




Rozdział 4 Podróż w czasie?
„Jak to możliwe?” pomyślała Anna, czując się głupio zdezorientowana. Jej usta otworzyły się ze zdziwienia. John odsunął się, widząc jej dziwną minę, i wybuchnął śmiechem. Zawsze mówił, że jest zabawna, nawet gdy nie miała takiego zamiaru. „Zawsze jestem gotowy na małe rozproszenie, zwłaszcza w naszą rocznicę.” „Zamknij się,” powiedziała, lekko go uderzając w ramię. „Boli mnie głowa.” John przesunął ręką po jej ciele, a Anna zadrżała. Przejechała dłonią po gołębio-szarej narzucie, gdy nagle dotarło do niej, gdzie się znajduje – w swoim starym pokoju. Starała się myśleć jasno, ale wszystko było pomieszane, a jeśli miała być szczera, nadal czuła się trochę chora. Delikatnie go odepchnęła i położyła rękę na brzuchu, modląc się, żeby nie zwymiotować. „Naprawdę źle się czuję,” powiedziała Anna, pocierając głowę. „Muszę być w szoku, albo miałam jakiś psychotyczny epizod?” pomyślała gorączkowo, patrząc na Johna. „W co ja się wpakowałam?” John westchnął i położył się obok niej. Owinął się wokół niej, jedną dużą, ciepłą nogą przykrywając jej nogi, co bardzo jej się podobało, jak bardzo za tym tęskniła. „Myślę, że puste butelki po winie mogą być przyczyną,” powiedział John ze śmiechem, przerywając jej wewnętrzny dialog. „Nie wypiłam tego sama.” „Wymówki, wymówki.” Zaśmiał się głośno, przesuwając palcami po jej kręgosłupie, przyciągając ją do siebie. Bawił się rudym lokiem, a jej oddech się zatrzymał. Nienawidziła, jak łatwo wpadali w tę ich starą grę słowną. Znała Johna od dzieciństwa i nawet teraz czuła się to naturalnie. „Zawsze myślisz, że jesteś taki zabawny.” „Mam swoje momenty, ale to ty zawsze byłaś tą zabawną, księżniczko.” Powiedział cicho, obracając jej twarz ku sobie „nawet jeśli teraz wyglądasz jak Kermit Żaba.” „Czy to nie czyni cię Świnką Piggy?” mruknęła cicho, starając się nie pokazać, jak bardzo boli ją ten przydomek. Nazywał ją tak od gimnazjum, nawet wtedy był jej zbawcą. Anna zamknęła oczy, gdy jego usta całowały powieki, policzki, a na końcu usta. Zatonęła w tym pocałunku, podczas gdy zamęt w jej głowie trwał. Była tak długo złamana sercem, a teraz, jeśli nie była szalona, była z powrotem w ramionach Johna. Ledwo zauważyła, że burza ustała, bo jej serce biło tak głośno. „Chrum, chrum.” Powiedział z chichotem, chowając swoją szorstką brodę w jej szyję. „Nie!” pisnęła, próbując się odwrócić. Poczuła dreszcz przebiegający wzdłuż kręgosłupa, a na ramionach pojawiła się gęsia skórka. Jej żołądek się skręcił, a kolor odpłynął z twarzy. „Nie zwymiotujesz na mnie, prawda?” zapytał cicho, przestając skubać jej szyję. Jego oczy błyszczały jak gwiazdy. „Nie sądzę, może.” Mruknęła, a on westchnął, próbując wyglądać na odrzuconego, po czym przytulił ją do siebie. Przytulił ją mocniej, a ona głośno jęknęła. Roześmiał się i uniósł jej podbródek, by mogła spojrzeć mu w oczy. Jego spojrzenie było palące i pełne obietnicy, której nagle chciała się poddać, mimo że w jej głowie nadal panował chaos, a w żołądku kręciło się z choroby. „Może poczekam do jutra, żeby cię rozproszyć.” Westchnął i ułożył się wygodnie. Udawał rozczarowanie, ale czuła uśmiech na swoim czole, gdy jego oddech się wyrównał, a on zasnął z ręką na jej nagiej piersi. Chciała bardziej niż cokolwiek innego do niego dołączyć, ale część z niej bała się zasnąć. Obserwowała, jak ostatnia burza przetacza się za oknem, a jej oczy skierowały się na stolik nocny. Jak to możliwe, że to była jej rocznica ślubu, a ona była z powrotem w swoim starym domu? Czy naprawdę miała psychotyczny epizod, czy naprawdę cofnęła się w czasie? Co miała teraz zrobić?