




Rozdział 1 Życie bez miłości
To był jeden z tych dni, kiedy wszystko, co mogło pójść źle, rzeczywiście poszło źle. Wydawało się, że Los Angeles postanowiło ją przeżuć i wypluć. "A kiedy jest inaczej?" mruknęła Anna, ściskając torby z zakupami mocniej przy piersi.
"Oczywiście," zaklęła pod nosem, gdy jedna z toreb pękła. Odgarnęła kosmyk długich rudych włosów za ucho i próbowała zapanować nad torbami. Naprawdę musiała przemknąć się obok mieszkania swojego właściciela.
"Cholera!" syknęła cicho, gdy druga torba się rozdarła. Westchnęła, jej niebieskie oczy czujnie obserwowały, jak omijała stos worków na śmieci. Nie miała pieniędzy na czynsz, a wiedziała, że właściciel miał inne sposoby na pobieranie opłat.
"Anna," zimny, syczący głos dobiegł z cienia, "czy możemy porozmawiać?"
"Pan Droshky!" wykrzyknęła, ledwo trzymając się na nogach, gdy wyszedł spod przepalonej żarówki. "Może poczekać do jutra? Właśnie skończyłam podwójną zmianę i padam z nóg."
"Pan Droshky to był mój ojciec," powiedział z tsknięciem, bawiąc się jej rudymi włosami, "Mów mi Nico. Musimy porozmawiać o czynszu."
"Będę miała pieniądze do końca tygodnia, jak tylko dostanę wypłatę." Anna skrzywiła się, wiedząc, że kłamie. Uśmiechnęła się sztucznie i przytrzymała szwy toreb razem.
"Po co się martwić o wypłatę?" zaśmiał się cicho, zbliżając się do niej. Czuła zapach jego potu zmieszany z imitacją perfum Stetsona. Anna zadrżała z obrzydzenia. "Może," powiedział powoli, patrząc na jej piersi, "możemy się jakoś inaczej dogadać."
"Nie sądzę," powiedziała, wyrywając włosy z jego lepkiego chwytu.
"Daj spokój," sapnął, "mogę być naprawdę delikatny." Anna poważnie w to wątpiła.
"Chyba jednak zapłacę rachunki w tradycyjny sposób." powiedziała, przepychając się obok niego i szybko podchodząc do schodów.
"Twoja strata," krzyknął za nią, oblizując wargi i pocierając brzuch, gdy wracał do swojego mieszkania. "Daj znać, jeśli zmienisz zdanie, będę czekał." Anna zadrżała i pospieszyła na górę, wciąż czując na sobie jego spojrzenie.
"Co za piekło," pomyślała, starając się ignorować karalucha, który uciekł, gdy zapaliło się światło. Odłożyła torby i otworzyła lodówkę, wkładając do środka skromne zakupy. Wytarła ręce o dżinsy i ciężko usiadła, opierając głowę na dłoniach.
"Może mogłabym sprzedać pierścionek, to powinno mnie utrzymać przez kilka miesięcy."
Anna nie chciała otwierać tej puszki Pandory, było tam zbyt wiele bolesnych wspomnień. Mimo że głos w jej głowie krzyczał, by przestała, podeszła do cukiernicy i wyjęła trzykaratowy pierścionek z obrączką, które tam ukrywała.
"Ciekawe, ile byś był wart?" zapytała pierścionek, wsuwając go na palec i obserwując, jak błyszczy.
Pierwsze ostrzeżenie przyszło, gdy deska podłogowa zaskrzypiała. Nie miała zwierząt, a szczury, które czasem biegały, nie były na tyle duże, by powodować skrzypienie desek. Anna wstrzymała oddech, nagle żałując, że nie wzięła psa, który jej przyjaciółka sugerowała.
"Pan Dhronsky?" zawołała cicho, prawie zła na siebie, że ma nadzieję, iż to on.
Nie było odpowiedzi i Anna ostrożnie wysunęła się z kuchni, starając się unikać światła z zewnątrz. Jeśli ktoś był w jej mieszkaniu, musiała dać mu jak najmniej informacji o tym, gdzie się znajduje. Ruszyła w stronę drzwi, gdy w pokoju rozległ się dźwięk cichego oddechu, który nie należał do niej. Wydawał się głośny w ostrej ciszy, jakby wstrzymywali oddech.
Wiedzieli, że tam jest.
Anna rzuciła się do drzwi tak szybko, jak tylko pozwalały jej na to trampki. Intruz nagle wyłonił się z ciemności jak zjawa.
"NIE!" krzyknęła, gdy ręce wyciągnęły się w jej stronę. Kopnęła i trafiła napastnika w nogę, odpychając się. Widziała światło z korytarza, czuła smak bezpieczeństwa, ale wydawało się coraz dalej, im bardziej się do niego zbliżała. Jej oddech był ciężki, ale wiedziała, że musi się stamtąd wydostać.
"Pomocy! Proszę, pomóżcie!" krzyczała głośno, biegnąc do drzwi.
"Nie tak szybko," zachrypnięty głos wyśpiewał, gdy kolejny cień wyłonił się przed nią, odcinając jej drogę do drzwi.
"POMOCY!" krzyczała głośniej, gdy rzucił się na nią. Udało jej się uchylić, ale poczuła podmuch powietrza, gdy ciężka torba zamachnęła się na jej głowę. Próbowała się uchylić, ale trafiła ją, a ona upadła na podłogę z przerażającym hukiem.
"Zaraz umrę," pomyślała smutno, gdy karaluch przemknął po podłodze, a ciosy spadały na nią, i oglądała, jak świat pogrąża się w ciemności.