




Rozdział szósty: Ból to ból
Rozdział 6: (edytowany)
Obudziłam się dziś z lekkimi mdłościami i szczerze mówiąc, to było okropne. Umyłam zęby i wzięłam szybki prysznic. Zeszłam na dół i zabrałam się za śniadanie. Gdy skończyłam, wszystko ułożyłam na tacy i zaniosłam do sypialni mamy.
Otwierając drzwi, spojrzałam na sylwetkę mamy. Siedziała przy oknie, patrząc na zewnątrz. Zapukałam, zwracając jej uwagę. Uśmiechnęła się i zaprosiła mnie do środka.
"Minęło już trochę czasu. Tęsknię za światem na zewnątrz," westchnęła. Chciałabym jej powiedzieć, że pewnego dnia wyjdzie na zewnątrz, ale znowu, to byłyby puste obietnice.
"Wszyscy tęsknimy, ale najlepsze, co możesz teraz zrobić, to podziwiać go i wyobrażać sobie dzień, kiedy znów będziesz mogła wyjść," powiedziałam, nalewając herbatę do filiżanki i podając jej.
Wzięła ją z uśmiechem. "Dziękuję," powiedziała. "Masz rację, najlepsze, co mogę zrobić, to podziwiać go, dopóki nie nadejdzie mój czas." zrozumiała.
"Mamo, nie mów tak. Twój czas nie nadejdzie wkrótce, jesteś żywa i zdrowa i mam nadzieję, że będziesz żyła i zdrowa przez bardzo długi czas." miałam nadzieję.
"Muszę być dla ciebie ciężarem, leżąc w łóżku i nie mogąc ci pomóc, możesz być na mnie zła, to w końcu moja wina, że byłaś zmuszona do..." przerwałam jej.
"Powiedziałaś już wystarczająco, mamo." powiedziałam, kontynuując nakładanie jedzenia na talerz. Nie lubię rozmawiać o przeszłości i nigdy nie będę tego lubić.
"Przepraszam, nie powinnam była zaczynać," wyglądała na smutną.
"Mamo, bez względu na wszystko, nigdy nie myśl, że twoja choroba była powodem mojej decyzji. Podjęłam ją, bo chciałam." powiedziałam i uśmiechnęłam się do niej. "Ty, mamo, jesteś najlepszą rzeczą, jaka mi się przytrafiła, i nigdy cię nie zastąpię, nigdy." powiedziałam jej.
"Powinnaś tam pójść jeszcze raz," poprosiła.
"Pójdę, ale nie teraz," odpowiedziałam szczerze.
"Dobrze," zakończyła temat, a my usiedliśmy razem na śniadanie.
Wsuwając buty, krzyknęłam do mamy, że wychodzę, i ruszyłam w stronę drzwi, przygotowując się do pracy.
Poszłam do rezydencji alfy i wzięłam głęboki oddech, zanim naprawdę weszłam do środka. Wcześniej spryskałam się całą butelką perfum, żeby zakryć zapach mojego dziecka, a jego bicie serca jest jeszcze słabe i można je usłyszeć tylko przy dokładnym słuchaniu, więc na razie jestem bezpieczna.
Zaczęłam wykonywać swoją pracę, nie mówiąc ani słowa do innych pokojówek, nie uśmiechając się wcale. Byłam zdenerwowana, a przebywanie tutaj mnie obrzydzało. Poszłam do pokoju alfy. Wiedząc, że go tam nie ma, weszłam i zaczęłam sprzątać, aż drzwi się otworzyły i wszedł sam diabeł. Spojrzał na mnie gniewnie, zanim Lilly weszła za nim.
"Co to tutaj robi?" zwróciła się do mnie. Moja twarz pozostała bez wyrazu.
"Właśnie wychodziłam," powiedziałam monotonnie. Szczerze mówiąc, nawet dla mnie moje słowa były jak lód, nie miały żadnych emocji.
"Masz jeszcze czelność pokazywać się po swoim oskarżeniu wobec mojego partnera," spojrzała na mnie z pogardą. "Naprawdę jesteś bezwstydna. Nic dziwnego, że tata odszedł." To mnie rozjuszyło. Odwróciłam się do niej w mgnieniu oka i złapałam ją za kołnierz, dusząc ją. Miałam zamiar zacząć ciągnąć ją za włosy.
Moje oczy stały się śmiertelnie groźne i to wszystko, naprawdę są trzy rzeczy, których nie toleruję: słowa przeciwko mojej mamie, moja przeszłość i moje nienarodzone dziecko. A ona znała je wszystkie. Ta zdradziecka suka.
"Lepiej uważaj, co mówisz, bo będziesz tego żałować," powiedziałam mrocznie. Zadrżała ze strachu i przytaknęła, zgadzając się ze mną.
Złapałam miotłę i wyszłam z pokoju, może powinnam była ją nią uderzyć. Spojrzałam na alfę i zauważyłam jego niepokojący wyraz twarzy, ale nie mogłam patrzeć wystarczająco długo, by go rozpoznać.
Schodząc po schodach, kontynuowałam pracę, gdy najmłodsza siostra alfy weszła, jęcząc. Spotkałam ją kilka razy i powiem wam, że to zupełnie inna historia, i prawdopodobnie jedyna osoba z rodziny alfy, która jest dość otwarta. I głównie rozmawia ze mną. Ale dzisiaj było inaczej. Rzuciła mi wrogie spojrzenie i poszła na górę. Cóż, nie obchodzi mnie to. Ostatnie dni i tak nie były lepsze.
Dzień zbliżał się do końca, a ludzie, których uważałam za bliskich, wydawali się odlegli. Cóż, to rzeczywistość. Wyszłam, żegnając się i ruszyłam w dół ulicy. Zaczęło padać, ale to nie miało znaczenia.
Szłam chodnikiem, nie patrząc nigdzie. Potknęłam się o nierówną ziemię i zaczęłam upadać. Ale ktoś złapał mnie za ramię i szczerze mówiąc, byłam wdzięczna. Spojrzałam w górę, widząc złote oczy i mały uśmiech.
"Wszystko w porządku?" zapytał mężczyzna, a w tej chwili chciałam upaść na kolana. Jakie to żenujące.
Jego twarz przykuła moją uwagę i nagle poczułam coś. To uczucie, mam wrażenie, że już go kiedyś widziałam. Kim on był?