Read with BonusRead with Bonus

Rozdział - 5: Wściekłość Killiana.

(Perspektywa Killiana)

"Killian," usłyszałem głos ojca zza drzwi mojego pokoju. Wyłączyłem ekran telefonu i schowałem go do kieszeni, a ciepły uśmiech kobiety z fotografii, na którą przed chwilą patrzyłem, wciąż tkwił w mojej głowie, gdy podszedłem do drzwi.

"Alfa," powiedziałem, otwierając drzwi i ukrywając telefon.

"Co robiłeś przed chwilą?" zmarszczyłem czoło na jego absurdalne pytanie, a irytacja we mnie wzrosła, gdy przekrzywił głowę, próbując zobaczyć, co robiłem.

"To nic, tato. Nie musisz się martwić." Skrzywił się, patrząc na mnie surowo, gdy dodałem: "Naruszasz moją prywatność," warknąłem, a on przewrócił oczami w odpowiedzi.

"Jeśli nie masz nic do roboty, lepiej pomóż przy jutrzejszym wydarzeniu. Jutro jest rocznica śmierci Odette..."

"Jestem zajęty, tato," przerwałem, odwracając wzrok.

Uciskający brak Odette zawisł nade mną jak tragedia. Każda sekunda jej nieobecności sprawiała, że czułem się coraz bardziej przytłoczony. Jedyne, czego chciałem, to spędzić jutrzejszy dzień sam.

"Zejdź na dół, gdy skończysz," powiedział, zanim zostawił mnie samego.

Z hukiem zamknąłem drzwi i wróciłem na kanapę.

"Ile dzieci chciałbyś mieć?" głos Odette rozbrzmiewał w mojej głowie.

"Czworo, pięcioro... Nie, chcę tyle dzieci, ile ty chcesz. Nawet jeśli tylko jedno, albo nawet jeśli nie chcesz mieć dzieci, to w porządku." Odpowiedziałem, trzymając jej dłoń w swojej.

"Idiota, tylko zapytałam, ile ty byś chciał. Nigdy o tym nie myślałam."

"No więc... chcę tyle dzieci, ile ty chcesz."

Śmiech Odette znów i znów rozbrzmiewał w mojej głowie. A moje serce tęskniło za nią coraz bardziej.

Gdyby żyła, już bylibyśmy małżeństwem. Może nawet mielibyśmy dzieci. Byłbym Alfą, a Odette moją Luną.

Ale wszystko to zostało zniszczone przez tę, którą nazywała 'siostrą.'

Nie chciałem wymazać tych wspomnień. Jedyny moment, kiedy czułem się normalnie, to gdy byłem zagubiony w myślach o niej. Choć już jej nie było, wciąż nie chciałem jej stracić. Jej obecność unosiła się nad każdą rzeczą.

"Minęły już cztery lata, odkąd mnie opuściła," powiedziałem, stojąc przy oknie i odsłaniając zasłony, by sprawdzić przygotowania do jutrzejszej ceremonii. Jutro była rocznica jej śmierci.

Zmarszczyłem brwi i wziąłem głęboki oddech, zanim zszedłem na dół. Już miałem wejść do jadalni, kiedy przerwała mi matka.

Nie chciałem podsłuchiwać, ale coś powstrzymało mnie przed wejściem do pokoju. Moje stopy zamarły, gdy stałem cicho obok drzwi, ukrywając swoją obecność.

"Czy on wciąż myśli o Odette?"

"A jak myślisz?"

"Już czas, powinien ruszyć dalej."

"Może daj mu pozycję Alfy? Może wtedy ruszy dalej."

Ojciec odłożył łyżkę i uspokoił się. "Nie ma jeszcze mentalności, by być Alfą. Nie potrafi nawet ukryć swoich prawdziwych emocji." Zatrzymał się na chwilę, zanim dodał, "Nienawidzi ceremonii upamiętniającej Odette i nie potrafi tego ukryć. Ale nawet nie wie, że musi to kontynuować, by utrzymać lojalność rodziny Beta. To konieczne."

Serce mi biło mocno, gdy go słuchałem. Miał rację. Nienawidziłem ceremonii upamiętniającej. Gdybym mógł, zatrzymałbym się teraz. Nie chciałem przechodzić przez te dni w ogóle. Miałem nadzieję, że ktoś po prostu powie, że ona żyje. Chciałem tylko myśleć o niej każdego dnia. Ale mój ojciec zawsze wierzył, że rocznica śmierci jest konieczna, aby utrzymać lojalność rodziny Beta, a to było konieczne. Więc, mimo że nie chciałem, oni kontynuowali.

Moje myśli przerwał, gdy mój ojciec dodał: „Również, wataha jeszcze go nie zaakceptowała jako Alfy. Aby być zaakceptowanym przez watahę jako ich Alfa, najpierw musi pokazać swoje umiejętności.”

Patrząc na dekoracje, które były układane, westchnąłem, odwróciłem się i wróciłem do swojego pokoju. Wspomnienie dręczyło mnie bez końca. Nigdy nie było mi łatwo pogodzić się z odejściem Odette, a smutek i ból wydawały się nie mieć końca. Ale musiałem się trzymać, aby zostać uznanym i wspieranym.

Zacisnąłem zęby.

Wtedy przed oczami pojawiła się twarz Taylor. Moje usta uniosły się w górę. Była jedyną osobą, która dawała mi ulgę od całego bólu.

Była zabójczynią Odette, a dla mnie była przyczyną wszystkiego, co się stało. Jak przysiągłem w dniu śmierci Odette, nigdy nie pozwolę, by jej morderczyni była szczęśliwa, spełniłem to.

Była moim celem dla złości i frustracji. Przez nią Odette zginęła, więc ona też nie mogła żyć spokojnie.

Jednak przez te lata prawie nie było jej w stadzie. Ale, gdy tylko była w pobliżu, mogłem na chwilę oderwać się od swojego smutku i frustracji.

Czułem, że mam cel, ilekroć ją widziałem — aby upewnić się, że nigdy nie będzie miała łatwego życia.

Zmarszczyłem brwi, pamiętając o niej, życząc sobie, żeby pojawiła się jutro. Krew we mnie wrzała, gdy o niej myślałem.

W tym momencie mój wilk, Ken, warknął.

Zmarszczyłem brwi, złość przepływała przez moje żyły. Myśl o Taylor sprawiała, że czułem się chory, zły i zirytowany. Ale Ken czuł inaczej.

Odbierał jej obecność inaczej, wykazując dużą tolerancję i cichą uwagę wobec niej, której nigdy nie mogłem zrozumieć. Miał ograniczoną cierpliwość i nigdy nie dbał o nikogo innego, ale Taylor była inna.

Ale ja byłem inny. Taylor nie miała mieć łatwo przy mojej obecności. Nienawidziłem Taylor każdą cząstką swojego ciała.

Ken syknął na moje myśli, stając w jej obronie, „To nie ona zabiła Odette. Otrząśnij się.”

Zachichotałem, nie biorąc jego słów pod uwagę. „To przez nią Odette zginęła. Ona jest przyczyną tego.”

I zamierzałem sprawić, by za to zapłaciła. Zacisnąłem pięść, wyobrażając sobie, co jej zrobię. Z jakiegoś powodu, znałem nawet najmniejszą reakcję jej ciała. Musiałem być szalony, ale oglądanie jej bólu było jedynym momentem, kiedy mogłem zapomnieć o wszystkich swoich smutkach.

Previous ChapterNext Chapter