




Rozdział piąty
Jego myśli były zajęte Amiyą. Czy naprawdę była rozpieszczoną dziewczyną? Jej myślenie mówiło mu coś innego. Nie mógł wyrzucić z głowy obrazu jej krągłości pod jego płaszczem, jej spojrzenia zza zielonych soczewek.
Minęło sporo czasu, odkąd spotykał się z Kattie przez prawie dwa lata. Całowali się niezliczoną ilość razy. Ale nigdy wcześniej nie czuł się źle. Za godzinę miał się odbyć jego ślub, a to nie był dobry znak, że już teraz nudziła go przyszła żona, zanim jeszcze ją miał.
Zachował swoją pierwszą noc z nią po ceremonii ślubnej. Ale to nie znaczyło, że był dziewicą. Czekał na powrót Robbiego, żeby mógł mu dać odpowiednią dawkę w zamian za robienie gorszych rzeczy Amiya.
Telefon zawibrował w jego kieszeni. Wyciągnął go i przyłożył do ucha. Zanim zdążył cokolwiek powiedzieć, zobaczył Amiyę stojącą przed pokojem Robbiego i gapiącą się przez okno z szokiem i zmieszaniem na twarzy. Obie ręce zakrywały jej usta. Wciąż miała na sobie jego płaszcz. Jej ręce ledwo były widoczne spod rękawów. Uśmiechnął się. Były ukryte pod rękawami.
Jej wyraz twarzy zaintrygował go. Co oglądała z taką bladością na twarzy? Co robiła poza swoim pokojem?
Podszedł do niej ostrożnie. Nie chciał jej przestraszyć. Pochylił głowę blisko jej ucha, "Co tu robisz?" wyszeptał powoli, nie chcąc jej przestraszyć.
Ani drgnęła, ani nie mrugnęła. Ostrożnie chwycił ją za ramię i obrócił, by spojrzała na niego. Zmrużył oczy na nią. Jego wzrok przeszedł przez okno. Przez chwilę nie mógł pojąć, co widział. Zdjął całą zasłonę. Jego brwi zmarszczyły się, a twarz wykrzywiła się w gniewie. Ścisnął zasłonę w pięści, aż pękła. Z zasłoną w ręce, brutalnie uderzył pięścią w szybę okna.
Amiya krzyknęła, przerywając ciszę. Jego młodszy brat i przyszła żona kochali się. Oboje cofnęli się, winni, przestraszeni. Zaczęli zbierać swoje ubrania.
Nie mógł już dłużej się kontrolować. Rzucił się w stronę drzwi. Kopnął je raz, dwa razy i otworzyły się z hukiem. Robbie zapinał spodnie, a Kattie owijała się prześcieradłem wokół nagiego ciała. Jego oczy były skierowane na brata. Nie oczekiwał lojalności od obcej osoby. Nigdy nie pomyślał, że jego brat go zdradzi. Zadał mu ciągłe ciosy w twarz. Robbie próbował, ale nie mógł uniknąć ani jednego ciosu.
"O nie! Przestań Ethan! Czego się spodziewasz?" krzyknęła Kattie.
Zatrzymał się, "Zamknij się," powiedział, zgrzytając zębami, "Zanim was obu uduszę, wynoście się z mojej posiadłości." Płonął we własnym gniewie. Chciał wyciągnąć broń i wpakować kule w ich przeklęte głowy.
"Masz ślub," powiedział Robbie spokojnym głosem.
To jeszcze bardziej go rozwścieczyło. Jego pięści bolały. Podniósł zaciśniętą pięść, by go uderzyć. Ale Kattie wcisnęła się między nich. Robbie uśmiechnął się za jej plecami. Wiedział, że Kattie dobrze znała jego naturę przez ostatnie dwa lata, "Do diabła! Jestem pewien, że mogłaby cię poślubić, jeśli mogłaby mieć z tobą miesiąc miodowy i ogrzać twoje pieprzone łóżko." Warknął gniewnie. Coraz trudniej było mu powstrzymać swój gniew. Powietrze było gęste. Jego oczy spoczęły na Amiyi, która stała krok za nim. Jej atrakcyjna twarz uspokajała wulkan wewnątrz niego.
"Posłuchaj, kochanie," zaczęła Kattie.
Zignorował ją i utrzymywał wzrok na Amiyi. Obserwował ją uważnie, jak gryzła wargi ze strachu i niepokoju.
"Wy oboje! Wynoście się z mojej posiadłości," powiedział twardym, stanowczym tonem.
Robbie i Kattie oboje skrzywili się i zmarszczyli brwi jednocześnie, "Na co czekasz? Chodź z nami," Robbie wyciągnął rękę w stronę Amiyi ze złością.
Krew w nim zawrzała jeszcze bardziej. "Nigdzie z tobą nie idzie," ryknął i objął ją w pasie. "Wynoście się oboje," dodał wściekle. W ciągu ostatnich kilku minut doświadczył takiej wściekłości, jakiej nigdy wcześniej nie czuł.
"To też mój dom," powiedział Robbie, zaciskając szczęki. Zachowywał się, jakby nic się nie stało.
"To moja część. Nie każ mi powtarzać. Oboje znacie drogę," rzucił zimnym wzrokiem.
"Chyba zapominasz, bracie. Nie dostaniesz swojej części, dopóki się nie ożenisz," Robbie uśmiechnął się złośliwie.
"Mark, wyprowadź ich," krzyknął.
Mark przybiegł z ochroniarzem i wyprowadził ich. Chciał ich zabić za zdradę. Ale nie miał na to czasu. Miał mniej niż godzinę na ślub, a teraz bez dziewczyny było to niemożliwe zadanie. Coś miękkiego poruszyło się pod jego ręką. Nadal trzymał Amię. Jego ręka była pod płaszczem na jej miękkim brzuchu.
"Proszę pana, projektantka przyszła. Czeka na pana," Gabby powiedział niepewnie. Za nim stała projektantka, a jej asystentka trzymała białą suknię ślubną.
"Wyślij ich do mojego pokoju. Poczekajcie tam na mnie," powiedział i odprawił go.
Uśmiechnął się przebiegle, gdy plan zaczął się formować w jego głowie. Obrócił Amię, żeby spojrzała mu w oczy. "Masz dwa wybory, Amia." Gdy nie zapytała, co ma na myśli, kontynuował. "Wyjdziesz za mnie za mąż albo skończysz w burdelu. Bo wyślę cię do mojego brata, jak wiesz, twój brat przegrał wszystko w kasynie, w tym ciebie. Mój brat jest moim przeciwieństwem. Sprzeda cię, żeby odzyskać swoje pieniądze." Słysząc to, wstrzymała oddech. "Jeśli zgodzisz się na ten ślub, obiecuję, że po pocałunku ślubnym nie dotknę cię, dopóki sama nie będziesz tego chciała. Słyszysz? Dopóki będzie to konieczne. Masz pięć minut na decyzję, albo zadzwonię po Robbiego, żeby cię zabrał." Spojrzał na zegarek na nadgarstku. Znowu spojrzał jej w twarz, a jej usta były szeroko otwarte z zaskoczenia. Oczekiwał odpowiedzi. "Mów. Nie mam dużo czasu na twoje pauzy," naciskał.
"Y y y," nie mogła wydusić słowa.
"Tak czy nie?" zapytał i pokazał jej ekran telefonu, na którym widniało imię ROBBIE. Miał już nacisnąć przycisk. W rzeczywistości nie zamierzał tego zrobić. Odesłałby ją do jej brata, ale nigdy nie pozwoliłby swojemu bratu spojrzeć na nią.
Widział ból na jej twarzy i łzy w jej oczach. "Tak," wyszeptała.
'Wiem, że to złe, ale z tobą czuję, że to jest właściwe.'
Słyszał jej głośno bijące serce. Wypuścił powietrze i przeczesał włosy. "Chodźmy i pamiętaj o słowie 'konieczne'," szepnął, ciągnąc ją za sobą.
"Ale," wyrwała mu rękę.
"Masz całe życie na jąkanie się," nie mógł pozwolić, by cała posiadłość przeszła w ręce Robbiego, zwłaszcza po tym, co dzisiaj zobaczył i po jego perwersjach.
"Co zrobimy, gdy twoja rodzina zapyta o dzieci?" wypaliła.
Zatrzymał się i odwrócił do niej. Znowu go zaskoczyła. Groził jej sprzedażą. Faktycznie, jej brat, Frank, sprzedał ją jemu, bo nie mógł spłacić długu. Frank prosił go, żeby nie mówił o tym jego siostrze. Frank nie chciał, żeby go nienawidziła. Ale on chciał wpakować kulę w jego zakrwawioną głowę, który kochał siebie bardziej niż ją. Frank obiecał, że zabierze swoją siostrę po spłaceniu długu. Było to dla niego prawie niemożliwe, aby spłacić miliony dolarów.
Drań! Przeklął pod nosem.
"Masz jakieś problemy zdrowotne?" zapytał.
"Nie, po prostu nie jestem gotowa," powiedziała nieśmiało.
"Mamy inne opcje. Nie martw się. Nie dotknę cię, jeśli nie będzie to konieczne." Znowu zaczął iść, trzymając ją za rękę.
Projektant już na nich czekał z sukniami i wizażystką. "To moja panna młoda. Macie trzydzieści minut." Nie chciał tracić czasu. Chciał, aby ten ślub odbył się jak najszybciej.
"Mark, jeśli ktoś spróbuje przekroczyć tę linię, zabij go." Powiedział do swojego człowieka, wskazując drzwi oczami.
"Tak, szefie." Skinął głową.
Wziął swój biały garnitur ślubny i jej suknię ślubną. Trzymając jej rękę, ruszył w stronę łazienki. Zamknął drzwi. Nie dlatego, że chciał ją zobaczyć. Faktem było, że nikomu nie ufał, nie po wszystkim, co się wydarzyło. Mogła spróbować uciec i poprosić kogoś o pomoc.
"Co robisz?" Zapytała spanikowana.
"Nie mam dużo czasu. Przebieraj się. Nie będę na ciebie patrzył." Powiedział.
"To suknia ślubna. Jest ciężka. Nie mogę jej założyć sama. Potrzebuję pomocy, ale nie od ciebie." Natychmiast odparła.
"Wyślę projektanta. Ale żadnych sztuczek. Potrzebuję twojego słowa." Spojrzał na nią swoimi przenikliwymi bursztynowymi oczami.
Opuściła głowę. "Tak, moje słowo." Powiedziała smutno. Nie chciał myśleć o jej smutnej twarzy ani o tym, jak źle się teraz czuła.
'Nie wycofam się z tego ślubu i nie pozwolę ci tego zrobić.'
"Mam nadzieję. W przeciwnym razie nie wiesz, co mogę zrobić. Nie chcesz odwiedzać grobu swojego brata co weekend." Spojrzał na nią groźnie.
Natychmiast skinęła głową, łzy spływały jej po policzkach. Ruszył w stronę drzwi. Otworzył drzwi. "Moja panna młoda potrzebuje pomocy." Powiedział. Chciał otrzeć jej łzy. Jakoś się powstrzymał.
"Tak, proszę pana." Projektant odpowiedział natychmiast. Nie interesowały go imiona. Chciał, żeby wykonali swoją pracę.
"Najmniejszy błąd. Twoje życie się skończy." Powiedział swoim groźnym głosem.
Projektant zadrżał. "Tak, proszę pana." Odpowiedziała nieśmiałym głosem.
To mu powiedziało, że zrozumieli jego przekaz.
Po wysłaniu pomocy, wziął swój ślubny garnitur, który wybrała dla niego Kattie. Poszedł w stronę swojej garderoby. Wyrzucił biały garnitur do kosza. W jego garderobie było wiele markowych garniturów, których nigdy nie przymierzał. Faktycznie, jego garderoba była co tydzień uzupełniana o nowe garnitury.
Wyciągnął czarny, błyszczący garnitur. Wyjął telefon i poprosił Tima, swojego drugiego człowieka, aby natychmiast zmienił obrączki, ponieważ nie mógł tolerować wyboru Kattie przez całe życie.
Rzuciwszy telefon na błyszczącą sklejkę, przebrał się w czarny garnitur. Ostatni raz spojrzał na swoją elegancką sylwetkę. Nałożył swój codzienny zapach, przypiął pistolet i założył płaszcz.
Telefon zadzwonił. "Masz to?" Zapytał, odbierając połączenie.
Kiedy usłyszał swoją ulubioną odpowiedź, zakończył rozmowę i wsunął telefon do przedniej kieszeni spodni.
Wyszedł z garderoby i nie zobaczył jej nigdzie. Zapukał do łazienki. Dał jej pełne trzydzieści minut. Spojrzał w tył i zobaczył, że drzwi były zamknięte. Miał zamiar otworzyć drzwi i nie wiedział, co się tam dzieje. Poprosił swoich ludzi, żeby odwrócili się plecami do drzwi.
Kiedy spojrzał za siebie, otworzył drzwi. Jego oczy zamarły, widząc jej nagie plecy. Mógł zobaczyć doskonałą linię krzywizny jej pleców i bioder.
"Proszę pana, pani jest prawie gotowa." Powiedziała kobieta.
Obróciła się. Miała minimalny makijaż na skórze. Lokówka spadała na jej ramiona. Jej policzki były lekko różowe, oczy pokryte delikatnym makijażem, widział błyszczący pyłek na jej powiekach. Jej rzęsy były grube i długie. Była oszałamiająca. Patrzył na nią z zachwytem. Jej przód był całkowicie zakryty, ale znał jej krzywizny; widział je w tej odsłoniętej sukience. Zbliżył się. Podał jej rękę. Drżącą ręką włożyła swoją dłoń w jego. Ścisnął jej rękę. "Spokojnie, to tylko kilka minut." Szepnął.
Kiwnęła głową. Widział, jak w jej oczach błyszczą łzy. Położył rękę na jej talii i poprowadził ją do ołtarza.
Idąc, powiedział do Marka: "Sprawdziłeś ochronę? Nie chcę żadnych problemów."
Nie ufał swojemu bratu. Gdyby ten zwietrzył jego plan, na pewno próbowałby go powstrzymać.
"Tak, szefie. Gabby nadzoruje wszystko," odpowiedział Mark.
"Chcę jak najmniej słów, powiedz księdzu," powiedział Markowi.
"Tak, szefie. Ceremonia nie potrwa dłużej niż pięć minut," odparł Mark.
Spojrzał na swoją piękną narzeczoną, która drżała pod jego dotykiem. "To zajmie tylko pięć minut. Spokojnie, drżysz," szepnął.
"Dotrzymasz słowa, prawda? Bez względu na wszystko?" zapytała łamiącym się głosem.
"Masz moje słowo. Będziesz bezpieczna ze mną," spojrzał jej w oczy, aby złożyć obietnicę, której nigdy nie złamie.
Wzięła głęboki oddech. Kiwnęła głową, "Pięć minut. Dobrze," powiedziała, jakby dodając sobie otuchy. Uśmiechnął się i pociągnął ją za sobą.
Byli tylko dwa kroki od ołtarza. Postanowił iść z narzeczoną, nie chcąc żadnych problemów ani żeby ktoś ją w jakikolwiek sposób mu odebrał. "Uśmiechnij się," szepnął jej do ucha. Spojrzała na niego. Gdy zwróciła na niego uwagę, zapytał: "Gotowa?"
Uśmiechnęła się najpiękniejszym uśmiechem i kiwnęła głową.
Podał jej ramię, a ona objęła je swoim ramieniem. Razem ruszyli. Rzucił okiem na tłum. Nie było wielu ludzi. Wszyscy byli jego współpracownikami, partnerami w przestępstwie, kilku gangsterów i adwokat wyznaczony przez jego ojca, aby upewnić się, że spełnia ostatnią wolę ojca.
Spojrzał na nią. Jej oczy były skierowane w ziemię, a lekki uśmiech nadawał jej doskonały wygląd. Już nie drżała. Wydawał się nieco uspokojony. Wspięli się po schodach. Nie chciał odsuwać od niej ręki. Obawiał się, że ucieknie i wywoła scenę.
To tylko pięć minut, powtarzał sobie.
Już wcześniej powiedział księdzu, aby ceremonia była jak najkrótsza.
"Panie Ethan Warburton, czy przyjmujesz panią Amiyę Craig za swoją żonę?" zapytał ksiądz.
"Tak, przyjmuję," powiedział, uśmiechając się i patrząc na swoją narzeczoną. Doskonale udawali przed tłumem.
Mark podał mu małe aksamitne pudełko. Wyjął z niego pierścionek z diamentem. Wziął jej rękę w swoją i wsunął pierścionek na jej palec. Na szczęście był idealnie dopasowany. Usłyszał oklaski.
"Pani Amiya Craig, czy przyjmujesz pana Ethana Warburtona za swojego męża?" zapytał ksiądz.
Podniosła oczy i spojrzała mu w oczy. "T-tak, przyjmuję," uśmiechnęła się nerwowo. Wiedział, że to był fałszywy uśmiech, ale dobrze go ukryła pod swoją urodą. Wyjęła pierścionek z pudełka i wsunęła go na jego palec drżącymi rękami.
"Możesz pocałować swoją żonę," usłyszał.
Zrobił długi krok i objął ją w talii. Chciał, aby pocałunek był delikatny. Jego ręka dotknęła miękkiej, jedwabistej skóry jej pleców. Przycisnął ją do siebie. Drugą ręką objął jej szyję. Pochylił twarz, pocałował ją, delikatnie poruszając ustami. Jej usta go odurzyły. Jęknął, zanim jego pragnienie wzrosło, odsunął się od niej. Rozejrzał się wokół. Jego ludzie klaskali, gwizdali i wznosili toasty. Spojrzał na swoją żonę. Ściskała jego płaszcz. Położył rękę na jej pięści. "Jesteś bezpieczna. Pamiętam swoją obietnicę. Pamiętaj tylko o tych słowach," przypomniał jej ponownie.
Kiwnęła tylko głową. Poczuł jej łzę na grzbiecie swojej ręki. Westchnął, bo nie myślał, że zmusi dziewczynę do ślubu. Łamał własne zasady.
Po tym, jak trzymał ją w ramionach, był pewien, że będzie kimś wyjątkowym, bardzo wyjątkowym. Wątpił w swoją obietnicę daną jej.