Read with BonusRead with Bonus

Zdrada

Perspektywa Ivery Clark

Miękkie światło miejskich latarni przesączało się przez okno samochodu, malując przelotne wzory na pudełku, które kurczowo trzymałam na kolanach.

Serce biło mi szybciej z podekscytowania, gdy delikatnie dotykałam wstążki owiniętej wokół prezentu rocznicowego.

W środku był zegarek — elegancki, ponadczasowy — z wygrawerowanym napisem "Na zawsze, John. Twoja, Ivery."

Wyobrażałam sobie ten moment setki razy: zaskoczenie na jego twarzy, jego ramiona przyciągające mnie do siebie i szeptana obietnica wieczności.

Wiadomość, którą wysłał wcześniej, wciąż tkwiła w mojej głowie: "Spotkajmy się w SkyView Hall o 19:00. Mam coś specjalnego zaplanowane."

To było tak nie w jego stylu, wybierając publiczne miejsce na rocznicę. John zawsze wolał ciche, intymne chwile.

Ale przekonałam samą siebie, że to część niespodzianki, że może tym razem chciał zrobić coś niezwykłego dla nas.

Jestem taka podekscytowana..!

Gdy samochód się zatrzymał, wysiadłam, a moje obcasy stuknęły o brukowaną ścieżkę prowadzącą do okazałego miejsca.

Powietrze było rześkie, przesiąknięte zapachem świeżego deszczu, a moja pierś wypełniła się ekscytacją.

Dzisiejsza noc miała być idealna. Musiała być.

Ale gdy zbliżałam się, świat wokół mnie zaczął się zmieniać. Szum tłumu, błysk fleszy, zgiełk reporterów — wszystko było nie tak.

Czy John to wszystko zorganizował? Ale dlaczego? Skąd miał pieniądze na to wszystko?

Moje kroki osłabły, gdy zamęt zaczął mnie ogarniać.

Co tu się dzieje?

Przez chaos dostrzegłam ją. Fayre. Ubraną w szkarłatną suknię, z uśmiechem ostrym jak brzytwa, stała na scenie, jakby była właścicielką świata. Mój żołądek skręcił się z bólu.

Fayre Cooper?

Fayre nie była byle kim — była moim koszmarem uosobionym, dziewczyną, która kiedyś zamieniła moje życie w piekło. Moja szkolna prześladowczyni.

Głos rozległ się przez głośniki, uciszając tłum. To był głos Fayre. Słodki i śmiertelny, ociekający triumfem.

"Dziękuję wszystkim za przybycie," zaczęła, wzrokiem omiatając salę, zanim zatrzymała się na mnie. "To wyjątkowy wieczór dla mnie i Johna. Z radością ogłaszamy..." Zatrzymała się, a jej uśmiech się poszerzył. "Jesteśmy zaręczeni."

Słowa nie dotarły do mnie od razu. Mrugnęłam, czując, jak powietrze ucieka z moich płuc.

Co? Zaręczeni?

Co się dzieje? Skąd John zna Fayre? Kiedy się poznali?

"Aby uczynić to jeszcze bardziej znaczącym," kontynuowała, z zadowolonym spojrzeniem na publiczność, "jesteśmy w sobie zakochani od dziewięciu miesięcy. Nie było łatwo utrzymać to w tajemnicy, ale wiedzieliśmy, że warto."

Dziewięć miesięcy?

Pokój zaczął wirować, a ja poczułam, jakby bomba eksplodowała. Co!?

Mocniej ścisnęłam pudełko z prezentem, moje knykcie zbielały. W uszach dźwięczały słowa Fayre. Dziewięć miesięcy?

Ja i John byliśmy razem od dziecka, a jako para od trzech lat. Ale ona mówi, że są razem od kilku miesięcy? Czy wszystko było kłamstwem?

Lata uśmiechów, obietnic, miłości, wszystko było kłamstwem!? Moje kolana ugięły się, gdy uderzyła mnie ta świadomość jak grom z jasnego nieba.

I wtedy go zobaczyłam.

John wszedł na scenę, jego ramię naturalnie owinęło się wokół jej talii. To samo ramię, które trzymało mnie w burzowe noce. Ten sam mężczyzna, który kiedyś szeptał, że nie może beze mnie żyć. Jego uśmiech był jasny, szczery, ale nie dla mnie.

Wziął mikrofon, jego głos był pewny i ciepły. "Fayre jest dla mnie wszystkim," powiedział, a jego słowa przeszyły mnie jak nóż. "Nie mogę się doczekać, żeby spędzić z nią resztę życia."

Tłum wybuchł oklaskami, aplauz rozbrzmiewał po sali, ale ja stałam zamrożona w mgle niedowierzania i bólu.

Każde wspomnienie z Johnem — noce, które spędzaliśmy marząc o przyszłości, sposób, w jaki na mnie patrzył, jakbym była jego całym światem — w jednej chwili zamieniło się w popiół. Patrzył na mnie z miłością, ale to nie było prawdziwe. Nic z tego nie było prawdziwe.

Prezent wyślizgnął się z moich rąk, wstążka rozwinęła się, a pudełko upadło na podłogę z głuchym łoskotem.

Oczy Fayre spotkały moje z drugiego końca sali, jej uśmiech był jadowity, triumfujący.

"Zakończymy to. Dziękujemy wszystkim za przybycie i za wasze błogosławieństwa." Udawała uśmiech, wciąż patrząc na mnie.

Wiedziała, że to był mój chłopak, prawda? Wszystko to zaaranżowała.

Fayre była urodzoną psychopatką. Żywiła się słabościami i płaczem ludzi. Była bezbożnym demonem, który miażdżył ludzi pod sobą, czerpiąc z tego radość niczym z zabawy.

Myślałam, że nasze drogi się rozeszły po ukończeniu szkoły i że każda z nas poszła swoją drogą. Ale znów pojawiła się w moim życiu.

I teraz to ona tym wszystkim kieruje. To nie było tylko ogłoszenie — to był spektakl, deklaracja jej zwycięstwa.

Moja klatka piersiowa unosiła się, a wzrok zamazywał się od łez, ale odmówiłam złamania się tutaj. Nie przed nimi. Nie tam, gdzie mogłaby zobaczyć pełen zakres swojego zniszczenia.

Odwróciłam się na pięcie, gdy jej głos zabrzmiał za mną. "Panno Ivery Clark, dokąd myślisz, że idziesz?"

Powoli w mojej piersi zaczęła rosnąć wściekłość, gdy odwróciłam się, by stawić czoła jej postaci w idealnie dopasowanej, karmazynowej sukni.

Patrzyła na mnie tak, jak zawsze — jakbym była poniżej niej, jak bezpański pies, którego kopnęła i zostawiła w błocie.

"Odchodzisz tak szybko? Może nie podobało ci się ogłoszenie?” Fayre skrzyżowała ramiona, przechylając głowę z udawaną troską. “Poza tym wydawałaś się wcześniej trochę blada. Martwiłam się. Dlaczego nie zostaniesz na jedzenie? Widzisz, zorganizowaliśmy bankiet na przyjęcie zaręczynowe."

„Powinnaś się dobrze bawić, póki tu jesteś — w końcu to nie tak, że kiedykolwiek zjesz gdzieś tak elegancko, biorąc pod uwagę twój niższy status."

Moja klatka piersiowa ścisnęła się, gdy upokorzenie przebiło się przez mnie, ale zmusiłam się, by utrzymać jej spojrzenie. „Nie masz wstydu? Udajesz taką pewną siebie, kradnąc cudzych mężczyzn? Wszystko to zaplanowałaś, prawda? To ty wysłałaś mi adres."

Spojrzałam na nią gniewnie, "Zaproszenie, ogłoszenie, cały ten absurdalny spektakl — tylko po to, żeby mnie upokorzyć. Jakim człowiekiem jesteś?”

"Dobrze wiesz, jakim człowiekiem jestem, prawda?" Jej uśmiech się poszerzył, a spojrzenie zwęziło jak u kota bawiącego się uwięzioną myszą.

„Jestem osobą, która bierze, co chce. Osobą, która nie czeka na resztki jak ty. Zawsze byłaś taka… żałosna, Ivery. W szkole udawałaś lepszą, zachowywałaś się tak wyniośle z tymi swoimi uśmieszkami i naiwnymi pomysłami na świat. To było odrażające. A teraz? Spójrz na siebie — złamana i zdesperowana, wciąż trzymająca się fantazji.”

"Czego jeszcze ode mnie chcesz, Fayre? Całe życie w szkole spędziłaś na niszczeniu mnie, bo nie mogłaś znieść, że jestem szczęśliwa. Nie czujesz winy ani wstydu?"

Jej uśmiech zadrżał na chwilę, zanim powrócił, ostrzejszy tym razem. „Wina? Wstyd? Och, Ivery, kochanie,” wyszydziła. „Za co miałabym je czuć? Za to, że zdobyłam to, na co zasłużyłam? Zarobiłam na to życie — wszystko, co mam, w tym Johna. A co masz ty? Złamane serce i nikogo, kto by je poskładał.”

"Byłaś nikim wtedy i jesteś nikim teraz. Mężczyzna taki jak John nigdy nie był twój. Powinnaś była wiedzieć lepiej, niż próbować rościć sobie prawo do czegoś, czego nie mogłaś utrzymać.”

„A ty powinnaś była wiedzieć lepiej, niż budować swoje szczęście na cudzym nieszczęściu,” powiedziałam, a mój głos przeciął jej tyradę jak stal.

„Możesz zatrzymać Johna, Fayre. Wy dwoje zasługujecie na siebie — kłamcy, oszuści i tchórze. Ale nie myśl przez chwilę, że wygrałaś. Bo to nie koniec. Pewnego dnia życie, które zbudowałaś na kłamstwach, runie."

„Całe życie spędziłaś, próbując zabrać to, co mają inni, bo w głębi duszy wiesz, że nigdy nie będziesz wystarczająca. Ani dla Johna, ani dla nikogo innego. I pewnego dnia, kiedy wszystko, co ukradłaś, się rozpadnie, zostaniesz z niczym poza swoją żałosną potrzebą uwagi i pustką, od której całe życie uciekałaś.”

Jej twarz zaczerwieniła się, a usta rozchyliły się, by odpowiedzieć, "Ty... kim myślisz, że jesteś!?"

"Nie wiesz nic o mnie!" Rzuciła się na mnie w dzikim ataku wściekłości, a tym razem nie byłam wystarczająco szybka, by jej uniknąć.

Jej ręka chwyciła mnie za płaszcz, a w szamotaninie uderzyłyśmy o pobliski stół, przewracając kieliszek szampana na podłogę.

„Co do cholery!? Przestań, Fayre!” krzyknęłam.

Previous ChapterNext Chapter