




Rozdział 3: Wschód słońca
Statek jest bezpieczny w porcie, ale nie po to statki są budowane. – William G. T. Shedd
Reese biegł przez park, obserwując rekrutów marynarki wojennej podczas ich porannych ćwiczeń. Wydawało mu się, że minęła wieczność od czasu, gdy sam to robił. Słuchawka w jego uchu zapiszczała, a on rzucił okiem na zegarek, widząc wiadomość od swojej siostrzenicy.
'Za wcześnie na bieganie. hej, autokorekta - NIGDY nie chodzi o bieganie'
Chichocząc do siebie, nacisnął przycisk na ekranie, żeby do niej zadzwonić. Odebrała po drugim sygnale. "Język, młoda damo."
"Przepraszam, następnym razem wyraźnie to powiem." Mruknęła zaspanym głosem. "Musiałam złapać podwózkę do domu wczoraj. Mój samochód padł."
"Jak twoja mama wróci, będziemy mieli długą rozmowę o tym gracie."
"Język, stary człowieku." Zażartowała.
"Dokończę bieg i wracam do domu."
"Za wcześnie na to wszystko."
"Jeszcze nie spałem." Zauważył, skręcając na kolejny okrążenie. "Muszę iść do księgowego dzisiaj."
"Znajdź mi trochę pieniędzy." Powiedziała, jak zawsze.
"Jeśli coś znajdę, to będzie nowy samochód." Odpowiedział, mrucząc coś pod nosem.
"Powiedziałeś właśnie cheeseburger?" Dean zaśmiała się.
"Za chudy jestem." Powiedział.
"Jak na kogoś, kto tyle ćwiczy, masz dziwną obsesję na punkcie krągłych kobiet." Zaśmiała się, a on usłyszał, jak zaczyna się prysznic.
"Co mogę powiedzieć, lubię wiedzieć, że nie złamię swoich zabawek."
"Obrzydliwe." Powiedziała, udając odruch wymiotny.
"Kończę ostatnie okrążenie." Powiedział, mijając rekrutów, którzy zaczęli biec. "Dzień dobry." Powiedział do rekruterki.
"Dzień dobry, panie!" zawołała kobieta, a potem jej pluton powtórzył.
"Idź flirtować." Dean powiedziała i zakończyła rozmowę.
"Nie masz nic przeciwko towarzystwu?" zapytała kobieta w żółtej koszulce marynarki i niebieskich szortach, dołączając do niego.
"Już prawie skończyłem, ale czemu nie." Odpowiedział z łatwym uśmiechem.
"Często tu biegasz?" Zapytała.
"Dziś to dla mnie późno." Przyznał. "Zwykle o tej porze jestem już w domu. A ty często tu jesteś?"
"Każdą środę." Uśmiechnęła się.
Tak, flirtowała. Był gotów wziąć udział w tej grze. Ale podejrzewał, że jest w wieku jego córki. To wykluczało dalsze kroki.
"Przynajmniej z rekrutami." Dodała. "Częściej przychodzę sama."
I oto było. Przychodzę tu sama. Potrzebuję silnego mężczyzny, który mnie ochroni. Co, gdyby otworzył te drzwi, prowadziłoby do seksownej kocicy. Albo wkurzonej lwicy, która nie potrzebuje żadnego mężczyzny. Nie chciał bawić się w żadną z tych ról.
"Może jeszcze się zobaczymy." Reese powiedział, wskazując na parking. "To tutaj." Uśmiechnął się do niej, a potem zwrócił się do rekrutów. "HOO-YAH!"
Zszedł z trasy, żeby zrobić rozciąganie, podczas gdy kilkunastu nastolatków kontynuowało bieg. Przeszedł przez swoją rutynę, zanim wsiadł do swojego odrestaurowanego Impali z 1969 roku. Nie zajęło mu to długo, by wjechać na wspólny podjazd między jego domem a domem jego młodszej siostry.
Dean spotkała go w kuchni jego domu. "Była ładna?"
"Nieźle, pewnie w wieku Cheryl." Pocałował ją w czubek głowy, przechodząc obok. "Wezmę prysznic i jedziemy. Zamów kawę."
"Jesteś moim ulubionym wujkiem!" szesnastolatka krzyknęła wzdłuż korytarza.
Niecałe dziesięć minut później wrócił z wilgotnymi włosami i świeżymi ubraniami. Miał na sobie czarne spodnie i białą koszulę z krótkim rękawem, starannie włożoną w spodnie. Jego mięśnie napinały bawełnę na ramionach i klatce piersiowej. Skórzany pasek w moro z klamrą Navy Seabee podkreślał jego szczupłą talię. Wsunął buty, które trzymał przy drzwiach, i spojrzał na Dean.
„Jesteś gotowa?”
Spojrzała na niego znad telefonu. Uśmiechając się, skierowała telefon na niego. „Dzień dobry, rodzinko. To mój wujek Owen, wszyscy nazywają go Reese, bo tak ma na nazwisko, a wojsko jest dziwne. Lubi pulchne dziewczyny i dziwaczny seks.”
„Opublikujesz to, a wyłączę ci telefon.” Ostrzegł. Wiedział, że nie nagrywa, bo widział jej telefon w lustrze za nią. Ale nie zamierzał jej tego mówić.
„Nawet nie nagrywałam.” Uśmiechnęła się i pokazała mu ekran główny telefonu. „Nie chcę, żeby dziwne kobiety do mnie pisały.”
„Dobrze.” Złapał klucze z wieszaka i wyszli.
Po kawie podwiózł ją i udał się do biurowca Cooper Stone po drugiej stronie miasta. Reese nie cieszył się na spotkanie z recepcjonistką TRAAC. Była to urocza blondynka, która myślała, że jest tym, czego każdy mężczyzna pragnie.
Osobiście Reese wolał naturalne krągłości od tych chirurgicznych.
Był zawiedziony, gdy wszedł do lobby Cooper Stone i odkrył, że urocza brunetka została zastąpiona przez ekran dotykowy. Były chwile, gdy nienawidził technologii. Marszczył brwi, gdy wsiadł do windy na dwunaste piętro.
I miło zaskoczony, gdy otworzył drzwi do firmy księgowej i zobaczył wspomnianą brunetkę.
„Dzień dobry, panie Reese.” Fałszywa blondynka z fałszywym biustem powiedziała fałszywie uwodzicielskim głosem. „Poinformuję pana Thompsona, że pan jest.”
„Donna, rozmawialiśmy o tym. To teraz praca Helen. Jeśli nie możesz zostać w dziale wprowadzania danych, będziemy musieli przemyśleć twoje zatrudnienie.”
Frank Thompson stał za dwiema kobietami przy recepcji. Jego siwe włosy były krótko przycięte, a niebieskie oczy zimne i przenikliwe. Miał na sobie ciemnoszary garnitur z jaskrawym turkusowym krawatem. Gniewny wyraz twarzy sprawił, że blondynka cicho się wycofała.
„Helen, wiem, że Donna szkoliła cię przez ostatni tydzień, ale proszę, abyś nie udostępniała jej kalendarza spotkań.” Frank powiedział uprzejmie. „Świetnie sobie radzisz.”
Reese dostrzegł dominujące cechy u swojego przyjaciela w sposobie, w jaki traktował każdą z kobiet. Blondynka była dyscyplinowana, podczas gdy brunetka chwalona. Myśl o niej w uległej pozie sprawiła, że jego ciało zareagowało. Nigdy wcześniej nie był tak zadowolony, że poświęcił dodatkowe jedenaście sekund i nie poszedł bez bielizny.
„Dziękuję.” Powiedziała z lekkim uśmiechem i rumieńcem.
Jego ciało zadrżało, a on stłumił jęk.
„Proszę bardzo.” Frank powiedział, zanim zwrócił się do Reese. Wyraz twarzy starszego mężczyzny powiedział Reese'owi, że mieli podobne myśli o nowej recepcjonistce. „Chodźmy do mojego biura, zobaczymy, czy uda mi się ukraść więcej twoich pieniędzy.”
„Między tobą, wujkiem Samem a moimi dziewczynami, niewiele mi zostaje do ukradzenia.” Reese zaśmiał się, idąc korytarzem.
„Ale jednak coś jeszcze masz?” Frank zażartował, wchodząc do swojego biura.