o tym mówić, jeśli nie chcesz," Kaden szybko dodał, w jego głosie pojawiła się nuta paniki, a wyraz twarzy zdradzał zmartwienie.

W mojej piersi zawiązał się supeł, widząc troskę w jego oczach. Czy to było dla mnie?

Powoli skinęłam głową i przytuliłam kolana, przyciągając je bliżej do siebie. Moje spojrzenie utknęło na gładkiej, białej pościeli.

Miękki materiał sukienki, którą miałam na sobie, uświadomił mi, że moje ubrania zostały zmienione. Odchyliłam się i przyjrzałam się materiałowi długiej, fioletowej sukni, którą nosiłam.

Zauważając moje zdziwienie, Kaden postanowił mi pomóc, "To sukienka mojej siostry," powiedział, "Jutro przyniosę ci ubrania z galerii handlowej."

Galeria handlowa?

"Co to jest galeria handlowa?" zapytałam z ciekawości, a zaskoczenie pojawiło się na jego twarzy. Mogłam powiedzieć, że nie spodziewał się tego pytania. Czy zapytałam o coś niewłaściwego?

"Um... Galeria handlowa to miejsce, gdzie można kupić rzeczy dla siebie lub innych. Na przykład ubrania i inne przedmioty," wyjaśnił, bez śladu irytacji w głosie.

"Aha," odpowiedziałam i cicho przetestowałam to słowo na języku.

Minęło kilka chwil, zanim znów się odezwał, "Twoja kolacja jest gotowa."

Podał mi talerz z różnymi rodzajami jedzenia, nie znałam większości ich nazw, ale ponieważ pachniały dobrze, zjadłam je bez skarg. Ale mogłam skończyć tylko połowę, zanim podałam mu talerz z powrotem.

"Jesz tylko małą porcję," stwierdził, patrząc na talerz, a potem na mnie.

"Nie jestem przyzwyczajona do jedzenia dużo," powiedziałam prawdę. Małe porcje jedzenia, które dostawałam, były jeszcze mniejsze niż to, co właśnie zjadłam, i nie wyglądały tak apetycznie. To był jakiś dziwny rodzaj tostu i zwykła woda.

Szczęka Kadena się zacisnęła i westchnął, "Ile razy dziennie dostawałaś jedzenie?" zapytał.

"Dwa," odpowiedziałam.

"Aha," zauważyłam, że jego ręka zacisnęła się w pięść, a zanim strach mógł mnie ogarnąć i sprawić, że się przed nim cofnę, zauważył mój wyraz twarzy i rozluźnił pięść.

"Nie musisz się mnie bać," powiedział i podniósł rękę, odgarniając kilka kosmyków moich włosów za ucho, "Nie skrzywdzę cię."

Mogłam tylko skinąć głową na jego słowa, a potem wstał.

"Będę w pokoju obok," oznajmił, "Jeśli czegoś potrzebujesz lub masz jakiś problem, po prostu mi powiedz."

Znów skinęłam głową, ale niepokój pozostał. Nie wiedziałam, czy jestem bezpieczna. Mogli przyjść w każdej chwili i znów mnie zabrać.

Kaden musiał wyczuć moje napięcie, więc pochylił się, by ująć moją twarz w dłonie.

"Jesteś tu bezpieczna, nie martw się," wyszeptał, "Są wszędzie strażnicy, nikt cię nie skrzywdzi. Będzie dobrze."

Jego słowa dały mi potrzebne zapewnienie, chociaż nie wystarczyło to, by dać mi spokojny sen, ale przynajmniej mogłam się teraz dostosować.

"Dziękuję, Kaden," westchnęłam, a uśmiechając się, pochylił się, by pocałować mnie w czoło. Satysfakcja przepłynęła przez moje żyły w sekundach i moje ciało się rozluźniło.

"Dobranoc, Aniele."

"Dobranoc."

Previous ChapterNext Chapter