




Rozdział 6
Margaret wyglądała na zaskoczoną, a potem zauważyła, że oprócz niej i Layli, jedyną klientką w sklepie była Stella, której wyraz twarzy stał się drwiący.
"Margaret, dlaczego jesteś tutaj sama, żeby kupić materac? Gdzie jest twój chłopak Leonard? Nie przyszedł z tobą?"
Margaret nie odpowiedziała i podała kartę sprzedawcy.
Widząc, że Margaret ją ignoruje, twarz Stelli przybrała brzydki wyraz. Pociągnęła Laylę kilka kroków do przodu i stanęła przed Margaret.
"Margaret, jesteś naprawdę mężatką? Dopiero co wzięłaś ślub, a on już pozwala ci kupować materac sama, używając swojej karty? Margaret, Leonard..."
Zasłoniła usta dłonią, jakby nie mogła powiedzieć więcej.
Twarz Layli również była bardzo nieprzyjemna. "Margaret, czy to decyzja, którą podjęłaś za plecami Johna? Chcesz nas zdenerwować? Spójrz na siebie, dopiero co wyszłaś za mąż, a już pędzisz, żeby służyć Leonardowi. Jesteś taka niska?"
Niska?
Margaret prawie wybuchnęła śmiechem.
Wyszła za mąż i kupowała rzeczy do własnego domu, a oni nazywali to niskim?
Sprzedawca stał obok, rozbawiony.
Layla złapała Margaret za ramię. "Nie możesz kupić tego materaca."
Rzeczy w tym sklepie nie były tanie, a materac, który wybrała Margaret, kosztowałby co najmniej kilka tysięcy złotych.
Layla nie martwiła się o Margaret; była po prostu zazdrosna o te tysiące złotych.
Margaret spojrzała zimno na Laylę przed sobą, wyciągając rękę z jej uścisku. "Wydaję swoje pieniądze na zakupy. Co ci do tego? Twoje przywiązanie do moich pieniędzy jest zbyt duże."
Sprzedawca nie mógł się powstrzymać od śmiechu, ale szybko przestał, gdy Layla rzuciła mu gniewne spojrzenie.
"Margaret, John i ja cię wychowaliśmy, a teraz wydajesz pieniądze na Leonarda? Może tobie nie zależy na reputacji, ale nam tak!"
"Jeśli zależy wam na reputacji, to dlaczego pozwoliliście swojej córce Stelli spać z moim narzeczonym Howardem?"
Margaret miała już dość przez ostatnią dekadę.
Teraz, gdy postanowiła zerwać więzi z rodziną Thorne, nie musiała przejmować się ich uczuciami.
Oczy sprzedawcy rozszerzyły się na tę soczystą nowinę, całkowicie skupiony.
Twarze Stelli i Layli zbladły.
"Margaret, Howard nigdy cię nie lubił. Poza tym, jesteś już mężatką. Nie ma potrzeby mówić takich ostrych rzeczy. Czy zapomniałaś o naszej siostrzanej więzi przez te lata? Nadal uważam cię za siostrę."
Oczy Stelli były czerwone, wyglądając na złamane przez słowa Margaret.
Margaret nie chciała tracić więcej czasu. Spojrzała na sprzedawcę i powiedziała: "Przeciągnij kartę i dostarcz to na adres, który właśnie podałam."
Sprzedawca się otrząsnął i szybko zakończył transakcję.
"Margaret, nie bądź taka."
Margaret ich zignorowała, wzięła paragon i zaczęła wychodzić.
Layla, publicznie zawstydzona przez Margaret, była wściekła z powodu ignorowania i bardzo się rozgniewała.
"Margaret, tak właśnie traktujesz mnie i Stellę? Gdyby nie my, już dawno byś nie żyła. Tak nam się odpłacasz?"
Te słowa sprawiły, że ramiona Margaret nieco opadły.
Wiedziała, że przez te wszystkie lata żyła pod ich dachem, i niezależnie od tego, jak ostrożna była, faktycznie żyła na koszt rodziny Thorne.
Spojrzała na matkę i córkę Thorne, stojące ramię w ramię, i nagle poczuła, że chce się śmiać.
Krew nie woda.
"Layla, co właściwie chcesz powiedzieć?"
Margaret westchnęła i złagodziła ton.
Stella szybko się wtrąciła: "Margaret, czy sytuacja Leonarda jest naprawdę aż tak zła? Nie stać go nawet na materac? Pieniądze na tej karcie dał ci tata, prawda?"
Oczy Margaret zadrgały. Myśleli, że pieniądze na karcie są od Johna.
Layla, wściekła, spojrzała na nią. "John dał ci pieniądze, a ty wydajesz je na Leonarda? Jeśli Leonard dowie się, jak nisko się zachowujesz i coś mu się stanie, co zrobisz?"
Jej twarz wykrzywiła się, oczy wytrzeszczone, wyglądała odrażająco.
Widząc upór Margaret, podniosła rękę i spoliczkowała ją.
Plask był głośny i wyraźny, a sprzedawczyni zamarła.
"Proszę pani, proszę nie używać przemocy!"
To był sklep, a jeśli coś się stanie, sprzedawczyni też będzie miała kłopoty.
"To moja sprawa rodzinna. Co ci do tego? Margaret, przesadzasz!"
Stella patrzyła, jak Margaret dostaje policzek, i czuła satysfakcję.
Ona miała kochających rodziców, a Margaret była tylko sierotą. Jak mogła się z nią równać?
Margaret nie mogła jej pokonać.
Margaret trzymała się za twarz, strona, którą dostała, była już zdrętwiała, co pokazywało, jak mocno Layla ją uderzyła.
"Margaret, sama sobie na to zasłużyłaś. Gdybyś nie była taka uparta, mama by cię nie uderzyła. Przyznaj się do błędu, a to się skończy... Ah!!"
Zanim zdążyła dokończyć, Margaret oddała jej policzek.
Stella była w szoku, nie mogła uwierzyć, że Margaret odważyła się ją uderzyć!
"Jesteś szalona, Margaret? Jak śmiesz uderzyć Stellę!"
Margaret rozprostowała nadgarstek. Uderzyła tak mocno, że aż zdrętwiał.
"Uderzyłaś mnie, ja uderzyłam Stellę. Czy to nie jest sprawiedliwe?"
Była na tyle sprytna, by nie uderzyć starszej w miejscu publicznym.
Ale Stella była młodsza od niej, więc co z tego, że ją uderzyła?
Po spoliczkowaniu Stelli, Margaret szturchnęła ją ramieniem i zaczęła odchodzić.
"Margaret, mama jest wciąż twoim starszym."
Margaret pomyślała, że Stella jeszcze nie miała dość i zamierzała ją znowu uderzyć, ale zanim zdążyła, Stella potknęła się i uderzyła w filar za sobą. "Ah!"
Margaret spojrzała na swoją rękę w szoku. Czy naprawdę była taka silna?
W następnej sekundzie jej ramię zostało złapane i wykręcone za plecy.
"Margaret, co ty wyprawiasz?"
Howard zmarszczył brwi na Margaret, pełen złości.
"Howard, nie obwiniaj Margaret. Nie chciała tego."
Znowu to samo, z tą fałszywą grą.
Howard spojrzał na żałosną twarz Stelli i zmarszczył brwi. "Dlaczego tak nienawidzisz Stelli, Margaret? Nigdy nie wiedziałem, że jesteś taka złośliwa."
Złośliwa?
Margaret prychnęła. "Teraz już wiesz. Teraz się rusz."
Twarz Howarda zesztywniała na jej słowa. "Margaret, ty..."
Zanim zdążył dokończyć, za Margaret pojawił się mężczyzna. Leonard, z długimi nogami, stanął obok niej bez wahania i naturalnie objął ją w talii.