




Rozdział 10
Margaret była całowana przez niego. Jego umiejętności w całowaniu były tak dobre, że nie mogła się oprzeć.
Czuła, jak całe jej ciało robi się gorące i nie wiedziała, jak sobie z tym poradzić. Mogła tylko patrzeć na przystojną twarz Leonarda, która była tak blisko jej, szeroko otwartymi oczami.
Pocałunek wydawał się trwać wieczność. Gdy Leonard w końcu ją puścił, niemal natychmiast uczepiła się jego szyi jak koala.
Leonard uznał ją za uroczo nieporadną. Była już dorosła i miała wkrótce wyjść za Howarda, a mimo to nie wiedziała, jak oddychać podczas całowania. Gdyby nie puścił jej w porę, mogłaby się udusić.
Pocałował ją na początku, bo uznał, że jest za głośna, ale gdy poczuł jej miękkie usta, nie mógł przestać i chciał się w tym zatracić.
Miała taką magiczną moc, która sprawiała, że uzależniał się od jej pocałunków.
A to był tylko pocałunek. Gdyby uprawiali miłość, czy nie byłoby to jeszcze bardziej...
Na tę myśl Leonard zdał sobie sprawę, że przesadza, więc puścił jej smukłą talię.
Margaret cofnęła się kilka kroków, jakby porażona prądem, z zarumienioną twarzą.
„Dlaczego mnie pocałowałeś?”
Jej pytanie było trochę głupie i żałowała go, jak tylko je zadała.
Leonard patrzył na nią cicho, jego oczy były ciemne i drapieżne, jakby miał ją pożreć w następnej sekundzie.
„Bo byłem szczęśliwy.”
Szczęśliwy?
To była taka prosta i bezpośrednia wymówka.
Po zmianie butów Leonard poszedł do swojej sypialni, która właściwie była Margaret.
W środku było biurko, a na nim jego laptop do pracy.
Margaret była też trochę zmęczona, ale nie musiała pracować przez następne kilka dni, więc była o wiele bardziej zrelaksowana niż Leonard.
Podczas gotowania odkryła, że skończyły się zielone cebulki. Zapomniała je kupić wcześniej w supermarkecie, więc podeszła do drzwi sypialni Leonarda. „Idę na dół kupić zielone cebulki. Zaraz wrócę.”
Leonard nawet nie podniósł głowy. „Dobrze.”
Margaret zmieniła buty i wyszła. Nie zdążyła jeszcze dojść do windy, gdy duże ręce wciągnęły ją do klatki schodowej. Była przerażona i miała krzyknąć o pomoc, gdy ręka zasłoniła jej usta.
Szeroko otworzyła oczy i zobaczyła, że osobą przed nią był Howard.
Howard wyglądał na nieco oszołomionego i śmierdział alkoholem. Było jasne, że jest pijany.
Pochylił się blisko Margaret i wyszeptał: „Nie krzycz.”
Margaret podniosła rękę, by go odepchnąć, ale stał niewzruszony jak góra.
„Howard, co ty wyprawiasz!”
Pojawił się nagle pod jej drzwiami, sprawiając, że pomyślała, że jest jakimś perwersyjnym mordercą.
Howard patrzył na nią głęboko, przyciskając ją do ściany. Zbliżał się coraz bardziej, używając kolana, by rozchylić jej nogi i powoli przesuwając się w górę, naciskając na jej dolną część ciała.
„Howard!”
Margaret była zarówno zła, jak i zirytowana, jej głos był ostrzejszy niż wcześniej. Widząc to, Howard pochylił się, by ją pocałować.
Powiedział jej, żeby nie krzyczała, ale Margaret po prostu nie chciała słuchać.
Patrząc na jej pełne, wiśniowoczerwone usta, poczuł przypływ ciepła w dolnej części ciała. Jej delikatna twarz była tak urocza.
Nie mógł się powstrzymać, by się do niej nie nachylić i ją pocałować.
Margaret mocno zacisnęła usta, gorączkowo unikając jego pocałunku.
Nie wiedziała, czego od niej chce dzisiaj. Przyszedł, żeby ją upokorzyć?
Czyż nie upokorzył jej wystarczająco na weselu ze Stellą? Teraz chciał to zrobić znowu w ten sposób?
Na tę myśl poczuła, jak wzbiera w niej gniew. Zanim zdążył zareagować, podniosła rękę i mocno go spoliczkowała.
"Puszczaj mnie!"
Cios zaskoczył Howarda. Zasłonił twarz, patrząc na Margaret z niedowierzaniem.
Zawsze była przy nim taka słaba. Kiedy stała się taka zimna i gwałtowna?
Alkohol podsycił jego złość, sprawiając, że był jeszcze bardziej wściekły niż zwykle.
"Margaret, kto dał ci prawo mnie uderzyć!"
Margaret cofnęła się o krok, poprawiając ubranie, które prawie jej rozerwał. "Zachowywałeś się jak dupek. Dlaczego miałabym cię nie uderzyć? Trzymaj się ode mnie z daleka w przyszłości. Stella może nie mieć nic przeciwko brudowi, ale ja mam. Jeśli to się powtórzy, zadzwonię na policję!"
Próba molestowania to przestępstwo!
Howard zadrwił z jej słów. "Margaret, kto tu naprawdę jest brudny? Przypomnieć ci, jak bezwstydna jesteś? Jakie masz prawo nazywać mnie brudnym?"
Margaret nie chciała już tracić z nim czasu.
Nieważne, kto był brudny. Nigdy więcej nie chciała go widzieć w swoim życiu.
Nie powiedziała ani słowa więcej, mocniej owijając się ubraniem i szykując się, by zejść na dół po cebulę.
Ale nie zdążyła zrobić dwóch kroków, gdy jej nadgarstek został ponownie złapany, tym razem jeszcze mocniej, bez śladu litości.
"Margaret, jakie masz prawo... jakie masz prawo traktować mnie w ten sposób!"
Margaret nie mogła go zrozumieć, ale jego oczy były już przekrwione, wyraźnie na szczycie złości.
Chwycił jej ramiona, używając dużo siły.
Margaret skrzywiła się z bólu. "Jakie prawo? To ja powinnam cię o to zapytać. Jakie masz prawo myśleć, że po zdradzie, po tym jak spałeś ze Stellą na naszym weselu, powinnam się do ciebie przywiązać? I teraz masz czelność mnie o to pytać? Jakie masz prawo!"
Czy naprawdę myślał, że jest kimś wyjątkowym?
Ale jej oskarżenia zdawały się do niego nie docierać. Howard po prostu patrzył na nią z wściekłością. Patrzyli na siebie, żadne z nich nie chciało ustąpić.
Po długiej chwili, kiedy Margaret niemal zdrętwiały nogi, w końcu usłyszała, jak cicho mówi: "Stella jest w ciąży."
Margaret wstrzymała oddech i na moment zaniemówiła.
Kiedy w końcu się otrząsnęła, jej oczy pełne były sarkazmu. "Przyszedłeś tu pijany tylko po to, żeby mi to powiedzieć? Jakie to zabawne. Myślisz, że powinnam ci pogratulować czy dać prezent?"
Ich ślub odbył się zaledwie dwa dni temu, a Stella już była w ciąży. Było jasne, ile razy był z nią za jej plecami.
Sama myśl o tym przyprawiała ją o mdłości.
Howard wziął głęboki oddech, patrząc na jej twarz pełną obrzydzenia, i ponownie się odezwał. "Margaret..."
Margaret krzyknęła, "Zamknij się! Nie zasługujesz, by tak mnie nazywać!"
Słysząc, jak nazywa ją tak intymnie, czuła mdłości.
Widząc ją tak wzburzoną, Howard przyciągnął ją do siebie z siłą, trzymając ją mocno.
"Margaret... nie..."
Czując jej znajomy zapach, Howard nagle poczuł spokój.
Chciał, aby wszystko pozostało w tej chwili i nie posuwało się naprzód.