Read with BonusRead with Bonus

W jego ramionach

Kaden.

"Jason, masz to w ciężarówce?" zapytałem, zakładając koszulę. Słońce już zaszło, a wokół nas panowała tylko ciemność lasu. Już słyszałem ciche wycie wilkołaków, bezpańskie wilki zdawały się najczęściej krążyć po tym lesie. Nędzni ludzie byli ich jedynymi celami, ale ostatnio zaczęli atakować także wielu zmiennokształtnych.

Nie przeszkadzała mi ich obecność, wiedziałem, że nie odważą się ze mną zadzierać.

"Tak, mamy," Carter pojawił się w moim polu widzenia, jego oddech był wyraźnie cięższy. Nic dziwnego, że był dramatyczny, jako Lykan był wyjątkowo leniwy i nieproduktywny. "Teraz ty, mój przyjacielu, jeśli nas oszczędzisz... możemy wszyscy wrócić do rezydencji. Ładujesz ciężarówkę każdym zwierzęciem, które ci się podoba, odkąd tu przyjechaliśmy, biedne zwierzęta."

Nie mogłem powstrzymać się od śmiechu, czując się sympatycznie, "Dorośnij, Carter."

"Bycie takim brutalem to nie moja bajka, panie Kaden Moretti," odciął się.

Moje usta wykrzywiły się w uśmiechu na jego słowa, "Dlatego nie jesteś Kadenem Morettim."

"Chłopaki, myślę, że powinniśmy wracać do domu. Może zacząć padać," powiedział Jason. Jego nos zmarszczył się, gdy patrzył na ciemne niebo pokryte chmurami, które były jeszcze ciemniejsze. "Poza tym, może nam chwilę zająć powrót do samochodu."

"Masz rację, powinniśmy..." Zanim zdążyłem dokończyć, usłyszałem to.

Ciche szlochanie, a potem krzyk. Zwykle bym się tym nie przejął, ale zapach uderzył mnie w nos. Niebiański zapach czegoś, a może kogoś...

Moja dzika strona walczyła, by przejąć kontrolę, ale stłumiłem ją pod skórą, trzymając bestię na dystans.

Potem do moich nozdrzy dotarł zapach krwi, który obrzydził mnie do granic możliwości. Łotry. Ścigali ją. Zanim moje myśli zdążyły to przetworzyć, już biegłem w kierunku, z którego pochodził zapach, głośny dźwięk łap stawał się coraz wyraźniejszy w moich uszach, razem z przyspieszonym oddechem właścicielki tego zapachu, który sprawił, że straciłem wszelkie hamulce w ciągu sekund.

Brutalnie przedzierając się przez drzewa i zostawiając je zniszczone w procesie, w końcu ją zobaczyłem. Kasztanowe włosy rozsypane na twarzy, biała suknia z wieloma śladami i defektami, jej skóra świecąca jak księżyc w ciemności, a łzy lśniące na jej policzkach.

Bestia wewnątrz mojego ciała była już całkowicie przebudzona, kiedy moje oczy zobaczyły te obrzydliwe wilki gotowe rzucić się na nią w każdej chwili.

Zderzyła się z moim ciałem i z jej ust wydobył się cichy krzyk, gdy zasłoniła się rękami. Bez zastanowienia owinąłem ją ramionami i przytrzymałem, by nie upadła na ziemię. Była lekka jak piórko i delikatna jak kwiat.

Iskry przeszły przez moje ciało i bezpośrednio uderzyły w lewą stronę klatki piersiowej, miejsce, w którym nigdy wcześniej niczego nie czułem przez te wszystkie lata.

Jej oczy otworzyły się i w momencie, gdy jej niebieskie oczy spotkały się z moimi, wiedziałem to. Była moja, stworzona dla mnie. Przepełniająca radość zniknęła, zanim zdążyła mnie całkowicie opanować, widząc łzę spływającą po jej policzku i jej przestraszone spojrzenie.

"Proszę, uratuj mnie, oni... oni... Z-zabiją,"

Poczułem, jak silny węzeł formuje się w centrum mojej klatki piersiowej, słysząc jej pełen strachu głos.

"Ciii, jesteś bezpieczna," uspokajałem ją i przyciągnąłem bliżej.

Jęcząc, ukryła twarz w mojej szyi. Trzymałem ją mocno, czując, jak drży. Wydawała się wyczerpana z jakiejkolwiek energii, co jeszcze bardziej wzmogło moją już wybuchającą złość.

"Moja!" warknąłem, patrząc na tę bandę tchórzy, którzy zdawali się kurczyć pod moim jednym spojrzeniem. Poczułem, jak drgnęła i ścisnęła moje koszuli, ale nie oddaliła się ode mnie.

"Jason, Carter," rozkazałem, "Zakończcie to."

Bez chwili zwłoki, posłuchali mnie. Wyciągnęli noże i rozerwali tych łotrów na strzępy. W ciągu kilku sekund ziemia była przesiąknięta krwią, a widok rozczłonkowanych ciał tych drani sprawiał mi dziwną satysfakcję.

Zauważyłem, że moja towarzyszka w moich ramionach próbowała odwrócić głowę, aby spojrzeć na scenę, ale delikatnie przytrzymałem jej głowę tam, gdzie była. Nie chciałem, żeby to widziała, była już wystarczająco przerażona, a to by ją tylko bardziej przeraziło.

Delikatnie pocierałem jej plecy kciukiem za każdym razem, gdy drgnęła, a gdy wszystko się skończyło, delikatnie ująłem jej twarz w dłonie.

Traciła przytomność, a moje oczy złagodniały na widok jej twarzy.

"Jak masz na imię, Aniele?" wyszeptałem cicho.

"Isabelle," wydała z siebie, zanim zemdlała w moich ramionach. Jej głowa opadła na moją pierś, a jej spokojny oddech wypełnił ciszę.

Patrzyłem na nią, po prostu patrzyłem.

Jej kasztanowe włosy sięgały poniżej talii, jej piękne niebieskie oczy były teraz niewidoczne z powodu nieprzytomności, jej różowe, kuszące usta pasowały kolorem do jej policzków, tylko o odcień jaśniejsze, a jej długie rzęsy dotykały policzków.

Nigdy nie widziałem takiego piękna. Jakby kawałek nieba wylądował w ramionach grzesznika. Nie mogłem przestać na nią patrzeć. Wszystko w niej było tak pociągające. Nawet najmniejsze detale mnie fascynowały. Jak mogłem mieć tyle szczęścia, że dostałem ją jako swoją towarzyszkę? Jej zapach był niebiański, a jej głos słodki jak miód.

Jedyną rzeczą, która mnie martwiła, były jej rany, miała cięcie na małym czole i kilka innych mniejszych cięć na rękach. Instynktownie podciągnąłem luźny rękaw i zauważyłem, że całe jej ramię było pokryte śladami, które były świeże.

Gniew przepłynął przez moje ciało, chciałem zabić każdego, kto ją skrzywdził.

Cholera! Nawet nie wiedziałem, ile dni biegała po tym lesie. Wszelkiego rodzaju stworzenia miały tu swoje miejsce. Co ona w ogóle robiła w tym śmiertelnym lesie?

Gdybym dzisiaj nie przyszedł na polowanie, te wilki mogłyby...

Mój uścisk na niej się wzmocnił, sama myśl mnie przerażała. Wszystko mogło się jej dzisiaj przytrafić. I mógłbym stracić swoją towarzyszkę, zanim jeszcze ją zobaczyłem.

Odgarnąłem kosmyki włosów z jej twarzy, czując się niezwykle delikatnie, jakby jeden dotyk mógł ją złamać.

"Isabelle," uśmiech pojawił się na moich ustach i pochyliłem się, aby pocałować jej czoło.

Zgarnąłem jej drobną postać w ramiona i ruszyłem w stronę samochodu. Wiedziałem, że po mojej reakcji Carter i Jason już zrozumieli, że jest moją towarzyszką. Ale... dlaczego mnie nie rozpoznała? A może była zbyt przestraszona. Tak czy inaczej, teraz najbardziej zależało mi na jej zdrowiu, nie chciałem, żeby napotkała jakiekolwiek trudności.

Jason otworzył drzwi, a ja usiadłem w samochodzie z nią w ramionach. Nadal mogłem zauważyć jej ręce, które trzymały się mojej koszuli. Moje oczy padły na ślady łez, a szczęka zauważalnie się zacisnęła. Niedługo potem zobaczyłem stan jej stóp, liczne cięcia pokrywały całą skórę na jej stopach, a zaschnięta krew była wszędzie.

"Kto, do cholery, ją skrzywdził!" Uderzyłem w bok drzwi, nie przejmując się wgnieceniem, które pojawiło się na czarnej powierzchni.

"Spokojnie, Kaden," odezwał się Jason, "Dowiem się, teraz musisz się nią zająć. Jest ranna i nie wiemy, jak długo była w tym lesie," spojrzał współczująco na Isabelle.

Na jego słowa moje oczy znów padły na jej nieprzytomną postać. Moje zaciśnięte pięści automatycznie się rozluźniły, a ja znalazłem się, głaszcząc jej policzek palcami. Miękkość jej skóry sprawiała, że chciałem to robić wciąż i wciąż, ale powstrzymałem się.

Ostrożnie przytuliłem ją bliżej siebie i zanurzyłem nos w jej włosach; dopiero co ją poznałem, a już wiedziałem, że jej zapach będzie jedyną rzeczą, która mnie uspokoi.

Bóg właśnie oddał anioła w ramiona grzesznika.

Previous ChapterNext Chapter