




Rozdział jedenasty: Łzy
Wracałam do domu, tylko po to, by zobaczyć, że drzwi są otwarte. Wpadłam w panikę i wbiegłam do środka. Mama. To była jedyna myśl, która krążyła mi po głowie.
Starałam się głęboko oddychać, idąc w kierunku jej pokoju, tylko po to, by usłyszeć jej szlochy odbijające się echem w korytarzu. Zaniepokoiłam się, słysząc jej drżący głos. Dlaczego płakała? Wkrótce usłyszałam głos. Głos, którego nigdy nie zapomnę. Głos, który wolałabym umrzeć, niż mieć go w swoim domu. Biegnąc do sypialni, otworzyłam drzwi z hukiem, pozwalając im uderzyć o ścianę. Moja wściekłość narastała, gdy nasze spojrzenia się spotkały. Nie miało sensu, że tu jest. Nie miał żadnego powodu, by tu być.
Siedział przy jej łóżku, a oczy mamy nadal pełne były łez. Co on jej zrobił? Czy dręczenie mnie nie było wystarczające? Musiał dręczyć także moją rodzinę?
"Co tu robisz?" zażądałam. "Co!" krzyknęłam, serce waliło mi w piersi z gniewu i smutku. Mama, zaskoczona, drgnęła lekko, jej oczy rozszerzyły się z powodu mojego nagłego wybuchu.
"Przyszedłem porozmawiać z twoją matką," wyjaśnił obojętnie.
"Po co miałbyś ją odwiedzać? O ile mi wiadomo, nie ma między nami żadnych spraw, które wymagałyby twojej wizyty u mojej matki." Moje słowa ociekały jadem.
"Rzeczywiście, nie powinno być powodu, dla którego miałbym przyjść, ale nie uwierzyłabyś mi, gdybym powiedział, że przyszedłem zapytać o twoje samopoczucie, bo zachowywałaś się dziwnie przez cały dzień," powiedział, a jego oczy błysnęły obcym uczuciem.
Natychmiast skrzywiłam się na jego słowa, kim on myśli, że jest? "Wybacz moje zachowanie, alfa," zakpiłam, "-ale kim ty jesteś, żeby przychodzić do mojego domu i mówić o moim samopoczuciu, i to jeszcze z moją matką? Gdybyś miał serce, nie byłbyś tu teraz." Wyrzuciłam to z siebie.
"Jestem twoim alfą i jestem twoim partnerem, więc dbam o ciebie, nawet jeśli cię odrzuciłem, więź partnerów nadal istnieje. Więc nie mam wyboru, muszę się martwić." Mówił bez cienia emocji. Chociaż jego słowa nie miały na mnie żadnego wpływu, tu byłam, zraniona jego słowami, zraniona jego obojętnością.
"Tak, jesteś moim alfą, ale moim partnerem? Straciłeś prawo, by tak mnie nazywać, w momencie, gdy wypowiedziałeś słowo 'odrzucam', czy zapomniałeś? A nawet jeśli więź partnerów wymusza twoje działania, czy ignorowanie jej nie byłoby dla ciebie najlepszym rozwiązaniem, alfa?" Zapytałam go.
Przez chwilę wyglądał na zranionego, ale zranienie i on, te słowa nie powinny występować w jednym zdaniu. Jakie miał prawo czuć "zranienie", nie zasługiwał na to uczucie. "Wyglądasz na zdrową, chyba martwiłem się na próżno," powiedział, wstając, jego wysoka sylwetka była na wyciągnięcie ręki.
"Więc możesz odejść. Twoja obecność jest odrażająca i nie chcę czuć twoich feromonów ani twojego zapachu. Trzymaj się z dala od mojej rodziny i trzymaj się z dala od mojej matki. Wynoś się z mojego życ-" zamarłam, gdy poczułam, jak mdłości ponownie się pojawiają. Dlaczego teraz? Chciałam coś kopnąć. Nie mogąc powstrzymać potrzeby, pobiegłam, uderzając ramieniem o ścianę, gdy ostry ból przeszył moje ramię, wybiegając przez drzwi i kierując się do łazienki.
Poczułam, jak oddycham ciężko, gdy opróżniałam zawartość żołądka w łazience. Oddychając ciężko, czułam, jak moje ciało słabnie. To było najgorsze. Ręka odciągnęła moje włosy, przywracając mnie do rzeczywistości. Odsuwając się od niego, poczułam, jak moje plecy uderzają o wannę. Ah, dziś będę miała siniaki.
"Nie dotykaj mnie." Wyrzuciłam z siebie, próbując uspokoić oddech.
Czując się lepiej, wstałam i podeszłam do umywalki, przepłukując usta. Odwracając się, stanęłam twarzą w twarz z oczami Reese'a. Jego ciało emanowało troską, gdy obserwował każdy mój ruch. Jakby obawiał się, że w każdej chwili mogę upaść i się rozbić. Moje myśli zaczęły krążyć wokół powiedzenia mu prawdy. Sprawienia, by cierpiał i zniszczenia go. Uczynienia go nieszczęśliwym w związku ze mną. Ale... nie mogłam tego zrobić. Nie mogłam tego zrobić sobie i nie mogłam tego zrobić naszemu dziecku.
"Mam... zatrucie pokarmowe." Wyrzuciłam z siebie. Patrzył na mnie przez chwilę, starając się wykryć jakiekolwiek oznaki kłamstwa na mojej twarzy.
Nic nie mówiąc, kontynuował obserwację mojego zachowania, zanim westchnął i po prostu skinął głową, jakby widział mnie na wylot.
Dlaczego czułam, że zaraz się rozpłaczę? Nie zasługiwał na moje łzy. Nie zasługiwał na moje współczucie. Wyglądał, jakby nie spał od dni, a moje serce ściskało się na widok jego zaniedbanego wyglądu. Lekko potrząsnęłam głową, odmawiając poddania się więzi partnera. Już złamał mi serce i stracił moje zaufanie. Nie zasługiwał na mnie, nie zasługiwał na... nasze dziecko.
Otworzył usta, jakby chciał coś powiedzieć, ale powstrzymał się i zamknął je z powrotem. Uśmiechnął się lekko, zanim odezwał się: "No dobrze, to już pójdę." powiedział, wychodząc z łazienki.
Usłyszałam zamknięcie drzwi wejściowych, gdy się schyliłam. Mam nadzieję, że robię dobrze.
Westchnęłam i wyszłam z łazienki, kierując się do pokoju mamy z grymasem na twarzy.
"Jak mogłaś go wpuścić?" zapytałam ją, serce mi się krajało.
Uśmiechnęła się smutno, patrząc na mnie, jej oczy pełne żalu. Pewnie coś jej powiedział.
"Dlaczego uśmiechasz się, jakbyś zaraz miała płakać?" zapytałam drżącym głosem. "Co on powiedział, mamo?"
Pokręciła głową, "Chciałabym, żebyście oboje spróbowali się zrozumieć..." powiedziała, sprawiając, że wybuchnęłam śmiechem. "Kochanie, on ma dobre intencje, ale robi to w zły sposób, on tylko chce-" przerwałam jej.
"Zrozumieć? Dobre intencje? Mamo, on mnie skrzywdził. Nawet nie pomyślał dwa razy, zanim to zrobił. Co tu jest do zrozumienia? Najmniej, co mógł zrobić, jeśli chciał, żebym go 'zrozumiała', to porozmawiać ze mną, ale co zrobił? Upokorzył mnie." powiedziałam, gdy łzy zaczęły płynąć.
Wycierając swoją żałosną postać i uczucia, po prostu zwróciłam się do niej, "Mamo, jeśli mnie kochasz i nie chcesz, żebym cierpiała, nigdy więcej go nie widuj. Proszę." poprosiłam. "Mam pracę, zobaczymy się wkrótce." powiedziałam, wychodząc z jej pokoju, zanim zdążyła odpowiedzieć.
Przygotowałam się i wyszłam, żegnając się z mamą. Dotarłam do domu, moje myśli powoli dryfowały, tylko po to, by zostać rzuconą na podłogę przez jedną z wyznawczyń Lillian, co przywróciło mnie do rzeczywistości. A może powinnam powiedzieć "wyznawczyń Luny". To wszystko nie miało żadnego sensu.
Nagle usłyszałam krzyk. Przysięgam, że gdybyś był na Antarktydzie, usłyszałbyś go. A może nawet lód by pękł lub roztrzaskał się na tryliony kawałków.
"Co zrobiłaś mojemu partnerowi?!?" krzyczała. Teraz byłam bardzo zdezorientowana.