




Rozdział 2 Budzenie się
Anna otworzyła jedno niebieskie oko, próbując zobaczyć wyraźnie. Jej głowa pulsowała bólem, a ona pragnęła tylko wrócić do snu.
„Co się dzieje?” – mruknęła do siebie, pocierając głowę i wzdrygając się na widok dużego guza tuż nad lewą brwią. Delikatnie przejechała po nim palcami i skrzywiła się z bólu, gdy wspomnienia wróciły: jej obskurne mieszkanie, intruz. Potrząsnęła głową, próbując ją oczyścić, pocierając miejsce, gdzie uderzył ją worek.
„Co do licha.” – powiedziała głośno, gdy pokój zaczął się wyostrzać. Słabe światło z łazienki ukazywało ściany pomalowane na jasnozłoty kolor. Łóżko na platformie było przykryte popielatą narzutą. W zasięgu wzroku pojawiły się garderoby, a dreszcz rozpoznania przeszedł przez jej świadomość, choć zamęt wciąż panował w jej głowie, która naprawdę bolała. Najbardziej niepokojący był jednak mężczyzna leżący obok niej, trzymający ją za rękę, jej były mąż, Jan.
„O nie, proszę, nie.” – powiedziała cicho, próbując przekonać samą siebie, że to halucynacja. „To nie może się dziać.” Łóżko obok niej poruszyło się, a oczy Anny skupiły się na śpiącej sylwetce Jana, jego duża, ciepła dłoń trzymała jedną z jej.
„To niemożliwe!” – wykrztusiła Anna, wyrywając rękę i natychmiast tęskniąc za ciepłem. Chwiejąc się, ruszyła w stronę drzwi prowadzących do łazienki. Musiała się stąd wydostać, być gdziekolwiek indziej. Zasłoniła usta dłonią, gdy jej oczy przystosowały się do słabego światła, chwilowo ją oślepiając. Błyskawica zagrzmiała na zewnątrz i Anna podskoczyła, gdy huk pioruna ją zaskoczył. „Świetnie,” pomyślała na granicy histerii, „wariuję, a tu jeszcze burza, co jeszcze?”
„Co się dzieje?” „Gdzie ja jestem?” – wykrztusiła na głos, gdy jej odbicie pojawiło się w lustrze. Zbliżyła się do lustra i dotknęła go dla potwierdzenia. Jej włosy, które zawsze utrzymywała na długości podbródka i proste, teraz miękko opadały za ramiona, a jej oczy nie miały w sobie śladu napięcia i zmartwień, które były wszechobecne przez ostatnie pięć lat. Jej jedwabna suknia podkreślała zaokrągloną sylwetkę, której nie miała od lat z powodu braku jedzenia.
„O mój Boże.” Zadrżała na widok niemożliwości tego, co widziała. Powoli cofnęła się z ręką przy ustach, gdy ogarnął ją horror. Błysk pierścionka na jej lewej ręce zatrzymał ją w miejscu.
„Wariuję.” – powiedziała szeptem, jakby ktoś jej słuchał. Przyjrzała się trzykaretowemu diamentowi o kwadratowym szlifie, który zdobił jej lewą rękę. Próbowała przełknąć wymioty, które podeszły jej do gardła.
„Anna?” – zawołał cicho Jan, gdy duży błysk pioruna oświetlił pokój.
Nie odpowiedziała, lecz schowała się w łazience, próbując uspokoić oddech. Czuła się, jakby grała w chowanego, nie wiedziała, co mu powiedzieć. Nie była nawet pewna, czy to wszystko jest prawdziwe. Ugryzła palec i wpatrywała się w swoje własne oczy w lustrze, przerażona.
"Anna, gdzie jesteś?" zawołał ponownie, gdy jego stopy uderzyły o podłogę. Usłyszała jego znajomy krok, gdy jej szukał. Pojawił się w drzwiach łazienki, wypełniając je swoją sylwetką, gdy kolejna błyskawica rozdarła niebo. Jego czarne włosy były zbyt długie, a zielone oczy z gęstymi rzęsami patrzyły na nią z pytaniem, ale jego uśmiech był ciepły i zachęcający.
"Dlaczego się tutaj chowasz, kochanie?" powiedział cicho, gdy ich spojrzenia spotkały się w lustrze. Przytulił ją pod brodą i objął obiema rękami od tyłu. Anna patrzyła na ich odbicie w lustrze i pomyślała, że choć wyglądało to jak zjawisko, to jednocześnie czuła, że wszystko jest na swoim miejscu.
"Nie wiem?" odpowiedziała drżącym głosem, brzmiąc zdezorientowana nawet dla siebie. "Wiesz, że nie znoszę burz." Anna chciała uderzyć się w czoło za to, że zabrzmiała tak głupio, ale to była jedyna odpowiedź, jaką mogła wymyślić w swoim zamęcie.
"Wracaj do łóżka." John powiedział, przesuwając dłonią po jej nadgarstku. Anna poczuła dotyk i zadrżała. John zawsze wiedział, jak ją dotknąć, by doprowadzić ją do szaleństwa. "Obiecuję, że odciągnę twoją uwagę od burzy."
"Z powrotem do łóżka, co?" Anna powiedziała drżącym głosem, opierając się o niego, poddając się jego dotykowi. "Po co?"
"Żeby cię odpowiednio rozproszyć." powiedział cicho, zaczynając całować jej szyję, pozostawiając za sobą ślady ognia. Anna wygięła się w jego stronę, pragnąc więcej, mimo że część jej umysłu krzyczała, że to szaleństwo. Jego dłonie przesunęły się po jej ramionach i delikatnie dotknęły jej piersi. Jej sutki stwardniały pod jego ciepłym dotykiem i mimo zamieszania jęknęła. John jęknął, gdy jej ciało stało się giętkie przeciwko jego, wygięte w tył na jego piersi. Jego ręce zsunęły się po jej niebieskiej nocnej koszuli, zsunęły ramiączka jednym delikatnym ruchem. Opadła, odsłaniając jej piersi, a Anna poczuła, jak ogarnia ją pożądanie, gdy patrzyła, jak jego opalone dłonie zamykają się na jej jaśniejszej skórze.
"Chcę cię." Jego głos był zwierzęcym pomrukiem, który rezonował w jej wnętrzu, aż do kości. Jego dłonie grały na niej jak skrzypek na strunach, a ona usłyszała swój własny jęk w odpowiedzi.
"Boże, John, kiedy mnie dotykasz, nie mogę myśleć o niczym innym. Doprowadzasz mnie do szaleństwa."
"Mnie też," wymruczał, gdy jego dłonie przesunęły się po jej brzuchu, zabierając ze sobą koszulę. Opadła bezgłośnie u jej stóp, zostawiając ją w niebieskiej koronkowej bieliźnie. John zawarczał i podążył za opadającą koszulą palcami, przesuwając je po niej.
"Czuję się jakbym płonęła, jakbym nie mogła oddychać."
"Pozwól, że się tobą zaopiekuję," warknął, gdy jego dłonie znalazły jej majtki. "Jakim byłbym mężczyzną, gdybym nie zaopiekował się swoją żoną?"
Mózg Anny zaciął się na jego słowach.
"Czy on powiedział żona?"